Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

✏9✏

-Japierdole-mówię wkurzona na ten głupi budzik. Boże daj mi dzisiaj siłe.
Wstałam i się ubrałam. Nie chcę jechać do tego psychologa. Przecież ze mną jest okej, nie jestem chora psychicznie, nikogo nie zabiłam, nie skrzywdził nikogo. Aaa zapomniałam. Przed spotkaniem z Panem Harrym idę do szkoły. Podeszłam do szuflady, wyciągnęłam kasę.

Weszłam na korytarz, potem poszłam w stronę sali gimnastycznej. Tam sobie posiedzę, przynajmniej będę sama. Weszłam do dużego pomieszczenia i usiadłam na jednej z ławek. Plecak położyłam koło swoich nóg. Wyciągnęłam telefon i zaczęłam patrzeć na instagrama. Same nudy.
Westchnełam. Po chwili takiego siedzenia usłyszałam głosy. Cała się spiełam, na salę wszedł Liam ze świtą, a innego wyjścia nie ma. Czemu dzisiaj?!
-Oo jest moja mała kruszynka-mówi z udawanym szczęściem.
-Jestem niczyja-mówię. Podniosłam plecak i pewna siebie szłam do wyjścia. Dużo ryzykuję bo muszę przejść koło mojego piekła. W myślach się modliłam żebym jakoś uszła z życiem.
Za trzy, dwa, jeden...ktoś zamnkął mi drzwi przed nosem. Stanęłam w miejscu. Boże pomocy.
-Spójrz na mnie-mówi pewny siebie Liam. Odwróciłam się przodem do niego. Musisz być silna. Udawałam twardą, ale w środku siebie się bałam.-podejdź-mówi. Nie bo ja się Ciebie boję!!
-Nie-mówię stanowczo.
-Co powiedziałaś?-udawał że nic nie słyszał.
-Wypierdalaj-miałam się odwrócić, ale jeden z jego świty wyjął nóż i zagrodził mi drogę. Serce podeszło mi do gardła.
-Myślę że jednak podejdziesz do mnie-zaczęłam podchodzić do niego. A kiedy byłam kilka metrów przed nim Stanęłam.-chodź-.mówi i idzie w kierunku zaplecza na piłki. Zaczęły ręce mi się trząść ze strachu, więc schowałam je do kieszeni i dalej stałam.
Dlaczego żaden nauczyciel jeszce się nie dowiedział od innych uczniów co on mi robi?!
Po chwili czułam jak jeden chłopak z nożem popycha mnie w tamtym kierunku.
Nie mam wyjścia. Mój koszmar tam już stał i czekał na mnie. Byłam już przy nim. Wskazał ręką żebym weszła. Zrobiłam to.
-Pilnować terenu-rozkazał i wszedł do środka zamykając drzwi.
Zaświecił światło. -połóż plecak-tak zrobiłam. Popchał mnie do ściany. Chciałam się odsunąć, ale mnie przygwoździł do niej.
-Nie rób mi krzywdy-mówię bałaganie. Ten bezczelnie śmieje mi się w twarz patrząc w moje oczy.
-Masz kasę?-kiwam na tak-ale kara musi być-i po tych słowach czułam jak jego ręką wchodzi w pod moją bluzę i gładzie mój brzuch. Spiełam się na jego dotyk. Moja jedna ręka wylądowała na jego klade piersiowej, a druga trzymała jego ręki. Nie ruszał jej. Patrzył na mnie.
-Błagam-zaraz będę płakać
-Ciii-wziął moje obie ręce i je ułożył tak że były nad moją głową i trzymał je. Sparaliżowałam. Znowu zaczął dotykać mojego brzucha. Zaczęłam się wyrywać.
-Pomocy!!-Krzyknęłam. Ten jedyne krótko się zaś miał i złączył nasze uta. Chciałam się oderwać ale nie mogłam.
Łzy leciały z moich policzków.
Ale nogi mam wolne. Dobra raz , dwa, trzy chciałam kopnoć w jego krocze ale wyszło na to że uderzyłam trochę niżej. Ten na ten mały ból jeknął w moje usta. Błagam przestań!!!!!jego ręką zaczęła błądzić po moich piersiach, a jego pocalunki były już na mojej szyi. Na te dotyki nieprzyjemny dreszcz przeszedł przez moje ciało. Po chwili poczułam pieczenie. Nie to nie możliwe!!
-Teraz jesteś moja-mówi przy tym lekko się uśmiechając i po chwili liżąc piekące miejsce. Odsunął się ode mnie przy tym puszczając. Zaznaczył mnie!!
Opadłam na podłogę sparaliżowana. On wziął kasę z mojego plecaka i wyszedł z kantorka.






Jak są błędy to przepraszam

⭐cenię
💬kocham


~Wi~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro