Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

04

Kolejne lekcje mijały dosyć zwyczajnie. Na historii mięliśmy niezapowiedzianą kartkówkę.
– Tylko piszcie małymi literami, żeby się zmieścić, bo nie dam wam kolejnej kartki... – powiedział jak zwykle profesor.
– Tak, tak wiemy. Mamy oszczędzać papier! – krzyknął ktoś z drugiego końca sali.
Na geografii zostałam poproszona do tablicy, na której została wyświetlona mapa.
– Skoro twierdzisz, że uważasz na lekcji, wskaż teraz miejsce, w którym w 2266 roku ostatni raz znaleziono ropę naftową – oznajmiła nauczycielka.
- No...yy... - Oczywiście wiedziałam o co jej chodziło. W połowie 23 wieku skończyła nam się ropa naftowa. Tylko gdzie to było?
– Tak myślałam. Wracaj na miejsce.
Na chemii pracowałam w dużym skupieniu, żeby nie wsypać za dożo siarki, gdy nagle ktoś wrzasnął. Usłyszałam jakiś syk i poczułam dym.
– Wszyscy do wyjścia ewakuacyjnego! – oznajmiła nauczycielka i zaraz potem rozbrzmiał alarm przeciwpożarowy, a ze zraszaczy pod sufitem polała się woda. Chyba ktoś użył za dużo siarki.

Moim oczom ukazał się niknący w wieczornym półmroku dom ze sztucznym ogrodem na dachu. Co prawda wyglądał prawie tak samo jak te dwa obok, ale w jego oknie widziałam Louisa myjącego szybę. Kiedy podeszłam bliżej robot pomachał mi sztywno metalową łapą, w której trzymał gąbkę. Podeszłam pod górę po równym brukowanym chodniku i wskoczyłam na schodki. Wyciągnęłam z kieszeni mokrych spodni kartę i przeciągnęłam ją przez czytnik przy domofonie. Drzwi rozsunęły się, a ja weszłam do środka i znalazłam się w korytarzu.
– Louis! – zawołałam, a gdy tylko robot się zjawił podałam mu mój przemoczony płaszcz, szalik i buty. – Wysusz mi to – poleciłam, a robot posłusznie zabrał moje rzeczy do łazienki.
– Co ty, prysznic brałaś?! – spytał Jerry ostrożnie schodząc po schodach, żeby nie wylać kawy z kubka.
Spojrzałam na swoje przemoczone ubranie.
– Można tak powiedzieć. – Skierowałam się w stronę kuchni i zajrzałam do lodówki. – Jest sushi?
– Nie ma. Jak będziesz go tyle jadła to w końcu zmienisz się w Chinkę.
– Masz coś do Chińczyków? – spytałam z zabawną miną.
– Nie, w końcu to nasi sojusznicy! – odpowiedział mając na myśli lokalizację drógiej bazy CBE.
– Czyli nie ma tego sushi?
– Nie i...zaraz... – Spojrzał na zegar w kuchni pokazujący godzinę 17:20 – czy ty nie powinnaś być jeszcze w szkole?
– Powinnam, ale na chemii ktoś przesadził z siarką i włączył się alarm, a nas wszystkich posłali wcześniej do domu.
– Dobra, to już wiem czemu jesteś taka mokra.
Wyjęłam kilka pomarańczy i wrzuciłam je do termomixa.
– Sok pomarańczowy poproszę – oznajmiłam, a maszyna wzięła się do pracy. – Wiesz, że matematyczka stwierdziła, że nadawałabym się do CBE? – zwróciłam się do brata, który obecnie siedział na krześle przy białym blacie i pił swoje latte.
– Mogłabym tam pracować – stwierdziłam, a Jerry wypluł kawę z taką siłą, że wylądowała na krześle po drugiej stronie blatu. Zaraz też zjawił się Louis i kręcąc głową pościerał plamy.
– Że co? – spytał mój brat.
– Przecież jeszcze wczoraj mówiłeś, że bym się tam nadawała.
– Nie no, spoko, ja nie mam nic przeciwko, ale...ty chodzisz do szkoły. Wiesz? Pamiętasz? To takie miejsce, w którym dzisiaj ktoś wzniecił pożar...
– Dobra, nie wydurniaj się. – Przewróciłam oczami. – Z resztą ty też zacząłeś tam pracować zanim skończyłeś liceum...
– Ostatnią klasę.
– No i?
– A ty jesteś w drógiej.
– A co to za różnica?!
– Pamiętasz jak musiałem łączyć szkołę z pracą?
– Teraz też tak robisz – odpowiedziałam oglądając swoje pomalowane na zielono i czarno paznokcie. – Tylko, że łączysz pracę ze studiami. Taka różnica.
– No widzisz?
– Co? Jak lenisz się przez cały dzień w domu? Też tak chcę! Dlatego pogadasz ze swoim szefem i załatwisz mi pracę. – Zabrałam z kuchni gotowy sok i oparłam się o barek siorbiąc pomarańczowy płyn.
– Nie codziennie mam studia.
Nic nie powiedziałam. Siorbnęłam tylko jeszcze głośniej.
– Aaa! Dobra! Niech. Ci. Będzie. Pogadam z szefem!
– Tak! – wrzasnęłam. W tym momencie do domu przyszła mama.
– Co, tak? – spytała zdezorientowana.
– Będę pracować w CBE! – krzyknęłam.
– Jeszcze nie wiadomo – poprawił mnie Jerry.
– Świetnie córeczko – zachwyciła się mama, a ja tylko kątem oka zobaczyłam jak mojemu bratu opada szczęka. – To bardzo odpowiedzialna praca. Cieszę się, że idziesz w ślady brata. A co tam w szkole?
– Mięliśmy pożar na chemii...
– To znaczy, że mięliście bardzo survivalową lekcję! – nie "nic się nie stało?" tylko "ale super!" moja mama jest...dziwna. – Oglądałam kiedyś taki film survivalowy o pożarze w lesie i...
– Tak, tak wiemy – przerwałam jej. - Opowiadałaś nam go chyba tysiąc razy.
– A co dostałaś z tego angielskiego? – spytała zmieniając temat.
– Trójkę...
– To nic, ważne, że wiedziałaś jak się zachować w trakcie pożaru!
– Aha...ale za to dostałam 6 z matematyki.
– Też dobrze.
– Louis! – zawołał nagle Jerry. – Odniesiesz mój kubek?
– Oj dzieci, dzieci – powiedziała mama. – Nie rozumiem was. Nawet ludzie nie mają imion, a wy robota nazwaliście. – Podeszła do zlewu i odkręciła kran, z którego poleciała nienaturalnie wręcz błękitna woda. – Co to? Filtr nam się psuje?
– Najwyraźniej – odpowiedziałam przyglądając się podejżanie mojemu sokowi. Dobrze wiedziałam, że taki odcień wody świadczy o jej niskim pH.
– W mojej kawie pewnie była taka kwaśna woda – stwiedził Jerry i zaczął kaszleć.
Wytrzeszczyłam oczy przerażona, że się zatruł, ale wtedy on powiedział:
– Nabrałem was! – Po czym wybuchnął śmiechem. Następnie mama zrobiła mu kazanie na temat jego zachowania, a ja z nudów kręciłam Louisa w kółko. Chyba mu się to nie podobało.

Tata dosyć szybko - jak na niego - zgodził się, żebym zaczęła pracę jako naukowiec, z czego bardzo się cieszyłam. Nie sądziłam, że pójdzie tak szybko. Po przekonaniu go do tego pobiegłam na górę, przypomniawszy sobie o zadaniu domowym. Kiedy już znalazłam się w pokoju zamknęłam za sobą dźwiękoszczelne drzwi i puściłam z głośników muzykę. No, teraz mogłam się zabrać za zadanie! Jednak rozwiązując równania wciąż zastanawiałam się nad tym jak wygląda teraz baza CBE od środka. Byłam tam tylko dwa razy i to kiedy byłam mała. Wiele mogło się w tym czasie zmienić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro