Stary znajomy
-To ty Grace?-zapytał mój dobroczyńca, którym okazał Liam- członek zespołu, w którego skład wchodzi nie kto inny jak tylko ojciec mojego dziecka, przerywając przy tym niezręczną ciszę, która trwała pomiędzy nami już od kilku dobrych minut.
-Tak- powiedziałam prawdę pomimo tego, iż mój rozsądek wręcz krzyczał, abym tego nie robiła. W mojej podświadomości świeciła się lampka ostrzegawcza. Lampka, która sugerowała, że Liam jako dobry przyjaciel Harry'ego poinformuje go o miejscu, w którym aktualnie z moim synkiem przebywamy.
-Dlaczego mieszkasz na ulicy i kim jest ten chłopczyk?-zapytał, patrząc się przy tym z ciekawością na mojego synka.
-Mieszkam na ulicy, ponieważ na ślubie Nialla bardzo skrzywdziłam Harry'ego- wyjaśniłam, na co Brytyjczyk pokiwał głowa ze zrozumieniem.
-Ale o tym pewnie już wiesz, a ten chłopczyk jest moim synkiem- oznajmiłam, głaszcząc przy tym po głowie moje małe słoneczko, na co Liam zrobił zszokowaną minę.
-Jak to twoim synkiem? To ty masz syna?- zapytał, ciągle patrząc się przy tym na mnie jak na jakąś zjawę.
-Z tego, co mi wiadomo to tak. Mam dziecko- odpowiedziałam ze stoickim spokojem, delikatnie się przy tym uśmiechając, ponieważ mina muzyka w tamtym momencie była co najmniej komiczna.
-O Boże Grace Newton została mamą- oznajmił, posyłając mi przy tym niesamowicie szeroki uśmiech.
-O tobie mogę powiedzieć to samo stary pryku. W końcu doczekałeś się następcy tylko z tą różnicą, że ty nie zostałeś mamą, lecz tatą- pogratulowałam mojemu, staremu znajomemu faktu, iż jeśli się nie mylę, to właśnie w dzień ślubu Nialla został on ojcem, co było powodem, dla którego nie mógł on się pojawić na tej bardzo ważnej dla Irlandczyka ceremonii.
-No wiesz, trudno byłoby mi zostać matką, bo jak ostatnio sprawdzałem, to byłem jeszcze facetem- nawiązał do mojej wcześniejszej wpadki, starając się przy tym stłumić napad śmiechu.
-Ale tak, masz rację. Niedawno urodził mi się syn i nawet nie wiesz, jaki jestem teraz szczęśliwy. Czuję się, jakbym w końcu spełnił swoją rolę w życiu- oznajmił z rozmarzonym wyrazem twarzy, na co ja głośno się roześmiałam, ponieważ uświadomiłam sobie, że jeszcze zbrzydnie mu rola ojca i że prawdopodobnie go również nie ominie wspaniałe zarywanie nocy oraz randki z pieluchami.
-Z czego się śmiejesz?-zapytał z irytacją.
-Zobaczysz z czasem, a na razie nie będę ci psuła radości z narodzin twojego pierworodnego- udzieliłam wymijającej odpowiedzi, gdyż nie chciałam zaspojrelować Liamowi wszystkich "wspaniałych bonusów" wypływających z faktu posiadania potomka. Może i było to wredne z mojej strony, jednak chciałam, aby i on trochę się pomęczył przy wychowywaniu swojego dziecka- Na obecną chwilę bardzo dziękuję ci za hojny dar i przepraszam za to, że musimy już się rozstać, ale Tyler jest już bardzo głodny i sam rozumiesz- oznajmiłam w momencie, gdy gdzieś za krzakami ujrzałam mężczyznę z aparatem, po czym złapałam mojego syneczka za rączkę i ruszyłam w stronę naszego, tymczasowego "domu" nie zwracając przy tym uwagi na biegnącego za nami Liama, który krzyczał coś w moją stronę aż do momentu, gdy otoczyły go jakieś fanki, zasłaniając mu prawdopodobnie całkowicie pole widzenia oraz odwracając przy tym jego uwagę od mojej osoby. Dzięki czemu ja mogłam w spokoju oddalić się z Tylerem do naszej tymczasowej "bazy operacji". Do małego szałasu, który teraz jest naszym domem. Naszą ostoją przed burzą, złą pogodą i okropnymi ludźmi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro