| one shot |
chyba najkrótszy one shot na moim profilu póki co, haha
Powodzenia w szkole! 💫
*
Od tajemniczego zaginięcia Pennywise'a minęły cztery lata. Członkowie klubu Frajerów mają teraz po siedemnaście lat, a ich przyjaźń wzmocniła się jeszcze mocniej.
Kto by pomyślał, że jedno wydarzenie, zmieni tak wiele w ich życiu?
- Nie, kurwa! Jeszcze raz, Bill! Nie dam się tak łatwo! - Krzyknął Richie, unosząc pada od konsoli do góry.
Kolejny raz przegrał i musiał położył na kupkę banknotów kolejnego dolara.
Stan pokręcił głową ze śmiechem, a Eddie wywrócił oczami. W czwórkę siedzieli w sypialni Billa, grając w jakąś grę na pieniądze. Co było trochę bez sensu, bo i tak potem szli do kawiarni i kupowali lody czy inne słodkości właśnie za te dolary. Zazwyczaj pieniędzy i lodów było tyle, że bolały ich brzuchy. Ale było warto.
- Spadaj, Tozier. Stan, grasz ze mną?
Pokręcił głową. Położył się na brzuch i patrzył na ekran telewizora, gdzie widniał wielki napis "game over". Nie lubił grać. Wiedział, że i tak przegra, bo nie za dużych umiejętności. Preferował bardziej obserwowanie gry i tekstów przyjaciół, które po prostu były komiczne. A zwłaszcza podczas grania i emocji.
- Mogę zagrać z tobą? - Eddie spojrzał się w stronę Richiego, na co ochoczo pokiwał głową. - Ogram cię, trashmouth!
- Chciałbyś, Eds!
Bill rzucił niższemu pada, rzucając się na miejsce obok Urisa. Stan uśmiechnął się delikatnie, odsuwając się, aby zrobić mu więcej miejsca. Denbrough jedynie wykrzywił usta w małym uśmiechu i wlepił swój wzrok w dwójkę przed nimi, spoglądając co chwila na Stana.
- Dzisiaj stawiamy na lody czy pączki?
Uris roześmiał się głośno, na pytanie przyjaciela.
- Zależy kto wygra.
Mruknął. Spojrzał się w stronę telewizora, gdzie Eddie wygrywał z Tozierem o tysiąc punktów.
- Eddie, skąd ty posiadasz takie umiejętności?
- Prędzej spytaj się Richa, dlaczego jego umiejętności są takie zerowe.
Tozier burknął cicho, rzucając pada na łóżko, który odskoczył i walnął Billa w głowę. Bill syknął cicho, kładąc dłoń na miejsce uderzenia. Najprawdopodobniej będzie miał guza.
- Ała, Richie!
Okularnik roześmiał się głośno i usiadł na krześle od biurka. Stanley posłał mu złowrogie spojrzenie i zmienił pozycje na siedzącą. Popatrzył na Billa i zaczął go wyprytwać czy wszystko z nim okej. Połóżył impulsywnie dłoń na jego kolanie, patrząc na niego z troską w oczach.
- Jesteś bardzo głupi, Rich. - Westchnął Eddie. - Idę do łazienki.
Richie zerwał się z krzesła, mrucząc pod nosem, że pójdzie z nim. Eddie z zarumienionymi policzkami, kiwnął głową i wyszli z pomieszczenia.
- Co za kretyn.. - Westchnął Bill. Stan uśmiechnął się jedynie, i dotknął czoła przyjaciela.
- Będziesz miał niezłego guza.
- Ta. Idiotyzm Toziera wyjdzie mi na czole.
Zaśmiali się głośno. Stan wstał z łóżka i podszedł do szuflady, gdzie Denbrough trzymał plastry. Wyciągnął białego plasterka z biedronką na środku, prychając cicho. Bill zmarszczył brwi, patrząc na ruchy chłopaka.
- Co robisz?
Stan jedynie wzruszył ramionami. Odgarnął brązowe (pochodzące pod rudy) włosy Billa i szybkim ruchem przykleił na czerwone miejsce plaster. Wybuchnął śmiechem, gdy już obejrzał swoje "dzieło". Złapał się za brzuch, próbując złapać parę oddechów.
Bill siedział z obrażoną miną i rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej, patrząc na śmiejącego się do łez Urisa.
- Mu-musiałbyś zobaczyć j-jak wy-wyglądasz! - Wydusił z siebie, co było naprawdę trudne w jego sytuacji.
- Jesteś naprawdę zabawny, Stanley.
Równo spojrzeli się w stronę drzwi, gdzie pojawili się w nich Eddie z czerwonymi polikami i Richie z cwanym uśmiechem.
- Co tak długo? - Spytał Bill, skanując ich wzrokiem.
- Czemu masz plaster z biedronką na środku czoła? - Eddie zmarszczył nos, próbując szybko zmienić temat.
Na szczęście mu się udało, bo Stan znowu zaśmiał się, a Bill z wielkim zapałem opowiadał co zrobił Stanley. Wydarzenia z łazienki zostały tylko pomiędzy samym Eddiem i Tozierem.
*
Richie jako pierwszy wszedł do lodziarni, a w środku odbił się charakterystyczny dźwięk dzwoneczka, który oznajmił, że ktoś wszedł do pomieszczenia.
Usadowali się przy swoim ulubionym stoliku, w dobrze oświetlonym rogu. Byli mało widoczni i nikt nie zwracał na nich jakiejś większej uwagi.
- Więc ile mamy hajsu?
- Z dziesięć dolarów będzie.
- Eddie, kupuj lody! Ja chcę śmietankowego! - Zaśmiał się Richie. Eddie puknął się w czoło, mrucząc pod nosem, że dlaczego zawsze on musi siedzieć obok Toziera.
- Okej. Pójdę złożyć zamówienie. A wy jaki chcecie smak?
- Mi weź szejka truskawkowego. - Stan skinął głową.
- A mi obojętnie. Zjem wszystko.
- To zaraz wracam!
Eddie ruszył złożyć zamówienie, a pomiędzy trójką zapanowała cisza. Richie patrzył na Eddiego, Stan bawił się palcami, a Bill patrzył na ludzi, którzy opuszczali i wchodzili do lodziarni.
- Więc. Jesteście razem? - Zaczął nieśmiało Bill. Richie o mało nie zakrztusił się własną śliną.
- C-co?
- No ty i Eddie. Jesteście razem?
Richie rozejrzał się nerwowo po pomieszczeniu. Po chwili jednak na jego twarzy pojawił się charakterystyczny uśmieszek.
- Tak jak ty i Stan?
Uśmiechnął się zadziornie, odbijając piłeczkę. Wiedział, że dzięki temu tekstowi Bill się odczepi, a co więcej zobaczenie jego reakcji będzie komiczne.
Bill podrapał się po karku z dużymi oczami. Stan siedział cicho i patrzył przed siebie. Wiedział, że to tylko żarty.
A bynajmniej tak myślał.
- N-Nie! Skąd ci t-to w ogóle..
Przerwał swoją wypowiedź, gdy Eddie postawił przed nimi trzy puchary lodowe i jedną szklankę.
Uśmiechnął się delikatnie i usiadł na swoje miejsce. Zmarszczył brwi, gdy zauważył rozkajarzone miny przyjaciół.
- Co tu się stało, gdy mnie nie było?
Richie kaszlnął cicho i nic już nie mówiąc, wziął się za jedzenie swojej porcji lodów. Stan przygryzł wargę, bawiąc się wisienką na czubku swojego napoju. Bill westchnął cicho i spojrzał się na Stana.
Skąd Richiemu przyszło do głowy takie pytanie? Fakt, zachowuję i czuję się przy nim inaczej niż przy reszcie. Czy jest możliwe, że coś do niego czuję? W końcu to Stan. Mój najlepszy przyjaciel. Przecież to byłoby niemożliwe. Nie jestem gejem. A co jeśli jestem..
- Okej. Jesteście dziwni. Naprawdę.
- Z innej beczki. Wiecie może co u Beverly i Bena? Bo Mike jest na wakacjach u ciotki, to wiem.
Stan wlepił swój wzrok w stół. Wydawał się ciekawszy niż patrzenie na Richiego czy Edsa.
- Nie mam pojęcia..
- Pewnie są tak pochłonięci.. - Richie pokazał pewien gest, na co Bill wywrócił oczami. - Aby się do nas odezwać.
- Jesteś obrzydliwy!
Stanley uśmiechnął się leniwie i kątem oka spojrzał na Billa.
Czemu nie mogę przestać o tobie myśleć, Denbrough? To chore, bo chyba po raz pierwszy w życiu spojrzałem na ciebie inaczej i.. spodobało mi się to.
- Ogólnie to moi starzy wyjeżdżają na weekend, więc jutro imprezka!
Richie zaczął wymachiwać rękoma. Objął Eddiego w talii i zaczął delikatnie nimi kołysać. Młodszy zachichotał i odepchnął go od siebie.
Bill spojrzał się na Urisa, rozmarzając się przy tym.
Wyobraziłem tam nas. Czy to dziwne? Kurwa, Bill. Stop.
- Mam nadzieję, że wpadniecie.
Tym razem Richie skierował się w stronę dwójki naprzeciwko niego. Wiedział, że Eddie i tak przyjdzie. Zwłaszcza, że złożył mu pewną propozycję..
- Ja z chęcią. Trzeba trochę się rozluźnić, w końcu są wakacje. A ty, Stanley?
- Ja.. Nie wiem. Nie mam za bardzo ochoty i..
- Nawet nie próbuj znowu się wiwinąć, Stan!
*
Bill jęknął cicho, przerzucając ubrania. Totalnie nie wiedział co ubrać. Miał gust okropny, a w takim wypadkach zachowywał się gorzej niż baba.
Stan leżał na jego łóżku, a jego głowa zwisała z materaca, przez co widział przyjaciela do góry nogami. Co chwila się z niego śmiał i mówił jakieś głupie teksty.
- Stanley, no! Pomóż!
- Nie. Nie wiem co ubierać na imprezy, byłem tylko raz. Na dodatek ubrany w czerwony sweterek, bo Tozier powiedział mi, że jest u niego wieczór filmowy. To poszedłem i zastałem niezłą imprezę na miejscu.
Bill zaśmiał się pod nosem. Takie zachowanie było bardzo podobne do Richiego.
Usiadł na środku pokoju, oparł głowę o swoją rękę i wlepił swój wzrok w Stana.
To chore. Ta sytuacja jest chora. Dlaczego Tozier zawsze musi mącić mi w głowie. Idiota. Stan, wybacz mi za te głupie myśli o tobie dzisiaj w nocy.
Uris uśmiechnął się do niego nieśmiało i zmienił pozycję na siedzącą.
- Może ubierz jakąś koszulę?
- To może być dobry pomysł. A ty co ubierasz?
- Nie idę. Raczej.
Bill zmarszczył brwi. Rzucił się na miejsce obok Stana i zrobił minę małego pieska. Stan zakrył oczy dłońmi, chichocząc pod nosem.
- No, weź. Stan. Proszę. Zrób to dla mnie.
*
Bill z wielkim uśmiechem, przemierzał ulice Derry, spoglądając co chwila na Stana, który miał nie za bardzo zadowoloną minę.
- Oj, Stan. Uśmiech!
Uris uśmiechnął się sztucznie, a po chwili zmienił wyraz twarzy na niezadowolony.
Jestem gejem. Nie, Stan, nie jesteś. Nie czujesz nic do Billa. To tylko chwilowe zawieszenie w twoim sercu. I to nie tak, że jak za każdym razem go widzisz to twoje serce bije szybciej. Zamknij się.
Bill próbował jeszcze przez resztę drogi rozchmurzyć Stana, jednak nie za bardzo mu to wyszło.
Zadzwonili dzwonkiem do drewnianych drzwi państwa Tozier, nucąc pod nosem piosenkę, którą już było słychać z domu.
- Ooo, moje geje przyszli! - Zaśmiał się, otwierając drzwi. - Właźcie.
Wyższy pokręcił głową, a Bill uśmiechnął się pod nosem.
- Nie ma dużo ludzi. - Zauważył Stan.
W pomieszczeniu było może z dwadzieścia osób.
- Reszta jest na dworze. - Machnął dłonią. - Gdybym wpuścił tutaj wszystkich, to moi rodzice by mnie zabili za straty.
- Hejka! - Pisnął Eddie, pojawiając się obok nich. Było po nim widać, że już trochę wypił.
- Pozwoliłeś mu pić? - Stan zmarszczył brwi, pokazując dłonią na najmłodszego z nich.
- Sam się dorwał. - Richie podniósł ręce w geście obronnym.
Szybko pożegnał się z chłopakami i życzył miłej zabawy, gdy Eddie zaczął ciągnąć w jakąś stronę.
Cóż. Pijani są bardziej śmiali i robią rzeczy, których później będą żałować.
- Myślę, że nawet jeśli nie są razem to mają coś do siebie..
Tak jak my? Bill, nie.
- Pijemy coś, czy na spokojnie?
Stan uśmiechnął się tajemniczo, kiwając głową.
- Jedno piwo mogę wypić.
*
Po dwóch godzinach Bill wypił trzy piwa, a Stan nawet nie dopił jednego. Nie za bardzo mu smakowało i pił tylko dlatego, aby nie wyjść na sztywnego.
- Idę do łazienki, okej? - Mruknął Stan.
Bill kiwnął głową, obracając w dłoni butelkę.
Uris idąc do łazienki, myślał o Billu. Wyglądał dzisiaj naprawdę przystojnie.
Nie myślisz tak o nim, Stan. Wyglądał normalnie.
Zmarszczył brwi, gdy w rogu korytarza dostrzegł dwójkę dobrze znanych mu osób. Richie przyciskał Eddiego do ściany, namiętnie go całując, a jego dłonie znajdowały się w miejscu, gdzie raczej nie powinny.
Stanley pokręcił jedynie głową i wszedł do łazienki.
To było wiadome, że coś prędzej czy później będą razem. Albo chociaż skończą w łóżku.
Bill stał dalej przy stoliku z napojami, rozglądając się po pomieszczeniu. Ludzi parę doszło i było ich tutaj z czterdziestu, przez co nazbierał się dość spory tłum i było tutaj ciasno.
- Hejka, przystojniaczku. Chciałbyś zatańczyć?
Już chciał skutecznie ją spławić, jednak w głowie zapaliła mu się czerwona lampka.
Może gdyby spędził trochę czasu z dziewczyną, to w końcu zapomni o Urisie? Może w końcu będzie w przekonaniu, że wcale nie jest gejem.
Tak, Bill. To będzie dobra opcja. Zobaczysz, że wcale nie jesteś gejem. I że nie podoba ci się Stan.
- Z chęcią. - Uśmiechnął się delikatnie.
Blondynka kiwnęła dłonią i pociągnęła w stronę parkietu, przedzierając się przez tłum ludzi. Zarzuciła ręce na jego szyję, uprzednio umieszczając jego na swoich biodrach. Bill nie miał za bardzo zadowolonej miny, bo w sercu czuł jakieś poczucie winy. Jakby kogoś zdradzał, ranił czyjeś uczucia.
Uris wyszedł z łazienkami i instynktownie spojrzał w miejsce, gdzie byli jego przyjaciele. Już ich tam nie było, a na schodach Toziera lezała bluzka Eddiego.
Okej, skoro Richie jest gejem, to chyba to nic złego.. Cholera, Stan, ty NIE jesteś gejem! Nic nie czujesz do Billa, tylko coś ci się obzdurało!
Zmarszczył brwi, widząc brak obecności Billa, tam gdzie ostatnio go widział. Rozejrzał się po pomieszczeniu i momentalnie zrobiło mu się słabo.
Bill całował się z jakąś blondynką na środku pomieszczenia.
Nie wiele myśląc, ruszył do wyjścia. Miał mieszane uczucia. Sam nie wiedział co robić, co czuć.
Usiadł na schodach rezydencji Tozierów, opierając głowę o drewnianą barierkę. Wlepił wzrok w bezchmurne niebo, zdobione w srebrne gwiazdy. Nie było zimno. Pogoda była niezła jak na obecną porę roku.
Po chwili poczuł czyjąś obecną obok siebie. Nie chciał patrzeć w tamtą stronę, bo bał się, że zobaczy tam kogoś, kogo nie będzie chciał.
- Czemu wyszedłeś?
Może dlatego, że jestem zazdrosny? Może dlatego, że jestem gejem i coś do ciebie czuję?
- Nie podobało mi się tam.
Milczeli. Wspólnie wpatrywali się w nicość, nie odzywając się ani jednym słowem.
- Przejdziemy się gdzieś?
Stan skinął głową. Ruszyli przed siebie, rozglądając się na boki.
Po dwudziestu minutach dotarli na małą górkę, otoczoną milionami kwiatów i średniej wielkości trawy, pokropionej rosą. U dołu góry płynął strumyk, za którym znajdowały się kwitnące wiśnie. Niebo zdobione w gwiazdy, a jedynym oświetleniem był księżyc. Wyglądało tutaj naprawdę magicznie.
Usiedli ma szczycie górki, wpatrując się w czarne jak węgiel niebo.
Bill nieśmiało położył dłoń na dłoń Stana, na którego twarzy pojawiły się czerwone rumieńce.
Starszy wskazał na srebrny punkcik na niebie, ściskając dłoń Urisa.
- Patrz, Stan, to spadająca gwiazda. Pomyśl życzenie!
- Niby życzeń nie mówi się na głos i może to głupie, ale.. ale chciałbym aby było tak jak teraz. Zawsze.
Denbrough uśmiechnął się szeroko i objął przyjaciela w talii. Wpatrywali się w niebo, jak zaczarowani. Liczyli się tylko oni.
- Stan?
- Tak?
Nic już nie mówiąc, ułożył dłonie na policzkach Stana. Uśmiechnął się delikatnie i złączył ich usta w delikatnym, motylim pocałunku.
- Poczułem coś do ciebie, przez tego głupiego Toziera..
- Tak, ja też.
Zachichotali i ponownie zatopili się w swoich słodkich, malinowych wargach.
Spadająca gwiazda ponownie przeleciała nad ich głowami, jednak to w tym momencie się nie liczyło.
Liczyli się tylko oni, całujący się pod blaskiem księżyca.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro