Prolog
- Mamusiu, mamusiu mogę pobawić się na placu zabaw?- zapytało moje największe szczęście.
- Oczywiście skarbie - odpowiedziałam, po czym pocałowałam mojego kochanego synka w główkę.
- Och dziękuję mamuś- oznajmił Tyler, po czym pobiegł na plac zabaw. Ja zaś z pepsi w ręku skierowałam się w stronę najbliższej ławki, na której miałam zamiar usiąść, jednak nie byłabym sobą, gdybym po drodze nie potknęłam się o jakiś kamień, tracąc przy tym równowagę i wylewając całą zawartość puszki z napojem na bielutką koszulę jakiegoś mężczyzny.
-Jejku co ja narobiłam! Przepraszam, strasznie pana prze...- urwałam w połowie słowa, ponieważ w tym momencie wspomniany wcześniej mężczyzna odwrócił się do mnie przodem, dzięki czemu mogłam ujrzeć jego twarz. Twarz, której miałam nadzieję już nigdy więcej nie zobaczyć. Przede mną w całej swojej okazałości stał sławny na całym świecie Harry Styles, który w węższym gronie znany był jako ojciec mojego dziecka.
- Nic się nie stało. Ta koszula była już stara, więc i tak miałem ja wyrzucić- odpowiedział, ukazując przy tym rząd idealnie równych, białych zębów- Czy my się przypadkiem nie znamy?- zapytał po chwili namysłu, bezwstydnie skanując przy tym swoim przenikliwym wzrokiem moją sylwetkę.
-Nie- skłamałam.
-Na pewno? Bo wydaje mi się, że już gdzieś, kiedyś cię spotkałem- nie dawał za wygraną.
-Zapamiętałabym spotkanie z tobą- odpowiedziałam najbardziej przekonywująco, jak tylko potrafiłam.
-Pewnie masz rację. Coś mi się pomyliło- oznajmił, uśmiechając się przy tym promiennie- Skoro już na mnie wpadłaś, to co powiesz na jakąś małą kawkę w ramach rewanżu za zniszczoną koszulę- dodał po chwili swoim niebezpiecznie niskim głosem, na który zwykł podrywać panienki.
-No nie wiem. Mam dzisiaj jeszcze wiele do zrobienia- próbowałam jakoś się wykręcić.
-To zajmie maksymalnie dwadzieścia minut- starał się mnie przekonać- Proszę- wypowiedział słowo, którego niedane mi było usłyszeć ani razu przez sześć lat naszej przyjaźni. Harry nigdy nie prosił, ponieważ wychodził on z założenia, że wszystko mu się należy, dlatego też zdziwiło mnie jego zachowanie. Zdziwiło mnie to, iż w końcu był do tego zdolny, dlatego też postanowiłam zgodzić się na jego propozycję, ponieważ kawa to nie randka, prawda?
-Dobrze, niech ci będzie. Tylko muszę jeszcze kogoś zawołać- oznajmiłam, po czym ruszyłam w stronę piaskownicy, gdzie bawił się mój synek, który gdy tylko mnie zauważył, zaczął biec w moją stronę.
-Już musimy wracać mamusiu?- zapytał, robiąc przy tym minkę smutnego szczeniaczka.
-Tak. Teraz pójdziemy z tamtym panem- powiedziałam, wskazując przy tym na Harry'ego- na gorącą czekoladę. Co ty na to?- zadałam pytanie, na które mojemu synkowi od razu zaświeciły się oczy.
-Będę mógł zjeść do tego gałkę lodów?- zapytał z nadzieją.
-Oczywiście- przytaknęłam pomimo tego, iż, mój budżet nie za bardzo na to pozwalał. Fakt, iż byłam samotną matką, uniemożliwiał mi znalezienie godziwej, dobrze płatnej pracy. Podejmowałam się dosłownie wszystkiego, czego tylko mogłam. Od sprzątania w mieszkaniach do jednorazowych zmian w barach, jednak to nie wystarczało i czasami zwyczajnie brakowało nam na życie. Gdzieś w głębi serca miałam nadzieję, że po powrocie do Londynu wszystko się zmieni, jednak jak na razie tak się nie stało i musiałam liczyć się dosłownie z każdym wydatkiem, co sprawiało, że z bólem serca często musiałam odmawiać przyjemności mojemu słodkiemu aniołkowi, ponieważ nie wystarczało nam na chleb, nie mówiąc już nawet o lodach czy gorącej czekoladzie.
-Jak będą lody, to idę- oznajmił mój synek, po czym dziarsko ruszył w stronę Harry'ego.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam was ponownie kochani!- J.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro