Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Przeprowadzka

       Po chwili zrównałem kroku z fioletowookim.

- Wiesz co dokładnie chce ode mnie dyrektor? - zapytałem patrząc cały czas przed siebie.

- Nie. Powiedział tylko, że to pilne. - odpowiedział delikatnym głosem. Skinąłem jedynie na to głową. Usłyszałem jakieś szmery z jego strony, ale nie przejąłem się tym zbytnio i to był mój błąd. W sekundę księgowy stanął przede mną, kładąc dłonie na moich ramionach. - Ja naprawdę nie chciałem na ciebie wpaść Arai! - w jego oczach mogłem zobaczyć łzy.

- Przecież mówiłem, że nic nie szkodzi. - powiedziałem odsuwając go od siebie.

- Ale i tak chcę ci to jakoś wynagrodzić! - skrzyżował ręce i wydął policzki, odwracając głowę gdzieś w bok. Walnąłem się otwartą dłonią w twarz.

- Ehh... Dobrze, ale pomyśl o tym po dotarciu do gabinetu. - spojrzałem na niego błagalnym wzrokiem. Jak za dotknięciem magicznej różdżki rozchmurzył się i przytaknął. Znów ruszyliśmy, przez resztę czasu zamieniliśmy kilka słów.

***

Nareszcie po przejściu kilkunastu korytarzy, zakrętów i schodów zatrzymaliśmy się przed drzwiami z plakietką "Dyrektor". Różowowłosy zapukał kilka razy.

- Wejść! - usłyszałem donośny, lecz stłumiony męski głosy.

- Przyprowadziłem Lwa Arai, tak jak Pan kazał. - powiedział księgowy po wejściu do środka. Ja wszedłem za nim i rozejrzałem się. Nic nie uległo zmianie po ostatnim razie kiedy tu byłem. Po lewej stronie stała oszklona szafa z aktami i całą papierologią, obok stary zegar, na przeciwko sześć krzeseł, a pomiędzy nimi stolik z kubkami i dzbankiem. Za to naprzeciw wejścia było masywne, drewniane biurko, na którym były różne papiery oraz telefon stacjonarny. Całe pomieszczenie oświetlały dwie żarówki z sufitu.

- Huh? A tak! Dziękuje James, możesz zostawić nas samych. - mężczyzna oderwał się od papierowej roboty i odpowiedział twardym głosem. Fioletowooki skłonił się i wyszedł zamykają za sobą drzwi.

- Więc? Dlaczego Dyrektor mnie wzywał? - zapytałem stając centralnie przed biurkiem. Zauważyłem jak zmarszczył brwi.

- Może chcesz usiąść? - spytał wskazując ręką gdzie stały krzesła. Ja jedynie pokręciłem głową na nie. On głęboko westchnął. - Pracujesz tutaj ponad dwa lata i zdobyłeś nie tylko mój szacunek, ale także całego oddziału Atlantyckiego... Lecz jest więzienie, które potrzebuje cię bardziej niż nasze. - nie mogłem uwierzyć w to co teraz słyszałem. Mówili, że ostatni raz mnie przenoszą. Zacisnąłem dłonie w pięści i starałem się, żeby mój gniew nie wyszedł na zewnątrz. - Wiem, myślałeś, że to więzienie będzie ostatnim twoim przystankiem, ale... - dość, nie mogę już tej paplaniny słuchać.

- Tak, miałem nadzieję, że będzie to ostatnie więzienie. Obiecywali mi to, ale jak widać... Nadzieja matką głupich. - mówiłem ostrym tonem, cały czas patrząc w oczy Dyrektora.

- Podejdź. - powiedział przesuwając stosy papierów, które zasłaniały laptopa. Uniosłem brew, ale zrobiłem kilka kroków i spojrzałem na ekran. Ujrzałem dziewięć zdjęć oraz imiona, które niewiele mi mówiły. Chociaż jedno wydaje się znajome, chłopak o blond włosach z zielonymi oczami... I elfimi uszami. - To oni w niewyjaśniony sposób dostali się do Nanby. - spojrzałem zdziwiony na Dyrektora, ale po chwili wyprostowałem się i skrzyżowałem ręce na piersi.

- Niby oni dostali się magicznie na teren więzienia numer jeden? - zmarszczyłem brwi i zerkałem raz na laptopa, raz na mężczyznę.

- Też na początku nie mogłem uwierzyć, ale po szczegółowym wyjaśnieniu mogę szczerze powiedzieć, że to prawda. - obserwowałem dokładnie mimikę dyrektora, chcąc zobaczyć jakiekolwiek zwątpienie, czy nie pewność w to co mówi, ale niczego takiego nie dostrzegłem. Westchnąłem cicho, jeszcze raz spoglądając na zdjęcia.

- Czyli mam rozumieć, że teraz tam będę pracować... Cóż mus to, mus. - wróciłem na moje wcześniejsze miejsce, przed biurkiem.

- Uwierz, że mi też... - urwał swoją wypowiedź widząc mój wzrok. Nie miałem ochoty słuchać ckliwych słówek, jak to szkoda, że odchodzę, że byłem najlepszym strażnikiem, że będzie im żal mnie odsyłać i wiele innych. Zamrugałem parę razy, żeby wyostrzyć wzrok gdy usłyszałem głuchy stuk. Zobaczyłem jak dyrektor kładzie na blacie niewielkie, drewniane pudełko z wygrawerowaną dziewiątką... Numer mojego budynku. - Naczelniku Arai, proszę oddać swoje odznaczenia. - spojrzałem w jego oczy z lekkim niedowierzaniem. Zacząłem niepewnie odpinać złote przypinki w kształcie iksa od kołnierza koszuli, odkładając je do pudełka. - Zostaw. - usłyszałem kiedy chwyciłem daszek od czapki. - Pelerynę również... Na pamiątkę. - wykonałem polecenie przełożonego, podnosząc wzrok na jego twarz.

- Oczywiście. - skłoniłem się, zauważając lekki uśmiech u dyrektora. Patrzyłem na niego wyczekująco, wkładając dłonie do kieszeń spodni. Widziałem jak czegoś zawzięcie szuka po szufladach pod biurkiem. Moje prawe oko błysnęło jaskrawą żółcią gdy mężczyzna wyją opakowanie papierosów.

- Najbardziej mi żal, że nie będę mieć z kim palić. - zaśmiał się gardłowo, podstawiając mi paczkę. Wyciągnąłem jednego wraz z zapalniczką, od razu go zapalając i zaciągając się. Nie były to papierosy pierwszych lotów, ale co się dziwić gdy więzienie jest osadzone w miejscu gdzie średnia wynosi -35°C, a państwo daje pieniędzy na styk. - Cóż poradzić... Jutro przylatują po ciebie o szóstej rano, więc możesz iść się spakować. - mówił, wypuszczając dym z ust. Patrzyłem na unoszące się obłoki spalonego tytoniu. Przeniosłem wzrok na mężczyznę cicho wzdychając i gasząc niedopałek w popielniczce.

- Więc... Dziękuje za współpracę. - mruknąłem, salutując, po czym ruszając ku drzwiom. Również usłyszałem ze strony dyrektora podziękowania, przez co uśmiechnąłem się lekko. Zamknąłem za sobą drzwi i ruszyłem do swojego pokoju mając w głowie te zielone oczy.


************
822 słów

Możecie bić mi brawa... Prawie rok od poprzedniego rozdziału XD
Ja to jednak jestem leń... No ale cóż, może ktoś czekał na kontynuacje tego ff?... Możecie pisać w kom

Opublikowane: 8 maja 2020

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro