Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

•Cz. II Rozdział 6•

*tydzień później*

- Teoretycznie zerwałam nasze zaręczyny. - Mruknęła Yōkō, leżąc na kanapie - Nie mogę już o tym myśleć. Minął cholerny tydzień, a z jego strony nic. Cisza. Zero reakcji.

Taiyou przyglądał się swojej siostrze z niekrytym zirytowaniem. Był tak wściekły, nie dość, że Makki wygryzł go z drużyny, to jeszcze zranił jego siostrę. Różowowłosy pogłaskał Yōkō po głowie.

- Za chwilę wrócę. Połóż się spać, odpocznij. Ja muszę coś załatwić.

- Okej. - Mruknęła cicho i przytuliła się do kołdry, zamykając oczy.

Taiyou wyszedł i upewnił się, że Yōkō go nie usłyszy. Wyjął telefon i wybrał numer do siatkarza. Przyłożył komórkę do ucha i czekał, aż chłopak odbierze.

- Yaho! Taiyou-Chan!

- Cześć. - Mruknął niezbyt miło.

- Oho? Coś się stało? Nie brzmisz za dobrze.

- Wasz przyjaciel prosi się o porządny łomot.

- Hm? O kim mówisz?

- O tej tchórzliwej piździe, Hanamakim.

Oikawa po drugiej stronie zrobił zdziwioną minę. Spojrzał w stronę Takahiro, który jak gdyby nigdy nic, rozmawiał z Iwaizumim i Mattsunem.

- Przejdź do rzeczy, nic nie rozumiem.

- Ten podły sukinsyn zostawił Yōkō! - Wywarczał wściekły.

- Co? - Oikawa rozchylił usta - Jak to? Przecież to tylko wyjazd na zawody, on wróci.

- Nie o tym mówię, Oikawa. Zerwali zaręczyny, bo Makki zaczął pieprzyć głupoty.

Tooru zacisnął usta w wąską linie, gdy Taiyou opowiedział w skrócie ich rozmowę, na dzień przed wyjazdem Makkiego. Szatyn był wściekły. Może i z Yōkō nigdy nie byli najlepszymi przyjaciółmi, ale wrogami też nie. Zdarzyło się nawet, że Yōkō pomagała Oikawie, ale to było już tylko pomiędzy nimi. W końcu fioletowowłosa musiała wciąż utrzymywać pozory tej zołzy, jaką zawsze była.

- Dzięki za informację. - Patrzył kątem oka na przyjmującego - Oddzwonię później. - Rozłączył się i rzucił telefon na materac.

Podwinął rękaw bluzy i podszedł w ich stronę. Dał nacisk na pięść, która strzeliła i wziął głęboki wdech.

- Makki!

Iwaizumi od razu zauważył, że Oikawa jest wściekły.

- Zatłukę cię, jak Boga kocham! - Wywarczał, idąc szybciej w jego stronę.

Iwaizumi próbował go powstrzymać, ale było ciężko, musiał to przyznać. Już dawno nie widział tak wściekłego Oikawy. Tooru złapał Takahiro za poły bluzy i szarpnął nim porządnie.

- Czy ciebie do reszty popieprzyło?! - Krzyknął na niego.

Atakowany chłopak domyślił się o co chodzi, nawet nie próbował się bronić. No bo po co? Przecież Oikawa już wszystko wiedział.

- To ona zerwała zaręczyny. - W drodze wyjątku starał się dać jakiś dobry argument, by załagodzić sytuację, ale rozgrywającego gówno to obchodziło.

- Ale to ty do tego doprowadziłeś! Jak mogłeś znowu ją skrzywdzić?! Czy ty jesteś niespełna rozumu?!

- Oi, przestań! Puść go! - Krzyknął Iwaizumi, kiedy pięść Tooru spotkała się z brzuchem Makkiego.

- Zostaw mnie, Iwa-Chan! Należy mu się! Niech płaci za głupotę!

- O czym ty mówisz? - Hajime odciągnął go od obitego siatkarza.

- Oh, więc trzymałeś to w tajemnicy przed wszystkimi, tak?! - Krzyknął do niego rozjuszony Tooru - Bałeś się powiedzieć, co?! Jesteś aż takim tchórzem?!

- Oikawa! Mów o co ci chodzi!

- Ten kretyn! - Wskazał na Makkiego, który stał zgięty wpół - Nie ma żadnego poszanowania dla kobiet! Zostawił Yōkō, przez niego zerwali zaręczyny! To już drugi raz, kiedy ją skrzywdził!

Iwaizumi wciąż trzymał Tooru. Czarnowłosy zmarszczył brwi i spojrzał na Takahiro.

- Makki. - Zmrużył oczy - To co mówi Oikawa, to prawda?

Brązowowłosy wyprostował się, jego wzrok mówił tylko tyle, że jest zirytowany.

- Ta. Ale nie ma czym się przejmować, to już nie istot...

Nie zdążył mrugnąć, a Iwaizumi go znokautował. On się nie cackał, jak Oikawa. Po prostu mu przypieprzył w pysk, a zdezorientowany Takahiro upadł na parkiet.

- Czy fakt, jak długo musiałeś o nią walczyć, kiedy zraniłeś ją po raz pierwszy, nie dał ci nic do zrozumienia? - Spytał zły Hajime - Wiesz, ile teraz będziesz musiał ją przepraszać?!

- Nie mam takiego zamiaru. - Takahiro otarł krew, która zaczęła spływać mu z rozciętej wargi - To już koniec. Yōkō to zamknięty rozdział.

- Co ty pieprzysz? - Atakujący był zszokowany jego słowami - Tyle starałeś się o jej względy! Byłeś w niej zakochany jak głupi!

- No właśnie. Byłem. - Podniósł się - Już nie jestem. To nie jest kobieta dla mnie, właśnie zdałem sobie z tego sprawę.

- Makki. Jesteś świadom tego, że później nie będzie już odwrotu? Masz teraz wszystko gdzieś, a ona cierpi. Potem rolę się odwrócą. Ty będziesz błagał ją o wybaczenie, a ona wiesz co zrobi? - Hajime skrzywił się - Zaśmieje ci się w twarz i każe spierdalać. Chcesz tego?

- Nic takiego nie będzie miało miejsca, Iwaizumi. - Takahiro delikatnie się uśmiechnął - Kiedyś Yōkō powiedziała do mnie, że nasz związek nie miałby sensu, przez różnice wiekową. Stwierdziła też, że będzie lepiej, jeśli każde z nas znajdzie sobie kogoś ze swojej grupy wiekowej. Tak zamierzam zrobić.

- Tak, pamiętasz tę sytuację, ale chyba zapomniałeś, jak bardzo zabolały cię jej słowa. - Hajime spojrzał karcąco na Oikawe, który wciąż szykował się, żeby spuścić łomot Takahiro - Mniejsza o to.

Puścił Oikawe, który stanął już spokojnie.

- Nie będę cię do niczego zmuszał, ale... Chce, żebyś wiedział jedno. - Podszedł do niego - Później nie waż się przychodzić do któregokolwiek z nas po pomoc, jeśli jednak zachce ci się ją odzyskać. Bo, po raz, nie pomożemy ci, a po dwa, ona już nie da ci szansy.

Odsunął się i odszedł w stronę wyjścia z hali. Oikawa spojrzał smutnym wzrokiem na Makkiego.

- Iwa-Chan ma rację. Niby się mówi, do trzech razy sztuka, ale Yōkō straciła już do ciebie zaufanie. - Powiedział i także odszedł - Kolejny raz nie nabierze się na twoje obietnice. Bo i tak ich nie dotrzymujesz. - Szepnął do siebie.

- Może chociaż ty staniesz po mojej stronie, co? - Makki spojrzał na Mattsuna.

- Przykro mi, przyjacielu, ale spieprzyłeś po całości. - Poklepał go po ramieniu - Mnie wszystko jedno, ale nie chce oglądać jak oboje wieszacie na sobie psy. Będziesz tego żałował, w sumie to...Oboje będziecie.

~

- One-Chan! Zobacz, co mam! - Krzyknął Taiyou, wchodząc do pokoju z tacką.

Ucichł jednak, gdy zobaczył, jak fioletowowłosa pakuję walizkę.

- Co. Ty. Robisz. Co? - Spytał nagle.

- Pakuje się. Nie widać? - Spytała zmęczonym głosem - Nie ciągnij tematu, po prostu nie warto. - Westchnęła.

- Nie mów, że przez niego chcesz się wyprowadzić! Gdzie ty chcesz w ogóle iść?!

- Wyjeżdżam. - Zatrzasnęła walizkę - Jak najdalej stąd. Ale spokojnie, będę przyjeżdżać do ciebie w odwiedziny. - Uśmiechnęła się do Taiyou.

- A-Ale dlaczego?

- Za dużo skojarzeń z Hanamakim. - Uśmiechnęła się blado - Chce jechać gdzieś, gdzie nic nie będzie mi o nim przypominać.

Różowowłosy westchnął ciężko i przytulił ją.

- Skoro to uważasz za słuszne, to nie mam nic przeciwko, ale...Mam jedno ale! - Odsunął się nagle od niej.

- Słucham.

- Bierzesz mnie ze sobą!

~

Makki patrzył na komórkę, na wyświetlaczu której widniał numer Yōkō. Zastanawiał się, czy zadzwonić. Ściskał komórkę coraz mocniej, ale koniec końców odłożył ją i wyszedł z pokoju.

**********************

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro