Niespodziewana zmiana
Jak się nazywam?
Avril Moore.
Ile mam lat?
Piętnaście.
Kiedy mam urodziny?
Szesnastego grudnia.
Gdzie mieszkam?
W Londynie, w zakładzie dla obłąkanych sierot.
Czy jestem obłąkana?
Oczywiście, że nie.
Czy dobrze mnie tu traktują?
Tak dobrze, jak potrafią.
Jak wyglądam?
Chuda blondynka z piwnymi oczami.
Co teraz robię?
Przypominam sobie, kim jestem, żeby tu nie zwariować, oraz siedzę przy oknie, wpatrując się w ciężkie krople deszczu, spływające po szybie.
Oto mój codzienny poranek. Pytania i odpowiedzi. Będzie tak, dopóki nie skończę osiemnastego roku życia. Wtedy będę mogła przekonać lekarzy oraz pielęgniarki, że nie jestem obłąkana i zacząć życie normalnej dziewczyny.
Nagle... Moje rozmyślania przerwała srebrna mgła, która przysłoniła mi całe pole widzenia. Czułam się przeciskana przez gumowe rury, dotykana rękoma i ciepłymi płomieniami. Potem nastała cisza... I nie czułam już nic...
~*~
Obudziłam się w pustym gabinecie, siedząc w fotelu w wyprostowanej pozycji.
Spojrzałam na swój brzuch. Zamiast szpitalnej piżamy miałam na sobie białą koszulę, czarną spódniczkę, krawat i baleriny, białe podkolanówki oraz czarny płaszcz, który wcale nie przypominał płaszcza.
Przeszukałam wszystkie kieszenie, znajdując długi, drewniany patyk oraz przyszywkę z moim imieniem i nazwiskiem. To jedyny ślad po mojej karteczce z danymi. Szybko powtórzyłam w myślach to, co pamiętam. Uspokojona tym, że niczego nie zapomniałam, wstałam z fotela i odwróciłam się do drzwi. Zdołałam tylko dostrzec czerwonego ptaka, gdy usłyszałam męski spokojny głos:
-Witaj, Avril. Czekałem na ciebie.
Szybko zwróciłam się w stronę dźwięku. Za biurkiem stał starszy pan z bielusieńką brodą w jakiejś... pelerynie? To okrycie miało błękitny kolor.
Patrzył na mnie swoimi jasnymi oczami przez okulary połówki, które spoczywały na haczykowatym nosie. Na ustach mężczyzny widniał szeroki uśmiech.
Ten człowiek... Nie wiem czemu, ale z lekka mnie onieśmielał, więc zdołałam tylko spytać:
-Gdzie ja jestem?
Staruszek uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-Witaj w Hogwarcie, panno Moore.
-Hogwart... - wyszeptałam.
Nigdy nie słyszałam takiej nazwy, lecz przynajmniej dowiedziałam się prawdy. To wszystko jest tylko snem.
Nie ma żadnego czerwono-złotego ptaka, nie ma dziwnego uczucia nicości, nie ma tego poczciwego staruszka. To wszystko mi się śni. Często mam bardzo realistyczne sny. Ten jest jednym z wielu. Zawsze w moich snach musiałam spytać się jakiejś osoby, jak mam wrócić do domu. Ta osoba zawsze mi odpowiadała i w ten sposób, moje sny szybko się kończyły.
-Przepraszam... - odezwałam się do tego mężczyzny. -Jak mogę wrócić do domu?
-Nie możesz - wyjaśnił spokojnie staruszek.
Ta odpowiedź zbiła mnie z pantałyku. Jak to? Nigdy nie odmawiano mi informacji o dotarciu do domu. Zawsze dawali mi wskazówki, w które ulice mam skręcić i gdzie mam wejść.
-W takim razie proszę mi powiedzieć, gdzie ja jestem?
-Już mówiłem. W Hogwarcie.
-A jaka jest historia tego miejsca? - Gdy już dowiedziałam się, że w najbliższym czasie nie wydostanę się stąd, postanowiłam zebrać jak najwięcej informacji o tym miejscu. Zawsze kochałam poznawać nowe kultury i obyczaje.
-Jesteś pewna, że chcesz się tego dowiedzieć? - spytał mój rozmówca.
-Tak - potwierdziłam. Byłam przygotowana na magię, smoki, wiedźmy, mroczne czary i straszne potwory. W moich snach to norma.
Usiedliśmy po dwóch stronach biurka i staruszek zaczął swoją historię.
-Ja nazywam się Albus Dumbledore i jestem dyrektorem tego miejsca. Hogwart to szkoła magii i czarodziejstwa. Rodzaj waszego odpowiednika szkoły z internatem. Przybywają do nas jedenastoletni czarodzieje i czarownice z całej Wielkiej Brytanii.
Historia całego świata czarodziejów jest bardzo długa i nudna. Jednak ciekawsze, jak dla mnie, są dzieje samej szkoły.
Wieki temu, czwórka najpotężniejszych czarodziejów tamtych czasów postanowiła utworzyć miejsce, gdzie młode pokolenie będzie się uczyło korzystać z magii mądrze. Imiona tych czarodziejów są bardzo znane w naszym świecie. Są to Godryk Gryffindor, Helga Hufflepuff, Rovena Ravenclaw i Salazar Slytherin.
Każdy z nich miał inne priorytety, jeżeli chodzi o cechy uczniów.
Po kilku sprzeczkach nastała harmonia i przez wiele lat czwórka przyjaciół żyła w zgodzie.
Jednak któregoś dnia Salazar Slytherin zapragnął przyjmować do Hogwartu tylko czarodziejów czystej krwi. Nie takich, w których jest choć cząstka człowieka niemagicznego. Wtedy to czwórka przyjaciół pokłóciła się. W wyniku tej kłótni Slytherin opuścił zamek.
Pośród wielu podań narosła legenda o Komnacie Tajemnic. Według tej legendy Salazar miał stworzyć tajną kryjówkę, w której ukrył zło, nad którym może zapanować tylko jego dziedzic.
Przez wieki uczeni szukali tego pomieszczenia. Jednak nigdy go nie odnaleziono. Miejsce to odkrył Harry Potter, o którym powiem ci za chwilę.
Opowieść profesora Dumbledore'a bardzo mnie zainteresowała. Czytałam książki fantasy, ale żadna z nich nie miała tak interesującej fabuły, jak mój sen.
-Pięćdziesiąt parę lat temu do Hogwartu przybył chłopiec. Tom Marvolo Riddle. W ciągu jego pobytu tutaj wydarzyło się parę dziwnych rzeczy. Nikt nigdy nie podejrzewał pana Riddle, bo kto by śmiało oskarżać najlepszego ucznia Hogwartu?
Gdy odszedł stąd, zebrał popleczników i przeszedł transformację. Po wielu latach pojawił się znowu, ale nie jako Tom Marvolo Riddle. Stał się Lordem Voldemortem. Stał się czarnoksiężnikiem.
Mordował i torturował na każdym kroku. Któregoś dnia natrafił na rodzinę Potter'ów. Voldemort udał się do ich domu i zabił Lily oraz Jamesa Potter'ów. Ich synek również by zginął, gdyby nie to, że rodzice oddali za niego życie. Harry Potter przeżył, a Lord Voldemort zniknął. Nie umarł, zniknął.
Harry dokonał wiele. Uratował Kamień Filozoficzny przed zwolennikami Czarnego Pana, odnalazł Komnatę Tajemnic i w końcu był świadkiem powrotu Voldemorta. Pomógł mi zniszczyć duszę tego czarnoksiężnika, w końcu zabijając Voldemorta na dobre.
Bitwy, które rozgrywały się w Hogwarcie, były bitwami o wolność szkoły. Wolność jej uczniów i nauczycieli. Wolność każdej klasy i korytarza. Wolność nas wszystkich.
Słuchałam dyrektora z szeroko otwartymi oczami. Ta historia była fenomenalna. Nie mogę uwierzyć, że to tylko wytwór mojej wyobraźni.
Nagle... Zrodziło się we mnie takie uczucie... Ja też chcę tu być... Chcę przeżywać takie przygody i umieć czarować... Nareszcie odnalazłam coś, czego szukałam od dawna. Odnalazłam moją utopię.
-Profesorze? - zagadnęłam staruszka. -Czy mogę tu zostać?
-Och, nie - odpowiedział. -Wydaje mi się, że musisz już iść...
-Ale jak to? - spytałam z niedowierzaniem.
-Tak to - dyrektor podrapał się po brodzie. -Zapraszam za mną.
Profesor Dumbledore stanął przy drzwiach i zaczął mnie żegnać.
-Do widzenia, panno Moore.
-Do widzenia? - spytałam zdziwiona. -Spotkamy się jeszcze?
-Oczywiście - dyrektor uśmiechnął się. -Tylko taka rada na przyszłość. Patrz pod nogi.
W tym momencie stanęłam na progu.
-Uważaj pod nogi? - spytałam.
Postawiłam jeszcze jeden krok i nie poczułam nic pod moją stopą.
Spadałam.
~*~
Obudziłam się w swoim łóżku. Szybko spojrzałam na ubranie. Piżama. Pomacałam kieszeń. Karteczka jest.
Usiadłam na łóżku i zadałam sobie pytanie:
-Czemu musiałam wracać?
Po chwili drzwi otworzyły się i do pokoju weszła pani Houston - nasza opiekunka. Patrząc na jej pogodną twarz, zrozumiałam jedno:
Moje życie to nie bajka. Lecz moje życie to moja utopia. Mam wszystko, czego potrzebuje każda nastolatka do życia: kochające opiekunki, dach nad głową, ciepłe posiłki i sens istnienia. Tu jest moja utopia. Moje szczęśliwe miejsce.
---------------------------------------------------------
Hej, hej, hej. Postawiłam sobie za punkt honoru, żeby napisać wam jedyne wypracowanie do szkoły, które pisało mi się bez problemu.
Temat był "Moja Utopia" i pani pozwoliła mi umieścić akcję opowieści w Hogwarcie.
Mam nadzieję, że się podoba ^^
~ Julie Potter
P.S.
Dostałam 4....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro