Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14 - Dobra dusza

Otworzyłaś oczy.

Wokoło ciebie była jedynie ciemność. Czułaś, że na stopach nie masz swoich klasycznych butów shinobi, a kamyczki wbijały ci się boleśnie w skórę. Nagle nieprzeniknioną czerń rozjaśnił blask światła. Przed tobą zmaterializował się płomyczek. Taki sam, jaki widziałaś w tamtej jaskini!

Zerwałaś się, ale zahaczyłaś o kamień i runęłaś do tyłu. Przygotowałaś się na twarde lądowanie, ale ku twojemu zdziwieniu nie poczułaś nic, gdy twoja głowa uderzyła o kamień. Szybko zaczęłaś obmacywać ją ręką, ale była nietknięta.

Z przestrachem spojrzałaś na płomień, który lewitował przed tobą, oświetlając twoją sylwetkę. Chwilę patrzyłaś w milczeniu na iskierki przebiegające po ogniu, aż nagle z otępienia wyrwał cię czyjś głos.

- Nie bój się. Nie zrobię ci krzywdy. - Rozejrzałaś się gorączkowo, sprawdzając, czy nikogo nie ma za tobą. Dopiero po chwili dotarło do ciebie, że głos wydobywa się z płomyka.

- Eee... kim jesteś? - Wydukałaś.

- Dobrą duszą. - Wmurowało cię.

- Że kim? - Rozległ się śmiech.

- Mówię przecież, że dobrą duszą. - Uniosłaś lekko brew.

- Słyszałam. Ale co to do cholery znaczy? -Płomyczek zawirował i rozdzielił na kilka migoczących części, które po chwili ułożyły się w kształt człowieka.

- To jest zwykły człowiek. Powiedzmy, że zdażyło się nieszczęście. Osoba ta ochroniła kogoś bliskiego, jednak za cenę własnego życia. - Na obrazku drugi człowiek wskoczył nagle przed innego, a kawałek płomyczka w postaci lecącej kuli ognia trafił w niego. Padł na ziemię. - Taka osoba zmienia się w taki właśnie płomień i od tego momentu jej dusza jest jakby stróżem osoby, której ocaliła życie. - Z leżącego człowieka wystrzelił mały płomyczek i zaczął podążać za tą drugą osobą.

Po chwili ogień znowu scalił się w jedno.

- I to ja. - Zakończył. Zszokowana spojrzała na ogieniek.

- Ty uratowałeś mi życie? - Płomyk wykonał nieznaczny ruch przypominający skinięciem głową.

- Ocaliłem cię, byś póżniej nie żałowała. Byś poznała przeznaczenie. - Nic nie rozumiałaś. Płomyk gwałtownie zaczął blednąć.

- Żegnaj [Imię]! Zobaczymy się niedługo. Pamiętaj! Podążaj za tym, co podpowiada ci serce i nie bój się szukać!

- Nie! Czekaj! Mam tyle pytań! - Wyciągnęłaś rękę, by złapać płomień, ale ten właśnie zniknął.

Nastała ciemność.

~•~

- [Imię]! Halo! Obudź się! Proszę! - Ktoś energicznie tobą potrząsał.

-Mhmyy... -Jęknęłaś i otworzyłaś oczy. Nad sobą zobaczyłaś zapłakaną Sakurę. Zdobyłaś się na wysiłek, uniosłaś rękę i pokazałaś znak victorii. Ta szybko otarła wierzchem dłoni łzy.

- Ty żyjesz! Tak się cieszę, że nic ci nie jest! - Zawołała. Mruknęłaś tylko w odpowiedzi i spróbowałaś się podnieść. Stęknęłaś, gdy załupało cię w głowie, jednak sięgnęłaś ręką do najbliższego kamienia i podparłaś się. Znalazłaś się w pozycji siedzącej i odgarnęłaś [kolor] włosy sprzed oczu. Sakura tymczasem wyciągnęła z kieszeni sukienki chusteczkę i teraz pośpiesznie zamaczała ją w wodzie.

- Masz. Przyłóż sobie do czoła. - Podała ci ociekający materiał. Chciałaś powiedzieć, że jesteś i tak cała mokra, ale zorientowałaś się, że twoje włosy zdążyły w większości wyschnąć, a ubranie było tylko lekko wilgotne.

- Dzięki. - Przyjęłaś chusteczkę i położyłaś sobie na czole. - Ile czasu byłam nieprzytomna?

Sakura zamyśliła się na chwilę.

- Dobre półtorej godziny. - Spojrzała na ciebie. - Przeraziłam się, kiedy nagle padłaś twarzą na ziemię i się nie ruszałaś. Miałaś szczęście, że nie uderzyłaś głową o kamień, bo mogłoby być źle.

- Aż półtorej godziny?! - Krzyknęłaś. - Co robiłaś w tym czasie? - Dziewczyna machnęła ręką.

- Większość czasu siedziałam przy tobie, ale zdążyłam trochę popływać. I patrz co znalazłam! - Podsunęła ci pod nos sakiewkę z różnokolorowymi muszelkami. Uśmiechnęłaś się lekko, wzdychając.

- Um... urocze? - Dziewczyna zaśmiała się.

- Co powiesz na to, żeby wracać już do domu? - Na tą sugestię pokiwałaś głową.

- Jeśli uda mi się utrzymać oddech na tyle długo, to nie widzę przeszkód. - Powoli usiadłaś na brzegu i zanurzyłaś stopy w krystalicznie czystej wodzie. Gdzieś w oddali, na dnie, majaczyły słabe kształty kamyczków oraz nielicznych ryb. W zamyśleniu pomachałaś palcami, by przyzwyczaić się do zimna wody. Ze wzrokiem utkwionym w skale zwisającej ze sklepienia zaczęłaś intensywnie rozmyślać. To, co wydarzyło się w tajemniczej jaskini było niewątpliwie tylko snem. Nie mogło być prawdą. Dobra dusza? Brzmi jak z tych bajek, które opowiadała ci babcia, gdy byłaś jeszcze szkrabem.

Świat ninja, brutalny, rządzący się własnymi prawami nie pozostawiał miejsca na rozmyślania o tym, czy dany czyn jest zły, czy dobry. Wykonywało się jedynie polecenia. Było się narzędziem w czyiś rękach. Jedynym wyjątkiem, który myślał w inny sposób, był młody Uzumaki, podopieczny Kakashiego, a zarazem syn Czwartego Hokage. Chłopak, którego wszyscy wyrzucali na margines historii. Jako Jinchuuriki Dziewięcioogoniastego lisa Kuramy, nie miał w życiu lekko. Mimo tego nigdy nie poddawał się i wierzył, że życie ninji to nie tylko pustka. Zawsze walczył do końca.

Wcześniej lekko kpiłaś z dziecięcego zapału blondyna, jednak im dłużej trwała ta podróż, tym mniej zaczął on wydawać ci się dziwny. Chciałaś szybko to skończyć. Omamiona Sushimi, Kakashi na skraju depresji, jakieś szatany w jego dziewczynie (tak, Shushimi, nadal o tobie), a teraz magiczny teleport do jaskini, jaskrawe znaki drogowe i ta dziewczyna, Sakura.

Sfrustrowana wstałaś i wskazując na wodę rzuciłaś do Sakury:

- Chodź. Najwyższa pora wracać. - I nie czekając na odzew, wskoczyłaś do wody.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro