Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7

Otworzył powoli oczy i od razu się skrzywił.

Poczuł okropny i pulsujący ból z tyłu głowy, a w ustach miał straszną suchość.
Oblizał niezdarnie wargi.

Wziął dwa głębokie wdechy i podniósł się powoli do siadu.

Wtedy jego wzrok powędrował na jego ręce i ubrania, zauważył, że jest cały we krwi, która spływała z jego głowy i z rozciętej wargi.
Szarpnął się gwałtownie, a serce zaczęło szybko bić.

Uniósł dłonie, żeby wytrzeć płynącą  krew, ale dopiero teraz ze zdziwieniem stwierdził, że ma związane ręce.

Uniósł zaskoczony brwi do góry.

Dlaczego jest związany?

Podniósł głowę i rozglądnął się dookoła.

Gdzie on u diabła jest? Co się w ogóle stało?!

Próbował się jakoś wyswobodzić ze sznurów, jednak to nic nie dało, za mocno był związany.

Wyczołgał się powoli z samochodu, przez wyłamane drzwi, ale to wcale łatwe nie było. Związane ręce mu to utrudniały.

W głowie się kręciło i robiło mu się słabo. To pewnie dlatego, że traci krew...

Co się do cholery stało? -przemknęło mu przez głowę, gdy spojrzał na przewróconą furgonetkę.
Zauważył dwóch mężczyzn w środku, którzy się nie ruszali.

Jego wzrok powędrował na drugie auto, które dosłownie wbiło się w latarnię. Dym unoszący się z pod maski obydwu samochodów, nie wróżył nic dobrego.

Rozglądnął się zdezorientowany, ale w około nie było żywego ducha, tylko jakieś opustoszałe skrzyżowanie i przeraźliwie wszędzie głucho.

Właśnie zmierzchało, a on nie wiedział gdzie jest i co się właściwie stało.

Poczuł narastającą panikę.

Upadł na kolana, gdy nagle ból w klatce piersiowej dał o sobie znać. Próbował rozpaczliwie złapać powietrze, zaciskając mocno pięści.

Otworzył usta, ale z nich wydobył się jedynie świst. Ból nasilał się z każdą chwilą, a on nie wiedział co się dzieje.
Panika rosła, a z nią ból.

Uspokój się - pomyślał, wciąż walcząc o oddech.

Nie doż, że nie wie co się stało, to jeszcze nie ma kogo prosić o pomoc.

Przyjdzie pewnie mu tu umrzeć - straszne myśli nie dawały mu spokoju, a to tylko pogłębiało strach.

Powoli podniósł się z kolan i podszedł do mężczyzn w furgonetce, próbujac ich ocucić, jednak i oni byli cali we krwi, do tego nie wyczuł u nich pulsu. To samo w drugim aucie, gdzie znajdował się tylko jeden mężczyzna.

O cholera! Nie żyją! -poczuł jeszcze gorszy strach -co teraz?

Nagle zakręciło mu się w głowie, więc oparł się o samochód.

Oddychał ciężko, jednocześnie próbując zebrać myśli.

Tylko spokojnie -przymknął oczy i próbował się uspokoić -przypomnij sobie chłopie, co się stało.

Nie wiadomo jakby wytężał swój umysł, nie przynosiło to oczekiwanych rezultatów. Istna pustka! Jakby ktoś wykasował mu pamięć.

Wróć! Jesteś na środku jakiegoś skrzyżowania, to już wiesz. Był wypadek, to też już wiesz. Masz na imię... Chwila... no właśnie, jak on ma właściwie na imię?!

Nagle strach oplótł go jeszcze silniej i z przerażeniem stwierdził, że... że nic nie pamięta!
Nie tylko samego wypadku, ale dosłownie nic!

Po co tu jest i gdzie jechał! Czy ci mężczyźni to jakaś jego rodzina? Znajomi?

Kim on sam w ogóle jest?!

Poczuł bezsilność.

Nagle spojrzał na swoje zakrwawione ręce i poczuł, że siły go opuszczają.

Nagle...

Co to?

Podniósł głowę i zobaczył z daleka światła. Zbliżały się powoli i wyglądało na to, że coś jedzie.
Musi tego kogoś zatrzymać i poprosić o pomoc. Musi...

Uczepił się tej myśli, bo być może to jedyna jego szansa na uratowanie się.

Zrobił krok do przodu, ale zachwiał się i upadł znów na kolana.

Wziął głęboki wdech i próbował wsiąść się w garść.

Chłopie, kimkolwiek jesteś nie poddawaj się! -starał się dodać sobie otuchy, bijąc lekko dłońmi o asfalt.

Jednak nie miał sił, żeby się podnieść. A już zrobić kolejny krok, było dla niego nadludzkim wyczynem.

Słabł z każdą chwilą, a to tylko wzmagało strach. Serce biło mu niewiarygodnie szybko, więc za żadną cholerę nie mógł się uspokoić.

Światła zbliżały się coraz bardziej, ale on nie zwracał już na to uwagi.
Głowa bolała coraz bardziej.

Spuścił ją i próbował nabrać głęboko powietrza do wycieńczonych i obolałych już płuc.

Gdy poczuł czyjeś ręce na swoich ramionach i lekkie szarpnięcie, zdołał jakoś unieść głowę.

Mężczyzna o blond włosach patrzył na niego wyczekująco i z przerażeniem w oczach.

Dopiero teraz zrozumiał co jest tego powodem. Przecież był cały we krwi, a to nie był zapewne przyjemny widok.

- Mały, słyszysz? Wszystko w porządku? -jego głos dochodził jakby z oddali.

Chłopak patrzył na niego zamroczonym wzrokiem, a ból głowy nie pozwalał nic powiedzieć. Czuł jak wielka gula dusi go w gardle.

Blondyn przyglądał mu się wyczekująco.

- Wszystko będzie dobrze -uśmiechnął się delikatnie, chcąc dodać mu otuchy.

Brunet skupił wzrok na tym uśmiechu, jakby to miało sprawić, że faktycznie wszystko będzie dobrze.

- Sprawdzę co z tamtymi -usłyszał nagle i spojrzał mu w oczy.

Gdy wrócił, coś jeszcze mówił, ale chłopak nie słyszał już co. Próbował skupić się na słowach, ale ból nie pozwalał.

Potrząsnął lekko głową, jakby chciał odpędzić cały ten ból.

- Boli... -usłyszał swój szept, choć nie czuł, żeby poruszał wargami.

Dziwnie się z tym czuł. Głos należał do niego, ale miał wrażenie jakby cała twarz mu zdrętwiała.

- Już wezwałem pomoc -próbował go uspokoić.

Dopiero teraz zauważył w ręce mężczyzny komórkę.

Czuł, że odpływa, zapada się w otchłań. Dziwne uczucie zaczynało go ogarniać. Dziwne ciepło rozlewało się po jego całym ciele i nagle zdał sobie sprawę, że jest obejmowany przez blond mężczyznę.

Uczepił się mocno jego koszulki i oparł głowę o jego klatkę piersiową, oddychając ciężko.

Oczy powoli mu się zamykały, a on starał się że wszystkich sił do tego nie dopuścić. Próbował odciąć się od bólu, ale w żaden sposób nie było to możliwe.

Znów spróbował coś powiedzieć, ale i tym razem nie mógł wydobyć z siebie głosu.

- Ty, młody, nie odpływaj mi tu. Słyszysz? -potrząsnął nim, a chłopak jęknął z bólu.

- Spać... -wyszeptał, nie podnosząc głowy.

- Żadnego spania! -lekko zirytował się blondyn -spójrz na mnie i nie zamykaj oczu. Zaraz przyjedzie pomoc.

Chłopak zbladł i zaczął się cały trząść. Nagle zrobiło mu się zimno.

Podniósł głowę i spojrzał na mężczyznę, lecz jego obraz zaczął mu się powoli rozmazywać. Niby słyszał, że mówił coś do niego, ale sens słów do niego już nie docierał.

Czuł jakby zapadał się. Spadał w otchłań z której być może nie będzie ratunku.

Nim nastała ciemność usłyszał sygnał karetki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro