Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11. Tęskniłam za tym...

~Notka od Dolly
Jeśli zwolnię na dniach, nie przejmujcie się - muszę napisać parę rozdziałów na zapas <3
O! I mam pomysł! Jeśli jest jakaś sytuacja, o której byście chcieli przeczytać (może coś dotyczącego konkretnego moda/modów/szefcia...), dajcie znać B)
No, do czytania! <3

I po raz kolejny dziękuję użytkownikom serwera, którzy pozwolili mi użyć swych nicków i postaci w fanfiku <3 Jesteście najlepsiejsi x3

---

Czuwam nad serwerem od samego jego początku, jednak nadal zdarzają się sytuacje, które potrafią mnie zaskoczyć. Spotkałam się z takową pewnego pięknego popołudnia, kiedy przeskakiwałam sobie po kanałach serwera.

Zaintrygowana ujrzałam na chacie do roleplay'u parę wiadomości, w których przewijało się "patanie tygryska". A jako, iż jedynym tygrysem w okolicy jest Alduin, postanowiłam zaspokoić swoją ciekawość. Poderwałam się ze swego miejsca w salonie i popędziłam w kierunku roleplay-roomu.

To z reguły bardzo ciche miejsce. W środku kanapy zostały ustawione przy ścianach, żeby zrobić miejsce dla inscenizowanych scenek. Myślę, że niektórzy bardzo ucieszyliby się z rekwizytów, w jakie zaopatrzyliśmy czat - odrobinka wyobraźni i można było iść na walkę przeciwko orkom, polowanie na węża rzecznego czy co tam się w umysłach użytkowników pojawiło.

Nie wiem natomiast co takiego skrywały ich mroczne zakamarki wyobraźni, skoro po otwarciu przeze mnie drzwi, zobaczyłam siedzącego na podłodze Aldu, otoczonego wianuszkiem piszczących ludzi. W dodatku wszyscy - a zwłaszcza morderator - wyglądali, jakby właśnie spełniały się ich marzenia.

Co właściwie robili? No cóż... nic zbereźnego, zboczuchy. Zgromadzeni miziali Aldu po futerku, za uszkami i robili "pat pat", innymi słowy: okazywali mu swoją miłość i sympatię, jak to się robi z kotkami.

- Dużo osób pata! Tygrys jest szczęśliwy! - oznajmił Alduin, praktycznie łasząc się do innych.

- Całe szczęście, bo gdyby nie był, to by nas zjadł! - zauważył Premier Bedkolandii.

- Jak tygrys zły, nawala puchatą łapką niosącą ból i cierpienie! - Aldu widocznie chciał zachować swoją twarz twardziela, ale fakt że wypowiedział te słowa z szerokim, rozmarzonym uśmiechem, bardzo utrudnił mu te zamiary.

- Nie zjadaj nas tylko - poprosiła Aliczii, głaszcząc moda po głowie.

Skoro tak się przedstawiała sytuacja, nie mogłam przegapić takiej okazji. Znalazłam sobie miejsce, skąd miałam całkiem niezły widok na ten festiwal miziania i tulenia. W towarzystwie kubełka popcornu postanowiłam popatrzyć, co się stanie.

- Aldu zostanie wymacany za wszystkie czasy... - zauważyła Kimoki, miziając go po łapkach.

Jako, że nie chciałam się udzielać, pokiwałam głową, przyznając rację samej sobie. W nagrodę za zgodzenie się ze sobą, zjadłam garść popcornu.

- Można? - zapytała Szczerbatek, przytulając się do morderatora. Przysięgam, w tym momencie w jego oczach pojawiły się iskierki szczęścia, jakich nie widziałam chyba nigdy.

- Można, a nawet trzeba! - odparł, rozkładając ręce i przytulając Szczerbatka oraz Aliczii.

W tym całym procederze brało udział może z sześć osób. Tylko czekałam na moment, kiedy sytuacja rozwinie się dalej.

Najlepsze w tym wszystkim było chyba to, że nikt nie zwracał na mnie większej uwagi.
A przynajmniej taką miałam nadzieję do momentu, gdy ktoś postanowił zrobić z Aldu boga. Zaczęło się od krótkiego stwierdzenia autorstwa Kota - "Dollyizm upadł" (nie, żebym miała zamiar tworzyć nową religię, ba, nawet nie wiedziałam o jej istnieniu! Niemniej jednak cieszyłam się, że przestała istnieć).

Reszta potoczyła się z górki. Kot zaczął krzyczeć "CHWAŁA ALDUINOWI!", podobnie jak Premier Bedkolandii i Aliczii. Kaczek tylko się śmiał, próbując ogarnąć całą sytuację. Oczywiście nagle zleciało się trochę więcej ludzi, którzy nie tylko głaskali Aldu lub - tak jak Kimoki - mierzwili jego futerko, ale zaczęli przyrównywać morderację do bogów.
Kot odchrząknął parę razy, skupiając na sobie uwagę zgromadzonych, po czym przemówił.
- Ej, mam pomysła! Robimy serwerową religię, gdzie Caton i administracja są bogami od różnych rzeczy!
Prawie się zakrztusiłam popcornem. Pokiwałam głową, po czym zjadłam go więcej.

- Bóg od patania i miłości! - zaproponował Aldu, wskazując na siebie.

Odpowiedziało mu kilka pełnych entuzjazmu głosów.

- Walu będzie bogiem gazu bojowego i everyone! - zaproponował Kaczek radośnie.

- A Dolly to bogini serduszek i "XD"! - dodał Kot.

- DOLLY, JESTEŚ AFRODYTĄ! - wyrwał się Alduin, odwracając się w moją stronę.

Tym razem naprawdę zakrztusiłam się popcornem.

Mało kto jednak zwrócił uwagę na mój kaszel, bo część ludzi akurat zaczęła pić wodę poświęconą łapką Papy Tygrysa, druga część buntowała się przeciwko zapowiedzi everyone w wykonaniu Waluigiego, a reszta zastanawiała się, czemu Afrodyta, skoro oprócz serduszek miałam również patronować emotce śmieszków. Ponieważ jednak wypadało, abym się wypowiedziała jako "bogini", wstałam z kanapy i rozłożyłam szeroko ręce.

- Kochajcie się wszyscy, tak wam nakazuję! - oznajmiłam, po czym usiadłam na swoim miejscu.
I tak mało kto mnie słyszał, bo niektórzy zaczęli się dość głośno zastanawiać, gdzie jest VanDer, a Aldu przekręcił moją ksywkę... I w ten sposób dowiedziałam się o istnieniu mojego alterego, Dolyl.

Rozsiadłam się na kanapie nieco bardziej, ciekawa, co jeszcze zadzieje się dzisiejszego dnia na tym czacie. Wyglądało na to, że akcja dopiero się rozkręcała, bo ludziom było wyjątkowo wesoło. Zwłaszcza, gdy zaczęli się oblewać świętą wodą Alduina, chcąc mnie przechrzcić na wspomnianą "Dolyl" - nawet sam morderator przyznał, że przypadkowo stworzył potwora. Nie przejęłam się tym jednak, skoro ten dzień i tak był śmieszkowy, miałam zamiar obserwować dalej.

Aha, pośród tego wszystkiego zapomniałam wspomnieć o Roxalku, który biegał wśród ludzi robiąc zdjęcia i screeny, żeby było na potem.

Stwierdziłam, że skoro ludziom tak bardzo podoba się "Dolyl", wypadałoby coś z tym zrobić.

- Dolyl to marna kopia mnie, moje mroczne alterego, które chce mnie zabić! - oznajmiłam.
Aliczii, Szczerbatek i Kot stwierdzili, że trzeba to narysować i będą się sypać arty. Wzruszyłam tylko ramionami, pozwalając użytkownikom puścić wodze fantazji. Mówiąc szczerze, sama byłam ciekawa, co też powstanie.
W międzyczasie Aldu coś wspomniał, że Waluigi popełnił samobójstwo na voice chacie?... A, a na moich rękach siedziała Kimoki, więc zapytałam ją, czy się dobrze bawi (na tym etapie nawet nie powinniście być zdziwieni. Po prostu zaakceptujcie fakt, iż coś takiego miało miejsce. Możecie sobie natomiast wyobrazić moją minę, kiedy zorientowałam się, iż przyjdzie mi z tego zdać szefowi raport).

Ciężko mi było określić, co się właściwie stało, jednak po chwili ludzie znowu rzucili się na Alduina, żeby go wyprzytulać i wygłaskać. Szczerze mówiąc to był moment, kiedy zamierzałam wycofać się w stronę wyjścia, aczkolwiek coś mnie jeszcze powstrzymało. Jakieś głupie przeczucie...

Bo oto nagle, ni z tego ni z owego, Kot zapytał, czy może wejść na Aldu. I, jak się okazało - mógł, bo morderator sam go sobie posadził na barana. Oczywiście w ślady pierwszego odważnego poszły również inne osoby, niektórzy spadali na ziemię (i Papa Tygrys musiał ich podnieść), jeszcze inni trzymali się jego ogona... A wspominałam, że przy tym wszystkim biegał po pomieszczeniu?
To dopiero ocieplanie wizerunku...

Aldu nagle stanął przed drzwiami. Ruszyłam się z kanapy z jękiem i zaopatrzyłam się w kolejne pudełko popcornu.

- Ekspres przyspieszony Papa Tygrys zaraz wyruszy z kanału #roleplay!

Reszta ludzi, którzy do tej pory trzymali się na uboczu, wskoczyli na Alduina.

- A gdzie się zatrzymuje? - zapytał Kot.

- Dojeżdżam na chat główny! - odparł radośnie mod.

No, tę wycieczkę musiałam zobaczyć. Zapowiadało się lepiej niż zwykły, standardowy spacer wstydu. Tak więc wyszłam sobie za całą grupką, a właściwie za tygrysią lokomotywą. Żeby nadać scenie autentyczności, morderator co jakiś czas wydawał z siebie dźwięki typu "CIUCH CIUCH!"... Aż w końcu dotarł do miejsca przeznaczenia. Wszedł na chat ogólny i byłam zdziwiona tym, że dla odmiany jakoś nikt z ludzi w wielkim pomieszczeniu zdziwiony nie był...

- Aldu the Pendolino! - oznajmił Papa Tygrys.

- Perpetum Alduine - stwierdził Kot.

Ludzie zaczęli schodzić z pleców i karku moda. Wyglądało na to, że Aldu miał niespożyte pokłady energii, chociaż szczerze mówiąc byłam bardzo ciekawa momentu, kiedy wreszcie będzie chciał odsapnąć. I, tak jak myślałam, nie trwało to długo - bo chociaż mod miał tygrysią siłę, w końcu zmęczył się bieganiem w tą i z powrotem z dość znacznym obciążeniem. Zatrzymał się nieco teatralnie, po czym upadł na kolana, a następnie legł płasko na ziemi.

- Tygrys kaput - stwierdził.

Tutaj nastąpił dość ciekawy zwrot akcji, kiedy to zmartwieni ludzie zaczęli oblewać wymęczonego moda wodą święconą, a Kimoki zaniepokoiła się na tyle, że co chwilę wypytywała go o samopoczucie. Tuż po tym jak Alduin i Kim skierowali się w stronę plaży, ludzie skomentowali to nadchodzącym shipem a Premier Bedkolandii zauważył, że będę miała o czym pisać fanfika, postanowiłam ulotnić się cichcem z miejsca zdarzenia.

===

Szefcio oparł brodę na złączonych dłoniach i przez długą chwilę wpatrywał się w leżący przed nim raport, jakby zbierał myśli. Co jakiś czas drapał się po skroni lub wzdychał, próbując ubrać w słowa to, co chodziło mu po głowie. Będąc na jego miejscu, chyba przeżywałabym to samo.

Gratulacje, użytkownicy - udało Wam się skołować samego Catona.

Każdy na moim miejscu już dawno umarłby z zaniepokojenia, ale ta cisza raczej nie była niezręczna. Już dawno miałam za sobą ten etap - w pewnym momencie człowiek przyzwyczaja się, że musi opowiedzieć o radosnych swawolach na serwerze.

- Więc... w ten dzień nie było żadnych dram ani problemów? - zapytał wreszcie szef.

- Nic, co wymagałoby większej interwencji - odparłam.

- Alduin trochę się zakumplował z chatem?

- Oczywiście, szefciu - uśmiechnęłam się najszczerzej, jak umiałam.

- Hm... To dobrze, że się integrujecie - Caton też się uśmiechnął, choć w jego uśmiechu było widać zdecydowanie więcej zmęczenia. Co było normalne biorąc pod uwagę fakt, że dopiero niedawno wyszedł z gipsu. - Wiesz, że zależy mi na dobrych relacjach między wami a innymi użytkownikami serwera.

- No, ten tygrysi pociąg na pewno zbliżył do siebie przynajmniej część użytkowników...

- Intrygujące... - mruknął szef, przeglądając ostatnią, pięćdziesiątą ósmą stronę raportu. - Ważne, że dużo się dzieje.

- Szczerze mówiąc, po tych wszystkich dramach, brakowało mi takich durnych rozmów... tęskniłam za tym - wyznałam ze śmiechem, po czym odmeldowałam się, by dalej pilnować chatu ogólnego.

Nigdy nie wiadomo, kiedy ktoś zadzwoni pod 3838 - a ten numer to kłopoty.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro