Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14. Nie możemy mieć kryzysu!

Słówko od Dolly~
Tak więc ten rozdział to bardziej... wytwór mojej wyobraźni, aczkolwiek zainspirowany prawdziwymi zdarzeniami. To wcale nie było tak, że przeglądając serwerową gazetkę wpadłam na pomysł napisania czegoś o kradzieżach w Kasynie, w ogóle! xD
W każdym razie, mam nadzieję, że rozdział się spodoba :3
===

Sytuacja nie wydarzyłaby się, gdyby nie pewna niewinna decyzja sprzed paru miesięcy. A właściwie za czasów, kiedy w naszych szeregach gościliśmy Feldmarszałka Waluigiego (odkąd wyruszył na front, usłyszeliśmy od niego parę wiadomości. W chwili obecnej ubiegał się o amnestię i próbuje zacząć nowe życie). Jednak, żeby zbytnio się nie rozpisywać - zapewne jesteście ciekawi, czemu o nim wspomniałam...

Bądź co bądź, Kasyno było jego inicjatywą.

Kasyno - zbiorowisko kochających hazard degeneratów. Miejsce spowite dymem cygar, pełne graczy gotowych postawić na szali wszystkie swoje oszczędności, by oddać je w ręce zdradzieckiego losu... Tak wyglądałoby Kasyno, gdyby nasz serwer znajdował się w Las Vegas. Ale ponieważ nasz serwer nie jest siedliskiem zła, nasze Kasyno wygląda bardziej przyjaźnie. Oczywiście - podejrzewam, że gdy nikt nie patrzył, działy się tam rzeczy bardziej nieodpowiednie, niż w Vegas. Bardzo podobne sytuacje miały miejsce na przykład na kanale Roleplay, zwykle w nocy, kiedy prawie wszyscy spali. Wówczas RP stawał się bardziej zbereźny niż kosmate myśli w studni Kimoki.

A przynajmniej słyszałam takie plotki.

W każdym razie, nawet jeśli Waluigi walczył na froncie i tak trochę nie był już z nami, Kasyno działało nadal. VanDer wziął na siebie ogromną odpowiedzialność, jaka się z tym wiązała i postanowił nieco je podrasować.

Tak więc ludzie przychodzili, wydawali wirtualne pieniążki i robili walki kurczaków...

Wszystko wydawało się spokojnie toczyć swoim torem. Do czasu...

===

Akurat siedzieliśmy w salonie arystokracji, kiedy...

Nie. Wiecie co? Teraz powinnam napisać "nagle stało się to i tamto", ale już tyle razy zaczynałam tak rozdział, że zaczyna wiać nudą. Dlatego dla odmiany NIE siedzieliśmy w salonie arystokracji, oj nie!

VanDer tam był, bo kończył parę spraw kosmetycznych związanych z botami. Ten do ankiet miał się okazać sukcesem w niedalekiej przyszłości (a także powodem do paniki na serwerze, ale o tym kiedy indziej). Grunt, że VDF był akurat w dobrym miejscu i o dobrej porze, a cała reszta... Cóż.

Aldu akurat zwiedzał razem z Vanish chat ogólny, Kimoki postanowiła zająć się swoją studnią, Caton najprawdopodobniej siedział w gabinecie i grał w LoLa, rozmyślając nad kolejnym planem dotyczącym chowania dziecków w strojach...

Mógł też po raz kolejny dawać opierDoll Dave'owi. Fioletowy miał pecha, jeśli chodzi o pilnowanie piwnicy - słyszałam coś o Toy Chice z wolnego wybiegu, bo sprawą przetrzymywanego kurczaka zainteresowały się organizacje broniące praw zwierząt. Swego czasu widziałam jak grupa ludzi z transparentami robiła pikietę pod biurem szefa, krzycząc hasła "NIE DLA CHOWU KLATKOWEGO!" i "JAJKA TYLKO KLASY ZERO!". Głuptasy nie rozumieją, że genetyka nie działa w ten sposób i z królika i kurczaka jajek raczej nie będzie.

Wracając jednak do ów feralnej sytuacji - wszyscy byli tam, gdzie co prawda być powinni, ale nie tam, gdzie mieli okazać się potrzebni.

Bo oto nagle okazało się, że do Kasyna ktoś się... włamał. I zajumał sporą sumkę, za którą pewnie mógłby kupić sobie prywatną wyspę z domkiem. I helikopter, żeby tam dotrzeć.

===

Byłam zajęta przeglądaniem ogłoszeń na kanale Propozycje, kiedy nagle rozbrzmiał mój telefon. A skoro dzwonił, to oznaczało kłopoty na serwerze. Tylko Potwory wiedzą, że aby dodzwonić się na dollicję, trzeba wykręcić 3838.

Dostrzegłam na wyświetlaczu nieznany numer. Odebrałam.

- Dollicja, co się dzieje?
- MUSISZ SZYBKO PRZYJŚĆ DO KASYNA, MAMY KRYZYS! - usłyszałam w słuchawce.

- Jaki kryzys?! - w moim głosie rozbrzmiała nutka paniki. - Nie możemy mieć kryzysu, mam wystarczająco napięty grafik! A tak w ogóle, kto mówi?

Z tego wszystkiego nawet nie rozpoznałam głosu dzwoniącego.

- ĆMA, A KTO! - zabrzmiała odpowiedź.

- Aaaaa, Ćma! Pewnie wykręcenie numeru zajęło Ci sporo czasu, skoro nie masz kciuków przeciwstawnych? - zarzuciłam żartem, próbując opanować narastający stres.

Skierowałam się w stronę wyjścia z Propozycji. Do Kasyna był kawałek drogi, a biorąc pod uwagę fakt iż nigdy tam nie zaglądam, modliłam się w duchu do Jeża Anaszpana, by zesłał na mnie łaskę Jabłuszka Wiecznego i nie pozwolił mi się zgubić.

Słyszałam w słuchawce jakieś... ni to wystrzały, ni to wybuchy.

- To nie pora na żarty, Dolly! Jest tu z nami Foxy, Szczerbata, Kot, Freddy i paru innych, chowamy się pod stołami do billardu i black jacka! Przybiegnij jak najszybciej!

- Co tam się dzieje?! - zapytałam poważnie, próbując nie dać po sobie poznać, jak bardzo spanikowana byłam.

Odpowiedź do mnie nie dotarła, choć połączenie nie zostało przerwane. Słyszałam jedynie niepokojące hałasy i dzwonienie alarmu, który zapewne załączył się po obrabowaniu kasynowego banku. Kilka razy wzywałam użytkowników serwera, jednak nikt się nie odezwał.

Należało złapać złodzieja, a przez ilość zabezpieczeń jaka mogła zostać aktywowana, tym zadaniem mógł się zająć jedynie VanDer. Byłam już w trakcie pisania do niego wiadomości, kiedy to on wysłała do mnie wiadomość pierwszy.

"Już o wszystkim wiem, jestem na miejscu!", głosił tekst.

Kamień z serca, przynajmniej jedna sprawa załatwiona.

Akurat przebiegłam obok drzwi do chatu ogólnego, kiedy te się otworzyły i Alduin wypadł na korytarz, biegnąc w tym samym kierunku co ja. Ucieszyłam się - najwidoczniej Jeż Anaszpan mnie wysłuchał, bo Aldu doskonale znał drogę do miejsca kwitnącego hazardem, więc szanse na zgubienie się w piwnicznym labiryncie zmalały.

- Słyszałem, że obrabowali Kasyno! - oznajmił podekscytowany.

Nie żeby coś, ale sama byłam pod wpływem adrenaliny, więc wcale nie dziwiłam się jego ekscytacji.

- Owszem, VanDer jest już na miejscu i ogarnia kto dokonał kradzieży...

- Pfff, niech ogarnia, ale to nie znaczy, że nas nie potrzebują na miejscu zbrodni! - Tygrys odwrócił głowę w moją stronę i uśmiechnął się szeroko. - Dwóch admów jest lepszych niż jeden! Poza tym... kiedy VD w końcu znajdzie tego rabusia od siedmiu boleści, ktoś będzie musiał wymierzyć sprawiedliwość! Aż mnie świerzbią moje Puchate Łapki WpierDollu!

===

Kasyno było chyba jednym z niewielu miejsc, do którego wchodziło się inaczej niż przez zwykłe drzwi. Jeśli jesteście fanami westernów albo chociaż kojarzycie klimaty Dzikiego Zachodu (i nie, nie mówię tutaj o sytuacji w Niemczech albo innych multi-kulti... choć przyznam: tam to dopiero jest dziko), zapewne wiecie, jak wygląda wejście do typowego saloonu.

Takie właśnie drewniane, wyrwane z zawiasów podwójne drzwiczki przywitały nas u wrót Kasyna. Zanim jednak weszliśmy do środka, wybiegł z niego koń. Na grzbiecie zwierzęcia siedziała jakaś postać - jednak ani ja, ani Aldu nie byliśmy w stanie rozpoznać jego tożsamości.

Mignęła nam jedynie czarna peleryna i maska. Osobnik chyba wcześniej obrabował sklep ze strojami na bal przebierańców i akurat trafił mu się Zorro.

- Wow, co to był za jeździec apokalipsy? - zapytałam, choć nie kierowałam pytania do nikogo konkretnego.

- Jakiś mroczny jeździec czy ki czort... - powiedział Papa Tygrys, wpatrzony w korytarz - a dokładniej miejsce, gdzie zniknął tajemniczy jegomość.

- Wypraszam sobie!

W przejściu stanął Mroczny Jeździec, krzyżując ramiona. Już z daleka dało się wyczuć, że jest podirytowany.

- Zostałem już wrobiony w tyle dziwnych akcji, że to kosmos, ale W TO nie pozwolę się wplątać! Co za administracja, TFU!

Ostentacyjnie splunął nam pod nogi i poszedł w tylko sobie znanym kierunku. Zerknęliśmy po sobie z Alduinem i wzruszyliśmy ramionami. Jakby nie patrzeć, nie wszyscy musieli nas lubić...

Weszliśmy do środka. Ludzie zaczęli już wychodzić ze swoich kryjówek. Wyglądało na to, że każdy chował się tam, gdzie mógł: pod stołami, za barem, za tarczą na rzutki... Foxy i Szczerbata wyszli z szafy grającej, Meki i Kiri natomiast wyłonili się zza stojącej w kącie pomieszczenia palmy w doniczce. Polarna rozejrzała się z obawą, niechętnie przymierzając się do zeskoczenia z wiszącej pod sufitem lampy.

VanDer stał przy barze, spisując zeznania od Kszlagka i Fondera. Dwójka młodzieńców wydawała się wiedzieć najwięcej o całym zajściu - prawdopodobnie dlatego, że ukryli się za barowym blatem, w pobliżu którego miało miejsce przestępstwo.

- I jak, już wiadomo, kto za tym wszystkim stoi? - zapytałam, podchodząc bliżej.

- Niestety nie... Złodziej zdążył uciec, ale miał konia, więc nikt go nie gonił - VDF lekko wzruszył ramieniem. - I tak go wytropię, spokojnie. Zostawił za dużo śladów, żeby pozostać anonimowym na długo...

- A już myślałem, że moja puchata łapka będzie mogła wymierzyć sprawiedliwość... - Aldu skrzywił się nieznacznie. - No trudno. Skoro jednak już tu jestem...

- Chwila, czy ty mi chcesz powiedzieć, że zamierzasz teraz wydawać pieniądze na jakiegoś pokera czy inne ruletki? - zapytałam niedowierzająco.

- No coś ty! Chciałem tylko zacząć pomnażać swój kapitał! - Alduin uśmiechnął się szeroko i "patnął" mnie po głowie. - Też powinnaś czasem spróbować, Dolly!

- Nie tak prędko z tym kapitałem... Z kont zniknęły znaczne sumy pieniędzy!

VanDer wyjął jakiś wichajster z rękawa i szybko wklepał weń jakąś komendę. Nie wiedziałam, że protisty Protossy mają jakąś bardziej zaawansowaną technologię, pozwalającą zaglądać w bankowe konta...

VDF przez chwilę grzebał w systemie, a potem westchnął ciężko. Pokręcił głową z dezaprobatą i użył interkomu, by ogłosić wszem i wobec, co dalej.

- Wszyscy, którzy stracili pieniądze, niech ustawią się w kolejce do mnie! Usterki związane z działalnością Kasyna zostaną naprawione już niebawem, pojawią się również nowe przedmioty... Póki co jednak, musimy zażegnać ten kryzys!

W czasie, kiedy ludzie zaczęli tworzyć dość znaczną kolejkę, ja zastanawiałam się, kim był tajemniczy uciekinier? Musimy go złapać jak najprędzej... Kto wie, jakie jeszcze szkody będzie mógł wyrządzić!

- ...czyli co, na razie niezbyt sobie pogramy? - zapytał Clocker.

- Na to wygląda - odparłam.

- Wobec tego nie wiem jak wy, ja idę grać w butelkę na Roleplay. Kto idzie ze mną?

I tym sposobem Kasyno znacznie opustoszało.

Ci ludzie coś za bardzo lubią hazard...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro