Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

01. One są tylko do dekoracji

Wyobraźcie sobie sytuację: macie stanąć twarzą w twarz z kimś, kto od tej pory będzie czuwał nad waszą pracą. I nie, nie mówię tutaj o relacjach pan - niewolnik, tylko waszym już-niedługo-szefie (choć tak między nami, w niektórych placówkach to prawie to samo). Jakby samo spotkanie z pracodawcą nie było wystarczająco stresujące, dodajcie do tego kilka następujących faktów.

Po pierwsze, jesteś jedyną z kilkudziesięciu osób, które próbowały dostać tę robotę. I to robotę nie byle jaką - czuwanie nad bezpieczeństwem prawie czterech tysięcy osób to nie lada gratka. Do tego masz głowę pełną pomysłów na wprowadzenie ulepszeń, zapewnienie dodatkowej rozrywki i czujesz się, jakbyś zaraz miał zemdleć od nadmiaru wrażeń.

Po drugie, administratorka niby już cię wstępnie wprowadziła w twoje obowiązki, ale i tak nie czujesz się zbyt pewnie. Jakim cudem ona jest tak spokojna, idąc sobie przez ciemny korytarz oświetlony jedynie żarówkami?! W dodatku cały czas się uśmiecha i jest miła - do tego stopnia, że zaczynasz węszyć jakiś podstęp. Nie, żeby zejście do piwnicy nie było wystarczająco niepokojące - to było raczej do przewidzenia.

No i po trzecie, twój przyszły szef tak jakby nosi kostium złotego królika, nagrywa filmy dla szerokiej publiki, a w wolnym czasie morduje dzieci.

- Naprawdę nie masz się czym przejmować - powiedziałam uspokajająco, widząc stres na twarzy naszego nowego morderatora.

Jak na ironię, to chyba zestresowało go bardziej. Westchnęłam, zatrzymując się pod jednymi z drzwi. Tak szczerze mówiąc, gdyby nie wszechobecne ślady krwi, sytuacja wyglądałaby jak wypad po konfitury.

- I tak się denerwuję - mruknął VanDer.

- Proszę cię, kto by się nie denerwował? - rzuciłam z uśmiechem. - Ale ale, nie pora na pogaduszki. Będzie dobrze, zobaczysz!

Zapukałam w drzwi, żeby po chwili je popchnąć. Tak, jak się spodziewałam - Caton siedział za biurkiem i z miną skupionego na swojej pracy przykładnego szefa wpatrywał się w monitor. A właściwie jeden z trzech.

- Przyprowadziłam nowego morderatora - oznajmiłam, po czym wepchnęłam chłopaka do pomieszczenia.

Wszyscy na początku potrzebowali zachęty.
Zauważyłam, że szefcio podniósł głowę i wpatrywał się w nasz nowy narybek z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Boy oh boy, dobrze, że ja swoje pierwsze spotkanie twarzą w twarz miałam za sobą!

- Poczekam na zewnątrz, paputki! - dodałam, wychodząc.
===
Caton zerknął na chłopaka, po czym wykonał dyskretny ruch myszką i zamknął kilka zupełnie niepotrzebnych stron, które inspirowały go do dodawania zboczonych tekstów w filmach. Odchrząknął, zostawiając widok na discordowym serwerze - co jak co, ale wolał nie pokazywać ludziom swojej listy potencjalnych ofiar czy tapety z Fortnite'a.

- Hej... VanDerFenix, zgadza się? - zaczął, odchylając się na gamingowym krześle.
- Tak, może mi szef mówić VanDer, VDF... Bardzo różnie na mnie mówią, jak szefowi będzie wygodnie.

- No dobra, VanDer... - z jakiegoś dziwnego powodu Caton nie mógł się przyzwyczaić, że jego rozmówcy prawie zawsze spinali się podczas spotkań. Chciał uniknąć niezręczności, więc po prostu wskazał głową jeden z foteli stojących przed biurkiem. - Siadaj i nie przejmuj się tą całą krwią. Pomyśl, że to keczup. Dolly już cię wprowadziła, tak?

- No... opowiadała o obowiązkach, zasadach serwera i w ogóle... - chłopak zamilkł i rozejrzał się po piwnicy, czy też raczej biurze Catona.

Światła za wiele tu nie było - i zresztą nie ma się co dziwić, w końcu to piwnica. Najwięcej światła dawały monitory i diody przy komputerze, choć ta pojedyncza żarówka bujająca się powoli pod sufitem też robiła swoje. Gdyby jednak wisiała w bezruchu, VanDer nie zauważyłby tych złowrogo połyskujących "ozdób" zawieszonych na ścianie za szefem.

Caton dostrzegł ten przerażony wyraz twarzy i machnął dłonią nieco lekceważąco.
- One są tylko do dekoracji!

- To są noże - zauważył VDF. Mimo najszczerszych chęci, nadal nie czuł się komfortowo. Chyba jedyną myślą, jaka go w tej chwili pocieszała, była świadomość, iż póki co nie natknął się na żadne zwłoki.

- Przejdźmy więc do szczegółów. Słyszałem, że masz parę niezłych pomysłów i znasz się na botach...

- Uh... Tak... - chłopak pokiwał głową skwapliwie. - Więc... Gdzieś tutaj miałem rozpiskę...

===
Nie wiem jak długo stałam pod gabinetem - w każdym razie niezbyt mi się nudziło. Wszystko za sprawą Alduina i Feldmarszałka Waluigiego, naszych dwóch obytych stażem modów, którzy momentalnie zainteresowali się nowym znajomym. Walu próbował nawet podsłuchać część rozmowy - na jego szczęście drzwi były wystarczająco wygłuszone. W końcu nie zawsze mieliśmy ochotę słuchać agonalnych wrzasków ofiar szefa.

- I co, Dolly? Nowy bardzo się stresował? - zapytał Aldu nonszalancko.

- No tak nawet... - zanim zdążyłam odpowiedzieć, Feldmarszałek zaczął praktycznie podskakiwać w ekscytacji. Od razu wiedziałam, że wpadł na pomysł. To były oczy człowieka podbijającego Francję.

- ZRÓBMY MU SĄD W NORYMBERDZE! - zawołał ze śmiechem, na co - ku mojemu zdziwieniu - Alduin przyklasnął. Ba, zaczął się cieszyć prawie tak samo, jak nasz młodszy kolega.

- TAK! CHRZEST! CHRZEST! CHRZEST!
- Chłopaki, co wy planujecie? - zapytałam ze śmiechem, widząc ich miny. Takiej radości i złowieszczych chichotów nie uświadczyłam od początku swojej administratorskiej kariery.

- Przywitamy go w odpowiedni sposób! - wyrwał się Aldu. - Wkręcimy mu jakąś grubą sprawę!

- A POTEM ZEŚLĘ GO DO ZOO! Potem go wypuszczę, ale... ZOO! - dodał Walu.

- Dolly, przyprowadź go na salon arystokracji, zrobimy mu przesłuchanie!

Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, obaj morderatorzy pobiegli w swoją stronę, ciesząc się jak dzieciaki. Pokręciłam głową i uśmiechnęłam się szeroko, nie mogąc się powstrzymać. Cokolwiek planowali, wiedziałam, że mieli dobre intencje. Byłam tak zamyślona, że nie zauważyłam, kiedy VanDer wyszedł z gabinetu szefa. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że stoi obok mnie. Uśmiechnęłam się do niego ciut zbyt szeroko.

- I co, wszystko obgadane?

- Jasne! Szef nie jest taki zły...

- Pfff. Zawsze to mówię - odparłam, przewracając oczyma. - Chodź, pora przedstawić cię reszcie ekipy...

Idąc przed siebie w towarzystwie najnowszego morderatora wiedziałam, że to będzie świetna współpraca. Oczywiście, przed nim jeszcze jakiś chrzest, ale w sumie czego się spodziewaliśmy po tych złowrogich chichotach i tajemniczym knuciu po kątach?

W końcu morderacja Catona nie jest do końca normalna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro