Rozmowa wychowawcza
Perspektywa Harry'ego
-Wiem, co widziałem Harry. To na sto procent była twoja Grace. Tylko mógłbyś mi powiedzieć, dlaczego razem z nią, w tym parku było małe dziecko, ponieważ muszę przyznać, że trochę się pogubiłem- oznajmił, patrząc się na mnie wzrokiem pełnym ciekawości, na co ja ciężko westchnąłem, ponieważ niezbyt uśmiechało mi się powracanie do wspomnień, które poprzez nieodwzajemnione uczucie, jakim darzyłem miłość mojego życia, stały się dla mnie bardzo bolesne. Niestety na moje nieszczęście Liam nie należał do osób, którym łatwo można było wytłumaczyć, że nie chce się o pewnych sprawach rozmawiać, więc aby oszczędzić sobie kazań oraz namów ze strony mojego, starego przyjaciela postanowiłem mu ulec i wytłumaczyć całą, dość pokręconą sytuację.
-Bo to jest jej dziecko. Grace Newton została matką, kropka i koniec historii- oznajmiłem obojętnym tonem głosu bawiący się przy tym pierścionkiem, który spoczywał na moim palcu wskazującym.
-Ona śpi w jakimś szałasie rozłożonym w parku. W dodatku nie jest tam sama, tylko ma pod opieką małe, Bogu ducha winne dziecko, a ty siedzisz w najlepsze w swojej willi, grzejesz dupe w fotelu, pijąc piwsko i jeszcze mówisz o tym, jakby to było coś najzwyklejszego w świecie. Jakby los tej kobiety i jej dziecka tak naprawde cię nie obchodził-powiedział z wyrzutem, patrząc się przy tym na mnie w sposób, w jaki raczy się spojrzeniem najgorszych zwyrodnialców.
-Ponieważ nie obchodzi mnie ich los, a przynajmniej już nie obchodzi- oznajmiłem głosem chłodnym jak lód, który nawet samego mnie przyprawił o gęsią skórkę, na co Liam pokręcił głową z dezaprobatą, posyłając mi przy tym karcące spojrzenie.
-Jesteś potworem. Cholernym samolubem, który widzi tylko czubek własnego nosa. Nie możesz pomóc starej przyjaciółce, bo co? Bo oparła się twojemu urokowi? Bo znalazła się jakaś kobieta, która nie chce pozwolić ci na zrobienie z niej przedmiotu dającego przyjemność? Naprawdę już tak nisko upadłeś, że nie umiesz schować własnej dumy do kieszeni?- mężczyzna zadawał pytanie za pytaniem, wywiercając przy tym swoim wzrokiem dziurę w mojej głowie.
-Nic nie rozumiesz...- próbowałem wytłumaczyć się ze swojego zachowania, jednak Liam nie miał zamiaru mi na to pozwolić.
-Uwierz mi, bardzo dobrze wszystko rozumiem. Zaprosiłeś ją do swojego domu, pozwoliłeś korzystać ze wszystkich wygód oraz podarowałeś drogie prezenty, licząc przy tym na jakiś numerek. Miałeś nadzieję, że Grace da się nabrać na twoje gierki, a w momencie, w którym ona dała ci kosza, wyprowadzając się przy tym z twojego domu, nagle zobojętniałeś. Przestało się dla ciebie liczyć czy będzie ona opływała w luksusach, czy też nie. Ba! Przestało cię nawet interesować to, czy w ogóle będzie żyła, bo nie oszukujmy się. Dzisiaj, gdy ją spotkałem, wyglądała naprawdę okropnie. Była wycieńczona, brudna i niewyspana, dlatego też nie wiem, co by się stało z nią oraz z jej dzieckiem, gdybym nie podarował jej tych pieniędzy- z każdym oskarżycielskim słowem wypowiedzianym przez Liama, we mnie coraz bardziej gotowała się krew. Nie mogłem uwierzyć w to, że mój przyjaciel miał mnie za takiego, płytkiego dupka. Wiedziałem, że zrobiłem źle, nie próbując nawet szukać Grace, jednak na swoją obronę mam fakt, że po jej ostatnim wyzwaniu coś we mnie pękło. Nie miałem chęci do czegokolwiek. Nie chciało mi się ani śpiewać, ani jeść, ani żyć. Bez mojej, słodkiej Newton byłem nikim, a on jeszcze śmiał dobijać mnie takimi słowami, dlatego też w pewnym momencie nie wytrzymałem i wybuchnąłem.
-Ona mnie nie kocha!- wrzasnąłem na całe gardło, na co mój przyjaciel aż podskoczył na krześle.
-Od kiedy pamiętam, Grace była całym moim życiem, a ona tak zwyczajnie mi powiedziała, że nic do mnie nie czuje- dodałem po chwili z goryczą w głosie.
-No i co panie mądry? Co zrobiłbyś w takiej sytuacji?-zapytałem, patrząc się przy tym na wyraźnie zaskoczonego moim wcześniejszym wyznaniem Liama.
-Ja w twojej sytuacji schowałbym swoją dumę do kieszeni i w podskokach udałbym się do parku porozmawiać z Grace- oznajmił, po czym złapał mnie za przedramię i siłą zmusił do wstania z krzesła.
-Niby o czym mam z nią rozmawiać? Ostatnio wyraziła się dość jasno o tym, co nas łączy lub może raczej nie łączy, więc nie widzę żadnego sensu w tej konwersacji- odparłem, na co Liam najpierw popatrzył na mnie z politowaniem, a potem wypchał mnie za drzwi mojego, własnego domu.
-Ty nigdy w niczym nie widziałeś sensu, ale uwierz mi, że macie, o czym porozmawiać- wyjaśnił, na co ja chciałem mu coś odpowiedzieć, jednak zostało mi to uniemożliwione przez mojego przyjaciela.
-Podziękujesz mi później, a teraz leć do swojej ukochanej- oznajmił, po czym zatrzasnął mi przed nosem drzwi do mojej własnej willi, zamykając je przy tym na klucz.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro