Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 1 - bliskie spotkanie z podłożem

Srebrnowłosy rzucił ci znudzone spojrzenie i od razu przeniósł wzrok na stojącą koło niego piękność. Gniewnie zmarszczyłaś brwi i rzuciłaś Hokage oskarżycielskie spojrzenie.

- Ale Hokage-sama... - próbowałaś protestować, ale ona uciszyła cię gestem ręki

-[Imię], to nie prośba. To rozkaz - ton jej głosu wyraźnie sugerował, że żaden opór tu nie pomoże.

Spuściłaś głowę, lecz zaraz podniosłaś ją i z ogniem w oczach spojrzałaś na Kakashiego oraz tę lafiryndę. Tłumiłaś chęć podniesienia głosu na Hokage i obydwu Joninów. Spojrzenie Tsunade mówiło, że to już koniec, więc wymamrotałaś pod nosem pożegnanie kłaniając się lekko, po czym zniesmaczona wyszłaś na balkon i skoczyłaś na najbliższy dach.

Z głuchym łoskotem spadłaś na niego. Potem gnałaś dalej, skacząc z jednego domu na drugi. Byle dalej. Zatrzymałaś się dopiero na skraju lasu, kiedy skończyły się domy. Zgrabnie zeskoczyłaś i zmęczona oparłaś się o pień drzewa. W twojej głowie panował zamęt. Wydarzenia z przeszłości na nowo wróciły do twojej pamięci. Pamiętałaś zatroskaną twarz Kakashiego, pocieszającego cię, gdy płakałaś, pamiętałaś to wszystko, co dla ciebie zrobił. A potem to. Pamiętałaś własne łzy po tym, czego nie zrobił. A raczej zrobił nie po twojej myśli. Bardzo nie po twojej myśli. Od tego momentu obiecałaś sobie, że już nigdy nie będziesz płakać.

Wstałaś i przywołałaś się do porządku. Pomyślałaś, że skoro już tu jesteś, to trochę potrenujesz. Nie wiedziałaś, w jakim typie walki jesteś najlepsza. Zawsze łączyłaś wszystkie style i tworzyłaś coś na kształt własnego. Szybko wbiegłaś na drzewo i przeskoczyłaś na następne. To było chyba twoje ulubione zajęcie: skakanie. Z drzewa na drzewo lub po dachach. Mieszkańcy Konohy przyzwyczaili się już, że o świcie po dachach ich domów skacze dziewczyna o [kolor] włosach. Gdy wreszcie przeskoczyłaś co najmniej dwa tuziny drzew, zatrzymałaś się i szybko zeskoczyłaś na ziemię. Stanęłaś i uformowałaś pieczęć, po czym zniknęłaś w chmurze dymu.

Pojawiłaś się przed swoim [ulubiony kolor] plecakiem, który zostawiłaś, zaczynając trening. Usiadłaś pod drzewem i wyjęłaś z niego kilka dużych shurikenów. Postanowiłaś celować w drzewo oddalone od ciebie o jakieś kilka metrów. Wypuściłaś je jeden po drugim. Wszystkie wbiły się w sam środek. Nagle ktoś złapał cię za ramię. Błyskawicznie wysunęłaś kunai z pochwy i podłożyłaś teraz ostrze pod szyję osoby. Zaraz jednak uświadomiłaś sobie, że jest to dobrze ci znany osobnik.

- Kakashi. Czego tu szukasz? - zapytałaś ostrym tonem. Ten odsunął twój kunai od swojej szyi i głosem pozbawionym uczuć powiedział:

- To moje miejsce treningowe - aż zachłysnęłaś się ze złości. Spróbowałaś odciąć mu głowę kunaiem, ale on mocno trzymał twój nadgarstek.

- W takim razie o nie zawalczmy - powiedziałaś z determinacją w głosie - chyba że się boisz po swojej ostaniej porażce - rzeczywiście, jakiś czas temu pokonałaś go, ale w głębi duszy wiedziałaś, że nie uda ci się tego powtórzyć.

Kakashi uśmiechnął się w dość nieprzyjemny sposób. Odpowiedziałaś mu tym samym. Nagle wymierzyłaś mu kopniaka w brzuch. Nie spodziewał się tego. Z cichym stęknięciem upadł się na ziemię, puszczajac twoją rękę. Poczekałaś aż się podniesie. W jego oczach widać było furię. To nie były żarty. Szybko uformowałaś pieczęcie.

- Katon: Goukakyuu no Jutsu! - krzyknęłaś i płonąca kula poleciała ku Kakashiemu. On uśmiechnął się na widok tego prostego jutsu. Jednak jego mina zrzedła, gdy spojrzał na ciebie.

Mamrotałaś właśnie coś pod nosem, równocześnie formując pieczęcie. Czakra zaczęła powoli otaczać twoje ciało. Zrobiła się czerwona, twoje oczy również. W dłoni pojawił się płomień, który z każdą chwilą rósł. Była to twoja tajemna technika podobna trochę do Chidori. Z grymasem wściekłości pobiegłaś ku Kakashiemu. Tym razem nie żartowałaś. Zamierzałaś wreszcie zakończyć ten trwający całe życie pojedynek. Kakashi zranił cię kiedyś tak mocno, że chciałaś mu się teraz odegrać. Pięć metrów... cztery... trzy... dwa... jeden...! Coś nagle szarpnęło tobą do tyłu. Poleciałaś jak długa na ziemię. Twoja ręka uderzyła boleśnie o pieniek leżący na ziemi, powodując, że rozleciał się na tysiąc kawałków. Kakashi stał nad tobą cały czas z wyrazem strachu ta twarzy. Jeśli nie on... to kto?

- Cóż ja mam z wami zrobić? - zrezygnowany głos Hokage przywrócił cię do rzeczywistości. Wstałaś i odwróciłaś się w porę, by ujrzeć jak Tsunade kręci głową z niesmakiem - macie być zgraną drużyną, a nie shinobi chcącymi się pozabijać. Nie będę wnikała, kto zaczął, ale jeszcze jedna taka akcja a pomyślę nad konsekwencjami - spuściłaś pokornie głowę, choć w środku nadal gotowało się w tobie ze wściekłości - w nagrodę macie iść w tej chwili na plac ćwiczeniowy. Tam powiem wam co macie robić - kontynuowała. Przy słowie "nagroda" zrobiła w powietrzu rękami cudzysłów. Wiedzieliście, że z nią nie ma żartów, więc powlekliście się na wyznaczone miejsce, od czasu do czasu rzucając sobie nieprzychylne spojrzenia. Jak na nieszczęście na placu czekała na was blondynka, która od razu podbiegła do Kakashiego i zaczęła pytać, czemu jest taki poobijany. Twoim zdaniem jeden siniak na nodze nie był zbytnim uszczerbkiem na zdrowiu. Gdy Shushimi (bo tak miała na imię złotowłosa) cię zobaczyła, mina trochę jej zrzedła. Uśmiechnęłaś się w duchu. Uwielbiałaś wywoływać u niej podobne reakcje. Zawsze śmieszył cię wzrok, jakim obdarzała cię lalusia. Tak jakby mówił: "Odbierz mi Kakashiego, a pożałujesz!". Sam ten pomysł wydawał ci się nader śmieszny. Nagle zza twoich pleców wyszła Hokage.

- Witaj Sushimi, nie jesteś zbytnio w temacie, więc powiem tylko, że postanowiłam sprawdzić waszą pracę zespołową. Wysyłam was na misję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro