Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10. Nie przeżyjesz tej wojny

~Słówko od Dolly
Rozdział miał być wcześniej, ale mi się zachorowało x'D Dobrze, że mam kilka rozdziałów w zapasie *wink wink*
Ten rozdział to oficjalne pożegnanie Waluigiego, choć podejrzewam że pojawi się w kilku innych rozdziałach (o czym będę informować na początku). Bez zbędnych przedłużeń - zapraszam :3
(I tak, poodpowiadam na komy do poprzedniego i tego rozdziału jak tylko przestanę czuć się niczym ameba x'D)
---

Ludzie narzekają, że ostatnio Caton nie udziela się na serwerze. Ale wyobraźcie sobie, że próbujecie stukać w klawiaturę, mając zagipsowane palce! Ba, żeby tylko palce. Zmiażdżenia przez kostium nie da się wyleczyć w ciągu paru dni... Z tym, że szefcio nadal miał sprawne oczęta, a jego wzrok ostrzejszy był niż spojrzenie sokoła, więc podejrzewałam, że robi nam na serwerze takiego... „Big Brothera". Tylko bez Polsatu.

Siedziałam więc przed laptopem w salonie arystokracji i co jakiś czas zerkałam za wąskie, piwniczne okno, obserwując nadciągające chmury. Gdybyście mnie zapytali, powiedziałabym, że ten brązowawy kolor obłoków zwiastuje jakąś gównoburzę, ale miałam nadzieję, że niezbyt przyjemnie pachnący obłoczek przejdzie bokiem.

Musiałam zająć się pewną sprawą, jaka wyszła na jaw tego dnia. Tak się nieszczęśliwie złożyło, że dotyczyła ona Walu – a ja, jako „admin", mam obowiązek nie tylko wspierać morderację w ich działaniach, wydawać zgodę na te mniej ważne, czy śmieszkować do późnych godzin nocnych, ale również w udziałach przypadły mi reprymendy. Zebrałam więc całą ekipę w salonie.

- Słuchajcie... Mam dość. Serio. Ile można robić niepotrzebny ping?! Potem ludzie mają nas szanować? Tak, mówię głównie do Ciebie, Walu! Zawsze gdy uda mi się jakoś uspokoić ludzi, pojawia się kolejne oznaczenie!...

Kontynuowałam swoją pełną emocji przemowę, przyglądając się zebranym. VanDer stracił kolory na twarzy, a Alduin milcząc wpatrywał się w podłogę. Walu natomiast wydawał się zupełnie niezainteresowany. Po skończonym przemówieniu Feldmarszałek gdzieś wyszedł, a ja westchnęłam dość ciężko, spoglądając na resztę towarzystwa.

- Wiecie, szef nie musi wychodzić ze swojej piwnicy, żeby wiedzieć, co się tu dzieje - westchnęłam, domyślając się, że na pewno obserwuje całą sytuację.

- Dolly, mam do ciebie jeszcze jedną sprawę... - mruknął Aldu, kiedy nakazałam wszystkim się rozejść.

Coś w jego tonie głosu podpowiadało mi, że ta sprawa... nie była taka zbyt szczęśliwa.

- O co chodzi? - zapytałam ostrożnie, na co morderator wręczył mi kawałek papieru. Rozpoznałam w nim zaproszenie.

- Przyjdź tutaj. Parę osób chciałoby ci powiedzieć coś ważnego... To sytuacja nie cierpiąca zwłoki.

Westchnęłam, składając zaproszenie na pół i chowając je do kieszeni.

- No to chodźmy. Nie ma co przedłużać. Ten dzień i tak zapowiada się ciekawie...

===

Siedzieliśmy z Alduinem pod drzwiami małego pomieszczenia, w którym pięć minut temu odbyło się prywatne zebranie. Patrzyłam przed siebie z przepełnioną beznadzieją miną. Żeby było zabawniej, zerknęłam na wyświetlacz telefonu i zauważyłam, że pierwszy raz od paru długich dni dostałam wiadomość od szefa.

Wydałam z siebie dźwięk umierającego wieloryba.

- Aldu, mam przerąbane - jęknęłam. – Wiesz, że wypada o tym poinformować Catona? I jakoś magicznym zbiegiem okoliczności przed chwilą napisał, a ja... muszę mu na samym wejściu przekazać coś takiego... Jeśli umrę, powiedz ludziom na chacie, że moja śmierć nie należała do nudnych...

- Dolly, wiesz że przez ciebie sam zaczynam się stresować? - w głosie moda usłyszałam panikę. Pokiwałam głową i szybko odpisałam szefowi na wiadomość.

- Dobra, idę na Dywanik. Pora zachować się jak na porządnego admina przystało... - dodałam pół żartem, pół serio.

Tak więc pohasałam radośnie w stronę gabinetu szefa. Już parę lat temu obiecałam sobie, że jeśli umrę, to wolę to zrobić z uśmiechem na ustach.

Już po chwili weszłam do odpowiedniego pomieszczenia. Szef może i wyglądał na poważnego i nieco zirytowanego, ale teraz przynajmniej widziałam jego twarz, a nie gips. Wskazał mi dłonią jedno z krzeseł przy biurku i skinął głową.

- Chciałbym porozmawiać o sytuacji na serwerze... - zaczął spokojnie. Po chwili dostrzegłam w jego dłoniach nóż, którym zawsze się bawił, gdy był zdenerwowany - teoretycznie wiedziałam, że chyba raczej mnie nie zabije, ale wolałam być ostrożna.

- Dobrze cię znowu słyszeć... I widzieć - wyznałam z ulgą.

No co? Nie róbcie takich zdziwionych min. Po ogarnięciu tylu serwerowych dram też cieszylibyście się, że serwer pozostawiony pod waszą opieką nadal istnieje i nawet ma się dobrze.

- Ciebie również... - przez krótki moment widziałam w oczach szefa coś na podobieństwo iskierki radości. Zniknęła prawie od razu, zresztą nie dziwiłam się, biorąc pod uwagę fakt, że musieliśmy porozmawiać o czymś ważnym. - Więc... Przeglądałem kanały i natknąłem się na parę ciekawych rzeczy... Opowiadaj.

Przez jakiś czas Caton słuchał z zainteresowaniem, momentami kiwał głową, parę razy mruknął z aprobatą... I nawet miałam wrażenie, że jest dość zadowolony. A przynajmniej był - do chwili, gdy wspomniałam o pewnych rzeczach, które niestety usłyszałam na spotkaniu przed chwilą. Wiązały się one z Waluigim i zbyt pozytywne nie były, tak samo jak nie były zaskakujące. To było raczej potwierdzenie podejrzeń.

- Zaczekaj, wezwę go na rozmowę... - powiedział Caton, wzdychając ciężko. - Rozbestwił się ten nasz mod...

- Tyle razy próbowałam mu przemówić do rozumu... - mruknęłam, kiedy szef sięgnął w stronę interkomu.

- Waluigi? Chyba musimy pogadać - powiedział krótko.

Długo nie bawiło, gdy drzwi otworzyły się i do pomieszczenia wszedł Feldmarszałek. Nie mogłam rozczytać wyrazu jego twarzy, jednak daleko mu było do radosnego, sadystycznego Walu, jakiego wszyscy znaliśmy.

- Domyślasz się już, czemu tu jesteś? - zapytał szefcio, uśmiechając się w ten swój przerażający, pozbawiony radości sposób.

- Tak... - mruknął Walu, drapiąc się z tyłu głowy. - Wiem, że to wszystko tak nagle i w ogóle, ale muszę odejść. Idę na wojnę.

Spojrzeliśmy po sobie z Catonem.

- Jak to, wojnę? - zapytałam, odwracając się na krześle w stronę morderatora.

- No właśnie, co ty tu odpierdzielasz? Bo mnie to intryguje - szef parsknął nerwowym śmiechem. Nie takich wiadomości się spodziewaliśmy.

- Dostałem wezwanie na front azjatycko-amerykański! - powiedział Walu, ciężko wzdychając. - Dlatego muszę odejść z moderacji...

- Ale Walu, Trump versus Kim Dzong Un? Przecież ty nie przeżyjesz tej wojny... - zauważyłam.

- Gdybym się tym martwił, powiedziałbym o tym trzy miesiące temu.

Przez moment wszyscy siedzieliśmy w ciszy, zbyt skołowani, żeby cokolwiek powiedzieć.

- I co mamy teraz zrobić? - zapytałam, patrząc na Catona.

- Hmmm... Waluigi, ostatnio się rozbestwiłeś. Ciągłe pingi, nadużywanie władzy w zoo, o tym faszyzmie i nazizmie już nic nie mówiąc...

Co jak co, ale szef rozkręcał się coraz bardziej. Siedziałam, bojąc się choćby odetchnąć głębiej – ale czego się spodziewacie, jeśli szefcio to żądny krwi morderca pierwszej klasy? Niby wiedziałam, że wszystko jest jedynie przykrywką, by ludzie nie martwili się losem moda na wojnie, ale i tak czułam się nieswojo.

- To brzmi jak degrad - zauważył Feldmarszałek, gdy szef zamilkł.

- A nawet permban... - dodałam ciszej, patrząc to na jednego, to na drugiego.

Ponownie zapanowała cisza. W końcu szef westchnął, wyprostował się w fotelu i wyciągnął dłoń w stronę już-niedługo-byłego morderatora.

- Dobra, nie przedłużajmy tego. Dzięki za wszystko. Bardzo doceniam twój wkład w serwer, pomogłeś w jego rozwoju i będzie nam ciebie brakować. Nie będziemy się mścić ani nic, szerokiej drogi.

- Przykro mi, że to się tak potoczyło... - powiedziałam ze smutnym uśmiechem. - Nie żywimy jakiejś urazy czy coś. Będę mieć miłe wspomnienia związane z naszą współpracą... Tylko wiesz, nie daj się postrzelić na tym amerykańsko-azjatyckim froncie. Zrób tam rozpierduchę stulecia.

Waluigi skinął głową, po czym zdjął swoją feldmarszałkowską czapkę, położył ją na biurku, zasalutował i wyszedł bez słowa.

Spojrzeliśmy z szefem po sobie i westchnęliśmy.

- No dobra, to ja dam znać reszcie na arysto... - powiedział szef, zerkając na ekran swojego komputera i pisząc coś z determinacją. Uśmiechnęłam się pod nosem widząc, że po wypadku z kostiumem tak szybko wrócił do sprawności.

- A ja będę musiała jakoś powiadomić ludzi na ogólnym... - mruknęłam, zerkając w stronę leżącej na biurku czapki. - No i trzeba się zająć formalnościami... Rany, znowu zmniejszył nam się skład...

Caton uśmiechnął się zadziornie.

- No to co? Robimy nowy nabór! I wiesz co, tym razem też się trochę pointegruję z ludźmi... Pomogę tobie i Aldu w przyjmowaniu zgłoszeń... I... cyk!

Uśmiechnęłam się, gdy entuzjazm szefa zaczął mi się udzielać. A w momencie, gdy na jego twarzy pojawił się ten szeroki, nieco przerażający uśmiech, nawet nie musiałam sprawdzać powiadomień, by wiedzieć, że wrócił do swojego żywiołu.

Tak. Prawdopodobnie znowu użył swojego przywileju szefa i pingnął everyone.

===

Tego wieczora wróciłam do salonu arystokracji dość późno. Po rozmowie na Dywaniku czekało mnie nic innego, jak przekazanie ludziom niezbyt radosnych wieści. Spodziewałam się, że sporo osób nie będzie zadowolonych, ale kiedy zobaczyłam ilu wcześniej narzekających na zachowanie Walu nagle za nim tęskni i chce jego powrotu, stężenie hipokryzji prawie wybiło mnie z butów.

Nie mogłam przecież powiedzieć im o tym, że Walu właśnie walczył z Trumpem i Kim Dzong Unem. Jak znam życie miał własną armię, coś w stylu prawdziwych zwolenników waluizmu, czy jak tam nazwał swój własny reżim.

W każdym razie po ciężkiej batalii z all chatem wróciłam do salonu i ciężko usiadłam na kanapę. Oczywiście chwila spokoju nie trwała zbyt długo.
- Dolly?! - VanDer i Alduin od razu do mnie przybiegli. Znałam ten nieco spanikowany ton zbyt dobrze.

- Co jest? - lekko podniosłam głowę.

- Dostaliśmy wiadomość od szefa... autentycznie jestem zszokowany - powiedział VanDer.

- Oh... Pamiętacie, jak wam mówiłam, że szef wie, co się dzieje na serwerze, nie? No, to wiedział całkiem sporo. No i wiecie... Walu sam mówił, że chce odejść. Plus mówił też parę innych głupot... - dodałam wymijająco. - Ale wytłumaczenie tego ludziom... Ugh. Spodziewajcie się, że będą oburzeni przez parę dni.

Panowie przez moment byli cicho.

- Szkoda, że nie mamy takiej "ściany pamięci" jak w Hell's Kitchen - powiedział cicho VDF. - Walu by zostawił na haczyku pod swoim avatarem mundur i...

- A w życiu! - Aldu machnął ręką, od razu negując pomysł.

- No właśnie - przyznałam morderatorowi rację. - Pół biedy, jak ktoś zostawi mundur, ale chciałbyś codziennie patrzeć na wylinkę po poprzedniej osobie? Poza tym... musimy coś zrobić z tymi minami i czołgiem...

- CZOŁG JEST MÓJ! ZAKLEPUJĘ! POLIZAŁEM, WIĘC MOJE! - oznajmił VanDer, biegnąc w stronę wspomnianego pojazdu.

Alduin usiadł obok mnie. Spojrzeliśmy na siebie i westchnęliśmy równocześnie.

- Trzeba go sprzedać na części, jak nie będzie patrzył... - mruknął mod, a ja pokiwałam głową.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro