14. Nie możemy mieć kryzysu!
Słówko od Dolly~
Tak więc ten rozdział to bardziej... wytwór mojej wyobraźni, aczkolwiek zainspirowany prawdziwymi zdarzeniami. To wcale nie było tak, że przeglądając serwerową gazetkę wpadłam na pomysł napisania czegoś o kradzieżach w Kasynie, w ogóle! xD
W każdym razie, mam nadzieję, że rozdział się spodoba :3
===
Sytuacja nie wydarzyłaby się, gdyby nie pewna niewinna decyzja sprzed paru miesięcy. A właściwie za czasów, kiedy w naszych szeregach gościliśmy Feldmarszałka Waluigiego (odkąd wyruszył na front, usłyszeliśmy od niego parę wiadomości. W chwili obecnej ubiegał się o amnestię i próbuje zacząć nowe życie). Jednak, żeby zbytnio się nie rozpisywać - zapewne jesteście ciekawi, czemu o nim wspomniałam...
Bądź co bądź, Kasyno było jego inicjatywą.
Kasyno - zbiorowisko kochających hazard degeneratów. Miejsce spowite dymem cygar, pełne graczy gotowych postawić na szali wszystkie swoje oszczędności, by oddać je w ręce zdradzieckiego losu... Tak wyglądałoby Kasyno, gdyby nasz serwer znajdował się w Las Vegas. Ale ponieważ nasz serwer nie jest siedliskiem zła, nasze Kasyno wygląda bardziej przyjaźnie. Oczywiście - podejrzewam, że gdy nikt nie patrzył, działy się tam rzeczy bardziej nieodpowiednie, niż w Vegas. Bardzo podobne sytuacje miały miejsce na przykład na kanale Roleplay, zwykle w nocy, kiedy prawie wszyscy spali. Wówczas RP stawał się bardziej zbereźny niż kosmate myśli w studni Kimoki.
A przynajmniej słyszałam takie plotki.
W każdym razie, nawet jeśli Waluigi walczył na froncie i tak trochę nie był już z nami, Kasyno działało nadal. VanDer wziął na siebie ogromną odpowiedzialność, jaka się z tym wiązała i postanowił nieco je podrasować.
Tak więc ludzie przychodzili, wydawali wirtualne pieniążki i robili walki kurczaków...
Wszystko wydawało się spokojnie toczyć swoim torem. Do czasu...
===
Akurat siedzieliśmy w salonie arystokracji, kiedy...
Nie. Wiecie co? Teraz powinnam napisać "nagle stało się to i tamto", ale już tyle razy zaczynałam tak rozdział, że zaczyna wiać nudą. Dlatego dla odmiany NIE siedzieliśmy w salonie arystokracji, oj nie!
VanDer tam był, bo kończył parę spraw kosmetycznych związanych z botami. Ten do ankiet miał się okazać sukcesem w niedalekiej przyszłości (a także powodem do paniki na serwerze, ale o tym kiedy indziej). Grunt, że VDF był akurat w dobrym miejscu i o dobrej porze, a cała reszta... Cóż.
Aldu akurat zwiedzał razem z Vanish chat ogólny, Kimoki postanowiła zająć się swoją studnią, Caton najprawdopodobniej siedział w gabinecie i grał w LoLa, rozmyślając nad kolejnym planem dotyczącym chowania dziecków w strojach...
Mógł też po raz kolejny dawać opierDoll Dave'owi. Fioletowy miał pecha, jeśli chodzi o pilnowanie piwnicy - słyszałam coś o Toy Chice z wolnego wybiegu, bo sprawą przetrzymywanego kurczaka zainteresowały się organizacje broniące praw zwierząt. Swego czasu widziałam jak grupa ludzi z transparentami robiła pikietę pod biurem szefa, krzycząc hasła "NIE DLA CHOWU KLATKOWEGO!" i "JAJKA TYLKO KLASY ZERO!". Głuptasy nie rozumieją, że genetyka nie działa w ten sposób i z królika i kurczaka jajek raczej nie będzie.
Wracając jednak do ów feralnej sytuacji - wszyscy byli tam, gdzie co prawda być powinni, ale nie tam, gdzie mieli okazać się potrzebni.
Bo oto nagle okazało się, że do Kasyna ktoś się... włamał. I zajumał sporą sumkę, za którą pewnie mógłby kupić sobie prywatną wyspę z domkiem. I helikopter, żeby tam dotrzeć.
===
Byłam zajęta przeglądaniem ogłoszeń na kanale Propozycje, kiedy nagle rozbrzmiał mój telefon. A skoro dzwonił, to oznaczało kłopoty na serwerze. Tylko Potwory wiedzą, że aby dodzwonić się na dollicję, trzeba wykręcić 3838.
Dostrzegłam na wyświetlaczu nieznany numer. Odebrałam.
- Dollicja, co się dzieje?
- MUSISZ SZYBKO PRZYJŚĆ DO KASYNA, MAMY KRYZYS! - usłyszałam w słuchawce.
- Jaki kryzys?! - w moim głosie rozbrzmiała nutka paniki. - Nie możemy mieć kryzysu, mam wystarczająco napięty grafik! A tak w ogóle, kto mówi?
Z tego wszystkiego nawet nie rozpoznałam głosu dzwoniącego.
- ĆMA, A KTO! - zabrzmiała odpowiedź.
- Aaaaa, Ćma! Pewnie wykręcenie numeru zajęło Ci sporo czasu, skoro nie masz kciuków przeciwstawnych? - zarzuciłam żartem, próbując opanować narastający stres.
Skierowałam się w stronę wyjścia z Propozycji. Do Kasyna był kawałek drogi, a biorąc pod uwagę fakt iż nigdy tam nie zaglądam, modliłam się w duchu do Jeża Anaszpana, by zesłał na mnie łaskę Jabłuszka Wiecznego i nie pozwolił mi się zgubić.
Słyszałam w słuchawce jakieś... ni to wystrzały, ni to wybuchy.
- To nie pora na żarty, Dolly! Jest tu z nami Foxy, Szczerbata, Kot, Freddy i paru innych, chowamy się pod stołami do billardu i black jacka! Przybiegnij jak najszybciej!
- Co tam się dzieje?! - zapytałam poważnie, próbując nie dać po sobie poznać, jak bardzo spanikowana byłam.
Odpowiedź do mnie nie dotarła, choć połączenie nie zostało przerwane. Słyszałam jedynie niepokojące hałasy i dzwonienie alarmu, który zapewne załączył się po obrabowaniu kasynowego banku. Kilka razy wzywałam użytkowników serwera, jednak nikt się nie odezwał.
Należało złapać złodzieja, a przez ilość zabezpieczeń jaka mogła zostać aktywowana, tym zadaniem mógł się zająć jedynie VanDer. Byłam już w trakcie pisania do niego wiadomości, kiedy to on wysłała do mnie wiadomość pierwszy.
"Już o wszystkim wiem, jestem na miejscu!", głosił tekst.
Kamień z serca, przynajmniej jedna sprawa załatwiona.
Akurat przebiegłam obok drzwi do chatu ogólnego, kiedy te się otworzyły i Alduin wypadł na korytarz, biegnąc w tym samym kierunku co ja. Ucieszyłam się - najwidoczniej Jeż Anaszpan mnie wysłuchał, bo Aldu doskonale znał drogę do miejsca kwitnącego hazardem, więc szanse na zgubienie się w piwnicznym labiryncie zmalały.
- Słyszałem, że obrabowali Kasyno! - oznajmił podekscytowany.
Nie żeby coś, ale sama byłam pod wpływem adrenaliny, więc wcale nie dziwiłam się jego ekscytacji.
- Owszem, VanDer jest już na miejscu i ogarnia kto dokonał kradzieży...
- Pfff, niech ogarnia, ale to nie znaczy, że nas nie potrzebują na miejscu zbrodni! - Tygrys odwrócił głowę w moją stronę i uśmiechnął się szeroko. - Dwóch admów jest lepszych niż jeden! Poza tym... kiedy VD w końcu znajdzie tego rabusia od siedmiu boleści, ktoś będzie musiał wymierzyć sprawiedliwość! Aż mnie świerzbią moje Puchate Łapki WpierDollu!
===
Kasyno było chyba jednym z niewielu miejsc, do którego wchodziło się inaczej niż przez zwykłe drzwi. Jeśli jesteście fanami westernów albo chociaż kojarzycie klimaty Dzikiego Zachodu (i nie, nie mówię tutaj o sytuacji w Niemczech albo innych multi-kulti... choć przyznam: tam to dopiero jest dziko), zapewne wiecie, jak wygląda wejście do typowego saloonu.
Takie właśnie drewniane, wyrwane z zawiasów podwójne drzwiczki przywitały nas u wrót Kasyna. Zanim jednak weszliśmy do środka, wybiegł z niego koń. Na grzbiecie zwierzęcia siedziała jakaś postać - jednak ani ja, ani Aldu nie byliśmy w stanie rozpoznać jego tożsamości.
Mignęła nam jedynie czarna peleryna i maska. Osobnik chyba wcześniej obrabował sklep ze strojami na bal przebierańców i akurat trafił mu się Zorro.
- Wow, co to był za jeździec apokalipsy? - zapytałam, choć nie kierowałam pytania do nikogo konkretnego.
- Jakiś mroczny jeździec czy ki czort... - powiedział Papa Tygrys, wpatrzony w korytarz - a dokładniej miejsce, gdzie zniknął tajemniczy jegomość.
- Wypraszam sobie!
W przejściu stanął Mroczny Jeździec, krzyżując ramiona. Już z daleka dało się wyczuć, że jest podirytowany.
- Zostałem już wrobiony w tyle dziwnych akcji, że to kosmos, ale W TO nie pozwolę się wplątać! Co za administracja, TFU!
Ostentacyjnie splunął nam pod nogi i poszedł w tylko sobie znanym kierunku. Zerknęliśmy po sobie z Alduinem i wzruszyliśmy ramionami. Jakby nie patrzeć, nie wszyscy musieli nas lubić...
Weszliśmy do środka. Ludzie zaczęli już wychodzić ze swoich kryjówek. Wyglądało na to, że każdy chował się tam, gdzie mógł: pod stołami, za barem, za tarczą na rzutki... Foxy i Szczerbata wyszli z szafy grającej, Meki i Kiri natomiast wyłonili się zza stojącej w kącie pomieszczenia palmy w doniczce. Polarna rozejrzała się z obawą, niechętnie przymierzając się do zeskoczenia z wiszącej pod sufitem lampy.
VanDer stał przy barze, spisując zeznania od Kszlagka i Fondera. Dwójka młodzieńców wydawała się wiedzieć najwięcej o całym zajściu - prawdopodobnie dlatego, że ukryli się za barowym blatem, w pobliżu którego miało miejsce przestępstwo.
- I jak, już wiadomo, kto za tym wszystkim stoi? - zapytałam, podchodząc bliżej.
- Niestety nie... Złodziej zdążył uciec, ale miał konia, więc nikt go nie gonił - VDF lekko wzruszył ramieniem. - I tak go wytropię, spokojnie. Zostawił za dużo śladów, żeby pozostać anonimowym na długo...
- A już myślałem, że moja puchata łapka będzie mogła wymierzyć sprawiedliwość... - Aldu skrzywił się nieznacznie. - No trudno. Skoro jednak już tu jestem...
- Chwila, czy ty mi chcesz powiedzieć, że zamierzasz teraz wydawać pieniądze na jakiegoś pokera czy inne ruletki? - zapytałam niedowierzająco.
- No coś ty! Chciałem tylko zacząć pomnażać swój kapitał! - Alduin uśmiechnął się szeroko i "patnął" mnie po głowie. - Też powinnaś czasem spróbować, Dolly!
- Nie tak prędko z tym kapitałem... Z kont zniknęły znaczne sumy pieniędzy!
VanDer wyjął jakiś wichajster z rękawa i szybko wklepał weń jakąś komendę. Nie wiedziałam, że protisty Protossy mają jakąś bardziej zaawansowaną technologię, pozwalającą zaglądać w bankowe konta...
VDF przez chwilę grzebał w systemie, a potem westchnął ciężko. Pokręcił głową z dezaprobatą i użył interkomu, by ogłosić wszem i wobec, co dalej.
- Wszyscy, którzy stracili pieniądze, niech ustawią się w kolejce do mnie! Usterki związane z działalnością Kasyna zostaną naprawione już niebawem, pojawią się również nowe przedmioty... Póki co jednak, musimy zażegnać ten kryzys!
W czasie, kiedy ludzie zaczęli tworzyć dość znaczną kolejkę, ja zastanawiałam się, kim był tajemniczy uciekinier? Musimy go złapać jak najprędzej... Kto wie, jakie jeszcze szkody będzie mógł wyrządzić!
- ...czyli co, na razie niezbyt sobie pogramy? - zapytał Clocker.
- Na to wygląda - odparłam.
- Wobec tego nie wiem jak wy, ja idę grać w butelkę na Roleplay. Kto idzie ze mną?
I tym sposobem Kasyno znacznie opustoszało.
Ci ludzie coś za bardzo lubią hazard...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro