Załamanie
-Harry? Co się tam stało?- zapytałam zaniepokojona odgłosem tłuczonego szkła oraz dosyć głośnym trzaskiem, który nastąpił zaledwie chwilę później, schodząc przy tym po drewnianych schodach, które prowadziły prosto do salonu.
-Harry! Gdzie ty je...!- urwałam w połowie słowa, ponieważ widok, który ukazał się moim oczom, zaraz po tym, jak znalazłam się we wspomnianym wcześniej pomieszczeniu, spowodował, że głos momentalnie uwiązł mi w gardle. W salonie na podłodze, pośród kawałków szkła i jakiejś rozlanej cieczy siedział opartu o ścianę Harry, który dosłownie zanosił się skutecznie tłumionym przez dłonie umiejscowione na jego twarzy płaczem.
- Słodki Jezu...-wydukałam, klękając przy tym ostrożnie obok wspomnianego wcześniej mężczyzny w taki sposób, aby nie pokaleczyć się o leżące na podłodze kawałki szkła.
- Co tu się stało? Powiesz mi?- zapytałam kojącym głosem, na co Harry najpierw zabrał swoje dłonie z twarzy, potem uniósł głowę do góry, a na końcu spojrzał na mnie pełnym bólu i cierpienia wzrokiem.
-Ja... Tyler...on...- muzyk wydukał jakąś totalnie dla mnie niezrozumiałą zbitkę wyrazów, po czym jeszcze bardziej się rozpłakał.
-Harry! Posłuchaj mnie- oznajmiłam stanowczym, nieznoszącym sprzeciwu tonem głosu, chwytając przy tym w swoje drobne ręce prawą dłoń wspomnianego wcześniej mężczyzny.
-Musisz mi powiedzieć, co się stało. W innym wypadku nie będę umiała ci pomóc -wyjaśniłam, posyłając przy tym ojcu mojego dziecka ciepły uśmiech, na co on opowiedział mi grymasem bólu wymalowanym na jego twarzy i kolejną salwą głośnego płaczu.
- Styles! Ogarnij się do cholery, bo jeśli zaraz nie wyjaśnisz mi, o co chodzi, to nie ręczę za siebie- warknęłam, ponieważ doszłam do wniosku, że w żaden inny sposób nie uda mi się wyciągnąć ze wspomnianego wcześniej mężczyzny informacji na temat tego, co doprowadziło go do tak wielkiego załamania.
-Nie... nie dam rady- w końcu, po kilkunastu minutach próby udało mu się sklecić porządne zdanie, z czego ja bardzo się ucieszyłam, ponieważ pomimo tego, że wypowiedź muzyka była naprawdę krótka i nie niosła ze sobą żadnej pożytecznej informacji, to jakby nie patrzeć, był to jakiś krok w przód.
-Dlaczego nie dasz rady? Co się stało Harry?- zapytałam, na co on kilka razy z rzędu otworzył i zamknął usta, prawdopodobnie próbując przy tym coś mi przekazać, jednak tak samo, jak poprzednim razem próby spaliły na panewce, w oczach ojca mojego dziecka pojawiły się łzy, a ja kolejny raz musiałam zaczynać wszystko od początku.
-Posłuchaj mnie- powiedziałam, łapiąc przy tym twarz Harry'ego pomiędzy swoje dłonie w taki sposób, aby zmusić go do patrzenia w moje oczy.
-Obiecuję, że jeśli powiesz mi, o co chodzi, to wspólnie znajdziemy jakieś wyjście z tej trudnej sytuacji, jednak aby tak się stało. Ty musisz najpierw wszystko mi wyjaśnić- oznajmiłam najbardziej przekonywującym tonem głosu, na który było mnie w danym momencie stać, na co wspomniany wcześniej mężczyzna postał mi spojrzenie na wskroś przesiąknięte bólem. Spojrzenie, które z pewnością będzie śniło mi się po nocach.
-Ty... Tyler...-Harry chyba w końcu na tyle się w sobie pozbierał, aby móc wyjawić mi rzecz lub informację, która aż tak bardzo nim wstrząsnęła, jednak uniemożliwił mu to dzwonek do drzwi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro