Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#1 Prolog

Klasycznie budzona dźwiękiem budzika, nawalam prawą ręką w szafkę obok, by trafić ten nieszczęsny zegarek, w kształcie różowego kota, kupionego gdzieś w przecenie w małym sklepie z gadżetami. Klasyczny koniec wakacji. Ostatecznie uderzając o kant szafki, jednocześnie jakimś prześmiesznym cudem zrzucając koto-budzik, misja zakończyła się niepowodzeniem. Przeszywający ból ręki zmusza mnie do podniesienia się z łóżka, a budzik dalej dzwonił nieznośnie leżąc już na podłodze. Wściekła rzuciłam w niego poduszką. Nie było lepiej...

Do pokoju weszła moja mama.
- Wyłącz budzik i wstawaj. Szkoła się zaczęła. - Rzuciła w progu. Niosła coś ale umknęło to mojej uwadze. Wstałam i schyliłam się by wyłączyć budzik. Spojrzałam na godzinę. 7:15 - Cholera, przespałam już dwie drzemki. Zrzuciłam nogi z brzegu łóżka stając bosymi stopami na chłodnych panelach. Zmuszona przez czas nie zastanawiałam się długo i zaczęłam się ubierać. Dwie różne skarpety, bo przecież nikt ich i tak w butach nie widzi. Następnie szare spodnie by opisać moją ulubioną pogodę. Po tym zwykła luźna koszulka, oczywiście dla wygody, oraz czarna bluza. Czemu? Patrz punkt poprzedni, a także by łatwo ukryć to kim jestem. Jako cichy dodatek czerwona bransoletka z królikiem leżąca wcześniej na szafce i oczywiście prosty makeup. Na więcej mnie nie stać, ale nie chcę odstawać od reszty i świecić swoją brzydką mordą...

Tak więc, oto ja pakującą książki do najzwyklejszego plecaka na świecie i słuchając w tle drącego się brata-niemowlaka, którego oczywiście próbuje uspokoić moja mama. Trochę zajmie im wyprawa do żłobka. Wróciłam przed lustro. Szczotka do włosów w mojej dłoni wręcz błagała by nią rzucić. To nie tak że jestem brzydka. Przeciwnie. Po prostu nie mogę znieść własnego wzroku. Powstrzymując samą siebie przed dosłownym wysadzeniem wszystkiego w powietrze, rozczesywałam poszczególne bordowe kosmyki. Okej okej... Carla, to pierwszy dzień. Możesz zacząć wszystko od nowa. Pamiętaj. To nowa szkoła. Po prostu nie spieprz tego. Nie tym razem...

Uspokajałam się w duchu. Nie musi być wcale tak źle. Po tych myślach wyrwałam sobie kilka włosów uświadamiając sobie, że nie jestem spokojna. Zniszczone końcówki dały znać o wystarczającej długości moich włosów. Otworzyłam szafkę i sięgnęłam po nożyczki...
- Carla co ty tak długo tam robisz? - Pytała zabiegana matka. Tym razem chciała wnieść pranie do łazienki.
- Nic, już wychodzę... - Schowałam nożyczki spowrotem. Będzie jeszcze czas na jakiegoś fryzjera. Wyszłam z łazienki przepuszczając mamę. Miała ciężka noc. Oliver jako mały brzdąc jest równie nieznośny co większość niemowlaków. To że nauczyłam się znosić ten chaos źle świadczy o moich przyszłych relacjach z dziećmi. Po prostu dobrze jak żadne nie przebywa w moim towarzystwie. Oznacza to że jest bezpieczne. Poprawka. Bezpieczniejsze. Ja się nie zbliżam do nich, a one do mnie. Tyle w temacie. Zegarek? A tak... spojrzałam na telefon. 7:32. Nie tak źle. O 8:20 zaczynają się lekcje. Czy jakiś tam apel czy jakoś tak... Powinnam się ubrać galowo? Nie, to już jest galowo. Z moją szafą nie da się bardziej. W sumie mam wszystko. Brakuje mi tylko... jedzenia? Zajrzałam do kuchni. Chleb, szynka, ser, folia aluminiowa, sałata, cebulka, kiełki... a tu są! Wyciągnęłam płatki i mleko, a  po drodze jakąś miskę. Dla szczegółów warto zaznaczyć że płatki były czekoladowe. Prosty przepis. Zalewam płatki mlekiem i jem. Tak zrobiłam. Droga do szkoły nie powinna zająć długo. Sprzątnęłam po śniadaniu. Ubrałam buty i plecak szykując się do wyjścia. Do kieszeni wrzuciłam parę drobnych i klucze. Znalazłam jeszcze butelkę z wodą cytrynową i wrzuciłam ją do plecaka. Chodźmy do tego pierdolnika by go zakończyć.

Wyszłam z domu. Wilgotna trawa od rosy brudziła mi buty. Nic nie miało większego znaczenia. Wschodzące słońce dawało bardzo przyjemny klimat otoczeniu. Dawno nie musiałam wstawać tak wcześnie, więc nie miałam okazji by to zobaczyć.

Jednak przejdźmy już do konkretów. Droga zeszła szybko. Nie po to przeprowadziliśmy się bym miała dalej do szkoły. Stanęłam przed budynkiem. Ładny, zadbany, w większości szkół się to nie zdarza. Stałam na chodniku przyglądając się temu gdy inni zwyczajnie mnie omijali. Wchodzili do szkoły, rozmawiali ze sobą chwaląc się co robili w wakacje. Co ja robiłam w tym czasie? Wolę nie wspominać. Teraz żyje w idealnym kłamstwie. To mi wystarcza. Życie jest piękne takie jakie widzę je teraz. Zapominając o całej przeszłości. Szczerze, nie chce tu być, ale to jedyne miejsce które zapewni mi szczątki bezpieczeństwa i spokoju.

Potrzebowałam teraz kogoś kto doda mi odwagi. Kogoś przy kim wezmę wdech i poklepie mnie po ramieniu, by następnie razem przekroczyć próg. Wzięłam wdech i poczułam że ktoś mnie popchnął...
- Patrz jak leziesz. - Krzyknęła mi jakaś dziewczyna i dalej kierowała się do szkoły. Cudownie się zaczyna. Właśnie tego oczekiwałam. Przewróciłam oczami. Popchnęłam przeszklone drzwi dostając się do środka. W szkole jeszcze zbierali się ludzie. Byłam wcześniej, bo potrzebowałam chwili by się odnaleźć. Szatnie nie były problemem. Znalezienie właściwej sali już tak. Szukałam po tablicach informacyjnych czegoś ale średnio pomogło. Kręciłam się zdenerwowana po korytarzach. Chciałam zniknąć. Ludzie zaczęli się gromadzić. Ostatecznie zadzwonił dzwonek. Panika oblała moje ciało. Zdrętwiałe palce i ból w klatce piersiowej nie pozwalał mi oddychać. Szczęście, że ludzie kierowali się w jedno miejsce. Apel. Ruszyłam za tłumem. Trafiłam do sali.

Apel minął spokojnie. Nowy rok szkolny. Witanie, gratulacje z przetrwania wakacji. Zaczęcie nowych tortur. Ale udało mi się ustalić do której sali mam się udać. 36a. Pierwsze piętro.

Wypuścili nas. Chciałam uciec. Ruszyć w długą i tu nie wracać. Na moje nieszczęście zatrzymała mnie jedna z nauczycielek.
- Carla? - Spytała zatrzymując mnie. Spoglądała upewniając się że to ja. Udawała że nie przejmuje się moim nieodpowiednim strojem, jeszcze...
- Tak... - Kiwałam głową.
- Podobno masz trafić do mojej klasy pod moim wychowawstwem. Jestem Isabella. Oprowadzić Cię? - Mówiła miło.
- Nie trzeba...
- W takim razie przedstawię Cię Twojej nowej klasie. - Chyba mnie nie usłyszała. Ruszyłyśmy do sali 36a. Nie wiem czy może być coś gorszego w byciu nowym. Otworzyła drzwi klasy. Weszłam do sali. Każdy był zajęty sobą i idealnie... gdyby nie ta wredna menda...
- Proszę o ciszę! - Dała znać nauczycielka. Wzrok każdego skierowany został w moją stronę. - To wasza nowa koleżanka Carla. Przeprowadziła się do naszego miasta w te wakacje. Mam nadzieję że miło ją przyjmiecie. Carla usiądź proszę obok Vivi. Zaraz zaczniemy kwestię organizacyjne. 

Ruszyłam do ławki. Usiadłam obok dziewczyny. Ta spojrzała na mnie zirytowana.
- Jestem Vivia. Vivia Lindore. Radze zapamiętać - Mówiła chłodno. -  Byłabym wdzięczna gdybyś się do mnie nie odzywała. To że siedzimy razem nie znaczy ze musimy się zaprzyjaźnić. - Odwróciła się w stronę okna, podpierając głowę ręką. 

- Carla... - Odpowiedziałam tylko. W sumie, wiedziałam że tak to będzie wyglądać. Zawsze tak jest. Nauczycielka zaczęła lekcje. Wyciągnęłam zeszyt. Czarny. W rogu był drobny uśmiech zrobiony korektorem. Otworzyłam go i zaczęłam pisać. W sumie nie jestem pewna co. Niby notatki z lekcji, ale raczej obserwowałam co działo się wokół. Chłopak co miał na ławce czerwoną czapkę  zagadywał blondynkę za nim. Trzech chłopaków na tyłach klasy rzucało papierowymi kulkami gdy tylko nauczycielka odwróciła się na chwilę. Inna część sali miała klasycznie "wszystko w dupie". Kilka dziewczyn gadało miedzy sobą. Jeden chłopiec "idealny" notujący każde słowo na przodzie. Obok niego zwykły chłopak o miłym wyrazie twarzy. Wiem to bo właśnie oberwał papierową kulką i się obrócił. Dwie inne dziewczyny równie ciche, druga ławka po prawej. Nie odzywają się do nikogo poza sobą.

Lekcja dobiegała końca. W sumie w zeszycie pozostał mi jedynie jakiś bazgroł, spis kilku godzin i dni. To chyba miał być plan lekcji... Raczej nic z tego nie będzie. Zamknęłam zeszyt. Dzwonek. Vivia wstała z miejsca, zabrała swoje rzeczy i kierowała się w stronę wyjścia. Dwie dziewczyny zaczepiły ją.
- To co... Przyjdziesz? - Zapytały.
- Nie mam na to czasu. Moja rodzina wystawia dzisiaj przyjęcie dla znajomych z firmy. - Odgarnęła swoje długie blond włosy z pod których można było dostrzec różowe pasemko z prawej strony. W rękach trzymała czerwony szkicownik z głową kota na okładce. Odmówiła jeszcze pare razy dziewczynom i wyszła.

Szkoła nie miała na ten dzień wielu planów. Zastanawiałam się co ja do cholery będę tutaj robić. Założyłam słuchawki i puściłam muzykę. Standardowa nastolatka w standardowym muzeu... znaczy liceum. Czasem plączę słowa. Wyszłam ze szkoły. Ktoś mnie zatrzymał.

- Nowa! - Ktoś krzyknął do mnie. Odwróciłam się. Wysoki chłopak. Ciemne włosy, opinająca czarna koszulka. Coś ala emo grzywka, ale zadbana i znośna. W palcach trzymał niedopalonego jeszcze papierosa. Nie był w klasie do której chodzę więc póki co zakładam, że jest z innej.
- Czego chcesz? - Spytałam. Podszedł do mnie spokojnie opukując pył, który swobodnie spadł na ziemię.
- W innych miastach nie uczą manier? - Mówił z wyraźną nutą zadowolenia.
- Czyli wszyscy już wiedzą, że nie jestem stąd? - Pytałam.
- To nie duże miasto. Plotki szybko się rozchodzą... - Nachylił się nade mną. - Masz coś jutro w planach? - Spytał nagle. Wziął jeszcze jednego bucha i wyrzucił niedopałek przydeptując go butem.
- Coś sugerujesz?
- Chcemy poszlajać się z chłopakami na pobliskim cmentarzu. Szukam świeżego towarzystwa. Wchodzisz w to?
- Kiedy?
- 15:30 tuż po zajęciach. Widzimy się przed szkołą.
- Będę. - Odparłam bez większego zastanowienia.
- Więc do zobaczenia no...
- Carla.
- ...Carla. - Uśmiechnął się szelmowsko i wrócił do swojej "paczki". Szczerze nie wiedziałam co o tym myśleć. Po prostu odwróciłam się i ruszyłam w swoją stronę. Kierunek dom. Przed sobą dostrzegłam dziewczynę z ławki. Szła w podobną stronę co ja.

-...Jak to..... chyba sobie żarty robisz!... Trzeba było sprawdzić.... To należy do twoich obowiązków, a nie do moich!.... Zgoda, ale nie zapomnij, że masz u mnie dług. - Rozłączyła się. Schowała telefon do torebki i usiadła na ławce obok. Zaczęła szkicować w zeszycie. Nie dało się już uniknąć przejścia obok. Zeszyt przyciągnął mój wzrok. Jednak nie chciałam wyglądać też na zbytnio zainteresowaną. Przeszłam tak jakbym nigdy w życiu jej nie widziała, a przynajmniej tak miało to wyglądać.

- Nikt Cię nie nauczył żebyś pilnowała swojego własnego nosa? - Powiedziała. Nie patrzyła na mnie, ale będąc jedyną w okolicy wiedziałam że o mnie jej chodzi. Wyrwała kartkę z zeszytu i wcisnęła mi ją do rąk. - Potraktuj to jako prezent powitalny. - Na kartce znajdowała się bestia z trojgiem oczu i zaplutym pyskiem. Jej kończyny były powyginane w różne strony. Na górze kartki widniał napis "Carla" - Witam w naszej szkole. - powiedziała ozięble.
- Dzięki... - Odpowiedziałam w szoku. Co innego miałam powiedzieć? - Mi też miło Cię poznać... - Spoglądałam na kartkę. - W sumie nawet ładny... Od kiedy rysujesz?
- Z której strony uznałaś że miło mi cię poznać? Jesteś tylko kolejną dziewczynką którą będę musiała niańczyć.
- To był sarkazm, ale rysunek bardzo ładny. - Westchnęłam. - Dzięki za prezent. Może odwdzięczę się z czasem czymś podobnym... - Ruszyłam dalej przed siebie.
- hmm... wyjścia z Tobą na cmentarz może być jednak interesujące...Tylko uważaj żeby żaden potwor Cię nie pożarł - W tym momencie podjechał czarny Mercedes. Kierowca wyszedł i otworzył jej drzwi. - Na razie nowa.

Patrzyłam jak odjeżdża. Niesamowite że wystarczy docenić czyjąś sztukę, by osoba zwątpiła we własne zdanie. Czysta karta pozwala mi chyba jeszcze uratować moją sytuację. Nie zepsuj tego Carla. Skierowałam się w stronę domu. Gdy już wróciłam, Oliviera i Mamy nie było. Rzuciłam plecak w kąt. Wzięłam serek z lodówki i puściłam muzykę. Zdjęłam kurtkę, wyciągając jednocześnie z kieszeni rysunek. Wróciłam do pokoju. Rozłożyłam lekko zgnieciony obrazek i powiesiłam go nad biurkiem. Nie powiem, może być to ciekawa zabawa. Z szuflady wyjęłam kartkę i jakiś czarny długopis. Położyłam je na biurku, gdy nagle usłyszałam jakiś dźwięk.

Dobiegał on z łazienki. Wstałam powoli i małymi, ostrożnymi krokami ruszyłam w tamtym kierunku. To było coś jak stukanie. Głowa zaczęła mnie boleć. Przeszłam przez korytarz i otworzyłam drzwi w łazience. Nasłuchiwałam źródła. W mojej głowie gotowały się głosy. W uszach mi dzwoniło. Ostatecznie słyszałam tylko ciągły pisk i nic innego. Złapałam się jedną ręką za głowę. Drugą wpierając się doszłam do prysznica i gwałtownie odsunęłam zasłonę.

Kran kapał. Stanęłam oszołomiona. To tylko kran. Dzwonienie w uszach ustało. 
Oparłam się o umywalkę. Płytko oddychałam. To tylko kran. CARLA. Carla uspokój się. To tylko kran. Wzięłam parę większych oddechów. Dokręciłam zawór by woda już nie leciała. Dotarło do mnie, że z mojego pokoju dalej leci muzyka. Spojrzałam przypadkiem w lustro. Drgnęłam. Przez chwilę wydawało mi się że nie jestem sama. Odkręciłam kran przy umywalce. Wzięłam łyka wody. Spojrzałam na siebie w lustrze. Złapałam się za podbródek i kręcąc głową uważnie przyglądałam się mojej twarzy.

Widziałam pustego śmiecia, którego pewnie nie chciałabym nawet na ulicy przywitać. Oplułam lustro. Pewnie to kwestia tego, że zbyt wiele o sobie wiem. Dla innych ludzi raczej nie mam żadnego znaczenia. Spojrzałam na włosy. Złapałam za parę kosmyków. Może czas na małe strzyżenie. Wyciągnęłam znów nożyczki. No dajesz Carla. Kilka szybkich ruchów i masz spokój na zawsze z tymi kłakami. Podciągnęłam rękawy. Patrzyłam na siebie w to cholerne lustro. Wolałabym by rozpadło się w drobny mak. Zamknęłam na chwilę oczy. Otworzyłam. Nie rozpadło się. A szkoda. CARLA. Kurwa mać. Gwałtownie złapałam za moje długie włosy trzymając je jedną ręką, mocno zaciskając pięść. Drugą natomiast przyłożyłam do nich nożyczki... 

- Carla. Wróciłam. Jesteś już? - Drzwi do domu się otworzyły. Matka wróciła.
- Tak. - Krzyknęłam. Schowałam wszystko.

Wyszłam z łazienki. Mama trzymała Oliviera, który miał w rączce mały wóz strażacki.
- Przycisz tą muzykę, bo nie da się zebrać myśli. - Posłuchałam jej. Muzyka ucichła. - Jak było w szkole? - Spytała.
- Jak to w szkole... - Ręce mi drżały. Na szczęście specjalnie na mnie nie patrzyła.
- Nie jest lepiej? Nie poznałaś nikogo ciekawego?
- Wiesz że jakoś specjalnie nie jestem rozmowna. Poznałam póki co jedynie kilka imion.
- Na pewno wkupisz się z czasem jakoś w nowe towarzystwo. Wiem że to nie to samo co wcześniej, ale daj temu szansę. - Zaczęłam robić się nerwowa.
- Pójdę już. Zadali trochę.
- Zawołam Cię na obiad.
- Jasne. - Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do pokoju.
- Nie tak szybko. Zrobisz zakupy na kolację.
- Dobrze! - Wrzasnęłam. Trzasnęłam drzwiami zamykając się w pokoju.
- Nie tym tonem... - Usłyszałam jeszcze. Oparłam się o drzwi powoli się po nich osuwając.

Siedziałam tak trochę. Patrzyłam w sufit. Miałam problem ze złapaniem oddechu. W końcu wstałam. Rzuciłam się na łóżko. Rozejrzałam po pokoju. Zobaczyłam ten rysunek nad biurkiem. No tak. Chciałam spróbować zrobić coś podobnego. Znów wstałam i usiadłam do rysowania. To chyba nie jest takie trudne... 

To jest trudne...Ale nie wyszło tragicznie. Znaczy. Mogło być gorzej. Nie ważne. Najwyżej nikomu tego nie pokaże.
- Carla idź do tego sklepu!
- Już idę! - Nie wiem na czym ma polegać to jej darcie się przez cały dom, ale zdecydowanie mi się to udziela. Wyszłam z domu. Nie przepadam za drogą. Zostaje w tedy sam na sam z własnymi myślami. Są obciążające. Nie da się ich przygłuszyć. Nikt nie jest w stanie ich zanegować. Jest tylko gorzej i gorzej. Jedyne co pomaga to świeże powietrze. Łatwiej te ataki opanować, bo można oddychać, ale gdy tylko wraca się do domu to wszystko uderza. Gdy jeszcze podczas drogi był jeszcze jakiś cel, to już po powrocie on znika. W tedy tylko mam nadzieję, że dam radę odmóżdżyć się tak, by nawet nie być w stanie myśleć...

----------
Zaznaczę z góry że chce szybko publikować rozdziały, więc tak naprawdę często będą pojawiać się poprawki już gotowych rozdziałów.
Miłego dzionka :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro