Rozdział 14 - Dobra dusza
Otworzyłaś oczy.
Wokoło ciebie była jedynie ciemność. Czułaś, że na stopach nie masz swoich klasycznych butów shinobi, a kamyczki wbijały ci się boleśnie w skórę. Nagle nieprzeniknioną czerń rozjaśnił blask światła. Przed tobą zmaterializował się płomyczek. Taki sam, jaki widziałaś w tamtej jaskini!
Zerwałaś się, ale zahaczyłaś o kamień i runęłaś do tyłu. Przygotowałaś się na twarde lądowanie, ale ku twojemu zdziwieniu nie poczułaś nic, gdy twoja głowa uderzyła o kamień. Szybko zaczęłaś obmacywać ją ręką, ale była nietknięta.
Z przestrachem spojrzałaś na płomień, który lewitował przed tobą, oświetlając twoją sylwetkę. Chwilę patrzyłaś w milczeniu na iskierki przebiegające po ogniu, aż nagle z otępienia wyrwał cię czyjś głos.
- Nie bój się. Nie zrobię ci krzywdy. - Rozejrzałaś się gorączkowo, sprawdzając, czy nikogo nie ma za tobą. Dopiero po chwili dotarło do ciebie, że głos wydobywa się z płomyka.
- Eee... kim jesteś? - Wydukałaś.
- Dobrą duszą. - Wmurowało cię.
- Że kim? - Rozległ się śmiech.
- Mówię przecież, że dobrą duszą. - Uniosłaś lekko brew.
- Słyszałam. Ale co to do cholery znaczy? -Płomyczek zawirował i rozdzielił na kilka migoczących części, które po chwili ułożyły się w kształt człowieka.
- To jest zwykły człowiek. Powiedzmy, że zdażyło się nieszczęście. Osoba ta ochroniła kogoś bliskiego, jednak za cenę własnego życia. - Na obrazku drugi człowiek wskoczył nagle przed innego, a kawałek płomyczka w postaci lecącej kuli ognia trafił w niego. Padł na ziemię. - Taka osoba zmienia się w taki właśnie płomień i od tego momentu jej dusza jest jakby stróżem osoby, której ocaliła życie. - Z leżącego człowieka wystrzelił mały płomyczek i zaczął podążać za tą drugą osobą.
Po chwili ogień znowu scalił się w jedno.
- I to ja. - Zakończył. Zszokowana spojrzała na ogieniek.
- Ty uratowałeś mi życie? - Płomyk wykonał nieznaczny ruch przypominający skinięciem głową.
- Ocaliłem cię, byś póżniej nie żałowała. Byś poznała przeznaczenie. - Nic nie rozumiałaś. Płomyk gwałtownie zaczął blednąć.
- Żegnaj [Imię]! Zobaczymy się niedługo. Pamiętaj! Podążaj za tym, co podpowiada ci serce i nie bój się szukać!
- Nie! Czekaj! Mam tyle pytań! - Wyciągnęłaś rękę, by złapać płomień, ale ten właśnie zniknął.
Nastała ciemność.
~•~
- [Imię]! Halo! Obudź się! Proszę! - Ktoś energicznie tobą potrząsał.
-Mhmyy... -Jęknęłaś i otworzyłaś oczy. Nad sobą zobaczyłaś zapłakaną Sakurę. Zdobyłaś się na wysiłek, uniosłaś rękę i pokazałaś znak victorii. Ta szybko otarła wierzchem dłoni łzy.
- Ty żyjesz! Tak się cieszę, że nic ci nie jest! - Zawołała. Mruknęłaś tylko w odpowiedzi i spróbowałaś się podnieść. Stęknęłaś, gdy załupało cię w głowie, jednak sięgnęłaś ręką do najbliższego kamienia i podparłaś się. Znalazłaś się w pozycji siedzącej i odgarnęłaś [kolor] włosy sprzed oczu. Sakura tymczasem wyciągnęła z kieszeni sukienki chusteczkę i teraz pośpiesznie zamaczała ją w wodzie.
- Masz. Przyłóż sobie do czoła. - Podała ci ociekający materiał. Chciałaś powiedzieć, że jesteś i tak cała mokra, ale zorientowałaś się, że twoje włosy zdążyły w większości wyschnąć, a ubranie było tylko lekko wilgotne.
- Dzięki. - Przyjęłaś chusteczkę i położyłaś sobie na czole. - Ile czasu byłam nieprzytomna?
Sakura zamyśliła się na chwilę.
- Dobre półtorej godziny. - Spojrzała na ciebie. - Przeraziłam się, kiedy nagle padłaś twarzą na ziemię i się nie ruszałaś. Miałaś szczęście, że nie uderzyłaś głową o kamień, bo mogłoby być źle.
- Aż półtorej godziny?! - Krzyknęłaś. - Co robiłaś w tym czasie? - Dziewczyna machnęła ręką.
- Większość czasu siedziałam przy tobie, ale zdążyłam trochę popływać. I patrz co znalazłam! - Podsunęła ci pod nos sakiewkę z różnokolorowymi muszelkami. Uśmiechnęłaś się lekko, wzdychając.
- Um... urocze? - Dziewczyna zaśmiała się.
- Co powiesz na to, żeby wracać już do domu? - Na tą sugestię pokiwałaś głową.
- Jeśli uda mi się utrzymać oddech na tyle długo, to nie widzę przeszkód. - Powoli usiadłaś na brzegu i zanurzyłaś stopy w krystalicznie czystej wodzie. Gdzieś w oddali, na dnie, majaczyły słabe kształty kamyczków oraz nielicznych ryb. W zamyśleniu pomachałaś palcami, by przyzwyczaić się do zimna wody. Ze wzrokiem utkwionym w skale zwisającej ze sklepienia zaczęłaś intensywnie rozmyślać. To, co wydarzyło się w tajemniczej jaskini było niewątpliwie tylko snem. Nie mogło być prawdą. Dobra dusza? Brzmi jak z tych bajek, które opowiadała ci babcia, gdy byłaś jeszcze szkrabem.
Świat ninja, brutalny, rządzący się własnymi prawami nie pozostawiał miejsca na rozmyślania o tym, czy dany czyn jest zły, czy dobry. Wykonywało się jedynie polecenia. Było się narzędziem w czyiś rękach. Jedynym wyjątkiem, który myślał w inny sposób, był młody Uzumaki, podopieczny Kakashiego, a zarazem syn Czwartego Hokage. Chłopak, którego wszyscy wyrzucali na margines historii. Jako Jinchuuriki Dziewięcioogoniastego lisa Kuramy, nie miał w życiu lekko. Mimo tego nigdy nie poddawał się i wierzył, że życie ninji to nie tylko pustka. Zawsze walczył do końca.
Wcześniej lekko kpiłaś z dziecięcego zapału blondyna, jednak im dłużej trwała ta podróż, tym mniej zaczął on wydawać ci się dziwny. Chciałaś szybko to skończyć. Omamiona Sushimi, Kakashi na skraju depresji, jakieś szatany w jego dziewczynie (tak, Shushimi, nadal o tobie), a teraz magiczny teleport do jaskini, jaskrawe znaki drogowe i ta dziewczyna, Sakura.
Sfrustrowana wstałaś i wskazując na wodę rzuciłaś do Sakury:
- Chodź. Najwyższa pora wracać. - I nie czekając na odzew, wskoczyłaś do wody.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro