•Rozdział 21•
- Powiedz mi... - Zaczął Makki, ściskając nieco mocniej dłoń Yōkō, gdy szli wieczorem przez park - Chciałabyś kiedyś zostać moją żoną?
Złotooka ze zdziwieniem zwróciła głowę ku chłopakowi, który unikając jej spojrzenia, patrzył w niebo, zaczynające powoli przybierać barwy różu. Nie wiedziała, dlaczego tak nagle wyskoczył z tym pytaniem, jednak miała świadomość jednego. Oczywiście, że by chciała, ale nie byłaby sobą, gdyby tak po prostu odpowiedziała i to jeszcze twierdząco, prawda?
- O czym ty mówisz? - Wreszcie się odezwała - Co tak nagle?
- Po prostu pytam z ciekawości. - Wzruszył ramionami - Rozumiem, że masz wątpliwości...W końcu gdyby ich nie było, od razu byś odpowiedziała. Nie mam racji? - Odważył się na nią spojrzeć.
- Nie, nie masz racji. - Natychmiast pokręciła głową - Po prostu chciałam zapytać dlaczego wyskoczyłeś z tym pytaniem. Przed chwilą rozmawialiśmy o gofrach, a ty wyskakujesz z tematem małżeństwa. - Wytłumaczyła, chowając drugą, zmarzniętą dłoń do kieszeni kurtki.
- Chciałem po prostu wiedzieć. To jak?
- Chciałabym. - Odpowiedziała cicho, spuszczając wzrok.
- Świetnie. - Na jego ustach zawitał szeroki uśmiech - Więc spodziewaj się, że w niedalekiej przyszłości będziesz nosić moje nazwisko. - Puścił jej dłoń i ramieniem zgarnął fioletowowłosą do siebie - Hanamaki Yōkō. Podoba mi się.
- A...A może ja nie chce odstępować od swojego nazwiska? Co wtedy zrobisz? - Uśmiechnęła się zwycięsko po zobaczeniu jego miny.
- Jakoś cię przekonam. Obiecuję.
Poszli dalej, nawzajem cicho się śmiejąc i rozmawiając na kolejne tematy, te ważniejsze i te mniej. Yōkō czuła się lepiej w jego towarzystwie z każdym dniem, który spędzała ze swoim ukochanym. Najchętniej dałaby sobie w mordę za to, że jednak te kilka lat temu rozeszła się z nim. Choć w pewnym stopniu właśnie to rozstanie sprawiło, że pokochali się jeszcze bardziej, co wydawało się być nieco niemożliwe, a jednocześnie naprawdę niesamowite.
~
- Jestem! Przyniosłem ci tę książkę, o którą prosiłaś! - Zawołał Makki, wchodząc do jej domu.
Nie usłyszawszy jej odpowiedzi, Makki wszedł na górę i do pokoju swojej dziewczyny, światło w łazience było zapalone, ale panowała cisza. Makki odłożył lekturę na biurko, a następnie rozejrzał się.
- Yōkō?! Jesteś w łazience?!
Siatkarka nic nie słyszała ze względu na bezprzewodowe słuchawki, które miała w uszach. Stała w kabinie prysznicowej i wycisnęła trochę żelu na dłonie, zaczynając rozprowadzać go na swoim ciele.
- Yōkō, jesteś tut... - Urwał, gdy otworzył drzwi łazienki.
No tak, w końcu nikogo prócz niej nie było w domu, a drzwi wejściowe były zamknięte, więc mogła się swobodnie wykąpać. Nie spodziewała się jednak, że Makki jest łasy na takie widoki. Podszedł nieco bliżej, gdy złotooka odkręciła zimną wodę i odchyliła głowę nieco do tyłu. Ze względu na swoje bezpieczeństwo wzięła prysznic w sportowej bieliźnie. Była przygotowana na wszelki wypadek.
Wypadek zwany ciekawskim Makkim.
Makki odsunął drzwi kabiny i uśmiechnął się pod nosem, widząc stojącą do niego tyłem kapitanke. Postanowił skorzystać z sytuacji, że go nie słyszy, ani nie widzi, więc szybko zdjął spodnie i koszulkę, zostając w czarnych bokserkach. Zamknął drzwi łazienki na klucz i wszedł do kabiny, która była naprawdę spora, mieszcząc ich dwoje i zostawiając jeszcze trochę miejsca.
Powoli i bardzo delikatnie położył dłonie na jej biodrach, sprawiając, że siatkarka stanęła w bezruchu, a jej mięśnie mocno się napięły. Hanamaki wyjął jedną z jej słuchawek i przybliżył usta do ucha złotookiej.
- Cześć, kochanie.
Odwróciła się do niego i odruchowo strzeliła mu otwartą dłonią w twarz, czego zaraz pożałowała. Zrobiła zszokowaną minę i zakryła usta dłonią.
- J-Ja...Przepraszam! - Położyła dłoń na jego ramieniu - Naprawdę nie chciałam!
- Nie szkodzi. - Uśmiechnął się delikatnie - Ale możesz pocałować, będzie mniej boleć.
Zrobiła to od razu, schyliła go ku sobie i delikatnie pocałowała, wpierw jego policzek, potem usta. Woda spływała po ich ciałach, Yōkō oparła się plecami o zimne kafelki i zarzuciła mu dłonie na kark, zamykając oczy.
- Nigdy więcej się tak nie skradaj, dobrze? - Spytała dla pewności.
- Oczywiście, ale skoro wyjaśniliśmy tę niecodzienną sytuację, to może... - Odwrócił się i złapał w dłonie gąbkę - Umyć ci plecki? - Spytał z rozbawieniem, na co prychnęła śmiechem, ale grzecznie się odwróciła.
~•••~
Yōkō siedziała przy na łóżku i jeździła palcem po okładce książki, za to Makki czesał jej włosy, które znacznie przybrały na długości. Miękkie fioletowe pasma przemykały między gumowymi kolcami szczotki, rozczesując je.
- Nie musisz być taki delikatny, przecież mi ich nie wyrwiesz. - Powiedziała, gdy Makki wydawał się bać szarpnąć za jej kosmyki - Jeśli mnie zaboli, to po prostu powiem... Chociaż raczej to nie będzie miało miejsca. - Drugie zdanie wypowiedziała ciszej, jakby do siebie.
- No...Okej. - Podzielił jej włosy na trzy - Wiesz...Mogę zrobić ci warkocza?
- Mam jedne z krótszych włosów, więc raczej długiego warkocza z tego nie zrobisz. - Uprzedziła go, zaczynając czytać.
- Chce chociaż spróbować. - Zgarnął jej włosy do tyłu.
- I tak nic nie zrobisz.
- Żebyś się nie zdziwiła. - Mruknął pod nosem, splatając nieudolnie jej włosy.
Po kilkunastu minutach, gdy ona skończyła czytać rozdział, on opadł zrezygnowany na plecy i głośno jęknął. Yōkō odwróciła się przez ramię, opierając dłoń na jego udzie, gdyż siedziała pomiędzy jego nogami.
- I co? Dałeś radę? - Spytała specjalnie.
- Nie. I daj mi spokój, to nie jest łatwe, kiedy się nie pamięta. - Burknął, zakrywając twarz dłońmi.
- Oj przestań. - Odłożyła książkę na bok i położyła się na nim, opierając brodę na jego brzuchu - Doceniam twoją wytrwałość, walczyłeś z tym dobre piętnaście minut.
- Nie dobijaj. - Ostrzegł ją.
- Nawet nie próbuje. - Podniosła dłonie w geście obronnym - Ale wiesz, jeśli jesteś smutny z tego powodu...To mogę cię jakoś rozweselić. - Uśmiechnęła się blado, a jej lodowate palce wślizgnęły się pod jego koszulkę, gładząc przyjemnie skórę.
Takahiro dostał gęsiej skórki, a czując na plecach przyjemny dreszcz, uśmiechnął się i nachylił ku niej.
- Jestem jak najbardziej za, pod warunkiem, że pozwolisz mi przejąć inicjatywę.
- Chyba śnisz. - Prychnęła, szeroko się uśmiechając.
Hanamaki przerzucił ją na plecy i namiętnie pocałował, ale nie trwało to długo, gdyż złapała za jego ramiona i teraz to on leżał pod nią.
- Uparta jak zawsze. - Skomentował, cmokając.
- Ty też, więc mamy coś wspólnego.
- Może i tak, ale nie zapominaj kto w tym związku pełni rolę mężczyzny.
Znów wylądowała pod nim, co skomentowała prychnięciem.
- Ten jeden, jedyny raz. - Pokazała mu jeden palec.
- Po ty jednym razie zmienisz zdanie, skarbie. - Puścił jej oczko i ucałował skórę na brzuchy, gdy zdjął z niej koszulkę.
**************************
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro