04
Kolejne lekcje mijały dosyć zwyczajnie. Na historii mięliśmy niezapowiedzianą kartkówkę.
– Tylko piszcie małymi literami, żeby się zmieścić, bo nie dam wam kolejnej kartki... – powiedział jak zwykle profesor.
– Tak, tak wiemy. Mamy oszczędzać papier! – krzyknął ktoś z drugiego końca sali.
Na geografii zostałam poproszona do tablicy, na której została wyświetlona mapa.
– Skoro twierdzisz, że uważasz na lekcji, wskaż teraz miejsce, w którym w 2266 roku ostatni raz znaleziono ropę naftową – oznajmiła nauczycielka.
- No...yy... - Oczywiście wiedziałam o co jej chodziło. W połowie 23 wieku skończyła nam się ropa naftowa. Tylko gdzie to było?
– Tak myślałam. Wracaj na miejsce.
Na chemii pracowałam w dużym skupieniu, żeby nie wsypać za dożo siarki, gdy nagle ktoś wrzasnął. Usłyszałam jakiś syk i poczułam dym.
– Wszyscy do wyjścia ewakuacyjnego! – oznajmiła nauczycielka i zaraz potem rozbrzmiał alarm przeciwpożarowy, a ze zraszaczy pod sufitem polała się woda. Chyba ktoś użył za dużo siarki.
Moim oczom ukazał się niknący w wieczornym półmroku dom ze sztucznym ogrodem na dachu. Co prawda wyglądał prawie tak samo jak te dwa obok, ale w jego oknie widziałam Louisa myjącego szybę. Kiedy podeszłam bliżej robot pomachał mi sztywno metalową łapą, w której trzymał gąbkę. Podeszłam pod górę po równym brukowanym chodniku i wskoczyłam na schodki. Wyciągnęłam z kieszeni mokrych spodni kartę i przeciągnęłam ją przez czytnik przy domofonie. Drzwi rozsunęły się, a ja weszłam do środka i znalazłam się w korytarzu.
– Louis! – zawołałam, a gdy tylko robot się zjawił podałam mu mój przemoczony płaszcz, szalik i buty. – Wysusz mi to – poleciłam, a robot posłusznie zabrał moje rzeczy do łazienki.
– Co ty, prysznic brałaś?! – spytał Jerry ostrożnie schodząc po schodach, żeby nie wylać kawy z kubka.
Spojrzałam na swoje przemoczone ubranie.
– Można tak powiedzieć. – Skierowałam się w stronę kuchni i zajrzałam do lodówki. – Jest sushi?
– Nie ma. Jak będziesz go tyle jadła to w końcu zmienisz się w Chinkę.
– Masz coś do Chińczyków? – spytałam z zabawną miną.
– Nie, w końcu to nasi sojusznicy! – odpowiedział mając na myśli lokalizację drógiej bazy CBE.
– Czyli nie ma tego sushi?
– Nie i...zaraz... – Spojrzał na zegar w kuchni pokazujący godzinę 17:20 – czy ty nie powinnaś być jeszcze w szkole?
– Powinnam, ale na chemii ktoś przesadził z siarką i włączył się alarm, a nas wszystkich posłali wcześniej do domu.
– Dobra, to już wiem czemu jesteś taka mokra.
Wyjęłam kilka pomarańczy i wrzuciłam je do termomixa.
– Sok pomarańczowy poproszę – oznajmiłam, a maszyna wzięła się do pracy. – Wiesz, że matematyczka stwierdziła, że nadawałabym się do CBE? – zwróciłam się do brata, który obecnie siedział na krześle przy białym blacie i pił swoje latte.
– Mogłabym tam pracować – stwierdziłam, a Jerry wypluł kawę z taką siłą, że wylądowała na krześle po drugiej stronie blatu. Zaraz też zjawił się Louis i kręcąc głową pościerał plamy.
– Że co? – spytał mój brat.
– Przecież jeszcze wczoraj mówiłeś, że bym się tam nadawała.
– Nie no, spoko, ja nie mam nic przeciwko, ale...ty chodzisz do szkoły. Wiesz? Pamiętasz? To takie miejsce, w którym dzisiaj ktoś wzniecił pożar...
– Dobra, nie wydurniaj się. – Przewróciłam oczami. – Z resztą ty też zacząłeś tam pracować zanim skończyłeś liceum...
– Ostatnią klasę.
– No i?
– A ty jesteś w drógiej.
– A co to za różnica?!
– Pamiętasz jak musiałem łączyć szkołę z pracą?
– Teraz też tak robisz – odpowiedziałam oglądając swoje pomalowane na zielono i czarno paznokcie. – Tylko, że łączysz pracę ze studiami. Taka różnica.
– No widzisz?
– Co? Jak lenisz się przez cały dzień w domu? Też tak chcę! Dlatego pogadasz ze swoim szefem i załatwisz mi pracę. – Zabrałam z kuchni gotowy sok i oparłam się o barek siorbiąc pomarańczowy płyn.
– Nie codziennie mam studia.
Nic nie powiedziałam. Siorbnęłam tylko jeszcze głośniej.
– Aaa! Dobra! Niech. Ci. Będzie. Pogadam z szefem!
– Tak! – wrzasnęłam. W tym momencie do domu przyszła mama.
– Co, tak? – spytała zdezorientowana.
– Będę pracować w CBE! – krzyknęłam.
– Jeszcze nie wiadomo – poprawił mnie Jerry.
– Świetnie córeczko – zachwyciła się mama, a ja tylko kątem oka zobaczyłam jak mojemu bratu opada szczęka. – To bardzo odpowiedzialna praca. Cieszę się, że idziesz w ślady brata. A co tam w szkole?
– Mięliśmy pożar na chemii...
– To znaczy, że mięliście bardzo survivalową lekcję! – nie "nic się nie stało?" tylko "ale super!" moja mama jest...dziwna. – Oglądałam kiedyś taki film survivalowy o pożarze w lesie i...
– Tak, tak wiemy – przerwałam jej. - Opowiadałaś nam go chyba tysiąc razy.
– A co dostałaś z tego angielskiego? – spytała zmieniając temat.
– Trójkę...
– To nic, ważne, że wiedziałaś jak się zachować w trakcie pożaru!
– Aha...ale za to dostałam 6 z matematyki.
– Też dobrze.
– Louis! – zawołał nagle Jerry. – Odniesiesz mój kubek?
– Oj dzieci, dzieci – powiedziała mama. – Nie rozumiem was. Nawet ludzie nie mają imion, a wy robota nazwaliście. – Podeszła do zlewu i odkręciła kran, z którego poleciała nienaturalnie wręcz błękitna woda. – Co to? Filtr nam się psuje?
– Najwyraźniej – odpowiedziałam przyglądając się podejżanie mojemu sokowi. Dobrze wiedziałam, że taki odcień wody świadczy o jej niskim pH.
– W mojej kawie pewnie była taka kwaśna woda – stwiedził Jerry i zaczął kaszleć.
Wytrzeszczyłam oczy przerażona, że się zatruł, ale wtedy on powiedział:
– Nabrałem was! – Po czym wybuchnął śmiechem. Następnie mama zrobiła mu kazanie na temat jego zachowania, a ja z nudów kręciłam Louisa w kółko. Chyba mu się to nie podobało.
Tata dosyć szybko - jak na niego - zgodził się, żebym zaczęła pracę jako naukowiec, z czego bardzo się cieszyłam. Nie sądziłam, że pójdzie tak szybko. Po przekonaniu go do tego pobiegłam na górę, przypomniawszy sobie o zadaniu domowym. Kiedy już znalazłam się w pokoju zamknęłam za sobą dźwiękoszczelne drzwi i puściłam z głośników muzykę. No, teraz mogłam się zabrać za zadanie! Jednak rozwiązując równania wciąż zastanawiałam się nad tym jak wygląda teraz baza CBE od środka. Byłam tam tylko dwa razy i to kiedy byłam mała. Wiele mogło się w tym czasie zmienić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro