Rozdział 8
*Ambar*
Rzeczywiście Jorge się zmienił. Ja również. Nie jestem już tą samą Ambar co kiedyś. Zmieniła mnie ciąża. Dziecko moje i Simona. Wierzę w to, że on też się zmieni. Chociaż w jego oczach czuję nienawiść do świata, Luny i Matteo.
Zabił Jorge, jak on mógł. To nie jest ten Simon, którego znam. To jest bardziej mroczna jego strona. Też byłam taka, pragnęłam zemsty. Na Lunie i Matteo. Zrozumiałam, że każdy zasługuje na szczęście i miłość. Noszę pod sercem, dziecko człowieka, którego kocham ponad życie.
-Simón, musimy porozmawiać.
-Co jest mała?
-Bo ja..ja jestem w ciąży.
-No i niby ze mną?
-Tak.
-To sobie wychowaj to dziecko. Ja go nie uznam. Nienawidze dzieci.
-Ale przecież mnie kochasz. Myślałam, że sobie poradzimy.
-Ty byłaś tylko zabawką skarbie. Punktem zaczepienia. Jesteś kartą informacyjną, aby nikt się nie kapnął za szybko.
-Wyjdź! Nie chcę cię znać.
-Okej, będę za dwie godzinki. Chcesz coś do jedzenia?
-Jagodzianke, a teraz wyjdź.
Wyprosiłam go nie dlatego, że nie chce go widzieć. Tylko dlatego, że chce zadzwonić po pomoc. Pójdę do więzienia za współudział, ale Luna zasługuje na szczęście. Od tygodnia jest nieprzytomna, ale oddycha. Martwię się o nią. Zadzwoniłam po policję, pogotowie. Zastawią pułapkę na Simona. Ja się ulatniam. Sama z moim dzieckiem. Poradzę sobie, mam rodzinę w Hiszpanii.
*Matteo*
Dostaliśmy sygnał od policji, że wiedzą gdzie jest Luna. Zostawiłem Alexa z moimi rodzicami i pojechałem na wskazane miejsce. Policja się ukryła i czekaliśmy tylko na tego gnojka. Zaraz po jego przyjściu wkraczamy.
Wchodzi do budynku. Czekamy na znak. Biegnę do drzwi. Policja wyprowadza Simona w kajdankach, a ja szukam mojego skarbu.
-Moje słoneczko oświeć mi drogę. - mówię do siebie. Od razu głowa wskazała mi trzecie drzwi na lewo. Wywarzam wejście i zauważam Lune na podłodze. Cała osiniaczona na twarzy. Biorę ją na ręce i biegnę do karetki. Jedziemy na sygnale. Trzymam ją za rękę.
Wyrządziłem Ci krzywdę.
Ale nadal Cię kocham i
Będę przy Tobie.
Zawsze.
Lekarze pojechali na badania. Czekam tutaj na mojego tatę, ponieważ mama zajmuje się wnukiem. Zadzwoniłem też do Niny i Gastona. Wychodzi lekarz.
-Przykro mi, ale Pani Valente kilka dni temu zapadła w śpiączkę.
-Ale jak to się stało?
-Ma bardzo poważny uraz głowy. Musiała niestety dość mocno uderzyć czaszką i było to wystarczające, aby nastąpiły zmiany w głowie.
-A kiedy się obudzi?
-Są nikłe szansę, że kiedykolwiek się wybudzi. Przykro mi, muszę już iść.
-Dziękuję Panu.
Moja Luna w śpiączce, gorzej już być nie mogło. Za późno zdałem sobie sprawę, że zrobiłem błąd. Gdyby nie nasza kłótnia, to siedzielibyśmy teraz przed telewizorem.
***
Kolejny rozdział. Jak się podoba? Luna w śpiączce niestety. Mówiąc krótko, książka jest trudna. Ale tak jak w prologu. Trzeba udowodnić co to jest miłość. ❤️💕
Każdy komentarz 💬 i gwiazdka 🌟 motywują. 💗
Dziękuję ~_asia_xx 💋
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro