•Cz. II Rozdział 5•
*dwa miesiące później*
**********************
- Co? Czemu tak nagle? - Spytał zaskoczony Takahiro.
- Sam jestem w szoku. Ale wiesz, to jedne z najważniejszych zawodów, więc teoretycznie musimy tam jechać. - Powiedział niezadowolony Iwaizumi - Spokojnie, mi też nie uśmiecha się zostawiać swojej dziewczyny na pół roku.
- Cholera...Yōkō nie będzie zadowolona. - Podrapał się po głowie.
- To raczej pewne, ale lepiej powiedz jej to od razu jak wrócisz, bo później może być bardziej, niż zła.
- Dobry pomysł, dzięki Iwaizumi.
Hanamaki pożegnał się z czarnowłosym i czym prędzej pojechał do domu, chcąc powiedzieć o wszystkim swojej ukochanej.
~•••~
- Yōkō...Skarbie. - Hanamaki szukał dziewczyny po całym domu - Gdzie jesteś?
Wszedł do góry i zajrzał do wszystkich pokoi, ale nigdzie nie zastał fioletowowłosej. Ostatnim miejscem, gdzie mogła siedzieć, był taras. I tam właśnie się znajdowała. Siedziała ubrana w kurtkę, ciepłe skarpety, ciapy i grube spodnie, do tego miała jeszcze na siebie zarzucony koc.
- Yōkō, czemu siedzisz na zewnątrz? Przecież jest zimno.
Złotooka odwróciła się do niego dopiero wtedy, kiedy dotknął jej ramienia. I wtedy wszystko stało się jasne. Miała w uszach słuchawki, więc normalne, że go nie słyszała.
- Oh, wróciłeś. - Uśmiechnęła się, wyjmując jedną słuchawkę z ucha - Czemu masz taki wyraz twarzy?
- Chodźmy do domu. - Zaprowadził ją do środka - Usiądź.
- O co ci chodzi? - Zmarszczyła brwi - Umarł ktoś? - Odpowiedziała jej cisza - Naprawdę? Trafiłam?
- Nie, to nie o to chodzi. Nikt nie umarł. - Pokręcił głową, zaprzeczając.
- Więc co się stało? - Usiadła na kanapie, oczekując szybkiej odpowiedzi.
- Rozmawialiśmy dzisiaj z trenerem.
- I? Czy to coś niesamowitego? - Spytała niezbyt pozytywnie nastawiona do ich rozmowy - Bo ja ze swoim trenerem rozmawiam praktycznie codziennie.
- Daj mi skończyć. - Spojrzał na nią karcąco.
- Dobra. Mów.
- No więc wracając do tematu... Rozmawialiśmy z trenerem i niedługo jedziemy na mistrzostwa świata.
- No to fajnie. Gratuluję. - Nie usłyszał w jej głowie choćby ociupiny entuzjazmu.
- No właśnie nie wiem, czy tak fajnie. - Westchnął, zaczynając chodzić po pokoju - Bo...Każdy etap będzie rozgrywany w innym kraju. - Stanął tyłem do niej.
- Rozumiem. Na ile wyjeżdżasz? Tak samo jak ostatnio? Na miesiąc? - Niezbyt zainteresowana patrzyła na swoje dłonie i ziewnęła.
- Na pół roku.
Yōkō podniosła na niego wzrok swoich bystrych oczu. Zmarszczyła brwi.
- Słucham? Na ile? - Zamrugała szybciej - Chcesz wyjechać na pół roku?
- Nie mam wyboru. W końcu siatkówka to nie tylko moja pasja, ale także i praca.
- Przecież za trzy miesiące miał być ślub! - Podniosła się, zrzucając z ramion koc.
- Coś wymyślimy. - Odwrócił się do niej.
- Planowaliśmy to tyle czasu, a ty mówisz, że coś wymyślimy?! - Zdenerwowała się.
- Yōkō, nie denerwuj się. - Położył jej dłonie na ramionach.
- Puść mnie. W tej chwili. - Powiedziała groźnie.
- Proszę cię, nie rób scen.
Odepchnęła jego dłonie. Czyn Makkiego był czymś, czego nie potrafiła zrozumieć, a stała za tym jedna sytuacja.
- Ja potrafiłam dla ciebie zrezygnować z wyjazdu na mistrzostwa. - Powiedziała już znacznie ciszej - Mówiłeś, że nie wytrzymasz beze mnie dwóch miesięcy, więc nie pojechałam. Zostałam z tobą, a ty teraz tak po prostu chcesz wyjechać? Naprawdę?
Hanamaki wypuścił powietrze z ust. Wiedział, że choć Yōkō bywała podła, to potrafiła się poświęcić. Wiedział też, że zrobi jej się przykro, ale uważał, że nie powinna się tym tak przejmować.
- Kochanie, to nie jest przecież wieczność, tylko pół roku. Wrócę, zorganizujemy ślub i będziemy szczęśliwym małżeństwem.
- Nie będziemy! - Podniosła znów głos - Te pieprzone zaproszenia są już rozdane! Co ja mam teraz wszystkim powiedzieć? Przepraszam, ale mój narzeczony wolał pojechać na mistrzostwa, niż zostać i wziąć ze mną ślub?! Czy ja ci wyglądam na idiotkę?!
- Nie, ale zrozum, że nie warto robić z tego takiego zamieszania. Trzy miesiące w te czy we wte, nie zrobi wielkiej różnicy.
- Nie wierzę... - Pokręciła głową - Po prostu nie wierzę! Czy ty naprawdę jesteś takim durniem?!
- A czy ty możesz wreszcie przestać mnie wyzywać? Gdybym ja nazwał cię idiotką, zaraz poleciałabyś na mnie z pięściami! Myślisz, że będę ci pozwalał tak się wyzywać?! - Również podniósł głos.
- Tak! Tak właśnie myślę! I mam zamiar wybić ci z głowy ten idiotyczny pomysł! - Stuknęła go palcem w czoło.
- Wybić z głowy możesz sobie to, że będę pozwalał ci sobą rządzić! - Odepchnął jej dłoń - Może do tej pory przymykałem na to oko, ale zaczynasz przeginać!
- Przeginasz to ty w tym momencie! - Wskazała na niego palcem - Myślisz, że tobie wszystko wolno?! Sam kazałeś mi wtedy zostać! A teraz, kiedy ja chce żebyś zrobił to samo, to masz w dupie moje zdanie!
- I bardzo dobrze! Może wreszcie poczujesz się jak ja, kiedy masz mnie gdzieś!
- Nigdy nie miałam cię gdzieś! - Zawołała, krzywiąc się.
- Wiesz co? Czasami naprawdę się zastanawiam, czy powinniśmy brać ten ślub. - Powiedział w końcu - Ja już nie wiem, czy oboje nie zniszczymy sobie przez to życia.
- Co?
Twarz Yōkō złagodniała, gdy usłyszała słowa Hanamakiego. Rozchyliła delikatnie usta i opuściła dłonie wzdłuż ciała.
- Naprawdę sądzisz, że nasz ślub byłby błędem? - Spytała spokojnie.
Makki się nie odezwał. Patrzył na nią zdenerwowanym wzrokiem.
- Uznam to za tak. - Spuściła wzrok - Wiesz co? Jedź sobie na te mistrzostwa. - Spojrzała na swoją rękę i zmrużyła powieki - A to zabierz ze sobą i daj kobiecie, z którą ślub nie będzie błędem.
Zdjęła pierścionek zaręczynowy i z bólem włożyła mu go do dłoni, po czym zacisnęła ją w pięść. Przeszła obok niego i poszła do pokoju, żeby założyć normalne buty.
Potem Makki mógł usłyszeć tylko, jak zamknęła za sobą drzwi. Na koniec tylko dźwięk pracującego silnika motocykla i jak odjechała z piskiem opon.
Spojrzał na leżący w jego dłoni pierścionek. Cała złość zaczynała powoli z niego uchodzić. Zrobił dziwną minę.
- No i dobrze. - Warknął do siebie - Jeden problem z głowy. - Burknął, chowając pierścionek do kieszeni, wciąż zły.
~
Od : Makki
Za chwilę wyjeżdżam. Może chociaż przyjdziesz się pożegnać?
Yōkō odłożyła telefon na szafkę nocną i podparła się łokciami o uda. Fioletowowłosa siedziała w sypialni gościnnej, w domu swojego brata ze spuszczoną głową.
- Że ty masz czelność jeszcze pisać. - Warknęła, zaciskając palce na swoich kolanach - Draniu...
Zamknęła oczy, pod powiekami których zaczął zbierać się łzy. Schowała twarz w dłoniach i siąknęła nosem. Zaczęła wycierać oczy raz prawą dłonią, raz lewą.
- Cholera... - Mruknęła do siebie - Chyba zwariowałam do reszty. Nie będę ryczeć przez tego skończonego idiotę. - Warknęła do siebie i wstała.
Od : ⭐Yōkō-Chan⭐
Nie mam już po co, oddałam ci pierścionek. Miłej podróży i wygranej.
Makki odczytał wiadomość i zrobił się blady. Spojrzał na pierścionek leżący w ich sypialni, na szafce nocnej. Tej nocy nie spał, nie mógł, bo nie było jej obok. Westchnął i przetarł twarz.
Od : Iwaizumi
Wyjdź przed dom. Czekamy w samochodzie.
Takahiro zgarnął pierścionek do kieszeni i zabierając również walizkę i sportową torbę, wyszedł z domu. Zamknął drzwi na klucz i schował go do kurtki. Wiedział, że Yōkō miała swoje klucze, więc miał pewność, że będzie miała dostęp do środka.
Wsiadł w samochód i razem z Iwaizumim, Oikawą i Mattsunem, którzy wciąż nie byli świadomi tego, co wydarzyło się pomiędzy nim i Yōkō, odjechał na lotnisko.
**********************
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro