Rozdział 18 - Powrót do przytomności
Obudziło cię delikatne światło sączące się przez zaciśnięte powieki. Chciałaś otworzyć oczy, ale nie byłaś w stanie poruszyć żadnym mięśniem. Przy każdej próbie głowa zaczynała boleć i wydawało ci się, że umierasz.
Wreszcie, udało ci się otworzyć jedno oko na szerokość paru minimetrów. Natychmiast je zamknęłaś oślepiona jasnością. Spróbowałaś z drugim. Taki sam efekt. Poddałaś się i postanowiłaś cierpliwie poczekać, aż jakaś żywa dusza (nie byłaś pewna co do swojej żywotności) przyjdzie i ci pomoże.
Niewiele pamiętałaś z szaleńczej napaści na „Sakurę". W jej trakcie odniosłaś parę poważnych obrażeń. Jednak nie na tyle poważnych, by mogły bezpośrednio zagrażać twojemu życiu. Nie wiedziałaś skąd więc bierze się ta niechęć ciała do współpracy. Mogło to wynikać z wyczerpania psychicznego lub czegoś podobnego. Byłaś wtedy w amoku. Dlatego też nie wykluczałaś takiej opcji. Ale to były tylko domysły nadal mglistego umysłu.
Tak rozmyślając leżałaś bez ruchu. Chciałaś zasnąć i chyba nawet ci się to udało, ale na krótką chwilę.
Nareszcie. Przez mgłę usłyszałaś przesuwanie drzwi i ciche skrzypienie desek podłogi.
Tym razem udało ci się otworzyć lekko oboje oczu nie zamykając ich po chwili. Wszystko było rozmazane i ledwo widziałaś kolory, ale lepszy rydz niż nic.
Dostrzegłaś, że ktoś się nad tobą pochyla. Wspomniana osoba stała długo bez ruchu, zapewne się zastanawiając. Wreszcie chyba dostrzegła twoje delikatnie otwarte oczy i wydała z siebie świszczący dźwięk, przypominający pianie umierającego koguta.
Przeszedł cię dreszcz, a postać poderwała się i z głośnym tupotem wybiegła z pokoju. Chwile później pojawiło się kilka innych osób.
Wszyscy byli zaaferowani i krzątali się wokół ciebie, więc nie byłaś w stanie stwierdzić ilu ich jest.
Zaczynałaś widzieć trochę wyraźniej. Rozmyte plamy układały się powoli w kształty przypominające świat rzeczywisty. Teraz mogłaś już policzyć osoby. Była ich czwórka.
Jedna z nich, ubrana w coś różowego, usiadła koło ciebie i z wyraźną troską w głosie zaczęła coś mówić.
Z początku nie rozumiałaś o co jej chodzi, ale zdałaś sobie sprawę, że chyba powtarza twoje imię.
- Hej, halo! [Imię] jesteś tam? [Imię]?! - Nie byłaś w stanie jej odpowiedzieć, więc tylko szerzej otworzyłaś oczy z nadzieją, że to zauważy.
Zauważyła.
- Ej! Chodźcie tu! Znowu to zrobiła! Mówiłam wam! - Usłyszałaś tupot stóp i nad tobą stanęły jeszcze trzy osoby.
Przestałaś zmuszać się do wysiłku umysłowego, bo każda próba wydedukowania kim są te osoby kończyła się dużym bólem głowy.
Poczułaś coś zimnego i mokrego zarazem. Ktoś położył ci nasączony wodą ręcznik na czole, a teraz zwilżał ci nim twarz.
Wzdrygnęłaś się, zaskoczona tym doznaniem.
- Oh! Sakuro, miałaś rację! - Usłyszałaś żeński głos.
Chwila. „Sakuro?"
Wtedy dokładnie przypomniałaś sobie wszystko. Nie zważając na ból głowy zaczęłaś intensywnie myśleć.
Czy Sakura jest sobą? Co się stało z tym złym gościem? Gdzie on jest? Jak się czuje Sakura? Czy jest tak samo poobijana jak ty?
Całym twoim ciałem wstrząsnął potężny dreszcz, po którym już zupełnie odzyskałaś zdolność widzenia.
Wyraźnie dostrzegłaś twarz... jak ona się tam nazywała...? A no tak. Zdzirowata Sushimi.
Obok blondynki, z nieodgadnionym wyrazem twarzy siedział Kakashi. Wbijał w ciebie chłodne spojrzenie jednego oka. Trochę to przerażające.
Obok Kakashiego, z bardzo zatroskanym wyrazem twarzy, warował Książę. Widać, że bardzo ci współczuł. Poczułaś lekkie ciepło w sercu. Miło było wiedzieć, że chociaż jedna osoba się tobą przejęła.
Z trudem oderwałaś spojrzenie gałek ocznych od prawej strony i spojrzałaś na drugą stronę swojego posłania.
Tak. To bez wątpienia była Sakura. Chciałaś zerwać się i ją przytulić. Warunki jednak niezbyt ci na to pozwalały.
Oczy dziewczyny były czerwone. Zapewne od płaczu. Włosy miała w nieładzie, a różowa sukienka była niedbale wymięta. Pięści miała mocno zaciśnięte, a jedną ręką trzymała twoją dłoń. Nie czułaś tego. Tak, definitywnie straciłaś czucie w kończynach.
Chciałaś się chociażby uśmiechnąć, ale nie potrafiłaś poruszyć mięśniami twarzy. Czy aż tak się wtedy sforsowałaś?
Miałaś znowu wrócić do rozmyślań o przyczynach twojego obecnego stanu, ale pewna myśl uderzyła cię z wielką siłą.
Skąd tu się wzięła twoja drużyna?!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro