Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog

Milczenie to jedyne czego mogę się spodziewać po Dirku w drodze powrotnej do Austin. Nie zamienił ze mną ani jednego zdania odkąd wpadłam na niego przed zamkiem Popowa. Po prostu mnie chwycił i wsadził do samochodu, a następnie do samolotu.

Jego szczęka jest tak mocno zaciśnięta, aż obawiam się, że jego zęby nie wytrzymają takiego dużego nacisku i najzwyczajniej w świecie popękają. Nawet bez zębów będzie przystojny. Tak myślę. I tak rzadko je pokazuje.

Aczkolwiek właśnie dotarliśmy do rezydencji klubu i już wiem, iż mój czas spokoju się zakończył. Jestem przygotowana na tyradę, na którą swoją drogą sobie zasłużyłam, no bo kto normalny udaje się do siedziby szefa mafii w Rosji, by się na nim zemścić bez jakiegokolwiek wsparcia?

Ja...

Tylko i wyłącznie ja, więc pora zmierzyć się z konsekwencjami, a wściekły Dirk to bardzo niebezpieczny, rozzłoszczony niedźwiedź, gotowy do rozszarpania gardła swojej ofiary, a w tym wypadku to ja jestem jego ofiarą i nie jestem pewna, czy mam jakiekolwiek szanse na przetrwanie.

- Ricky! - donośny głoś Payette rozprzestrzenia się po korytarzu rezydencji klubu, gdy tylko wchodzimy do środka. Payette ratujesz mi dupę! Dajesz mi jeszcze kilka minut życia. Kocham cię skurczybyku. - Przykleiłeś gumę do mojej limuzyny! Życie ci nie miłe mały kmiocie ?

- Zrobiłeś testy DNA? - parska śmiechem Dirk, na co spoglądam na niego z ukosa. On się śmieje? Co? Jak?

- Co w tym zabawnego? - pyta poirytowany Payette. - Lakier ucierpiał. Musiałem sprawdzić co za diabelstwo przykleiło na nim gumę.

- Po prostu czułem w kościach, że to odjebiesz. - nabija się Dirk i śmiejąc się mija mnie i idzie do kuchni. Oh, okej? Nie będzie żadnej tyrady? Niepewnie ruszam za nim do serca domu i zastaję go przy lodówce. - Gdzie jest piwo? - unosi głowę znad urządzenia i spogląda na każdego z nas po kolei.

- Wypiło się, no. - Bailey wzrusza ramionami.

- Panoszysz się po moim domu, jakby był twój.

- A nie jest? - prycha.

- Twój dom jest w Seattle, pajacu. - Bailey bierze do ręki soczek w kartoniku z rurką i zamiast odpowiedzieć po prostu wypija jego zawartość z charakterystyczną dla niego nonszalancją. - Żegnam. - Dirk wskazuje na drzwi wyjściowe, lecz Payette oczywiście nie reaguje. - Bailey, wynoś się z mojego domu, bo nie mam już ochoty patrzeć na twoją mordę!

- Ah no tak. Boleśnie przypominam ci o tym, że najpiękniejszy nie jesteś. - nabija się czarnowłosy, a następnie wstaje ze stołka barowego, zabiera swój sok, a po chwili już go nie ma. Reszta ludzi Dirka również gdzieś się ulotniła, więc zostaliśmy w kuchni sami.

- Zanim coś powiesz, muszę cię przeprosić. Wiem, że postąpiłam głupio, jadąc do Popowa, ale byłam wściekła. Zabił moją matkę z zimną krwią i nawet się przy tym nie zmęczył. Po prostu myślałam, że zemsta odbierze ten ból, jaki noszę teraz w sercu, ale tak naprawdę nie pomyślałam o tacie, ani o tobie. Zachowałam się jak ostatnia egoistka i nie przemyślałam tego, co robię. Żałuję, że uciekłam od ciebie i oskarżyłam cię o śmierć mojej mamy, ale byłam rozżalona. Nie myślałam jasno. Naprawdę nie bądź zły. Przepraszam. Cholernie mocno. - kończę swój wywód, a Dirk jedynie intensywnie wgapia się w moją twarz, a z jego twarzy nie potrafię nic wyczytać. Po prostu stoi i patrzy w moje oczy i oddałabym wszystko, by poznać w tej chwili jego myśli.

- Postąpiłaś niewiarygodnie lekkomyślnie. - wypowiada spokojnie. - Martwiłem się w każdej sekundzie lotu do Moskwy, a potem gdy wbiegłaś przerażona z tego przeklętego zamku, ulżyło mi. Chciałem na ciebie krzyczeć, ale po części rozumiem twoją cholerną lekkomyślność.

- Przepraszam. Naprawdę.

- Wyjdź za mnie.

co?

Co?

CO?

- Dirk ty chyba nie mówisz poważnie...

- Jestem śmiertelnie poważny. Wyjdź za mnie.

- Dirk...

- Zostań moją panią Whittaker.

- Ale...

- Zostań matką moich dzieci.

- Ale...

- Kocham cię, Thea i chcę, uczynić cię moją na wszystkie możliwe sposoby, dlatego nie utrudniaj mi tego i po prostu za mnie wyjdź.

Ześwirował...Totalnie ześwirował...

~***~

( Cztery miesiące później)

Czuję się jak księżniczka, która dostała wymarzonego księcia na białym koniu. No dobra na czarnym harleyu. Biała do ziemi suknia ślubna porusza się z każdym ruchem naszych ciał podczas pierwszego tańca w dniu, w którym powiedziałam oficjalnie TAK i zostałam panią Whittaker.

Ten rok nie był najłatwiejszy, ale teraz wkraczam w kolejny etap w moim życiu. Stałam się żoną szefa teksańskiej mafii, a za sześć miesięcy zostanę również mamą naszego pierwszego dziecka i nie mogłabym wymarzyć sobie lepszego zakończenia. Mimo utraty matki, wciąż jestem szczęśliwa. Pustka po niej zawsze pozostanie, aczkolwiek ruszyłam dalej i już nie cofnę się do przeszłości, by ponownie rozpaczać. Teraz samą będę miała kogoś, kto będzie nazywał mnie mamą i żoną.

- Whittaker nogi ci się plączą. - nabija się Payette. - Nie potrafisz tańczyć, łajzo.

- Bailey, ale ty też nie potrafisz tańczyć. - stwierdza z przekąsem Ayla.

- Cicho kobieto. Wcale nie muszą o tym wiedzieć.

- Za późno. - śmieje się Dirk. - Już wiemy, że nasza wspaniała mordeczka nie jest idealna.

- Szlag. - burczy Payette. - Zdemaskowali mnie. I jak ja mam teraz funkcjonować?

- Tak samo jak dotychczas - wtrąca Gabriel.

- Faktycznie! Dzięki za radę!

- Gabriel? - wtrąca spanikowana Meave z drugiego końca sali. Wszyscy jak jeden mąż kierujemy na nią swoją uwagę, a mnie wystarcza tylko jedno spojrzenie, by wiedzieć, co właśnie się dzieje.

- Mae? Co jest?

- Wody mi odeszły! Twój syn chyba chce zobaczyć ten pieprzony świ...AŁA...at - chwyta się za brzuch, krzywiąc się. Gabriel od razu podbiega do swojej żony i blady jak ściana bierze ją na ręce.

- Kurwa! - klnie spanikowany. - Może gdybym chodził do pierdolonej szkoły rodzenia, wiedziałbym co mam teraz zrobić.

- Zawieź mnie do szpitala, idioto. Kurwa, ała!

- O ja pierdole. - kwituje Bailey i z niepokojem spogląda na brzuch swojej żony. - Nie przemyślałem tego zanim moje plemniki zaatakowały twoje łono. Zapomniałem, że potem to dziecko trzeba urodzić.

Spoglądam rozbawiona na przyjaciółkę, która właśnie obserwuje swojego męża z niedowierzaniem. Racja, ja też nie wierzę, że właśnie to powiedział, ale to przecież Payette, a w ten oto prostu sposób moje wesele przeniosło się do szpitala, gdzie Maeve i Gabriel przyjęli na świat swojego pierwszego syna - Devlina.

I wiecie co?

Nie zmieniłabym tego dnia na żaden inny. Byłam z rodziną. I tylko to się liczy.

____
Hej misie ❤
Dziękuję, że byliście tu razem ze mną
Myślę,że koło 22 pojawi się pierwszy rozdział Łotra, czyli części o Popowie🥰
Buziole 🥰

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro