Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

•Cz.II Rozdział 3•

Yōkō miała chęć obserwować po raz kolejny, jak jej narzeczony się wścieka. Więc zmieniła coś w swoim wyglądzie, żeby zobaczyć  jego reakcje. Wiedziała, że będzie o to na nią bardzo zły. Z uśmiechem jak gdyby nigdy nic weszła do domu i rozebrała się z kurtki i butów.

- Wróciłam! - Krzyknęła.

- Słyszę! - Dobiegł ją krzyk z góry.

Jak zwykle, Makki przesiadywał w ich pokoju i pewnie albo w coś grał albo czytał książkę, w drodze wyjątku chciał iść spać, ale Yōkō pokrzyżowała mu te niecne plany. Otworzyła drzwi.

- Ej, Makki. Pokazać ci coś?

Chłopak podniósł wzrok na drzwi, za którymi się chowała. Usłyszała jego zgodę i wychyliła zza nich jedno z pasm swoich włosów.

- Co widzisz?

- Twoje włosy, ale co to ma do rzeczy?

- Bu! - Wyskoczyła zza drzwi, robiąc zabawną pozę.

Wyciągała przed siebie dłonie i raz je zaciskała, a raz rozluźniała dając efekt tego, jakby chciała go złapać. Makki przyglądał się jej badawczo, z początku nie widząc różnicy. Ale potem go olśniło.

- Yōkō czy ciebie do reszty pogięło?! - Wstał i doskoczył do niej, łapiąc za ramiona - Po co ścięłaś włosy?!

- Wkurzały mnie już te długie kudły. - Wzruszyła ramionami, nie przejmując się jego małym wybuchem - Ale spokojnie, nie poszły na marne.

- Niby jak?!

- Moje włosy były długie, więc fryzjerka zaproponowała by za pieniądze je ściąć i oddać na peruki dla chorych dziewczynek.

Makkiego natychmiast złość opuściła, gdy to usłyszał. Westchnął tylko i przyciągnął do siebie Yōkō, pocierając kilkukrotnie jej skroń swoim policzkiem. Lubił w ten sposób się do niej przytulać, poza tym, Yōkō nie narzekała. Odwzajemniła gest.

- Lubię jak mnie przytulasz, ale ostatnio przesadzasz. - Stwierdziła, wzdychając.

- Skoro to lubisz, to nie powinno ci to przeszkadzać. - Znów potarł jej skroń swoim policzkiem.

Nie odpowiedziała, bo krótko mówiąc, nie wiedziała, co ma powiedzieć. Miał rację, a jej nie chciało się kłócić. Miała takiego lenia, że jedyne co mogła robić tego dnia, to leżeć, jeść i oglądać jakieś filmy.

~•••~

- Na co tak patrzysz? - Spytała, gdy Makki już od jakiegoś czasu patrzył w jedno miejsce.

Byli w parku, na świeżym powietrzu i obserwowali piękny, zimowy krajobraz. Niedaleko w największych skupiskach śniegu biegały małe dzieci i lepiły bałwany. Fioletowowłosa nie uzyskała odpowiedzi od siatkarza, więc do szturchnęła, ale i to nie pomogło.

- Makki. - Położyła mu dłoń na ramieniu - Oi, słyszysz mnie?

Chłopak mozolnie przeniósł na nią wzrok i pokiwał głową, wciąż trzymając brodę opartą na dłoni.

- Na co się tak zapatrzyłeś? - Dopytywała zaciekawiona.

- Słodkie te dzieci, prawda?

Dziewczyna zmarszczyła brwi i spojrzała w ich kierunku. Owszem, dzieciaki były urocze, ale ona nie lubiła za bardzo dzieci. Skrzywiła się nieznacznie.

- Słodkie może i tak, ale nie zmienia to faktu, że to diabły.

Takahiro wywrócił oczami na jej opinię i oparł się o oparcie ławki, zarzucając dłoń na ramiona Yōkō. Kiedy patrzył na te małe szkraby, czuł dziwne ciepło gdzieś w środku. Nie potrafił wytłumaczyć, co to było za uczucie, ale było przyjemne.

Potem zerknął na swoją narzeczoną, a uczcie się podwoiło. Świadom, że już niedługo złotooka zostanie jego żoną, była cudowna i na pewno satysfakcjonująca, zważywszy na jej temperamentny charakter. No i przy okazji to, że żaden inny chłopak nie miał tyle odwagi, by go niej zarywać.

Oikawa się nie liczy.

- Wiesz co? - Zaczął z uśmiechem.

- Nie. - Natychmiast mu przerwała - Znowu wpadłeś na jakiś głupi pomysł, nie chce tego słuchać.

- Ale Yōkō...

- Nie. - Dziewczyna wstała.

- Ale...!

- Za wcześnie na dziecko. - Spojrzała na niego karcąco.

- O-Oi! Skąd wiedziałaś?! - Również wstał i pokazał na nią palcem.

- Nie wiem czy wiesz, ale mam coś takiego jak oczy i uszy. Widzę, jak patrzysz na te dzieci i słyszę, do czego dążą twoje słowa. - Prychnęła, podnosząc trochę śniegu w dłonię, zrobiła z nich kulkę - Więc stul pysk i na razie zapomnij o rodzicielstwie.

Zamachnęła się i rzuciła mu w twarz śnieżką. Zaraz po tym rzuciła się do ucieczki w stronę dzieci, bo wiedziała, że tam Hanamaki nie rzuci.

- Oi, dzieciaki. - Powiedziała do nich, chowając się w zaspie - Chcecie zrobił bałwana z takiego jednego durnia? - Spytała zachęcająco.

- Tak! - Krzyknęli wszyscy równo.

- Dobra, to ja go łapię, a wy rzucacie śnieżkami.

Yōkō przyczaiła się na siatkarza, który szukał jej wzrokiem. Jedno z dzieci odwróciło jego uwagę, a wtedy Yōkō zaczęła biec w stronę Hanamakiego. Nie przewidziała jednak, że podeszwy jej butów znacznie bardziej się ślizgają, niż powinny. Dziewczyna runęła na pośladki i wpadła pod nogi Takahiro, przewracając go.

Chłopak upadł na nią i oboje leżeli poobijani w śniegu. Yōkō wygramoliła się pod brązowowłosego i odetchnęła z ulgą, czując że już jej nic nie przygniata. Dzieciaki wtedy rozpoczęły ostrzał, ale nie tylko Makkiego. Yōkō też się dostało.

I para znowu wylądowała w domu z katarem i kaszlem. Ale chociaż dobrze coś bawili. Coś za coś.

**********************

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro