Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7.


Ten dzień nie rozpoczął się zbyt dobrze. Elizabeth od zawsze powtarzała, że wstawanie jest jak wejście na Mount Blanc - tylko nielicznym udaje się to przy pierwszej próbie.

Panna Foster nie kryła się z tym, że lubiła dłużej pospać, a wyjście z łóżka zajmowała jej dłużej niż chwilę.

Jednakże środowego ranka było trudniej. Jesień oprócz kolorowych liści i deszczu przyniosła ze sobą również ciemne poranki.

Małej, acz przytulnej sypialni, nie oświetlały już nawet uliczne latarnie. Ellie miała wrażenie, że budziła się w środku nocy, słusznie, postanawiając pozostać pod kołdrą kilka minut dłużej.

Skutkowało to zaspaniem i olbrzymim spóźnieniem. Jedyny plus zaistniałej sytuacji był taki, że nad kobietą najwidoczniej czuwała opatrzność.

Autobus przyjechał na czas, winda otworzyła się właśnie wtedy, gdy Elizabeth zdołała dobiec do niej na swoich wysokich szpilkach.

Ale co najważniejsze, dziwnym trafem Arona Bentleya nie było jeszcze w pracy. Kobieta nasłuchiwała, czy nie czai się na korytarzu, aby ją złajać. Wiedziała, że jest to niedojrzałe zachowanie, ale co innego miała zrobić, gdy strach ściskał jej gardło?

Przystojnego lecz niezwykle apodyktycznego szefa, nie widziała też przez szklaną szybę jego biura, która w ich pokręconej relacji była niczym bariera.

Uspokoiła się nieco - nikt nie zauważył jej spóźnienia, nikt nie wygłosił reprymendy, przyprawiając ją o nieprzyjemne dreszcze.

Strachu?

Zdenerwowania?

Oczarowania?

Panna Foster nie mogła pozostać obojętną na dumną postawę mężczyzny. Może i Aron Bentley był niezwykle władczy, ale częściej, niż by chciała, w jakiś niezrozumiały sposób imponował jej tym.

Kobieca natura co chwilę szeptała jej do ucha, że młody i apetyczny szef jest ucieleśnieniem prawdziwej męskości.

Elizabeth była zła na siebie i pluła sobie w brodę, że ma w głowie tak absurdalne myśli.

Dlaczego skupiała się na aspekcie fizycznym?

Bentley Junior pociągał ją swoim zadbanym wyglądem. Nie potrafiła temu zaprzeczyć. Jednakże od zawsze, o wiele bardziej, liczyło się dla niej wnętrze.

To oczywiste, że nie mogła rozeznawać relacji z szefem w kategorii damsko-męskiej.

W jej życiu nie było miejsca dla kogoś, kto bez zająknięcia potrafił pokonać przeciwnika. Dla potwora, który nie liczył się ze zdaniem innych. Kogoś, kto czerpał przyjemność z ludzkiego nieszczęścia.

- Och, przepraszam panią najmocniej. - Ponure rozmyślenia panny Foster właśnie odeszły w niepamięć.

- Tak? W czym mogę pomóc? - Przywołała na twarz uprzejmy uśmiech.

Mężczyzna stojący przed nią był dystyngowany i elegancki. Elizabeth przypuszczała, że nie może być o wiele starszy od niej. Miał urodę amanta, ale coś w jego zimnych niebieskich oczach, kazało pannie Foster na niego uważać.

Rekin biznesu, pomyślała z przestrogą.

- Jestem umówiony z panem Bentleyem Juniorem...

- W jakiej sprawie, jeśli mogę spytać? - Elizabeth nie chciała być wścibska. Potrzebowała tej informacji, aby przyporządkować gościa do odpowiedniej rubryki kalendarium swojego przełożonego.

- Panienka wybaczy, to bardzo poufne spotkanie. - O tak, ten delikwent doskonale znał zasady savoir-vivre. Obdarzał ją wszystkimi tymi uśmiechami, którymi można sobie zjednać kobietę.

Elizabeth doskonale znała takich mężczyzn i była już odporna na ich podstępne działania.

Odpowiedziała na jego wyćwiczony uśmiech z pewnym dystansem, choć również nie szczędząc na uprzejmości.

- Rozumiem. Pan Aron zaraz się pojawi. Właśnie powinien wracać z sądu. - Poinformowała, uprzednio zaglądając w grafik. - Pańska godność?

Oczy nieznajomego zabłysły w dziwny sposób, co było już wystarczającym powodem do tego, aby Elizabeth była ostrożna w miarkowaniu informacji.

Przez jej głowę przeszła myśl, że nieznajomy mężczyzna mógłby nawet wzbudzić jej sympatię. Nie była pewna, czy to zasługa wyglądu, którą zawdzięczał kręconym puklom włosów.

Niemniej, jego nie najlepiej zamaskowana atakująca postawa, mówiła już sama za siebie.

- Aron w sądzie? - zagadnął. - Zazwyczaj to Bentley Senior bierze udział w rozprawach. Czy to coś ważnego? – zapytał niewinnie.

No proszę, myśli, że głupi ze mnie ptaszek, z satysfakcją pomyślała Ellie.

- Musi mi pan wybaczyć, to poufna informacja. - Obdarzyła go słodkim uśmiechem, atakując go jego własną bronią. - Nadal się pan nie przedstawił - przypomniała uprzejmie.

- To James Wozniacki, panno Foster. Radziłbym o nim pamiętać, to gruba ryba na rynku prawniczym. - Ostrzeżenie w głosie Arona Bentleya zmroziło jej kręgosłup. - Zapraszam do środka. - Przybyły mężczyzna wskazał dłonią wejście do swojego gabinetu.

Delikwent niechętnie odwrócił wzrok od panny Foster. Może i kobieta nie była zbyt rozmowna i wygadana, ale cóż, miło było na nią popatrzeć. Cieszyła oko znacznie bardziej niż oziębły, tudzież zarozumiały Aron Bentley Junior.

- Mogę prosić o kawę? Wstałem dziś lewą nogą. - Roześmiał się więc, chcąc jeszcze na chwilę, nacieszyć się towarzystwem uroczej sekretarki.

- Przykro mi, ekspres właśnie się zepsuł. Mamy też jakieś problemy z wodą. Hydraulik przyjedzie dopiero późnym popołudniem, prawda? - Aron rzeczowym głosem zwrócił się do swojej podwładnej. Oboje spojrzeli na nią wyczekująco.

Elizabeth nic nie wiedziała o tych usterkach, co więcej, była pewna, że z jakiegoś niejasnego powodu jej szef najzwyczajniej w świecie blefuje. 

Dlaczego? 

Jego nieustępliwy wzrok zmusił ją jednak do podjęcia tej gry. Nie umiała kłamać, więc jedynie skinęła głową.

Aron odetchnął nieznacznie. Do tej pory był pozytywnie nastawiony do spotkania z kontrahentem. 

James Wozniacki miał pieniądze, kontakty, doskonałe rokowania, jeśli chodzi o własną firmę. Wystarczyło, aby weszli na chwilę do biura. Statystyki nie kłamały, młody acz ambitny mężczyzna był doskonałym podmiotem do interesów. Bentley Junior był już zdecydowany podjąć z nim współpracę.

Ale wystarczyło, aby zobaczył jak ten niedoświadczony młodzik kokietuje jego asystentkę. To był tylko pstryczek, który wzbudził w nim tak długo tłumioną furię.

Racjonalne myślenie podpowiadało mu, że kobieta trzymała się od klienta na pewien dystans. Jednakże tę małą dozę satysfakcji, od razu przyćmiła porywcza natura Arona.

Sam nie wiedział, dlaczego zaistniała sytuacja, wytrąciła go z równowagi. Zdawał sobie jednak sprawę ze swoich radykalnych pomysłów. Najpierw chciał wyrzucić Jamesa za drzwi, ale gdy doszedł do wniosku, że byłoby to dalece nieprofesjonalne z jego strony i nie zgadzałoby się z polityką firmy, pomyślał, że może jedynie poszczuć nieostrożnego mężczyznę wizją współpracy z nim.

To oczywiste, że nie wejdzie z nim we współudział. Co prawda umowa była już spisana oraz gotowana do podpisania. Szampan właśnie się chłodził. Nie mógł jednak podjąć współpracy z kimś, kto kopał pod nim dołki, wypytywał się o jego własne poczynania, a wszystko to robił, wykorzystując nieobycie młodej i niezbyt doświadczonej kobiety.

O tak, James Wozniacki doskonale wiedział, w które ogniwa uderzyć.

Rozmawiał z nim przez długi czas, wypytywał o różnorakie rzeczy, ale nawet nie udawał, że słucha swojego gościa. Ukradkiem spoglądał na Elizabeth i zastanawiał się, dlaczego już drugi raz w tym tygodniu, ubrała ten sam komplet ubrań.

Wyglądała dosyć przeciętnie, jej sukienka zakrywała wszystkie kluczowe miejsca jej ciała. Nie było mowy o ekstrawagancji.

Czasami przenosił też spojrzenie na swojego rozmówcę, dając mu złudną nadzieję, że go słucha i rozmyśla, analizuje to, co właśnie powiedział.

James był nudny jak flaki w oleju i jeden prosty komunikat otaczał w całą nić wzniosłych idei.

Aron kiwał głową, uśmiechał się dobrodusznie, udawał, że z entuzjazmem zaakceptował koncepcję kontrahenta w okularach. Był tak miły jak tylko potrafił i z satysfakcją zauważył, że James już dawno połknął przynętę, będąc pewnym, że między nimi zawiąże się współpraca.

No cóż, Bentley musiał go rozczarować.

- Jamesie, świetny z ciebie facet, naprawdę. - Cóż za okropne kłamstwo. - Ale idee naszych firm się mijają. Szukam kogoś bardziej otwartego, kto odważnie będzie podejmował się różnorakich wyzwań. Ty, niestety, nie jesteś odpowiednim kandydatem. Och, no i nie mogę pozostać obojętnym na fakt, że twoja firma właśnie zaczyna spadać w tegorocznych statystykach...

Nie miał ochoty słuchać narzekań swojego rozmówcy, które utwierdzały go jedynie w przekonaniu, że James Wozniacki nie jest godny bycia jego partnerem w interesach. 

Ludzie, którzy dopraszali się choćby o krótką rozmowę, byli najzwyczajniej w świecie słabi. Nie potrafili zaakceptować swojej porażki.

Uśmiechnął się cynicznie i nie miał oporu przed tym, aby powiedzieć mu do widzenia, nawet nie odprowadzając do drzwi.

A potem uruchomił swój komputer. Myślał o tej chwili, odkąd tylko wstał z łóżka. Natychmiast włączył pocztę i z cieniem uśmiechu na zmęczonej twarzy, wygenerował wiadomość do panny Foster.

Droga Panno Foster,

Zbliża się dziesiąta. Przypuszczam, że domyśla się Pani, co to oznacza. Jednakże na wypadek Pani nieuwagi, przypomnę – godzina dziesiąta i druga trzydzieści to pory dnia o których zwykłem pijać kawę. Radzę Pani o tym pamiętać...

Czekam i liczę na Pani towarzystwo.

Z wyrazami szacunku,

Aron W. Bentley.

Celowo nie napisał jaki rodzaj kawy lubił pić najbardziej. Był usatysfakcjonowany niewinną grą jaką właśnie rozpoczął. Tym bardziej, że tylko on znał jej zasady.

Z wyczekiwaniem obserwował zachowanie panny Foster i nie zawiódł się, gdy spostrzegł jej wściekły grymas.

Ich spojrzenia się spotkały, mężczyzna obdarzył ją cynicznym uśmiechem.

Elizabeth Foster nie maskowała irytacji. Tak dobrze rozpoczęty dzień właśnie dobiegał końca, ustępując jakiemuś straszliwemu fatum.

Jej szef stworzył jakieś dziwne intrygi, których nie potrafiła zrozumieć.

Miała okłamywać klienta? 

Proszę bardzo, wciąż pamiętała o tym, że potrzebuje pieniędzy.

Ale skoro Aronowi Bentleyowi wolno było się nią zabawiać i urządzać z niej tanią rozrywkę, dlaczego to ona nie mogła odwrócić sytuacji na jego niekorzyść?

Wywinie się z tego upokarzającego zadania, wykorzystując wcześniejsze poczynania swojego szefa.

Drogi Panie Aronie,

Napisała szybko, mając nadzieję, że mężczyzna nawet przez ekran wyczuje sarkazm.

Marzę o tym, aby własnoręcznie przygotować dla Pana kawę. Niestety, właśnie się dowiedziałam, że ekspres jest zepsuty, a hydraulik przyjedzie późnym popołudniem. To smutne, że w tak dużym i rozwiniętym mieście usługi nadal stoją na niskim poziomie. Ubolewam nad tym, ale akceptuję taki rozwój wydarzeń...

Z wyrazami szacunku,

Elizabeth D. Foster

Uśmiechnęła się z dumą, ale nie potrafiła powstrzymać zerknięcia w kierunku sąsiedniego gabinetu. 

Całym sercem nienawidziła tej szklanej szyby – bardzo często nie potrafiła zapobiec ukradkowym spojrzeniom w tamtym kierunku...

Szanowna Pani Foster,

Jestem pewien, że to, co usłyszała Pani z jakiś drugorzędnych źródeł to zwykłe nieporozumienie. Ma Pani coraz mniej czasu – do dziesiątej zostało jedynie sześć minut.

PS. Cenię u pracowników punktualność.

Z poważaniem,

Aron W. Bentley

Odpisywanie na te naładowane zmysłowością wiadomości, sprawiało mu nie lada przyjemność. Celowo ją prowokował. Po raz pierwszy w swojej karierze, docenił znaczenie idei szklanego labiryntu, jak nazwał siatkę przestrzenną Bentley Company.

Irytowało go to, że jakaś zwyczajna kobieta odwracała jego uwagę od pracy. Czuł się rozproszony, a jego wydajność pracy zmniejszyła się. Nie podobało mu się to.

Ale był ciekawy.

Buńczuczna postawa panny Foster sprawiała, że Aron Bentley z trudem panował nad rodzącym się pożądaniem. Wyobrażał sobie, że nad nią dominuje. Chciał zamknąć jej niewyparzoną buzię gwałtownym pocałunkiem, a później posiąść ją całą.

Niejednokrotnie zastanawiał się, czy panna Foster jest tak samo zadziorna w sypialni. A może była wstydliwa i uległa, dając swojemu partnerowi pełną swobodę i olbrzymie pole do manewru?

Tym razem nie patrzył na swoje osobiste preferencje. Był pewien, że niezależnie od tego jaka byłaby w łóżku, zdołałaby go zadowolić. Wiedział, że nawet w intymnych sytuacjach jest niebywale kobieca, czego nie mógł niestety powiedzieć, o większości płci pięknej.

Co chwilę przywoływał się do porządku, walcząc ze swoimi pierwotnymi instynktami.

Nie podobało mu się, że w ostatnim czasie tak często tracił nad sobą kontrolę. Jeszcze mniej cieszył się z tego, że jakaś mała cząstka niego, nie chciała skrzywdzić Elizabeth.

W rezultacie bił się z własnymi myślami. Powtarzał sobie, że kobieta nie jest dla niego. Była zbyt niewinna, delikatna, a on potrzebował silnej kobiety i kochanki.

Nie mógł też zapominać o tym, że wiążąc się ze swoją sekretarką, popełniłby pewien rodzaj mezaliansu.

Również w kwestiach finansowych.

- Proszę, kawa czarna i gorzka. Zupełnie jak pan – wysyczała jego asystentka, z trzaskiem, odstawiając porcelanową filiżankę na mahoniowe biurko.

Aron miał niejasne przeczucie, że kobieta nie zdaje sobie nawet sprawy ze swojej atrakcyjności. To jeszcze bardziej pobudzało jego uśpione hormony.

- Punkt dla ciebie, taką lubię najbardziej. – Uśmiechnął się do niej zadziornie, obserwując uważnie. Widział jaka jest spięta. Chciał rozmasować jej ramiona. Rozbudzić pocałunkiem głęboko skrywaną seksualność. – Zobaczymy, czy poprawnie wykorzystałaś wszystkie guziki. – Puścił do niej oczko, zastanawiając się, czy zrozumie tę dwuznaczność. Spąsowiała na twarzy, to dobry znak. Upił ze swojego kubka tylko odrobinę, zatrzymując napój na języku. – Bardzo dobre. – Oblizał usta z uznaniem, z satysfakcją zauważając, że wzrok Elizabeth śledzi go uważnie. – W nagrodę możesz ze mną porozmawiać. – Wskazał dłonią krzesło naprzeciw.

Panna Foster przyglądała mu się rozkojarzona. Co z tego, że jej szef był przystojny, a jego ręce silne, naznaczone widocznymi żyłami?

Była kobietą, która potrafiła myśleć racjonalnie. Również tym razem umiała mu się oprzeć. Wyprostowała się jak struna.

- Myślę, że to raczej kara – palnęła głupio. Zauważywszy wzrok przełożonego natychmiast przywołała się do porządku. - Przykro mi, panie Bentley. Praca mnie wzywa.

- Nalegam. – Aron nie spuszczał z niej wzroku dopóty, dopóki kobieta nie spełniła jego polecenia. Nie lubił, gdy ktoś robił coś wbrew jego woli. Na szczęście Elizabeth potrafiła być rozsądna. – Opowiedz mi coś o sobie – polecił, opierając się wygodnie o oparcie skórzanego fotela.

- Studiowałam, korzystając ze stypendium, skończyłam studia z wyróżnieniem. Przeprowadziłam się tutaj i znalazłam pracę u Andrew. Pod wpływem pewnego incydentu na ulicy z niegrzecznym nieznajomym, trafiłam tutaj, do Bentley Company – opowiedziała sucho kobieta. Nie miała odwagi spojrzeć w jego oczy.

- Chyba się nie zrozumieliśmy. Chcę wiedzieć coś, czego nie przeczytałem w twoim CV.

Aron patrzył na nią wyczekująco, czując poirytowanie tą grą na zwłokę. Ukradkiem zerknął też w jej zakryty biust, zastanawiając się, czy rzeczywiście jest tak kształtny na jaki wyglądał.

Jeśli zakryte piersi budziły w nim tyle emocji, co by się z nim stało, gdyby panna Foster postanowiła odsłonić chociaż ich kawałek?

- Dobrze więc. Jeśli mam być szczera, nie lubię facetów, którzy łowią kobiety na swoje zabawki – wypaliła Elizabeth, nawiązując do poniedziałkowego popołudnia. Właśnie wtedy Aron Bentley odjechał z piskiem opon swoim czarnym Maserati, uprzednio zauważając, że autobus Ellie zniknął jej sprzed nosa, pozostawiając ją na pastwę spaceru w ulewnym deszczu. Nawet nie zaoferował, że ją podwiezie. Choć i tak by się na to nie zgodziła. – Drogie auta i markowe gadżety. Na każdym kroku się tym wszystkim chwalicie. Zdecydowanie lepiej zaimponować kobiecie w inny, mniej materialny sposób – oznajmiła szczerze.

Bentley przyglądał się jej z rosnącym zdenerwowaniem. Uśmiech na jego twarzy gasł wraz z usłyszeniem kolejnych słów. 

Panna Foster nie była lepsza – flirtowała z klientami w pracy, wyżywała się na ludziach na ulicy, skarżyła na niego do jego własnego ojca, od razu, zyskując jego sympatię.

I robiąc to wszystko, miała jeszcze czelność go pouczać?

Nachylił się znacznie w jej stronę, wiedząc jak reagują na niego wszystkie kobiety.

- Powiedzieć coś o tobie? Jesteś biedna jak mysz kościelna – wysyczał, nie miarkując w słowach. Był zły, co potwierdzała nabrzmiała żyła na jego odsłoniętej szyi. Kobieta przygotowywała się na ostatecznie cios. – W ciągu tygodnia możesz pozwolić sobie jedynie na dwa komplety ubrań – białą bluzkę i czarną spódnicę oraz granatową sukienkę i te znoszone szpilki. Wniosek jest taki, że skończysz w samotności. Poukładani i spełnieni życiowo faceci szukają towarzyszki, która dorówna im ambicją. Pragną kobiety zawziętej, wykształconej, partnerki w interesach. Nas nie kręci posiadanie utrzymanki, bo ją zawsze można kupić...

Elizabeth z trudem panowała nad wszechogarniającą wściekłością, zaciskając dłonie w pięści. Jeszcze nikt nie wykazał się takim tupetem i obcesowym zachowaniem w stosunku do niej, nawet, jeśli pod uwagę wzięła całe swoje dwudziestosześcioletnie życie.

- Myli się pan, panie Bentley. – Spojrzała na mężczyznę z taką samą odrazą, hardo unosząc podbródek. – Teraz dopiero mam pewność, że w życiu będę szczęśliwsza od pana. Fakt, że nie mam tylu pieniędzy jest jedynie moim atutem. Bo jeśli jakiś mężczyzna będzie mnie pragnął, będę miała pewność, że nie robi tego przez wzgląd na moje konto bankowe. Pokocha mnie ze wszystkimi wadami i zaletami, ale nie przez moje pieniądze. Rozumie pan? – Uparcie się w niego wpatrywała, aż Aron Bentley miał ochotę odwrócić spojrzenie. 

Nie zrobił tego.

Nie zgadzał się z nią, ale imponowało mu to, jak mocno wierzy i broni swoich przekonań. Aron już dawno przestał być idealistą, ale znajomość z kobietą o właśnie takich poglądach, była niezmiernie odświeżająca.

- Reasumując, naprawdę wierzysz w to, że istnieje miłość, która nie patrzy na pieniądze? – upewnił się.

- Ja w to nie wierzę, panie Bentley. Ja to wiem – zadeklarowała stanowczo. 

Wyszła z gabinetu, nie patrząc na to w jakie osłupienie go wprawiła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro