Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Drewniane Schody

Perspektywa Grace

Przeraźliwe odgłosy nieustannie dobiegające z parteru spowodowały, że pomimo towarzyszącego mi strachu postanowiłam sprawdzić, z którego dokładnie pomieszczenia one pochodziły oraz kto, lub w gorszym przypadku, co było ich powodem. Tak więc po dłuższej chwili namysłu, podczas której rozważyłam wszystkie za i przeciw opuściłam wypełnioną drogocennymi ubraniami garderobę i najciszej jak tylko potrafiłam, zaczęłam schodzić w dół po drewnianych, prowadzących na parter schodach. Jak każdy wykonany z drewna przedmiot miały one dość mocno uprzykrzającą życie skłonność do skrzypienia, o czym zdążyłam już kilka razy przekonać się wcześniej, dlatego też moja droga z pierwszego piętra na parter trwała o wiele dłużej niż ustawa przewiduje. Bardzo powoli i delikatnie stawiałam krok za krokiem, skupiając przy tym całą swoją uwagę na tym, aby zdradzieckie schody nie wydały z siebie żadnego dźwięku, który mógłby wyjawić moją obecność potencjalnemu nieznajomemu.

Im bliżej byłam końca schodów, tym wyraźniej mogłam słyszeć swoje serce, które biło jak szalone. Bardzo bałam się tego, co mogłam spotkać na dole, ale nie dlatego że przerażała mnie wizja możliwej śmierci. Z tego, co zdążyłam się na nowo o sobie nauczyć, to byłam człowiekiem, który śmierć uznawał za wybawienie. Akt miłosierdzia uwalniający nas od przepełnionego bólem i cierpieniem życia. Nie wiedziałam, jak wielką traumę musiałam przeżyć przed trafieniem do szpitala, ale miałam pewność, że było to coś naprawdę strasznego, skoro doszłam do takich wniosków.

Prawdziwym powodem mojego strachu był fakt, że tak naprawdę nie miałam pojęcia, jakiej sceny mogłam spodziewać się na dole. Przez tę cholerną amnezję nie wiedziałam, kto był moim wrogiem, a kto przyjacielem. Ludzie z mojego otoczenia mogli wciskać mi najgorsze kłamstwo a ja, nie wiedząc nawet w tym, że informacje mi przekazywane nie są prawdą, ślepo bym w nie wierzyła. Bez moich wspomnień byłam równie bezbronna co noworodek. Moim najgorszym strachem była niewiedza, a w tamtym momencie nie wiedziałam dosłownie nic. Nie miałam nawet głupich przypuszczeń na temat tego, kto lub co znajdowało się salonie, bo o ile się nie pomyliłam z rozplanowaniem pomieszczeń, to właśnie stamtąd pochodziły owe dziwne dźwięki.

Po około dziesięciu minutach wytężonej ostrożności moje stopy znalazły się w końcu na podłodze w salonie. Dotarłam do celu, do którego z tak wielkim strachem zmierzałam. Pomimo tego, że znajdowałam się w jednym pomieszczeniu z powodem tych wszystkich hałasów, a moja przemieszana ze strachem ciekawość dosłownie prosiła o to, abym podniosła utkwiony w swych butach wzrok i stanęła twarzą w twarz z intruzem, ja nie byłam w stanie tego zrobić. Przez dobrych kilka minut stałam jak posąg z kamienia, a jedynym dowodem na to, że w ogóle żyłam, był fakt, że moja klatka piersiowa unosiła się i opadała. Trwałam w totalnym bezruchu, dlatego też z zewnątrz mogło to wyglądać na jakiegoś rodzaju zawieszenie. Prawda jednak była całkiem inna. Powodem tego, że praktycznie wcale się nie ruszałam, był fakt, że całą swoją energię przeznaczyłam do intensywnego myślenia. Wykorzystałam fakt, że intruz znajdujący się ze mną w jednym pomieszczeniu jeszcze mnie nie zauważył, aby zastanowić się nad tym, co przewinęło się przez moją głowę podczas drogi w dól schodów. Pokonując całą trasę z garderoby, która zajęła mi o wiele więcej, niż powinna, przygotowałam się chyba na każdy możliwy scenariusz, który mój umysł był w stanie wymyślić. Gotowa byłam nawet na śmierć, bo jak już wcześniej wspomniałam, nie bałam się jej. Z chwilą, gdy weszłam do salonu, myślałam, że przygotowałam się na wszystko, i że wszystkiemu będę w stanie stawić czoło, jednak w momencie, gdy przeniosłam wzrok ze swych stóp na rozciągające się przede mną pomieszczenia i się po nim rozejrzałam, zrozumiałam, jak bardzo się myliłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro