•Rozdział 7•
- Szkoda tylko, że nie zapytałem, gdzie jest jej pokój. - Mruknął do siebie, szukając pokoju Yōkō.
Przechodził przez korytarze i pukał do każdych drzwi, ale zapomniał, że dziewcząt na obozie było wyjątkowo mało, więc tylko kilka pokoi było zajętych. Zapukał do drzwi z numerem siedemdziesiąt dwa i o dziwo, otworzyła mu Yohi.
- Cześć, jest Yōkō?
- Yōkō? - Podniosła brwi - Mieszka w osobnym pokoju... - Wskazała palcem na drzwi, które były na przeciwko.
- Ah, dzięki. - Odwrócił się i zapukał do następnych drzwi - Yōkō, żyjesz?
Drzwi otworzyły się, libero zabrała mu piłkę i zamknęła drzwi z trzaskiem, a raczej zamierzała. Makki postawił między nimi stopę, czego w pewnym sensie pożałował. Skrzywił się i oparł przedramieniem o ścianę obok drzwi, spuścił głowę.
- Już? Zmiażdżyłam ci stopę, możesz już doskakać do swojego pokoju. - Burknęła, wyglądając na niego zza drzwi.
- Skąd u ciebie tyle siły? - Spytał szeptem, podnosząc stopę nieco do góry.
Potrząsnął nią.
- Przyjaźnie się z Yaku od bobasa. Nie jestem bezbronna. - Prychnęła, wywracając oczami - Właź. - Otworzyła drzwi.
- Co?
- Powiedziałam, właź. - Złapała go za nadgarstek i wciągnęła do pokoju, zamykając drzwi.
Zachwiał się, ale libero złapała go pod ramię i posadziła na swoim łóżku. Stanęła przed nim w pewnej odległości i oparła dłonie na biodrach, wzdychając cicho.
- I co? - Spytała, kręcąc głową - Mam iść po twoich kolegów?
- Nie trzeba. Zaraz mi przejdzie. - Oparł dłonie na kolanach, a obolałą nogę wyprostował, wyciągając przed siebie.
- Nie sądzę. - Drgnęła jej powieka - Teraz będę miała przesrane. - Przetarła twarz dłońmi - Będą się drzeć, że znokautowałam drugiego zawodnika Seijoh.
Hanamaki ponownie się skrzywił, co od razu zauważyła. W sumie to nie wiedziała, jak ma się zachować w tej sytuacji. Podrapała się palcem po policzku i wpadając na pomysł, podeszła do drzwi.
- Za chwilę wrócę. - Zerknęła na niego z rozbawieniem - Nigdzie nie idź, dobra? - Spytała i chwilę czekała na odpowiedź - Oh, przepraszam, na śmierć zapomniałam. - Udawała, że uderza się otwartą dłonią w czoło - Przecież nie możesz. - Puściła mu oczko i wyszła.
Brązowowłosy westchnął, jednak na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech. Ta dziewczyna była naprawdę dziwna, a jej skomplikowane zachowanie trudno było zrozumieć. Już nawet nie wiedział, czy go lubi, czy nie?
~
- Jestem. - Weszła do środka, trzymając w dłoni reklamówkę, a w drugiej mały plecaczek.
Nie otrzymała odpowiedzi. Spojrzała na Takahiro, a wtedy zrozumiała, dlaczego było tak cicho. Chłopak spokojnie spał z dalej wyciągniętą nogą i zgiętą drugą, jego klatka piersiowa miarowo unosiła się i opadała. Yōkō podeszła i schyliła się delikatnie, utwierdzając się w przekonaniu , że śpi. Po wyprostowaniu, rzuciła okiem na jego nogę. Nie wyglądało to zbyt dobrze, przez co zganiła się w myślach. Postanowiła jakoś wygodniej go ułożyć, co nie należało do najłatwiejszych. Był dwa, jak nie trzy razy taki, jak ona. Ale, jak to mówią, dla chcącego, nic trudnego!
Kiedy po półgodzinnej męczarni, dała radę wyciągnąć spod niego kołdrę i ułożyć go na łóżku, jak człowieka, odetchnęła z ulgą. Postanowiła zabrać się za opatrzenie jego nogi, w końcu była mu to winna. Usiadła na krańcu łóżka i ówcześnie wyciągając woreczek z małej reklamówki z lodem, przyłożyła go do jego stopy, jak na nią bardzo delikatnie. Chciała zachować należytą ostrożność, by nie zrobić mu większej krzywdy, niż wcześniej. Trzymała przedmiot przy jego nodze około pół godziny, aż została tylko woda. Zrzuciła worek na podłogę i chwyciła plecak.
Jego stopa była już mniej opuchnięta, ale zauważyła też, jak posiniała mu kostka. Pierwszy raz od bardzo dawna żałowała, że zrobiła komuś krzywdę. Wycisnęła na palce trochę maści i zaczęła delikatnie rozsmarowywać ją na skórze siatkarza. Takahiro akurat wtedy się przebudził, pierwszym co zobaczył, była zgarbiona sylwetka libero, potem zaczynały docierać do niego inne bodźce, takie, jak na przykład dotyk. Poczuł jak delikatne palce złotookiej dotykają jego kostki, postanowił siedzieć cicho i się nie odzywać, chciał udawać, że śpi.
Potem spryskała jego nogę specjalnym sprejem i nakleiła słodkie, różowe plasterki na małe zadrapania, do których one w ogóle nie były potrzebne. Za bardzo się wczuła, można tak powiedzieć. Owinęła jeszcze delikatnie jego nogę bandażem, jakby w ogóle był potrzebny. Na sam koniec położyła pod jego nogą poduszkę, a kiedy wstała, Hanamaki od razu zamknął oczy. Rozłożyła na nim kołdrę, dokładnie przykrywając. Prawdopodobnie, gdyby otworzył wtedy oczy, Natsukawa całkowicie zmieniłaby swoje zachowanie. Chodzi tu o tę dziwną troskę, która zaczęła się w niej nasilać. Przecież skoro spał, nic nie widział, więc nie doświadczył jej drugiej strony, prawda? Zgasiła światło i cicho ziewnęła.
- Dobranoc. - Mruknęła, siadając na fotelu i przykryła się kocem.
Makki chwilę leżał w ciemnościach i słuchał jej miarowego oddechu, długo nie było trzeba, by zasnęła. Hanamaki uznał, że to trochę nie fair, w końcu ma swoje łóżko w swoim pokoju, a teraz zajmuje jej posłanie. Poświęcił sobie telefonem i wstając, podszedł do włącznika światła. Pokuśtykał do libero i ostrożnie ją podniósł, było to znacznie trudniejsze, niż wcześniej. Jakoś udało mu się pokonać odległość kilku metrów, dzielących łóżko i fotel. Położył Yōkō na łóżku, od ściany. Kiedy wpadła w miękkie poduszki, od razu się skuliła i cicho mruknęła coś pod nosem.
Przyjmujący ją przykrył i chwilę myślał nad pewną rzeczą. Zastanawiał się, czy po przebudzeniu, czasami mała sadystka Nekomy go nie zabije, ale był tak zmęczony, że nie chciał się nad tym rozwodzić. Położył się obok i ułożył swoją lewą nogę na tej samej poduszce, którą podstawiła mu fioletowowłosa. Jego plan był następujący. Iść spać, obudzić się wcześniej, niż ona, poczekać aż się obudzi, podziękować i iść do siebie. Ewentualnie czołgać się.
~•••~
Przekręciła się na bok, a jej twarz uderzyła o coś twardego. Wybełkotała coś i otworzyła oczy, lecz zbyt gwałtownie. Zaczęły ją szczypać, więc ponownie je zamknęła i odczekała chwilę. Przetara je delikatnie piąstkami i wtedy powoli otworzyła, od razu było lepiej. Chciała zobaczyć, czym było owe coś, w co uderzyła. Zobaczyła czerń, zmarszczyła brwi i podnosząc palec, dotknęła tego "czegoś". Było niby twarde, ale zarazem miękkie. Zadarła głowę do góry i ujrzała puszyste, jasne włosy w odcieniach brązu.
Momentalnie ją oświeciło. Chciała poderwać się z łóżka, ale tak trochę nie mogła. Nie chciała go obudzić, wtedy mógłby ją zobaczyć i co on by pomyślał? Nie wiedziała, że to właśnie Hanamaki przeniósł ją na łóżko. Była wręcz pewna, że to ona przez sen tam wlazła. Zrobiła się czerwona. Odwróciła się tyłem do niego i ściskając w dłoniach kołdrę, zaczęła gorączkowo myśleć, co ma począć.
Wtedy Makki się poruszył i na oślep, owinął dłoń wokół jej ciała, przyciskając plecy dziewczyny do swojego torsu. Jej głowa wylądowała na jego zgięte ręce, czuła, jak poprzez oddychanie, dmucha ciepłym powietrzem w czubek jej głowy. Tym gestem dolał oliwy do ognia, choć nieświadomie. Yōkō była jakby sparaliżowana, nie ruszyła się nawet o minimetr. Potem zaczęła panikować, starając się uwolnić, ale trzymał ją za mocno. Była dla niego, jak taka mała przytulanka. Ciepła, miękka, całkowicie zapomniał, że obok niego leżała. Był pewny, że to poduszka. A biednej Yōkō zostało tylko czekać, aż się obudzi. Sama go wciągnęła do pokoju, to teraz ma.
**************************
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro