Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

•Rozdział 2•

Oikawa przez resztę dnia rzucał Yōkō urażone spojrzenia, kopnęła go z taką siłą, że potrzebował worka lodu i został posadzony na ławce. Fioletowowłosa jednak niezbyt się tym przejęła i pomagała chłopakom ze swojej drużyny w treningu.

Teraz na siatce ćwiczyła tylko drużyna Nekomy, gdyż reszta postanowiła zrobić sobie przerwę. Były tylko cztery drużyny. Nekoma, Fukurodani, Aoba Johsai i Karasuno. 

Yōkō rzuciła się po piłkę i przejechała kawałek po parkiecie, Kuroo zdążył już przyzwyczaić się do tego, że dziewczyna ratuje przeważnie każdą piłkę, więc nawet się tym nie przejął. Blondwłosa kapitanka wystawiła piłkę, którą zaatakował Lev. Kuroo zablokował atak Haiby, a piłka w zastraszającym tempie zaczęła lecieć ku parkietowi.

Złotooka pochyliła się, ale piłka okazała się być za szybka. Kucnęła więc z jedną nogą wyciągniętą w bok, piłka odbiła się od boku jej stopy i poleciała w górę. Wyprostowała się i dmuchnęła zimnym powietrzem w opadające na jej czoło pasma włosów, które wydostały się spod uścisku frotki.

- Jest fatalną libero. - Burknął dalej obrażony Oikawa.

Iwaizumi zerknął na przyjaciela i parsknął głośno śmiechem.

- Zwróć uwagę na to, że nie przepuściła jeszcze ani jednej piłki. - Mruknął Mattsun  klepiąc szatyna po ramieniu - Po prostu powiedz, że jesteś zazdrosny i tyle.

- No tak, jeszcze czego? Ciekawe o co mam być zazdrosny. Co niby ten konus ma, czego ja nie mam? - Spytał zdenerwowany.

- Szacunek osób z drużyny. Jest niska, a oni żartują z jej wzrostu, ale widać, że ją szanują. Nie tylko za umiejętności.

- Ta, wymuszony szacunek to nie szacunek.

- Poza tym, widać, że ciężko pracuje. - Odezwał się Mattsun, opierając brodę na dłoni.

- Niby gdzie? - Spytał kpiąco Tooru.

- Przyjrzyj się. Jej ręce, nogi, twarz.

Oikawa zaczął jej się przyglądać, na początku nie zauważył nic. Dopiero później zaczął dostrzegać małe blizny, plastry, strupy, a nawet bandaże. Z jego ust wyszło tylko ciche "oh", już więcej się nie odezwał.

Yōkō kolejny raz wylądowała na parkiecie, jednak tym razem chwilę na nim leżała. Nabierała głęboko powietrza, nie miała idealnej kondycji, w sumie to nawet dobrej. Szybko się męczyła, a potem trudno było jej odzyskać dech. To wszystko przez jej wrodzoną wadę serca, z którą musiała się mierzyć już od najmłodszych lat.

- Yōkō-Chan, wszystko w porządku? - Spytała zaniepokojona Yohi.

- Tak, tak...Już wstaje. - Stanęła na równe nogi i przygotowała się do kolejnego odbicia.

~•••~

- Są niesamowici, prawda?! - Spytała podekscytowana Yohi, obserwując grę siatkarzy z Aoba Johsai.

- Każdy ma swoje zdanie, prawda? - Yōkō zerknęła na Yohi, a ta jej przytaknęła - Ja twojego nie podzielam.

- Oh, no daj spokój! Spójrz tylko na nich! - Wskazała dłonią - Chociażby na tego rozgrywającego, którego kopnęłaś.

- Ten ich rozgrywający to zwykły dureń. - Powiedziała obruszona - Nazywa mnie dzieckiem, a sam lepiej się nie zachowuje.

- No dobra, to może ktoś inny...Hm... - Zastanowiła się - Kto według ciebie gra najlepiej?

- Nikt nie... - Ucięła, gdy zawodnik z Karasuno zaatakował naprawdę mocno.

Zdawało się, że odbicie takiego ataku to samobójstwo i połamanie rąk, ale nie dla niego. Fioletowowłosa patrzyła na siatkarza z Aoby, który z łatwością odbił atak, wręcz idealnie do rozgrywającego. Zaraz po tym Aoba Johsai wygrało, a oni zeszli z boiska. Zdążyła zapamiętać tylko jego numer koszulki.

- Yōkō-Chan? - Blondynka przechyliła głowę, patrząc na nią - Coś nie tak?

- Nie...Wszystko w porządku. - Potrząsnęła głową - Po prostu...To było naprawdę dobre przyjęcie.

Kapitanka chwilę patrzyła na Yōkō, jakby zobaczyła ducha. Jednak niedługo potem przytuliła ją i podniosła do góry.

- Yōkō-Chan, czy ty się zakochałaś?!

- C-Co?! - Zawołała oburzona - To, że skomplementowałam czyiś odbiór nie znaczy, że się w tej osobie zakochałam, Baka! - Krzyknęła, uderzając ją w tył głowy.

- Aić! - Syknęła blondynka, pocierając obolałe miejsce - Nie musisz być taka agresywna, przecież miłość to nic złego. - Powiedziała, ale gdy zobaczyła zabójczą minę libero, pobladła - P-Przepraszam! Już się zamywam!

- Jesteś irytująca. - Niższa dziewczyna przyłożyła sobie dłoń do czoła, wzdychając.

- Jaki numer koszulki miał ten chłopak? - Spytała podstępnie.

- Trzy, a co?

- Niedługo wrócę! - Oznajmiła żywo i pobiegła w stroje wyjścia z hali.

Yōkō pokręciła głową i postanowiła iść do toalety.

Podczas mycia dłoni, zerknęła na drzwi, które były uchylone. Zobaczyła tam Yohi, która rozmawiała z trójką drużyny Aoba Johsai.

Ciekawe, czy dowie się coś ciekawego o jego odbiorach.

Wytarła dłonie i wyszła z łazienki, ale natychmiast się zatrzymała, gdy owa dwójka stała od niej w odległości około dwudziestu metrów. Postanowiła, że całkowicie ich zignoruje, ale był mały problem. Usłyszała swoje imię, więc delikatnie zwolniła kroku, co było jej pierwszym błędem. Yohi dostrzegła ją i szeroko się uśmiechnęła.

- Ooo, to właśnie ona! - Powiedziała radośnie, pokazując palcem na fioletowowłosą.

Makki zerknął w bok i niemal od razu rozpoznał libero Nekomy. Delikatnie się do niej uśmiechnął i pokazał palcami znak pokoju. Yōkō odwróciła się na pięcie o szybkim krokiem pognała do łazienki.

- Poczekaj tutaj chwilę. - Poprosiła Yohi i pobiegła za złotooką, wpadając do toalety, jak burza - Yōkō, dlaczego uciekasz?!

Fioletowowłosa patrzyła morderczo na swoją kapitanke.

- Co mu o mnie nagadałaś? - Spytała groźnie - Pozwolił ci ktoś poruszać mój temat?

- Oj, daj spokój, Yōkō-Chan! Chciałam tylko żeby z tobą porozmawiał, przecież to nic złego, prawda?

- Ja już wiem, jak ty byś kazała mu ze mną porozmawiać! - Wskazała na nią palcem - Zrozum to, nie szukam chłopaka na siłę! Wbij to sobie do tej pustej głowy!

Blondynka wywróciła na to oczami i łapiąc mniejszą od siebie dziewczynę za nadgarstek, starała się wyciągnąć ją z łazienki. W końcu libero wkurzyła się i samodzielnie wywaliła Yohi z pomieszczenia. Akurat niedaleko przechodziła święta trójca Nekomy, Kenma, Yaku i Kuroo. Drzwi otworzyły się akurat wtedy, gdy Morisuke obok nich przechodził. Yohi wypadła z łazienki i poleciała wprost w ramiona Kuroo, za to Yaku został znokautowany drzwiami i to naprawdę porządnie.

- Spadaj i zostaw mnie w spokoju! - Powiedziała rozzłoszczona Yōkō.

Yaku podniósł się, a jego dłonie drżały ze złości. Spojrzał na Yohi, ale ona tylko wskazała dłonią na Yōkō, która stała dalej w toalecie. Szatyn przeszedł obok drzwi i spojrzał na przyjaciółkę, która dostrzegła krew spływającą mu z nosa.

- Tym razem przegięłaś. - Ruszył w jej stronę, nawet nie przejmując się tym, że to damska toaleta.

Yōkō zamierzała zamknąć się w kabinie, jednak Morisuke złapał ją za nogę i wywalił, a następnie wyciągnął siłą z łazienki.

- Kuroo, łap ją za ręce. - Polecił, co czarnowłosy od razu zrobił.

Libero chwilę się szarpała, ale na nic się to zdało.

- Yohi-Baka! - Powiedziała zdenerwowana.

Kenma poszedł spokojnie za nimi, a Yohi cicho się śmiała, gdy odchodzili. Za to Makki patrzył na to z lekkim zdumieniem, taka mała osóbka, a miała tyle siły, żeby wyrzucić z łazienki dwa razy większą od niej dziewczynę i jeszcze szarpała się z dwoma siatkarzami.

- Ona tak już ma, trudno okazuje uczucia. - Zaśmiała się nerwowo Yohi - Wiesz...Może innym razem uda wam się porozmawiać.

- Spoko, obóz trwa jeszcze dwa tygodnie, na pewno coś się wymyśli. A teraz przepraszam, ale muszę się już zbierać. - Machnął jej ręką na pożegnanie i odszedł w swoją stronę.

Blondynka chwilę jeszcze patrzyła, jak odchodzi.

- Dobra! Plan znalezienia Yōkō chłopaka uważam za rozpoczęty. - Potarła energicznie dłonie, uśmiechając się złowieszczo.

**************************

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro