•Cz. II Rozdział 7•
*dłuższy czas później*
Minęło sporo czasu od kiedy Yōkō oddała pierścionek zaręczynowy. W sumie to całe osiem miesięcy. Makki jednak postanowił dłużej zostać poza domem, wciąż nie mając pojęcia, że fioletowowłosa stamtąd się wyprowadziła.
Właśnie stał przed domem, gdy wysiadł z samochodu razem ze świętą trójcą. Otworzył bramę i niedługo później stanął przed budynkiem. Gdzieś wewnętrznie miał nadzieję, że dziewczyna tak naprawdę czekała na niego przez czy ten czas, ale tak się nie stało. Sam nawet nie wiedział, skąd pojawiło się u niego taka myśl. Kiedy tylko wszedł do domu, zastał ciszę.
Poszedł na górę i od razu wszedł do sypialni, pustka. Zerknął na półkę, gdzie zawsze walały się dziesiątki książek, które kobieta czytała. Zniknęły. Podszedł do szafy i szybkim ruchem ją otworzył. Drzwiczki lekko zaskrzypiały, odsłaniając puste i zakurzone półki.
- Czyli jednak. - Spuścił wzrok, zaciskając szczekę - Odeszłaś.
Odsunął się i podszedł do łóżka, które było ładnie zaścielone. Poduszka, na której zawsze spała, pozostała w tym samym miejscu, co wcześniej. Usiadł na skraju posłania i przygryzając wargę, chwilę pogrążył się w myślach.
Tak naprawdę na czas trwania mistrzostw, które oczywiście wygrali, w ogóle nie myślał o niej. Starał się zapomnieć, żeby poświęcić czas na grę, ale kiedy wrócił, a jej nie było...Poczuł dziwną pustkę.
Momentalnie zatęsknił za jej głośnym charakterem, donośnym głosem i wyzwiskami, które rzucała w jego stronę z prędkością karabinu, zupełnie bez powodu.
W drzwiach stanął Oikawa, który oparł się o futryne. Skrzyżował ramiona na torsie i westchnął, zwracając na siebie tym uwagę Makkiego.
- Wyjechała. - Stwierdził, zauważając pustkę wokół i pokiwał Glao - Przez kogo? Przez ciebie.
Hanamaki odwrócił wzrok.
- Jesteś tchórzem i większym egoistą ode mnie. Naprawdę. - Pokręcił głową z dezaprobatą - Powinieneś wybrać ją, a nie żadne zawody. - Prychnął - Siatkówka nie da ci tyle szczęścia, co ukochana u boku.
Od czasu kiedy Oikawa, Iwaizumi i Mattsun ochrzanili Takahiro za jego okropny czyn, ich stosunki znacznie się pogorszyły. Były ostre, ciągle rzucali do siebie jakimś docinkami, wspominali mu o tym, jak to było dobrze, kiedy jeszcze był z Yōkō. Wiedzieli, że tym sprawiali mu ból, ale byli pewni, że na to zasłużył. Poniekąd tak.
- Ale teraz to już po wszystkim. Wyjechała nie wiadomo gdzie, oddała ci pierścionek, czyli teoretycznie z tobą skończyła. Na dobre. Nawet nie wiesz, czy jeszcze kiedykolwiek ją zobaczysz.
- Zamkniesz się wreszcie? Kto ci dał prawo, żeby prawić mi kazania? - Spytał ostro.
- Ja sam. Bo mimo, że ludzie uważają mnie za skończonego idiotę, to potrafię docenić swoją narzeczoną. Ona zrozumiała to, że muszę wyjechać. Ale gdybym miał wtedy ślub, co mistrzostwa, to jebnął bym tą całą siatkówkę i wybrał ślub, i ona doskonale o tym wie.
- I co w związku z tym? - Spytał zirytowany Takahiro.
- To, że ty też powinieneś to zrobić. Gdybyś wybrał Yōkō, teraz byłbyś szczęśliwym mężem z kochającą żoną, a nie siedziałbyś w pustym pokoju ze spuszczoną głową. Obeszło by się bez myśli, jaki to ja byłem głupi, co ja narobiłem, a mogłem zostać. - Zaczął go przedrzeźniać - Wystarczyło, że wtedy byś ruszył trochę głową.
- Wyjdź. - Burknął, chowając twarz w dłoniach - Najlepiej wyjdź i nie wracaj.
- Jak chcesz. - Wzruszył ramionami i wyprostował się - Ale lepiej uświadom sobie, że zjebałeś sobie życie po całości.
Potem wyszedł.
*trzy lata później*
Yōkō z szerokim uśmiechem wysiadła z samochodu, wyciągając z niego plecak. Postanowiła zamieszkać na całkiem sympatycznie wyglądającym osiedlu. Niestety, ale w dawnej miejscowości.
Jej komórka nie przestawała dzwonić, od nadmiaru wiadomości od starych znajomych z drużyny i trenera. Wszyscy doskonale rozumieli jej sytuację, ale kiedy w końcu wróciła, chcieli od razu się z nią spotkać. Od Oikawy, Iwaizumiego i Mattsuna też podostawała parę wiadomości.
Przez te trzy lata troszkę się zmieniło, jeśli chodzi o jej wygląd i charakter. Na pewno nie była już taka podła i jędzowata, czy to dobrze czy źle, nie jej już oceniać. Wygląd także zmieniła, miała długie włosy, do pasa. Ich kolor zmienił się. Nie były już w kolorze ślicznego fioletu, teraz były platynowe.
- One-Chan! - Zawołał Taiyou, biegnąc w jej stronę - Ile ja cię nie widziałem! - Krzyknął szczęśliwy, ściskając ją niespodziewanie.
- O-Ohayo! - Uśmiechnęła się i również odwzajemniła uścisk - Też tęskniłam.
- No ja myślę! Ale halo, halo! - Odsunął się od niej i zmierzył wzrokiem od góry do dołu - Schudłaś! I włosy zmieniłaś!
Zaśmiała się i przymknęła oczy, gdy się uśmiechnęła. Co tu dużo mówić, stęskniła się za swoim młodszym braciszkiem, do którego przez ostatnie lata nieźle się zbliżyła. Nigdy nie miała z nim tak dobrych relacji, jak po wiadomo jakiej sytuacji.
- Zabieram cię do miasta. Pójdziemy gdzieś i opowiesz mi o wszystkim, co się u ciebie działo przez te lata, co ty na to?
Już była chętna się zgodzić, ale przerwał jej głośny i naprawdę denerwujący śmiech. Choć słyszała go pierwszy raz, to nie mogła oprzeć się chęci wykrzywienia twarzy w grymasie niezadowolenia.
Oboje odwrócili głowy, a Złotooka momentalnie zdębiała. Naprawdę miała wielką nadzieję na to, że on się wyprowadził, ale widocznie to się nie spełniło. Patrzyła na wysoką czarnowłosą, która była niemalże uwieszona na jego ramieniu i głośno się śmiała z czegoś, co mężczyzna mówił jej do ucha.
- Wiesz co? Może chodźmy do środka? - Zaproponował Taiyou, nie chcąc, żeby jego siostra na to patrzyła.
- Nie...Spokojnie, nie ma takiej potrzeby. - Spojrzała na niego ze sztucznym uśmiechem - Nie jesteśmy już razem, więc nie mam powodu do złości.
- Naprawdę? - Spytał podejrzliwie.
- W końcu to ja zerwałam zaręczyny. - Wzruszyła ramionami.
Nie mogła powstrzymać się od zerknięcia w ich stronę, jej uwagę jednak zwrócił błysk, który wytworzył się, kiedy przedmiot ustawił się odpowiednio do słońca. Zgryzła policzek od środka i kręcąc głową, złapała za ramię plecaka, który miała na plecach.
Miała na palcu pierścionek.
Jej pierścionek.
Ten fakt jednak trochę ją ruszył, musiała przyznać. Ale kiedy tylko Makki podniósł wzrok, ona odwróciła się i odeszła z Taiyou do swojej posiadłości.
**********************
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro