Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

•Cz. II Rozdział 5•

*dwa miesiące później*

**********************

- Co? Czemu tak nagle? - Spytał zaskoczony Takahiro.

- Sam jestem w szoku. Ale wiesz, to jedne z najważniejszych zawodów, więc teoretycznie musimy tam jechać. - Powiedział niezadowolony Iwaizumi - Spokojnie, mi też nie uśmiecha się zostawiać swojej dziewczyny na pół roku.

- Cholera...Yōkō nie będzie zadowolona. - Podrapał się po głowie.

- To raczej pewne, ale lepiej powiedz jej to od razu jak wrócisz, bo później może być bardziej, niż zła.

- Dobry pomysł, dzięki Iwaizumi.

Hanamaki pożegnał się z czarnowłosym i czym prędzej pojechał do domu, chcąc powiedzieć o wszystkim swojej ukochanej.

~•••~

- Yōkō...Skarbie. - Hanamaki szukał dziewczyny po całym domu - Gdzie jesteś?

Wszedł do góry i zajrzał do wszystkich pokoi, ale nigdzie nie zastał fioletowowłosej. Ostatnim miejscem, gdzie mogła siedzieć, był taras. I tam właśnie się znajdowała. Siedziała ubrana w kurtkę, ciepłe skarpety, ciapy i grube spodnie, do tego miała jeszcze na siebie zarzucony koc.

- Yōkō, czemu siedzisz na zewnątrz? Przecież jest zimno.

Złotooka odwróciła się do niego dopiero wtedy, kiedy dotknął jej ramienia. I wtedy wszystko stało się jasne. Miała w uszach słuchawki, więc normalne, że go nie słyszała.

- Oh, wróciłeś. - Uśmiechnęła się, wyjmując jedną słuchawkę z ucha - Czemu masz taki wyraz twarzy?

- Chodźmy do domu. - Zaprowadził ją do środka - Usiądź.

- O co ci chodzi? - Zmarszczyła brwi - Umarł ktoś? - Odpowiedziała jej cisza - Naprawdę? Trafiłam?

- Nie, to nie o to chodzi. Nikt nie umarł. - Pokręcił głową, zaprzeczając.

- Więc co się stało? - Usiadła na kanapie, oczekując szybkiej odpowiedzi.

- Rozmawialiśmy dzisiaj z trenerem.

- I? Czy to coś niesamowitego? - Spytała niezbyt pozytywnie nastawiona do ich rozmowy - Bo ja ze swoim trenerem rozmawiam praktycznie codziennie.

- Daj mi skończyć. - Spojrzał na nią karcąco.

- Dobra. Mów.

- No więc wracając do tematu... Rozmawialiśmy z trenerem i niedługo jedziemy na mistrzostwa świata.

- No to fajnie. Gratuluję. - Nie usłyszał w jej głowie choćby ociupiny entuzjazmu.

- No właśnie nie wiem, czy tak fajnie. - Westchnął, zaczynając chodzić po pokoju - Bo...Każdy etap będzie rozgrywany w innym kraju. - Stanął tyłem do niej.

- Rozumiem. Na ile wyjeżdżasz? Tak samo jak ostatnio? Na miesiąc? - Niezbyt zainteresowana patrzyła na swoje dłonie i ziewnęła.

- Na pół roku.

Yōkō podniosła na niego wzrok swoich bystrych oczu. Zmarszczyła brwi.

- Słucham? Na ile? - Zamrugała szybciej - Chcesz wyjechać na pół roku?

- Nie mam wyboru. W końcu siatkówka to nie tylko moja pasja, ale także i praca.

- Przecież za trzy miesiące miał być ślub! - Podniosła się, zrzucając z ramion koc.

- Coś wymyślimy. - Odwrócił się do niej.

- Planowaliśmy to tyle czasu, a ty mówisz, że coś wymyślimy?! - Zdenerwowała się.

- Yōkō, nie denerwuj się. - Położył jej dłonie na ramionach.

- Puść mnie. W tej chwili. - Powiedziała groźnie.

- Proszę cię, nie rób scen.

Odepchnęła jego dłonie. Czyn Makkiego był czymś, czego nie potrafiła zrozumieć, a stała za tym jedna sytuacja.

- Ja potrafiłam dla ciebie zrezygnować z wyjazdu na mistrzostwa. - Powiedziała już znacznie ciszej - Mówiłeś, że nie wytrzymasz beze mnie dwóch miesięcy, więc nie pojechałam. Zostałam z tobą, a ty teraz tak po prostu chcesz wyjechać? Naprawdę?

Hanamaki wypuścił powietrze z ust. Wiedział, że choć Yōkō bywała podła, to potrafiła się poświęcić. Wiedział też, że zrobi jej się przykro, ale uważał, że nie powinna się tym tak przejmować.

- Kochanie, to nie jest przecież wieczność, tylko pół roku. Wrócę, zorganizujemy ślub i będziemy szczęśliwym małżeństwem.

- Nie będziemy! - Podniosła znów głos - Te pieprzone zaproszenia są już rozdane! Co ja mam teraz wszystkim powiedzieć? Przepraszam, ale mój narzeczony wolał pojechać na mistrzostwa, niż zostać i wziąć ze mną ślub?! Czy ja ci wyglądam na idiotkę?!

- Nie, ale zrozum, że nie warto robić z tego takiego zamieszania. Trzy miesiące w te czy we wte, nie zrobi wielkiej różnicy.

- Nie wierzę... - Pokręciła głową - Po prostu nie wierzę! Czy ty naprawdę jesteś takim durniem?!

- A czy ty możesz wreszcie przestać mnie wyzywać? Gdybym ja nazwał cię idiotką, zaraz poleciałabyś na mnie z pięściami! Myślisz, że będę ci pozwalał tak się wyzywać?! - Również podniósł głos.

- Tak! Tak właśnie myślę! I mam zamiar wybić ci z głowy ten idiotyczny pomysł! - Stuknęła go palcem w czoło.

- Wybić z głowy możesz sobie to, że będę pozwalał ci sobą rządzić! - Odepchnął jej dłoń - Może do tej pory przymykałem na to oko, ale zaczynasz przeginać!

- Przeginasz to ty w tym momencie! - Wskazała na niego palcem - Myślisz, że tobie wszystko wolno?! Sam kazałeś mi wtedy zostać! A teraz, kiedy ja chce żebyś zrobił to samo, to masz w dupie moje zdanie!

- I bardzo dobrze! Może wreszcie poczujesz się jak ja, kiedy masz mnie gdzieś!

- Nigdy nie miałam cię gdzieś! - Zawołała, krzywiąc się.

- Wiesz co? Czasami naprawdę się zastanawiam, czy powinniśmy brać ten ślub. - Powiedział w końcu - Ja już nie wiem, czy oboje nie zniszczymy sobie przez to życia.

- Co?

Twarz Yōkō złagodniała, gdy usłyszała słowa Hanamakiego. Rozchyliła delikatnie usta i opuściła dłonie wzdłuż ciała.

- Naprawdę sądzisz, że nasz ślub byłby błędem? - Spytała spokojnie.

Makki się nie odezwał. Patrzył na nią zdenerwowanym wzrokiem.

- Uznam to za tak. - Spuściła wzrok - Wiesz co? Jedź sobie na te mistrzostwa. - Spojrzała na swoją rękę i zmrużyła powieki - A to zabierz ze sobą i daj kobiecie, z którą ślub nie będzie błędem.

Zdjęła pierścionek zaręczynowy i z bólem włożyła mu go do dłoni, po czym zacisnęła ją w pięść. Przeszła obok niego i poszła do pokoju, żeby założyć normalne buty.

Potem Makki mógł usłyszeć tylko, jak zamknęła za sobą drzwi. Na koniec tylko dźwięk pracującego silnika motocykla i jak odjechała z piskiem opon.

Spojrzał na leżący w jego dłoni pierścionek. Cała złość zaczynała powoli z niego uchodzić. Zrobił dziwną minę.

- No i dobrze. - Warknął do siebie - Jeden problem z głowy. - Burknął, chowając pierścionek do kieszeni, wciąż zły.

~

Od : Makki

Za chwilę wyjeżdżam. Może chociaż przyjdziesz się pożegnać?

Yōkō odłożyła telefon na szafkę nocną i podparła się łokciami o uda. Fioletowowłosa siedziała w sypialni gościnnej, w domu swojego brata ze spuszczoną głową.

- Że ty masz czelność jeszcze pisać. - Warknęła, zaciskając palce na swoich kolanach - Draniu...

Zamknęła oczy, pod powiekami których zaczął zbierać się łzy. Schowała twarz w dłoniach i siąknęła nosem. Zaczęła wycierać oczy raz prawą dłonią, raz lewą.

- Cholera... - Mruknęła do siebie - Chyba zwariowałam do reszty. Nie będę ryczeć przez tego skończonego idiotę. - Warknęła do siebie i wstała.

Od : ⭐Yōkō-Chan⭐

Nie mam już po co, oddałam ci pierścionek. Miłej podróży i wygranej.

Makki odczytał wiadomość i zrobił się blady. Spojrzał na pierścionek leżący w ich sypialni, na szafce nocnej. Tej nocy nie spał, nie mógł, bo nie było jej obok. Westchnął i przetarł twarz.

Od : Iwaizumi

Wyjdź przed dom. Czekamy w samochodzie.

Takahiro zgarnął pierścionek do kieszeni i zabierając również walizkę i sportową torbę, wyszedł z domu. Zamknął drzwi na klucz i schował go do kurtki. Wiedział, że Yōkō miała swoje klucze, więc miał pewność, że będzie miała dostęp do środka.

Wsiadł w samochód i razem z Iwaizumim, Oikawą i Mattsunem, którzy wciąż nie byli świadomi tego, co wydarzyło się pomiędzy nim i Yōkō, odjechał na lotnisko.

**********************

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro