Whiskey
Perspektywa Harry'ego
-Harry? Co się dzieje? Gdzie ty mnie niesiesz?-zapytała zaspanym głosem Grace, która przez moją niezdarności i nieuwagę obudziła się w mych ramionach w drodze do sypialni.
-Zaspałaś na kanapie, więc stwierdziłem, że przeniosę cię do łóżka- wyszeptałem, ponieważ za żadne skarby świata nie chciałem na dobre rozbudzić mojej ukochanej. Ostatnie wydarzenia dały jej naprawdę w kość, dlatego też trochę snu jak najbardziej jej się należało.
-Jak to zaspałam? Przecież jest środek dnia- oznajmiła, mrugając przy tym nieustannie powiekami, po czym mogłem się zorientować, że zapalone na korytarzu światło prawdopodobnie raziło ją w oczy.
-Jest już grubo po północy Grace. Przespałaś dobrych kilka godzin- wyjaśniłem, otwierając przy tym najpierw łokciem, a potem butem drzwi do mojej sypialni, w której chciałem, aby dzisiejszą noc spędziła wspomniana wcześniej kobieta. Mój pomysł nie był w żadnym wypadku spowodowany podtekstem seksualnym. Nie miałem najmniejszego zamiaru dotykać jej w niewłaściwy sposób. Chciałem tylko móc mieć ją na oku przez całą noc. Pocieszyć lub przytulić, gdy sytuacja będzie tego wymagała oraz ocierać jej twarz z łez, które nieustannie się tam pojawiały. Moim zadaniem w tamtym momencie było zapewnienie jej bezpieczeństwa oraz wspieranie jej w niesamowicie trudnej dla matki sytuacji i miałem zamiar wypełnić to zadanie jak najdokładniej.
- Słodkich snów myszko- wyszeptałem prosto do ucha Grace, kładąc ją przy tym na miękkim materacu.
- Należy ci się moment odpoczynku- dodałem po chwili, po czym nakryłem ją białą, mięciutką kołdrą, pocałowałem czule w policzek i najciszej jak to tylko było możliwe, opuściłem moją sypialnię, kierując się przy tym w stronę salonu, w którym znajdował się mój ukochany barek z jakże zbawiennym alkoholem.
-Tu jesteś moja miłości- odparłem, wyjmując przy tym z barku butelkę whiskey.
- Ty zawsze mnie zrozumiesz i zawsze mi pomożesz- kolejny raz dałem głośny upust swoim myślom, po czym nalałem do szklanki sporą ilość złocistego alkoholu i wypiłem go za jednym zamachem. Potrzebowałem w swoim organizmie czegoś, co zapewniłoby mi chwilę rozluźnienia po dzisiejszych niesamowicie stresujących wydarzeniach. Informacja o tym, że porwali Tylera, bardzo mocno mną wstrząsnęła. Pomimo tego, że znałem tego dzieciaka stosunkowo krótko to i tak zdążyłem bardzo go polubić, dlatego też w momencie, gdy usłyszałem od Grace, że został on uprowadzony, poczułem się, jakby ktoś wbił mi nóż w serce, jednak muszę przyznać, że nie może to się równać z emocjami, które zawładnęły mną w momencie, gdy dowiedziałem się, że dziecko mojej ukochanej tak naprawdę jest też moim własnym. Jedynym uczuciem, na które w tamtej chwili miałem miejsce w moim sercu, był gniew. Cholerny gniew na osoby, które odważyły się skrzywdzić mojego synka. Był on na tyle silny, że bez jakiejkolwiek ingerencji z zewnątrz potrafił on do tego stopnia pozbawić mnie zdrowego rozsądku, że miałem naprawdę wielką ochotę kupić na szybko jakiś pistolet, a potem w momencie, gdybym w końcu dowiedział się, kim są ci sukinsyni, co odważyli się dotknąć moje dziecko, powystrzelałbym ich jak kaczki. Nie obchodziło mnie to, że prawdopodobnie za taką zbrodnię trafię do więzienia, ponieważ wiedziałem, że będzie warto. Przez bardzo krótki czas wydawało mi się to wspaniałym rozwiązaniem i przyznam się bez bicia, że zacząłem już nawet zastanawiać się nad konkretnym modelem pistoletu, jednak w momencie, gdy spojrzałem na śpiącą wtedy jeszcze na kanapie Grace, to cała chęć mordu momentalnie ze mnie uleciała. W ułamku sekundy uświadomiłem sobie, że w chwili, gdy ja trafiłbym za kratki to ta wspaniała duszyczka, miłość mojego życia zostałaby pozostawiona sama sobie, a na to w żadnym wypadku nie mogłem pozwolić. Wolałem już schować swoją męską dumę do kieszeni i podkulić ogon niż utracić możliwość opiekowania się Grace.
- Muszę wypić jeszcze jedną szklankę, bo na trzeźwo nie dam rady- powiedziałem sam do siebie, po czym kolejny raz nalałem whiskey do szklanki i podniosłem ją ze stolika, jednak tym razem nie zdążyłem nawet zbliżyć jej do ust, ponieważ w salonie momentalnie rozbrzmiała dosyć głośna melodia, którą miałem ustawioną jako dzwonek w telefonie.
-Cześć Finn- przywitałem się z moim przyjacielem, zaraz po tym, jak przeciągnąłem po ekranie zieloną słuchawkę.
-Witaj Harry- odpowiedział przygnębionym tonem głosu, który spowodował, że moje serce zaczęło bić dwa razy szybciej- Wybacz, że dzwonię tak późną porą, ale musiałem cię o tym poinformować- dodał po chwili.
-Co się stało?-zapytałem coraz bardziej przestraszony.
-Niestety, ale nie mam dla ciebie dobrych wiadomości- oznajmił, na co ja wciągnąłem ze świstem powietrze do płuc.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro