6. Grzegorz
- Aaaaaa!
Odwróciłem się w stronę skąd dochodził krzyk i ujrzałem lecącą dziewczynę. Nie myśląc długo zerwałem się na równe nogi i biegiem ruszyłem na ratunek, żeby ona nie wylądowała tak jak ja. Zdążyłem w ostatniej chwili, ale tracąc równowagę poleciałem do przodu razem z nią, jednak obracając się szybko, nie padłem na dziewczynę, tylko ona na mnie. Głowa mnie trochę bolała od uderzenia, ale to nie ja się teraz liczę najbardziej.
- Hej, nic ci nie jest?
Dziewczyna płakała i trzęsła się, prawdopodobnie była w szoku od upadku. Wyglądała mniej więcej na mój wiek... chyba. Włosy miała takie proste, ciemno-brązowe, twarzy nie mogłem zobaczyć, ale tak patrząc na jej skuloną postać można było wywnioskować, że nie była zbyt wysoka. Objąłem ją w tułowiu i przytuliłem do siebie, głaskając lekko po plecach.
- Spokojnie, już nic ci nie grozi.
Sam również potrzebowałem chwili na uspokojenie się, jeszcze chyba nigdy nie ratowałem kogokolwiek. Ona uspokoiła się dopiero po kilku minutach, uniosła głowę i spojrzała na mnie. Zamarłem w bezruchu, łał... jaka ona śliczna. Mój mózg przestał pracować, wszystkie myśli dotychczas kumulujące się w mojej głowie zniknęły albo raczej skupiły się na tej pięknej dziewczynie w moich rękach. Jej oczy zielone z nutką szarości, mały zgrabny nosek i pełne malinowe usta powodowały, że zaparło mi dech w piersiach. Serce nie zwalniało bić choćby na chwilę i mam wrażenie, że chyba zaraz wyskoczy mi z piersi. Nie wiem, czy to zauważyła, ale zgaduję, że tak skoro trzyma głowę na mojej klatce piersiowej.
- Twoje serce... strasznie szybko bije. - powiedziała tym swoim cichutkim głosem.
Otworzyłem usta, żeby jej odpowiedzieć, ale nie mogłem wydobyć z siebie głosu, tylko na zmianę zamykałem i otwierałem buzię. Pewnie wyglądałem jak ryba, która właśnie wylazła z wody. Musiało to być zabawne, ponieważ zaczęła chichotać, a później jej chichot przerodził się w nieco głośniejszy, jednak wciąż nieśmiały śmiech, ale za to jaki cudowny. Spoglądając na nią, uśmiechnąłem się i czekałem, aż przestanie się śmiać, jednak to nie nastąpiło jeszcze przez pewien czas. Ja w milczeniu przypatrywałem się jej zamkniętym oczom, temu, jak uroczo marszczyła nosek i jak ślicznie się uśmiechała.
- Jak masz na imię?
Zapytałem, nie zdając sobie sprawy, że wypowiedziałem to na głos.
- Czemu dopiero teraz pytasz?
- Wcześniej jakby nie miałem okazji.
- Nie wiem, czy wolno mi je ci powiedzieć. Wiesz, ja cię za bardzo nie znam.
- I właśnie po to się przedstawia innym, aby nieznajomy był ci znajomy choćby z imienia.
- Powiedzmy, że ci wierzę.
- Ej, przecież uratowałem cię od upadku. Po co miałbym cię teraz okłamywać?
- No okej.
- A więc, jak masz na imię piękna?
- Natalia.
- Pasuje do ciebie to imię. Jest tak samo ładne, jak ty.
- A ty jak masz na imię?
- Grzegorz.
- Do ciebie też pasuje twoje imię, jest prawie tak mocne, jak twoje teksty na podryw.
- Łał, wiesz niby mówiono mi, że moje imię brzmi poważnie, ale nie aż tak potężnie?
Zaczęła się śmiać i taki był mój cel, aby rozśmieszyć ją i móc usłyszeć, choć jeszcze jeden raz ten słodki dźwięk.
- Ej Grzegorz, mógłbyś przestać? Gapisz się i zaczynam robić się nerwowa.
- Możesz mi mówić Grzesiek, raczej aż takiej różnicy wieku między nami nie ma, żeby zwracać się oficjalnie. No i poza tym, to jak mam przestać patrzeć na ciebie skoro dookoła nic innego nie ma, a ty siedzisz mi na kolanach?
- I dobrze, przynajmniej przy tobie się nie boję.
Powiedziała cicho, zakładając ręce na klatce piersiowej i robiąc minę naburmuszonej dziewczynki.
- Mi również pasuje taki układ.
Patrzyłem ma nią zamyślony i uświadomiłem sobie coś.
- Ej Natalio.
- Ponoć mieliśmy się nie zwracać do siebie oficjalnie.
- Teraz będziesz mi to wypominać?
- Tak?
- Okej, ale tak ogólnie, to mamy dwa wyjścia.
- Jakie wyjścia?
- Albo wstaniemy oboje i poszukamy stąd wyjścia, albo będziemy tak siedzieć i nic nie robić, co nawet bardziej mi odpowiada, ponieważ wolałbym jeszcze chwilę tak posiedzieć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro