Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#2

Wcześniej wyszłam do szkoły. Byłam przed czasem. Zdecydowanie mniej ludzi. Sprawdziłam plan zajęć. Przeszłam się po salach by nie musieć się odnajdywać potem. W końcu zatrzymałam się przy sali w której jak się okazało, miałam mieć pierwszą lekcję. Matma? Czy to normalne że zaczynamy najgorszym? 

 - Znowu ty... - powiedziała Vivia wzdychając. Usiadła pod ścianą.
- I znowu Ty. - Usiadłam naprzeciwko.
- Nie możesz sobie gdzieś iść? A przynajmniej nie zakłócać mojej przestrzeni osobistej?
- Jasne. - Przysunęłam się bliżej. Spojrzała na mnie krzywo
- Mówił ci ktoś kiedyś ze jesteś bezczelna?
- A Tobie?
- będziesz się tak teraz bawić, powtarzając pytania? - otworzyła szkicownik i zaczęła rysować zasłaniając wszystko kolanami.
- Nie. Ale skoro już ruszasz dla mnie ustami to nie widzę przeszkód by odpowiadać tym samym. Mi mówili nie raz. Jeżeli Tobie się to nie zdarzyło to chętnie powiem to pierwsza... - Westchnęła. Wyrwała kartkę i zgniotła ją w kulkę. Rzuciła nią we mnie.
- Skoro już do ciebie mówię to cię ostrzegę. Nat chce się z ciebie ponaśmiewać. Dlatego zaprosił Cię na cmentarz. Planuje nagrać twoja reakcję i wrzucić to do Internetu. - Zaczęło się ciekawie. Skąd to wie...
- Dlaczego mi to mówisz? - Podniosłam papierową kulkę.
- Z litości. - Uśmiechnęła się zadziornie.
- Chyba mnie nie zrozumiałaś. Jaki masz w tym interes? - Rozwinęłam kartkę by zobaczyć co na niej jest.
- To nie jest miejsce dla takich dziewczynek. A ja oszczędzę sobie chociaż niańczenia cię. - Na kartce znajdował się kolejny potwór. - Stoi za tobą...- Mruknęła. Pare uczniów wchodziło po schodach obok. Vivia wstała i podeszła do okna. Poszłam za nią.
- Dlaczego uważasz że musisz się mną zajmować?
- Jesteś męcząca... Nie muszę po prostu troche mi ciebie szkoda. Ostatnia ofiara Nataniela po takiej akcji trafiła do psychiatryka.
- To już brzmi jakby Ci w jakiś sposób zależało... - Podałam jej inną kartkę zwiniętą w kulkę.
- Po prostu maczałam w tym palce... Co to jest?
- Zobacz. - Na kartce na samej górze widniał napis "Zapamiętałam. Vivia". Poniżej widniał obrazek nabazgrany długopisem skulonego potwora z rogami i licznymi kończynami, patrzącego przed siebie. Patrzył na mały kamień który leżał tuż przed nim. Patrzył to w sumie dużo powiedziane, mówiąc o jego szerokich i ciemnych oczodołach. - Nie jestem w tym tak dobra jak ty. Jednak miło było spróbować... - Dodałam.
- Rysuje tylko to co widzę. I wiem ze ty ich nie widzisz... Nawet ładny. - Zadzwonił dzwonek.
- Uznaj to za akt porozumienia. Jeśli tylko zechcesz... - Ruszyłam do klasy.
- Uparta menda... - Słyszałam jeszcze jak mruczy pod nosem. To chyba był komplement. Może nie umiem dobrze budować relacji, ale może uda się by były one znośne.Wszyscy usiedli na swoich miejscach. Ja oczywiście obok Vivi, bo gdzie indziej, skoro nawet nie było innego miejsca. Nauczycielki jeszcze nie było. Zaczęłam się wypakowywać. To znaczy. Wyciągnęłam zeszyt i długopis. Do sali weszła ładna wysoka ciemnowłosa dziewczyna. Po chwili zaczęła pisać coś na tablicy...

- To jest nasza nauczycielka? - Spytałam Vivi.
- Nie to dyrektorka...
- Ty tak serio?
- Tak, na serio.
- O cholera...
- Cisza. - Zwróciła się do wszystkich. - Jako że zaczynamy nowy rok szkolny musimy przypomnieć sobie kilka zasad. Dla tych co nie wiedzą lub zapomnieli jestem Agnes Lewis... - Opowiedziała parę spraw organizacyjnych. Przyglądałam się jej uważnie.- Więc skoro jest już wszystko jasne przejdziemy do lekcji... - Zaczęła zapisywać temat na tablicy...

 "Lepiej się nie narażaj. W przeciwnym razie masz przerąbane" - Podała mi wiadomość Vivia.
Odpisałam jej na kartce. - "Co masz na myśli?"

- Widzę że w tym roku do waszej klasy przyszła nowa koleżanka. Carla podejdź tu. - Wstałam z ławki. Powoli i posłusznie podeszłam do nauczycielki. Vivia zgniotła kartkę i wrzuciła ją niepostrzeżenie do torby.

- Rozumiem że jesteś na bieżąco z materiałem?
- Nie do końca... - Powiedziałam niepewnie. - Nie jestem najlepsza z tego przedmiotu... - Agnes wskazała przykład na tablicy.
- Rozwiążesz to?
- Mogę spróbować... - Podeszłam do tablicy. Wzięłam kredę. Zaczęłam rozpisywać zadanie...

(3 - 2x) ^2 = 3^2 - 2*3*2 + 2x^2 = 6 - 12 + 4 x^2 = -6 + 4 x^2

- Gubisz niektóre elementy, ale myślisz dobrze... - Przerwała mi. Starła to co przed chwilą napisałam i złapała mnie za rękę. - Jeżeli pamiętasz wzór to wiesz że... - prowadziła moją rękę pisząc na tablicy. - Tu pomyliłaś działanie, a tu zgubiłaś x. Wynik to 9 - 12x + 4 x^2 . Z tego możemy wyprowadzić prostą funkcję... delta = 240... - Szczerze, nie wszystko rozumiałam. Po chwili skończyła.- Wiem że w poprzedniej szkole mogliście tego jeszcze nie mieć. Niektórzy też gubią rozum po wakacjach. Dlatego pierwsze dwa tygodnie poświęcimy na powtórzenia. Możesz wrócić. - Wróciłam do ławki.

- Jednak... - Kontynuowała Dyrektor Agnes. - By sprawdzić wasz aktualny poziom wiedzy i rozbudzić was po czasie wolnym zaczniemy małą kartkówką. Wyciągnijcie kartki...

***
Wyszłam z sali. Kątem oka dostrzegłam tamtego chłopaka razem ze swoją paczką. Chwila. Jak on miał na imię?

- Nataniel. - Vivia podeszła do niego.
- Cześć słodka. Masz wszystko? - Zbliżył ją do ściany opierając się ręką, a druga przytrzymując jej podbródek.
- Przestań nie mam teraz ochoty. Może wieczorem.
- Oj no weź... - Pocałował ją i uśmiechnął się. Vivia podała mu papierową torbę.

W sumie nie obchodziło mnie ich mizdrzenie. Nie miałam też do żadnego z nich żadnej konkretnej sprawy. Jedyne co łączy mnie i Vivię, to wspólna ławka i problemy z głową. Za to jeżeli chodzi o mnie i Nat'a to tylko zaproszenie na spotkanie na cmentarz. Mimo tego co powiedziała mi Vivia nie widzę specjalnego zagrożenia... w sumie jestem dosyć wolna. Dziesięć minut przerwy może jest w stanie pozwolić mi się trochę rozejrzeć.Zerkając po pustych ludziach przemieszczałam się w przeciwną stronę korytarza. Szkoła jak szkoła. Prawda jest taka, że nikt do końca nie wie po co tu jest, a jeżeli myśli że wie, to jest albo w błędzie, albo jest mocno upośledzony. Są jeszcze wyjątki. Większość oczywiście i tak trafia do tego drugiego przypadku. Niewiedza przecież nie jest grzechem, a jej ciężar jest potwornie lekki. Rozmowy wokół układały się w nic nieznaczący dla mnie szum. To nie jest ani muzyka ani chaos. To tylko pusty szary szum, który jak powietrze zwyczajnie wypełnia przestrzeń. Niby konieczny do życia, a jednak jestem w stanie wyobrazić sobie świat bez tego. Da się wyciągnąć z tego pojedyncze cząstki. Plotki, spisywanie prac domowych, umawianie spotkań, komentarze, powtarzanie tematów. Wszystko to tylko bełkot, bo by to dobrze usłyszeć trzeba albo wybrać poszczególną ścieżkę, albo nawiązać kontakt wzrokowy. W tedy nagle słyszysz... Nowa. Nowa. Nowa. Nowa... Nawet gdy nie chcę to czuje że to wszystko dotyczy mnie. Choć wiem, że tak naprawdę mówią co innego to wiedząc, że ja mogłabym interesować się czyimś życiem, wiem że wszyscy interesują się moim. To miasto jest za małe by zainteresowanie było młodziakami z pierwszych klas. Ale ja? Ja jestem im obca. Nic o mnie nie wiedzą. Więc mogą pomyśleć o mnie co chcą. Wolność ssie. Łatwiej siedzieć w klatce gdy masz podawane jedzenie pod nos i nie musisz się martwić o swoje przetrwanie. Nie wiem która moja kolejna myśl może teraz okazać się gorsza...Chciałbym z szumu odnaleźć kogoś, kto mówi w moim języku. Choć jedną osobę. Jednak nie. Nic nie słyszę. Zrezygnowana zawróciłam. Czas podczas tego praktycznie nie minął. Wciąż mam go pełno bo spędzam go sama. Świat w tedy albo pędzi, albo stoi. W moim wypadku raczej nie może się zdecydować...

- Carla... - Powiedziała oparta o ścianę blondyna obok Nataniela. - Lepiej się nie spóźnij, jeśli nie chcesz by wywinęli ci numer... - Chyba Vivia zaczęła gubić się w zeznaniach.
- Już oświadczyłam że będę. Nie rozumiem co masz teraz przez to na myśli.
- Powinnaś nauczyć się słuchać... NIE SPÓŹNIJ SIĘ. Jeszcze parę zasad. Nikomu nie mówisz co tam robimy i nie zapraszasz nieznajomych.
- Uważasz mnie za głupią czy tylko ty jesteś niespełna rozumu?
- Uuuu, ostro, uważaj z kim tańczysz. Nie radzę robić sobie ze mnie wroga. - Chyba naćpała się jego śliną.
- Wrogość to raczej twoja działka. Ja staram się teraz tylko stwierdzić fakty.
- Ej, dobra dziewczyny spokój. Fakt, cukiereczku mogłabyś być nieco milsza. A co do Ciebie Carla to Vivia ma racje nie rob sobie z niej wroga. - Miałam ochotę rzygnąć.
- Co do... Od kiedyś ty taki potulny? Brzmiałeś ciekawiej jak mnie zapraszałeś.
- Przy damie nie wypada - Uśmiechnął się szeroko.
- Eh... Okey, okey. Myślałam że jesteście razem ciekawsi, ale okey. Istniejcie sobie. Mam nadzieję tylko, że na cmentarzu nie zaprosicie mnie do zbierania grzybów. - Zadzwonił dzwonek. - Jaka jest kolejna lekcja? - Spytałam już typowo Vivię.
- Nie zabraknie Ci wrażeń. Następna jest historia.
- Ufam wam na słowo. Póki co. - Ruszyłam do sali.

- Mówiłam ci ze to nie wypali. Roza musiała się pomylić.- Powiedziała obrażona.
- Jesteś strasznie uparta. Zluzuj trochę.

W przeciwieństwie do miłego zaskoczenia na matematyce, historię prowadził jakiś stary dziad. Może nie przypominał żula który zmarnował swoje życie na byciu jakimś profesorkiem. Czyli po drodze stracił wszystko, więc (lub bo) zaczął pić, a więc teraz opowiada swoją legendarną historię przechodniom. Nie. Był zadbany i poukładany, przez to nudny. Wydawał się bystry. Mówił o tym jego wzrok i sposób poruszania. Gruchoczące kości jeszcze pozwalały mu na wiele, ale widać, że przeszedł sporo. Podobnie jak przedmiot którego uczył. Za to widać było, że był nieszczęśliwy, jakby stracił miłość swojego życia zaledwie tydzień temu.Lekcja była dosyć zwyczajna. Żadnych fajerwerków. Podejrzewam, że będzie to jedno z tych zajęć na których będę ucinać sobie drzemkę...

Reszta czasu mijała w miarę spokojnie. Ostatnia lekcja? Chemia. Nauczycielka nie miała jakiś specjalnych cech charakterystycznych, podobnie do naszej wychowawczyni. Będę się więc musiała pilnować, by ich kiedyś nie pomylić. Sala chemiczna miała odczynniki i sprzęt. To już na plus. Wiele szkół nie stać nawet na to, by to co zapisujemy w czystej teorii, sprawdzić w praktyce. Tu o dziwo każdy ma swoje stanowisko, zlewki, część z odczynników. Mam szczerą ochotę się tu trochę zabawić...Lekcja strikte o bezpieczeństwie. Gogle czy te śmieszne białe szlafroki. Co do czego. Oczywiście nie zabrakło gumowych rękawic czy gaśnicy i przypomnienia jak zachować się w wypadku pożaru. Dobra, ale ja mam dość.

- Vivia, chcesz się pobawić?
- Co masz na myśli? - Spojrzała na mnie kątem oka.
- Co ty na to by stworzyć coś podobnego do Twoich potworów?
- Nie wiem czy jesteś świadoma, ale jestem przewodnicząca. Jeżeli ja polecę, to nikogo już nie będę mogła kryć. Chcesz się bawić, to spoko, chętnie popatrzę.
- W takim razie tylko współpracuj. Ja zajmę się resztą. Jak wrócę przygotuj etanol lub denaturat i Wodorowęglan sodu z szafki. - Oparłam się o blat przewracając jedną z probówek. Na moje szczęście teatralnie się potłukła. Ludzie zwrócili oczy na nas.

- O jeju, bardzo przepraszam. Już to sprzątam. - Zaczęłam ręcznie zbierać szkło.
- Nie nie, Carla spokojnie. Na zapleczu jest szczotka. Jeżeli już to chociaż załóż rękawiczki...
- Jasne, dziękuję, zaraz to sprzątnę. - Ruszyłam w duchu ucieszona na zaplecze. Nauczycielka uznała to za świetny praktyczny przykład, na którym dalej mogła omawiać bezpieczeństwo, więc nie przerywała nudnej lekcji.
Znalazłam szczotkę i zajrzałam do kilku szafek. Pusto. Znaczy nie pusto, ale to nie to co mnie interesuje. Spojrzałam w końcu na parapet. Bingo. Wsypałam potrzebny składnik do kieszeni fartucha ochronnego. Wróciłam natychmiast do ławki i zaczęłam sprzątać. Pozbyłam się szkła i czekałam, aż uwaga reszty, a co najmniej nauczycielki, odwróci się od nas. Nauczycielka dalej prowadziła lekcję. Wzięłam zlewkę i przesypałam zawartość kieszeni do niej. Postawiłam na blacie.

- Masz Wodorowęglan..? - Spytałam cicho Vivię.
- Leży obok ławki.
- Cudownie. - Zmieszałam dwa proszki w zlewce i wysypałam na blat. Wzięłam alkohol i polałam nim w koło białego kopca. - Teraz mogą zwrócić na nas uwagę... - Mruknęłam wyciągając mały przedmiot z własnej kieszeni.

Zapalniczką podpaliłam alkohol. Jej charakterystyczne klikanie zwróciło wzrok otoczenia w naszą stronę. Podpalony alkohol wytwarzał reakcję reszty składników. Czarne, ni to macki ni węże, tworzone jakby z popiołu zaczęły rosnąć zajmując coraz to więcej miejsca. Wywijały się w różne strony, rozwijając aż do wypalenia się całego etanolu.

Vivia gwałtownie się odsunęła i zabrała rzeczy z ławki. Nauczycielka wyglądała jakby miała zaraz wpaść w furię. Podeszła do nas. Przyglądała się mi wściekła. Wiadomo że to nie mogła być wina przewodniczącej bo jej się coś takiego nie zdarzało. Patrzyła na nasze stanowisko.
- Carla Roy, widzę że masz dziś o wiele więcej do posprzątania...
- To nic takiego. To zwykły spulchniony popiół... - "Zabiłam" przed nią jednego z "węży faraona" zgniatając go rękawiczką. Rozsypał się w pył. - Wystarczy wyrzucić. Nie stało się nic wielkiego.
- Stwarzanie zagrożenia, nieposłuszeństwo i wykonywanie eksperymentów bez mojej wyraźnej zgody To jest coś wielkiego...
- Nikomu nic się nie stało.
- Jeszcze chwila i wylądujesz u dyrektora.
- Tak? W takim razie... - Wstałam, zdjęłam obuwie ochronne i kopnęłam moje krzesło. - Sama się tam udam. - Złapałam plecak i ruszyłam do wyjścia. - Miłego sprzątania Pani profesor... - Wyszłam z klasy.

Cała klasa zaczęła szeptać. Nauczycielka nie wie nawet co ze sobą zrobić, jest w kompletnym szoku. - Vivia... Dopilnuj żeby tam dotarła. - Wstała i wyszła z klasy. Wolna lekcja.

Wcale nie zamierzałam iść do gabinetu. Raczej przeciwnie. Kierowałam się w stronę wyjścia ze szkoły.
- Dokąd idziesz?
- Na cmentarz. Będę trochę przed czasem.

-----------------------
Szczerze nie chce mi się już dzisiaj pisać xD czytajcie sobie. Dokończę w najbliższym czasie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro