Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prawie pocałunek

Perspektywa Grace

  W momencie, gdy poczułam usta Harry'ego na swoich dosłownie zastygłam w bezruchu. Moim ciałem zawładną wszechobecny, pomieszany z oszołomieniem strach. Siedziałam na szpitalnym łóżku wyprostowana jak struna, ze złożonymi na kolanach dłońmi, podczas gdy brunet próbował mnie całować. Tego, co robił Styles nie mogłam nazwać prawdziwym pocałunkiem, ponieważ on wymagał przynajmniej częściowego zaangażowania z obu stron. W naszym przypadku, według mnie wyglądało to tak, że przez te kilkanaście sekund, które dla mnie zdawały się być latami, Harry za wszelką cenę starał się obudzić we mnie to coś. Na początku podchodził do tego bardzo pewnie i stanowczo, jednak w momencie, gdy zdał sobie sprawę z faktu, że nie odwzajemniam pocałunku, cała jego pewność siebie gdzieś uleciała, a jej miejsce zajęły rozpacz i desperacja. Wiedziałam o tym, ponieważ to czułam.

-Boże, tak mi głupio- oznajmił trochę speszonym i lekko łamiącym się tonem głosu Harry, zaraz po tym, gdy z wyczuwalną na kilometr rezygnacją przerwał nasz prawie pocałunek. Wyrazu, jaki w tamtym momencie malował się na jego twarzy, nie zapomnę chyba do końca życia. Pomimo tego, że zielonooki starał się skryć swoje uczucia za pokerową maską, to ja bardzo dobrze widziałam, że był przybity. Zdradziły go jego wiecznie błyszczące szczęściem oczy, w których wtedy mogłam dojrzeć tylko ból. Cierpienie, które było konsekwencją odrzucenia z mojej strony.

-Ty wglądasz tak niesamowicie, a ja jestem tylko prostym facetem. To był impuls- tłumaczył się Styles, bawiąc się przy tym brzegiem pościeli. Pomimo tego, że nasz "pocałunek" zakończył się fiaskiem, to Harry ciągle zajmował miejsce obok mnie na szpitalnym łóżku. Ciągle dzieliła nas bardzo mała odległość, co ku mojemu wielkiemu zdziwieniu wcale mi nie przeszkadzało. Może i nie czułam niczego do zielonookiego bruneta. Może i nie byłam w nim zakochana, czego bardzo dobrze dowiódł brak zaangażowania w pieszczotę. Możliwe przecież było to, że wieliśmy ślub z jakiegoś innego powodu, którym rzecz jasna nie była miłość. Niezaprzeczalnym faktem było jednak to, że to właśnie w jego towarzystwie czułam się najlepiej. To Harry był osobą, która zaraz po moim przebudzeniu w szpitalu była w stanie, chociaż w małym stopniu mnie uspokoić. Ten mężczyzna działał na mnie kojąco. Był dla mnie jak najlepszy balsam, dlatego też wiedziałam, że jeśli nie byliśmy dla siebie kochankami, to na sto procent musieliśmy być swoimi najlepszymi przyjaciółmi.

-Nie masz za co przepraszać Harry. To była nie twoja wina, że coś nie zadziałało, tylko moja. Możliwe, że w momencie, gdy zostałam pobita, coś poprzestawiało się w mojej głowie i musi upłynąć trochę czasu, aby wszystko wróciło do normy- aby podnieść na duchu Stylesa, wypowiedziałam słowa, w które ani trochę nie wierzyłam. W tamtym momencie byłam całkowicie pewna, że nigdy, choćby nie wiem co, nie będę w stanie go pokochać. Bałam się jednak powiedzieć mu to tak od razu. Potrzebowałam się do tego przygotować. Psychicznie oraz fizycznie. Po wszystkich nowinach i nowinkach, jakie przez ostatnie dwa dni dane mi było usłyszeć, byłam mentalnie wyczerpana. Nie zniosłabym tego, że złamałam biednemu, nieszczęśliwie zakochanemu mężczyźnie serce. Tak wielkie poczucie winy nie dałoby mi spokojnie żyć, nie mówiąc już nawet o jakimkolwiek odpoczynku psychicznym.

-Myślisz, że z czasem znowu będzie tak jak dawniej?- zapytał głosem pełnym nadziei, na co ja tylko skinęłam twierdząco głową.

-To bardzo dobrze, bo gdy czekałem na ciebie na korytarzu, przeszedł tutejszy ordynator i z radością oznajmił, że mogę już cię stąd zabrać- zakomunikował Harry, posyłając mi przy tym lekki, niepewny uśmiech.

-Gdzie chcesz mnie zabrać?- zadałam chyba najgłupsze pytanie na świecie, które było po prostu konsekwencją strachu przed nieznanym.

-Do naszego domu kochanie- odpowiedział, uśmiechając się przy tym tak szeroko, że kolejny raz dzisiejszego dnia mogłam ujrzeć jego urocze dołeczki w policzkach.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro