Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Książka jest dostępna do zakupu: https://wydawnictwoniezwykle.pl/miss-independent

Bryson

Cholera, dlaczego to zrobiłem? Świetnie, Scott, jak zwykle spierdoliłeś sprawę. Nie mogłem się powstrzymać. Coś pchnęło mnie do tych działań. Coś sprawiło, że chciałem to zrobić. Chciałem ją pocałować, dotknąć jej, poczuć ją. Ona jest tak cholernie podobna do niej.

Kurwa, kutas wciąż pulsuje mi w spodniach. Co ja sobie do cholery myślałem? Ona nie jest łatwą sztuką. Uciekła, spłoszyłem ją. Zacisnąłem gniewnie szczękę i powstrzymałem się przed uderzeniem pięścią w ścianę. Wciąż czułem na ustach ciepło jej różanych warg. Miałem przyśpieszony oddech. Sam nie wiem, czy to z nerwów, czy z podniecenia. Spojrzałem w dół na swoje wybrzuszenie i potrząsnąłem głową. Jesteś popieprzony. Jesteś, kurwa, popierdolony. Jeśli nie będziesz się kontrolował, zrazisz ją do siebie całkowicie, a przecież nie tego chcesz. Jest tu nowa, niewdrożona. Zapragnąłem mieć ją na własność i zrobię to, co w mojej mocy, by tak było.

Wyjąłem telefon z kieszeni i wybrałem odpowiedni numer.

– Przyjdź do mojego gabinetu, teraz – warknąłem, nie czekając nawet na odpowiedź.

Wyszedłem z łazienki, w głębi duszy ciesząc się, że korytarz prowadzący do mojego biura był pusty. Na miejscu zastałem moją osobistą sekretarkę. Bardzo osobistą. Siedziała na biurku, założyła nogę na nogę i odchyliła się do tyłu, opierając dłonie na mahoniowym blacie.

Wiedziała, po co przyszedłem. Wiedziała też, co leży w jej obowiązku. Jej zielone oczy przyciągały mnie kusicielskim tonem. Podszedłem bliżej niej. Jej wzrok zawiesił się na moim kroczu, a palce przesunęły się po torsie. Znała wszystkie moje potrzeby. Nie musiałem długo czekać, kiedy jej dłoń spoczęła na moim kutasie. Ścisnęła go jeszcze przez materiał spodni, oblizując się zmysłowo. Warknąłem gardłowo i chwyciłem ją za biodra, przyciągając do krawędzi biurka.

– Cholera, jesteś wściekły, Scott? – spytała, przyciągając mnie za kark.

Nie chciałem jej całować, musiałbym być pijany, żeby tak się stało. Jej usta spoczęły na mojej szyi, a gorący oddech odbijał się o skórę.

– Żebyś, kurwa, wiedziała – mruknąłem, zamykając po chwili oczy.

Nie wiedzieć dlaczego, wyobrażałem sobie, że to ta młoda dziewczyna, Sophia. Nie patrzyłem na jej twarz, by cały czar nie prysł. Miałem ją po prostu pieprzyć i to wszystko. Iskra podniecenia rozeszła się po moim ciele. Rozpiąłem swój pasek i rozporek. Pociągnąłem ją za rękę, by stanęła na ziemi i obróciłem ją tyłem do siebie. Pchnąłem ją na biurko, przyciskając ją do blatu. Fakt, że Susanne nie miała na sobie bielizny, jeszcze bardziej mnie podniecał.

– Bryson...

– Milcz – warknąłem głosem pozbawionym emocji. Jej głos komplikował sprawy.

Rozchyliłem jej nogi kolanem i wbiłem się w nią bez zbędnego ostrzeżenia. Jęknęła, odchylając głowę w tył, kiedy złapałem ją za włosy. Za każdym razem wchodziłem w nią do samego końca. Moje biodra odbijały się od jej pośladków w rytmicznym tempie, a w całym gabinecie rozległ się znajomy dźwięk. Z każdym pchnięciem moje ciało stawało się coraz bardziej napięte. Nie było delikatnie, nie było czule. Czysta perwersja i czerpanie przyjemności z pieprzenia jej. Położyłem dłoń na jej ustach, dociskając jej głowę do biurka, by uniemożliwić jej krzyki. Jej orgazm sprawił, że zrobiła się dla mnie cholernie ciasna. Mimo tego brnąłem w niej, słysząc, jak zapiera jej wdech. Och tak, zaciskaj się na mnie Sophia, pochłaniaj go całego.

Jęknąłem gardłowo, szczytując w niej. Przeciągnąłem jej włosy za ucho i pocałowałem ją w szyję. Przygryzłem wargę i obserwowałem jak i ona doprowadza się do porządku. Moja sekretarka była doświadczona, znacznie starsza od panny Cole, jednak jej cipka nie dawała mi już takiej przyjemności jak na początku. Poza tym ona miała męża i kto wie, czy tylko my ją pieprzymy. Robił to mój ojciec, teraz robiłem to ja. Często narzekała na brak bliskości ze swoim facetem, jednak nigdy szczerze jej nie słuchałem. Bo tak naprawdę, co mnie to obchodzi? Była stworzona do bycia kurwą. Nie szukała czarującego księcia, mąż był tylko lekarstwem na zabicie poczucia samotności. Była kobietą na jedną noc, nikim więcej. Nie chciałem jej poznawać, nie chciałem zagłębiać się w jej historii, wiedzieć ile słodzi, jak zdrobniale nazywa swojego męża, jak wabi się jej pies. Nie było w niej nic specjalnego i nawet nie próbowała mnie przekonywać, bym tak nie myślał.

– Było inaczej – powiedziała, poprawiając przy tym swoje włosy. – Co się stało? – Uniosła wyraźnie zarysowane brwi, patrząc na mnie.

Spojrzałem na nią przez ramię, kiedy otworzyłem drzwi do garderoby.

– Musiało się coś stać, żebym musiał cię przelecieć? – prychnąłem, zakładając bawełnianą koszulę.

– A przyszedłbyś do mnie bez powodu? – Skrzyżowała dłonie na piersiach i przechyliła głowę z oburzeniem.

Uniosłem brwi na jej słowa i wzruszyłem ramieniem.

– To nie twój pierdolony interes. Zajmij się swoimi sprawami – warknąłem, dopinając guziki.

Złapałem za marynarkę, w międzyczasie spoglądając na zegarek. Spotkanie trwało. Opuściłem gabinet, zmierzając do sali konferencyjnej. Wzrok Sophii spoczął na mnie, gdy wszedłem do środka. Szybko jednak go odwróciła, powracając do prezentacji. Zacisnąłem szczękę i zająłem miejsce obok ojca.

– Co jest ważniejsze od wyników firmy, Bryson? – zapytał z goryczą w głosie.

– Nic, ojcze – oznajmiłem, poprawiając spinki w mankiecie. – Miałem służbowy telefon, to nie mogło czekać – skwitowałem, znów skupiając wzrok na młodej dziewczynie.

Robiła wszystko, by tylko na mnie nie patrzeć. Z jednej strony bawiło mnie jej zachowanie, a z drugiej – nienawidziłem być ignorowany. Wodziłem spojrzeniem za jej ciałem. Sposób, w jaki się poruszała, kurewsko mnie pociągał. Przez resztę spotkania nie potrafiłem oderwać od niej oczu. Nie można jej było odmówić, że jest piękna. Pociągała mnie nie tylko fizycznie. Nie czułem tego od bardzo dawna.

Kiedy zebranie się zakończyło, ojciec miał zaintrygowaną minę, gdy przypatrywał się mojej stażystce. Długo nią nie zostanie. Musiałem coś zrobić, by zachować ją przy sobie.

– Bardzo profesjonalne przedstawienie analizy. Jestem pod szczerym wrażeniem pani charyzmy – wypowiedział pewnym, władczym głosem.

Szatynka uśmiechnęła się szeroko na jego komplement. Objąłem ją ramieniem, przyciągając bliżej siebie. Niemal czułem jak bardzo jest spięta. Kiedy spojrzała mi w oczy, odwzajemniłem jej uśmiech, bo sam też byłem z niej cholernie dumny. Cieszę się, że trafiła pod skrzydła mojej firmy.

– Sophia, poznaj mojego ojca, prezesa zarządu, Stevena Scotta – powiedziałem, skupiając wzrok na jej bocznym profilu.

Moja maleńka zastygła, co mnie szczerze rozbawiło. Przesunąłem dłoń z jej tali na krągły tyłeczek i mocniej go ścisnąłem, podejmując próbę rozluźnienia jej. Kciukiem kreśliłem kółka na jej udzie. Uniosła na mnie zaskoczony wzrok, kiedy wciągnęła powietrze do ust. Wyglądała oszałamiająco. Była tak bardzo podobna... cholera, Scott! Dosyć!

– S- Sophia... Sophia Cole. – Wyciągnęła swoją kruchą dłoń w stronę ojca, którą on ujął i pochylił się, by musnąć ustami jej wierzch.

Pieprzony gentleman. Zawsze zgrywał tego miłego, wspaniałego męża stanu, a ludzie to kupowali. Nikt nie wiedział, że to on stał za moim chłodnym charakterem, zniszczeniem mojego dzieciństwa, mojej psychiki. Nienawidziłem go, a jednocześnie szanowałem. To takie popierdolone.

– Kim ta urocza panienka jest w naszej firmie? – zapytał, nie odrywając wzroku od jej oczu. Pięknych, błyszczących oczu... tak niewinnych i cholernie pociągających.

Wykrzywiłem usta na jego grę. To nie pierwszy raz, kiedy to robił.

– Jestem stażystką... – zaczęła.

– Asystentką – odezwaliśmy się niemal jednocześnie.

Znów na siebie spojrzeliśmy. Mocniej ścisnąłem jej tyłeczek i uniosłem znacząco brew. Musiałem się opanować, by nie pokusić się o przesunięcie dłoni niżej, głębiej... cholera.

– Sophia jest moją asystentką – zaznaczyłem wyraźnie.

– Będziesz szybko piąć się wzwyż z tak wykwalifikowaną postawą, panienko Cole – zachwalał ją. W duszy przewróciłem oczami. – Uważaj, jeszcze zrobi ci konkurencję – zakpił i pokiwał głową z uznaniem. – Nowy biznesman w naszej firmie...

Och, skończ już swoje kiepskie żarty – warknąłem w duszy.

– Bizneswoman, panie Scott – natychmiast go poprawiła.

Uniosłem brwi na jej słowa, a w kąciku moich ust zrodził się uśmiech. Przesunąłem językiem po wnętrzu policzka i zerknąłem na ojca, który przymrużył oczy, wyprostował się, a po chwili uśmiechnął w dość formalny sposób. Och, Cole... ty i ta twoja wyszczekana buzia. Cholera, przez to podobało mi się jeszcze bardziej.

– Bizneswoman... – powtórzył po niej, choć miałem wrażenie, że feminatyw ledwo przeszedł mu przez usta. – ... taka jak pani, może być przyjemną odmianą – dodał z naciskiem na „przyjemną". Chwilę później jego wzrok spoczął na mnie. Poklepał mnie po ramieniu i odszedł.

Odprowadziłem go wzrokiem, dopóki nie zniknął za drzwiami audytorium. Westchnąłem i spojrzałem na stażystkę.

– Miał rację. – Uśmiechnąłem się, by dodać jej otuchy. – Świetnie sobie poradziłaś – dodałem, przejeżdżając językiem po wargach.

– Dziękuję. – Cichy głos opuścił jej usta. Och, nie, maleńka. Nie krępuj się przy mnie.

W kąciku moich ust zawitał uśmiech. Wysunąłem dłoń i przystawiłem do jej policzka. Przesunąłem kciukiem od płatka ucha aż do pełnych, różanych warg. Przełknęła ślinę, a napięcie jej ciała było wyczuwalne. Ująłem jej podbródek i przejechałem po nim palcem, by wzniosła na mnie swój wzrok. W tym momencie się wyprostowała i rzuciła mi wyzywające spojrzenie.

– Śpieszę się – skwitowała, zbywając i wymijając mnie.

Ugh, kurwa, Scott. Musisz nauczyć się trzymać kutasa w spodniach. Zacisnąłem pięści, klnąc pod nosem. Wykrzywiłem usta i wyjąłem z kieszeni telefon, jednocześnie ruszając w stronę gabinetu. Szedłem przed siebie, nie racząc nawet rzucić najprzelotniejszego spojrzenia na moich pracowników. Otworzyłem drzwi i równie gwałtownie je zatrzasnąłem.

Usiadłem w fotelu przed biurkiem i przyłożyłem pięść do zaciśniętych w cienką linię ust. Kurwa. Cholera. Co jest? Dlaczego tak się dzieje?

Wbiłem spojrzenie w jeden punkt, intensywnie myśląc. Co robię nie tak? Chcę ją tylko zerżnąć. Nic więcej. Czy to takie trudne? Przejechałem dłonią po twarzy i warknąłem pod nosem, podchodząc w stronę okien. Obracałem smartfona w dłoni, wodząc wzrokiem po Wall Street. Z zamyślenia wyrwał mnie widok małej, choć odróżniającej się od reszty tłumu, istoty.

Piękna Persefono, to ona, Sophia. Zaraz, co ona do cholery robi? Mój żołądek zacisnął się niemiłosiernie, gdy zobaczyłem, jak zawiesza swoje smukłe ramiona na szyi wysokiego blondyna. To on? To jej facet? Prychnąłem pod nosem i potrząsnąłem głową. Dlaczego była z kimś takim? To zupełnie nie jej typ, był poza jej ligą. Przesunąłem palcem po ekranie telefonu i wszedłem w listę kontaktów. Bezzwłocznie wybrałem odpowiedni numer.

– Panie prezesie, jak miło, że... – zaczął Carter.

– Możesz coś dla mnie zrobić? – wtrąciłem mu się w zdanie, nie odrywając wzroku od mojej stażystki.

– Oczywiście, słucham.

– Wyjrzyj przez okno – zarządziłem.

Usłyszałem, jak się krząta.

– Tak?

– Powiedz mi, Carter, kto to kurwa jest? – warknąłem, kompletnie nieprofesjonalnym tonem.

– Panie prezesie, to jest Sophia, nasza...

– Nie o niej mówię. Ten facet obok niej. Kto to jest? – wyrwałem z kontekstu.

– Nie mam pojęcia, panie... – Zanim zdążył dokończyć, rozłączyłem się. Schowałem telefon do kieszeni marynarki i wyszedłem z gabinetu. Ruszyłem do windy i chwilę później byłem już na dole. Zanim jednak wyszedłem na zewnątrz, samochód z obojgiem zdążył odjechać.

Przekląłem pod nosem i uderzyłem pięścią w futrynę drzwi. Przygryzłem dolną wargę, pozwalając, by krople deszczu swobodnie po mnie spływały. Odchyliłem głowę w tył i przesunąłem palcami po mokrych włosach, pociągając za ich końcówki. Doprowadziłem się do niemożliwego. Popadam w chorą obsesję. Dlaczego tak się dzieje? Czy to dlatego, że ona mi przypomina? Nie, Scott. One są zupełnie różne. Nie popadaj w paranoję, nie rób sobie tego. Nie krzywdź się w ten sposób. Zamknąłeś tamten rozdział. Zrobiłeś to kilka lat temu. Zatrzasnąłeś drzwi. Nie możesz teraz tak po prostu wpuszczać do swojego życia demonów z dawnych lat, tak, jak gdyby był to pieprzony czas na herbatę. To musi zniknąć. Skup się na tym, co jest tu i teraz.

Dziś w terminarzu miałem wizytę u psychologa, którą zabukował mój agent. Podszedłem do czarnego bentleya i otworzyłem drzwi, usadawiając się na tylnych siedzeniach.

– Zawieź mnie do Amandy – rzuciłem do Cartera, zamykając po chwili oczy.

Ta kobieta miała na mnie niesamowity wpływ. Psycholog z powołania. Była aniołem w ciele cholernie seksownej kobiety. Moja frustracja seksualna wzrasta i to jest problem. Z jej usług korzystałem od trzech lat z małymi przerwami. Nikt nie zna mnie tak jak ona. Wszystkie swoje problemy powierzałem jej w przeświadczeniu, że zostanie to między nami, ale nigdy nie pozwalałem jej wiedzieć więcej, niż powinna. Poza tym płaciłem jej niemałe pieniądze.

Gdy już byliśmy na miejscu, bez słowa opuściłem samochód i ruszyłem w stronę budynku wyglądającego jak budowla z czasów renesansu. Eleganckie wykończenie i efektowne wnętrze sprawiało, że czułem się tutaj dobrze. To były moje klimaty.

– Dzień dobry – zacząłem, opierając dłonie na mahoniowym blacie. Młoda, rudowłosa kobieta uniosła na mnie spojrzenie, zaszczycając mnie ciepłym uśmiechem.

– Och, pan Scott. Proszę, pani Crawford jest u siebie w gabinecie – oznajmiła, wskazując dłonią na korytarz po lewej stronie. Skinąłem głową i ruszyłem we wskazanym kierunku. Otworzyłem drzwi, a na widok brunetki za biurkiem, na moich ustach zakwitł szarmancki uśmiech.

– Bryson... – Podniosła się, wyciągając dłoń w moją stronę. Uścisnąłem ją, lustrując wzrokiem jej sylwetkę. – Usiądź, proszę.

Zająłem miejsce na kozetce. Amanda podeszła do mnie z kobiecą gracją i usiadła okrakiem na moim podbrzuszu, kładąc dłonie na torsie. Wpatrywała się w moje oczy i uśmiechnęła się, poprawiając okulary na nosie.

Kiedy wspominałem o tym, że korzystam z jej usług, zaznaczyłem wyraźną dwuznaczność w tych słowach. Wiem, co lubiła. Ona wiedziała, co lubię ja. Między nami od razu zaskoczyło, ale nigdy nie chcieliśmy niczego więcej niż zwykłej relacji typu pacjent – psycholog, choć nacechowanej nietypowymi metodami. Póki to działało, nie rezygnowałem.

– Więc? Co zaprząta twoje myśli? – spytała, rozpinając moją koszulę i odsłaniając klatkę piersiową. Przesunęła paznokciami po mięśniach i przejechała językiem po swych ustach.

– Kobieta. Biznes. Frustracja seksualna. Wszystko mnie przerasta – wydusiłem, zamykając oczy pod wpływem jej dotyku. Akcja z Susanne to zdecydowanie za mało.

– Opowiedz mi o wszystkim... – wyszeptała, całując moją szyję. Jej ponętne usta sunęły po torsie, składając na nim wilgotne pocałunki, wtórując językiem. Czułem się jak w transie. To było idealne, przynajmniej na teraz. Zacisnąłem dłonie na jej biodrach i westchnąłem z pomrukiem.

– Jestem znudzony, Amando. Przykuty grubymi łańcuchami do biznesu. Jestem więźniem, czuję się jak ptak w klatce. Co mi po tym, że żyję, skoro mam wyznaczone terytorium i nie mogę żyć według własnych przykazań? Korporacja jest moim domem. Od urodzenia wszystko kręciło się wokół biznesu. Moja kariera mnie przytłacza – mruknąłem. Przygryzłem dolną wargę, czując jak mięśnie rozluźniają się pod jej anielskim dotykiem.

– Hmm... a kobieta? – spytała z zainteresowaniem, poluźniając mój pasek. Chwilę bawiła się rozporkiem, dopóki nie zsunęła spodni w dół.

– Kobieta... – westchnąłem, czując jak zaciska dłoń na mojej męskości. – To nowa stażystka w naszej firmie. Jest chodzącą boginią, Amando. Żywa puszka Pandory. Pragnę jej, a nie mogę jej mieć.

Gardłowy jęk opuścił moje usta, gdy odchyliłem głowę w tył. Wilgoć jej ust na moim nabrzmiałym penisie wprawiała mnie w obłęd. Wplotłem palce w jej włosy, zaciskając na nich dłoń. Odzywała się we mnie chęć górowania nad nią. Chciałem pieprzyć jej gardło, dopóki nie zacznie się dławić. Nawet gdyby się dławiła, miałbym to gdzieś. Płacę jej za to, by działała na moich warunkach. Przejechałem językiem po wargach i mocniej pociągnąłem za jej kucyk, gdy ta trzymała wodze na mojej przyjemności. Jej wargi zacieśniły się wokół mojego kutasa, ssąc go mocno i szybko.

– Ja pierdolę... – wychrypiałem.

Podniosła na mnie wzrok i uśmiechnęła się zwycięsko. Wypuściła mojego penisa. Ślina kapała jej z ust, ale to jej w niczym nie przeszkadzało.

– Mów do mnie – zażądała.

Zacisnąłem szczękę, starając się zapanować nad swoim ciałem. Moje myśli kręciły się wokół tej małej, pieprzonej Cole. Widziałem ją tylko parę razy i to wystarczyło, by zapadła mi w pamięć.

– Jest kurewsko seksowna, choć zgrywa niewiniątko. Wiesz, jak bardzo kocham takie kobiety. Rżną mnie w łóżku lepiej niż niejedna dziwka – odparłem i podniosłem na nią wzrok. Miała niebiańskie usta, które przyjmowały ochoczo mojego wrzącego z emocji kutasa. Jej język miotał się wokół niego, drażniąc żołądź koniuszkiem.

– Chcę ją. Pragnę jej. Ona właściwie już jest moja – mruknąłem, podgryzając dolną wargę. – Jak tylko ją zobaczyłem, stwierdziłem, że jest idealna. Ciało modelki, jej tyłeczek opięty tą cholerną sukienką. Pieprzyłbym ją wszędzie, Amando – syknąłem, niekontrolowanie wznosząc biodra. – Odczuwam frustrację seksualną. Nawet teraz, spójrz, pieprzysz mnie ustami.

Nie musiałem mówić nic więcej. Chwyciłem jej włosy i tym razem to ja narzuciłem jej swój rytm. Posłusznie pochyliła głowę, kiedy pieprzyłem jej usta. Dławiła się, a znajomy dźwięk wydobywał się z jej gardła, dopóki nie doszedłem. Amanda dumnie oblizała wargi i przełknęła ich zawartość niczym ulubioną słodycz. Wytarła kąciki ust i uśmiechnęła się do mnie. Obserwowałem, jak doprowadzała się do porządku. Poprawiłem spodnie i zapiąłem koszulę.

Podeszła do mnie, zarzucając mi dłonie na szyję i przysunęła się na tyle blisko, że nasze ciała stykały się ze sobą. Pocałowała mnie, wdzierając język do ust, przez co mogłem poczuć swój własny smak. Przesunęła paznokciami po karku, wplatając palce we włosy. Jęknęła, gdy złapałem ją za tyłeczek i podniosłem ją. Amanda oplotła nogi wokół moich bioder i otarła się o krocze. Warknąłem, czując, że mój kutas wzrasta w siłę. Pieprzona nimfomanka. Wiedziała jak to robić.

Odstawiłem ją, obserwując jak odsuwa się do biurka. Chichot opuścił jej usta, gdy podgryzła palec wskazujący.

– Jak do niej startujesz? – spytała, odkładając swoje okulary z czarną oprawką na blat biurka.

– Krępuje się przy mnie, dlatego wykorzystuję to. Kiedy ją pocałowałem, spłoszyła się i uciekła. Dziś miałem okazję pieścić jej tyłek, ale nie wyglądała na zaszczyconą tym faktem – odparłem. Poprawiłem kołnierzyk i zmierzwiłem włosy do tyłu.

– Panna niedostępna? – zachichotała, siadając na biurku. Położyła nogę na nogę i przechyliła głowę do boku, stale mnie obserwując.

– Panna niezależna – prychnąłem, uśmiechając się pod nosem na tę myśl. – Co jest wkurwiające – dodałem, siadając w fotelu.

– Powinieneś nieco przyhamować, wyluzować się. Jesteś strasznie spięty. Spróbuj zwyczajnego życia, Bryson – poradziła mi, na co ja zmarszczyłem brwi. Zwyczajnego życia?

– Co to znaczy?

– To znaczy, żebyś spróbował czegoś nowego. Może spróbuj zacząć biegać? Pić mniej kawy? Odizolować się od firmy i zająć sprawami osobistymi? – zaproponowała, uśmiechając się zalotnie. Wykrzywiłem usta w zamyśleniu i pokiwałem głową. To nie taki kiepski pomysł, ale jak długo to potrwa? Ile czasu potrzeba, by wrócić do normalności?

Normalności? Czym właściwie jest moja normalność? Gdzie jest jej początek? Gdzie ją zgubiłem? Jeśli nie wiem, gdzie zacząć, skąd mam wiedzieć, gdzie skończyć?

Wyszedłem z budynku. Carter czekał na mnie przy samochodzie. Przynajmniej teraz nie byłem tak spięty. Wsiadłem do auta i odetchnąłem, odchylając głowę w tył.

– Dokąd teraz, panie Scott? – spytał szofer.

– Dobre pytanie, Carter. Dokąd teraz? – westchnąłem. Mimo wszystko nienawidziłem siedzieć sam wśród czterech ścian, ale często nie miałem wyboru. Jeśli chcę spróbować czegoś nowego, od czego powinienem zacząć?

Mężczyzna zmarszczył czoło. Odwrócił się w moją stronę i lekko przymrużył powieki.

– Wszystko w porządku, proszę pana?

– Co jest nie tak? – spytałem, przenosząc na niego oczy.

– Nie rozumiem... – Potrząsnął głową z czymś w rodzaju dezorientacji.

Oczywiście, że nie rozumie. Ja też nie rozumiem. Gdzie są granice normalności? Czym jest ta normalność? Kto ustala kto jest normalny, a kto nie? Kiedy mam wiedzieć, że wyszedłem poza kręgi tego gówna? To takie popieprzone.

– Czym się zajmujesz, Carter? – Ściągnąłem brwi. – Co robisz, gdy nie jesteś moim kierowcą?

Mężczyzna patrzył na mnie tak, jakbym był naćpany lub co najmniej pijany. Nie mogę powiedzieć – rozbawiło mnie to. Musiało być ze mną naprawdę źle, skoro teoretycznie najbliższa mi osoba – mój własny kierowca – jest zdziwiony najprostszymi pytaniami.

– Cóż, panie Scott, chodzę na basen, trenuję krav magę, wychowuję córkę, czasem zdarza mi się coś ugotować – wymieniał, a gdy o tym mówił, linie jego twarzy utworzyły się w wyraz prawdziwego szczęścia.

Carter był przykładnym ojcem, którego zawsze chciałem mieć. Polubiłem go jednak za to, że nigdy o nic nie pytał. Rozumiał moje milczenie i jeśli musiał, odbierał je jako odpowiedź. Mimo że ograniczaliśmy się jedynie do służbowych spraw, traktowałem go niemal jak przyjaciela. Jego oczy wiele widziały, jego uszy słyszały niejedno rzucone słowo, był świadkiem wielu rzeczy i czasem dziwiłem się, że znosił to przez tyle lat.

            Wykrzywiłem usta w zamyśleniu i zerknąłem na panel z zegarem.

            – Zawieź mnie do domu, Carter...

TA OPOWIEŚĆ ZOSTANIE WYDANA: dalsze losy bohaterów będziecie mogli poznać w formie papierowej ♥

ZAPRASZAM DO POLUBIENIA MOJEJ STRONY AUTORSKIEJ:

https://www.facebook.com/nahbabewattpad

TWITTER: nahmafia

INSTAGRAM: autorkajoanna

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro