Rozdział 11 - Gdy jaskinie stają się gruzowiskami, a Hidan znajduje naśladowców
WAŻNE👇
Tak w ogóle to już zaraz wybijemy 500 gwiazdeczek⭐ Dziękuję Wam tak bardzo kochani!❤ Gdyby nie Wy, ta książka już dawno by upadła. Dziękuję Wam również dlatego, że kiedy przerwałam pisanie książki oraz aktywność na Wattpadzie, gdy wznowiłam to "piękne" dzieło nadal o mnie pamiętaliście i powoli książka wraca do dawnej formy!❤⭐
Z okazji tych 500⭐ chciałabym zrobić special. Mam pomysł na Q&A z bohaterami "Mnie Nie Okłamiesz...". Piszcie co o tym myślicie!
- Auć! Cholera! - Zaklęłaś gdy twoja głowa boleśnie uderzyła o coś ostrego.
Powoli rozchyliłaś powieki. Otaczała cię jedynie ciemność. Jęknęłaś z bólu po raz kolejny i po omacku podniosłaś się do pozycji siedzącej.
W głowie ci huczało. Nie pamiętałaś jak tu się znalazłaś, ale wyraźnie odbił się w twoim umyśle fakt, że nie przywędrowałaś tu sama.
Tam, gdzie obecnie się znajdowałaś, pachniało jaskinią, a chyba woda skapywała z chyba stalaktytów na chyba kamienie. Rytmiczne kap, kap, kap rozlegało się więc bezustannie w tej atramentowej nicości.
Ból w ręce, oraz chyba krew cieknąca z rany na niej, utwierdziły cię w przekonaniu, iż nie przyszłaś tu sama.
Chwilę siedziałaś w całkowitym otępieniu, aż nagle dostrzegłaś, że gdzieś, w oddali zamigotał pojedynczy ognik. Zaraz dołączył się do niego kolejny i jeszcze następny. Ogniki migotały złotawym światłem kusząc obietnicą ciepła i schronienia. Opanowałaś jednak odruch podążenia za nimi i westchnęłaś.
- Ktokolwiek mnie tu zamknął, musi być chyba użytkownikiem Genjutsu...- Mruknęłaś sama do siebie. - Bo co do tego, że te ogniki to iluzja, nie mam żadnych wątpliwości. - Dokończyłaś. Podnosiłaś się właśnie, by poszukać wyjścia, kiedy jeden z ogników zmaterializował się tuż przed tobą i nim się zorientowałaś, wniknął w twoją pierś.
Po twoim ciele rozszedł się dreszcz. Ból zawładnął twoim umysłem i odebrał zdolność racjonalnego myślenia. Coś czaiło się w ciemnościach, coś potwornego. Było poza zasiegiem ludzkiego rozumowania. Spazm bólu wstrząsnął twoim skulonym ciałem. Padłaś na ziemię wzbijając w powietrze miliardy drobinek pyłu i piasku. Zakrztusiłaś się. Ostre odłamki skalne i małe stalagmity wbiły ci się boleśnie w ciało tworząc mniejsze i większe rany. Krew ściekała ci po twarzy z zadrapania, ktore powstało w wyniku spotkania twojego czoła, z jakimś wyjątkowo upierdliwym kamyczkiem.
Ból w piersi powoli ustępował. Złapałaś się drżącą ręką najbliższej skały i podniosłaś się pojękując cicho, gdy kamienie wychodziły z ran. Chwiejnie usiadłaś na pewnym głazie i zaczęłaś głęboko oddychać.
Ogników nie było nigdzie widać. Zniknęły zaraz po tym, jak padłaś na ziemię. Jednakże z twojej piersi wydobywało się złotawe światło. Szybko otaskowałaś wzrokiem rany po kamieniach. Były dosyć rozległe, ale płytkie i łatwe do uleczenia. Rozdarłaś kawałek [nogawki spodni/spódnicy] i strzępkiem materiału przewiązałaś najbardziej krwawiącą ranę. Wstałaś i odnotowałaś, że światło w klatce piersiowej prawie zniknęło.
- Trzeba by się było wydostać...- Mruknęłaś sama do siebie. Otarłaś sobie krew z czoła, a następnie skumulowałaś chakrę w [prawej/lewej] ręce. Niebieskie płomyczki zatańczyły wokoło zaciśniętej pięści. Już miałaś wyskoczyć ku górze, gdy poczułaś inną chakrę płynącą z twojej klatki piersiowej. Niebieskie płomyczki zmieniły powoli kolor na złoto-czerwone, a także znacznie się powiększyły. Patrzyłaś na to zjawisko z niejakim strachem. Z jednej strony fascynacja nową chakrą była wielka, ale z drugiej, nie miałaś zupełnie pojęcia jak się tu dostała.
Byłaś jednak człowiekiem czynu. Wzruszyłaś ramionami, odbiłaś się od skały i poszybowałaś ku sklepieniu jaskini. Instynktownie wyczułaś, że jest już blisko i napięłaś mięśnie. Skumulowałaś jeszcze więcej chakry i w chwili zderzenia momentalnie ją uwolniłaś. Sklepienie groty posypało się w pojedyncze odłamki, pozarywało się i zasypywało właśnie grotę. Odbijając się od kolejnych odłamów spojrzałaś w dół i patrzyłaś jak miejsce, w którym nabiłaś sobie kilka dorodnych guzów, znika zakryte przez skały i pył.
Odbiłaś się sprawnie od ostatniego kawałka, który jeszcze chwilę temu nosił miano sklepienia, zrobiłaś w powietrzu salto i wylądowałaś na stabilnej skale. Za tobą zapadały się kolejne kondygnacje i słupy jaskini wzbijając chmurę kurzu.
- No i jak zwykle kolejny rozpierdol... - Westchnęłaś niechętnie i zaczęłaś rozglądać się za czymś co mogłoby przypominać Księcia, Sushimi i Kakashiego. Momentalnie zauważyłaś drzewo. - O! Kakashiego już mamy! - Zawołałaś wesoło. - W końcu ile drzew może być na takim terenie jak ten. To musi być Kakashi. - Zaśmiałaś się. Zaraz jednak mina ci zrzedła, bo zobaczyłaś, że na prawo od drzewa-Kakashiego jest dorodny las mieszany. Plasnęłaś się otwartą dłonią w twarz i ruszyłaś na poszukiwanie przyjaciół.
Sushimi POV
- Gdzie ona jest?! - Twarz Kakashiego (Nauczyłam się już jego imienia!) była w kolorze królewskiej purpury. Powinnam właściwie powiedzieć: twarz w około oka, bo reszta buźki srebrnowłosego była niedostępna.
- Spokojnie, może się zgubiła. - Podsunęłam ze znudzeniem. Cała ta szopka mnie wykańczała. Nie wiem co jest pomiędzy Kakashim a [Imię], ale mało mnie to interesuje. Książę przechadzał się niespokojnie po polanie i wydeptał już taką ścieżkę, jakiej nie powstydziłby się najlepiej uczęszczany szlak w lesie.
- Tak! I sugerujesz, że nie ma jej od rana do godziny dwudziestej, bo się zgubiła?! - Kakashi zachował się jak choleryk. Ze złością parsknął. Zobaczyłam, że otwiera zaciśniętą pięść. Zaraz potem w jego dłoni zatańczyły pioruny. Kakashi ze złością wbił Raikiri w pień drzewa, przewiercając przy okazji kolejne.
- Wow. Nie sądziłem, że aż tak się wkurzył. - Szepnął mi na ucho Książę, który chyba porzucił zamiar tworzenia nowych szlaków handlowych i patrzył teraz z lekkim przerażeniem na rozsierdzonego Kopiującego Ninję.
- Em... Kakashi? - Położyłam mu rękę na ramieniu. Na dźwięk mojego głosu ninja odwrócił się i popatrzył już trochę bardziej przytomnym wzrokiem.
- No? - Mruknął.
- Zachowujesz się jak mój... eee... jak Hidan. - Wypaliłam. Zaraz jednak gorzko pożałowałam mojej wypowiedzi. Kakashi może przecież nie znać Hidana, a jak już to skąd taka przeciętna kunoichi jak ja, ma znać nieśmiertelnego, groźnego członka Akatsuki. W ogóle myśl o tym, że przypomniałam sobie akurat o nim, była dziwna i na pewno zostane przez Kakashiego błędnie zinterpretowana.
Kopiujący zmarszczył brwi.
- Hidan? Kogo masz na myśli? Który z twoich znajomych ma na imię tak samo, jak członek Akatsuki? - Odetchnęłam z ulgą. Kakashi był na tyle nieuważny, że nie spostrzegł, iż zapomniałam przecież wszystkich moich dotychczasowych znajomych. Jego smego znałam przecież od bardzo niedawna. Uśmiechnęłam się lekko głupkowato by sprawiać wrażenie wyluzowanej.
- Mój daleki wujcio taki jest. Zawsze żartuję sobie z niego, że jak wysiwieje to go z Hidanem pomylą i do Akatsuki zabiorą... - Zaśmiałam się głośno i zerknęłam z ukosa na Kakashiego. On przez chwilę intensywnie się nad czymś zastanawiał, a potem również się uśmiechnął.
I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie [Imię].
A dokładniej to jej brak.
2nd Person POV
Wiatr muskał twoją twarz, gdy wspinałaś się na szczyt. Kiedy wreszcie stanęłaś na czubku i objęłaś wzrokiem świat dookoła. Wpatrywałaś się czujnie w jeden punkt.
- No gdzie to jest... - mruknęłaś. Już miałaś westchnąć z niezadowoleniem, kiedy coś przesłoniło ci pole widzenia. Gdy z powrotem zaczęłaś widzieć, świat stracił wszelkie barwy. Jedynie światło całkowicie odbite i całkowicie wchłonięte prezentowało się w tym świecie. Krzyknęłaś, gdy z tego starego zdjęcia wyłoniły się fluorescencyjne smugi świetlne, które zamigotały swoim wściekłym blaskiem i pomknęły ścieżką w las zostawiając za sobą świetliste ogony.
Nie czekając na nic, zeskoczyłaś z gory lądując po drodze na kilku półkach skalnych i pobiegłaś ile sił w nogach za smugami w las.
Cześć! Przepraszam za taką długą przerwę, ale miałam totalny brak weny 😅 Przyszła mi dopiero... na weselu xD Więc napisałam 😉 Mam nadzieję, że Wam się podobało😀 Napracowałam się nad tym, żebyście nie pozasypiali przy czytaniu😂
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro