I. Fioletowy morderczym kolorem?
22.09.1993
Fazowsze
Witamy wszystkich uczniów liceum im. Jana Fazowsza w porannym programie przedlekcyjnym "Tryskamy Optymizmem". Mamy kolejną ofiarę śmiertelną — martwa Kenna Parks została znaleziona o ósmej rano w sali gimnastycznej. Dziękujemy za uwagę. Kucharka Stasia smaży dziś na obiad racuszki. Życzymy smacznego w imieniu dyrekcji.
— Siema, emo dupo wołowa. — Violet Mulligan rzuciła pełną naklejek z pokemonów deskorolkę w siedzącą na podłodze Purple. Jak zwykle notowała zaparcie w swoim notatniku. — Wyglądasz debilnie. — Rudowłosa uśmiechnęła się, unosząc dumnie głowę.
— Wow — wydusiła, nie odrywając wzroku od kart zapisanych znaczeniami kwiatów. — Dzięki, o to właśnie mi chodziło, Ginger. — W jej głosie kryła się czysta obojętność. Równie dobrze mogła mówić to sama do siebie.
Violet klapnęła obok Purple, a zaraz z oddali wyłoniła się drobna sylwetka odziana w zbrudzone paliwem ogrodniczki.
— Znowu randkowałaś z robotami? — Piegowata uśmiechnęła się zadziornie. — Czekam, aż zaczniesz uprawiać z nimi seks.
Lauren uśmiechnęła się ostrożnie, jak to miała w zwyczaju, za to czarnowłosa dziewczyna w hipisowskiej czerwonej sukience, odezwała się, nadal nie patrząc na swoje przyjaciółki.
— Czekam, aż wy dwie zaczniecie między sobą kręcić. — Jej twarz przybrała coś na wzór małego uśmiechu. W końcu odwróciła w ich stronę dziennik z narysowanym kaktusem i różą. — Lauren jest piękna, więc jest różą, a ty...
— Nie jestem piękna. — Złotowłosa o oczach koloru czystego morza pokręciła głową. Policzki miała rumiane, twarz nadzwyczajnie gładką, a usta koloru jasnych płatków róż.
— A ja jestem zboczona tak? — Ruda uniosła kącik ust w arogancki dla siebie sposób. Poprawiła dekolt fioletowej koszulki. — Luz, zgadzam się, pani mądralińska.
— Miałam na myśli, że jesteś agresywna, kiedy ktoś się do ciebie zbli...
W tym samym momencie dało się dosłyszeć skrzekliwy krzyk. Cała trójka spojrzała po sobie, za to siedząca po środku Violet zacisnęła mocniej szczękę, zastanawiając się, czy wyciągnąć z kieszeni dziurawych jeansów scyzoryk, czy może jeszcze zaczekać.
Lauren położyła dłoń na jej nadgarstku, kręcąc przy tym delikatnie głową, jakby domyśliła się zamiarów rudowłosej co do Edwarda.
— Panienko Purple! — Udarł się długowłosy blondyn z ściętą nierówno grzywką. Violet zmrużyła lekko oczy, choć starała się nie ukazać zaskoczenia, że po raz pierwszy nie chodzi o nią.
Panna Purple patrzyła znużonym wzrokiem na bladą twarz, być może bardziej dziewczęcą niż jej, Edwarda Hoppera. Przewodniczącego koła badaczy genitalii żab, byłego psychopatycznej Mulligan oraz sąsiada zmęczonej bezsensem egzystencji, adoptowanej przez kwiaciarkę i właściciela zakładu pogrzebowego... ach, jej sąsiada, no tak.
— Jeśli skrzywdzisz którąś z moich przyjaciółek, odetnę twoje genitalia... — Ruda nie skończyła, gdyż ten uśmiechnął się ułomnie, dodając:
— Violeciu, skarbie, to raczej wy powinnyście się bać, że ta hipiska wam zaraz poodcina głowy.
Lauren wychyliła się zza przyjaciółki i zmierzyła pytającym spojrzeniem brunetkę. Ta za to wzruszyła jedynie dość nieudolnie ramionami — choć w głębi serca była lekko zdziwiona, nie miała zamiaru tego ukazywać jak większości swoich emocji — w końcu Edward Jestem Idiotą Hopper potrafił wymyślać naprawdę niestworzone historie. Raz ze łzami w oczach opowiadał o porwaniu przez ufo, a następnego dnia jego matka przybiegła ochrzanić połowę szkoły za naśmiewanie się z jej bezbronnego syna. Bezbronny synulek raz próbował wrzucić mi szkło do racuszków pani Stasi, pomyślała ze zgrozą, choć nadal utrzymywała kamienną twarz.
— Masz zamiar znowu nasłać na mnie swoją matkę czy może ochrzcić moje racuchy okruchami wazonu rozbitego przez Flima? — spytała, wpatrując się w niego.
— Nic z tych rzeczy, sierotko. — A po chwili zaśmiał się głosem mutogennej kaczuchy. Przyjaciółki popatrzyły po sobie niepewnie, za to Violet ponownie chwyciła za naręcze fioletowego scyzoryka. Tym razem Purple złapała jej dłoń.
— Więc czego chcesz? — odparła, ponownie odwracając się w stronę blondyna.
— Radzę się wyrażać — powiedział z wyższością, aż nawet Lauren przewróciła powoli niebieskimi oczętami. — Bo moja mama...
— Mam gdzieś twoją matkę.
— A to ciekawe. — Z kieszeni wyciągnął najgorszej wersji dyktafon.
Purple wstrzymała parsknięcie, za to Violet kipiała całą agresją do swojego byłego chłopaka. Wyrwała mu z drobnych rączek narzędzie i wywarczała do mikrofonu:
— Weźcie do psychologa tego pojebańca.
Edward momentalnie zaczerwienił się i krzyknął szybko:
— Mamusiu, wybacz jej, to wszystko wina Purple!
Lauren pociągnęła dyktafon w swoją stronę i rzuciła uroczym głosikiem:
— Pozdrawiam — zaczęła się śmiać, a twarz Hoppera na moment rozpogodziła się. Chyba bardzo ją lubił. Niczym badanie genitalii żab.
Chłopak z trudem odebrał z rąk swojej byłej dyktafon — ekscytując się każdym dotykiem jej piegowatych dłoni.
— Cóż, ale nie o mamusi mowa — odchrząknął. A następnie chaotycznie wskazał na swoją ukochaną sąsiadkę. — Jesteś morderczynią!
Od pewnego czasu zaczęły ginąć w szkole coraz to kolejne uczennice, a raz nawet uczeń, które wcześniej miały głębsze relacje z Metanem. Fakt, Purple to zauważyła i fakt, była zdziwiona, że dziwnym trafem nadal żyje na tym popapranym świecie. Ewentualnie byłe dziewczyny nie zaliczały się do tej jakże miłej selekcji.
— Zerwał z tobą rok temu — kontynuował swe tłumaczenia. — Logiczne, że z zazdrości chciałaś się zemścić!
Edward Hopper chyba naprawdę nienawidził czarnowłosej hipiski. A odkąd zerwała z nim jego Violecia skarb był wyjątkowo zirytowany i obwiniał o to ich przyjaźń.
— Logika to chyba nie twoja mocna strona. — Starała się zachować swoją odwiecznie chłodną mimikę, lecz mimo wszystko poczuła ukłucie w sercu. Czy on naprawdę pomyślał, że byłabym w stanie zabić kogoś, komu się szczęści z tym dziwakiem Hawkingsem?
— Poza tym chyba pomyliłeś osoby — wcięła się Violet, odpakowując z folii czekoladowego batonika. — Ja jestem psychopatką i planuję twoją zagładę, plebsie — rzekła, wziąwszy dużego gryza.
Za to Edward jak najszybciej starał się wyłączyć dyktafon.
° 🌼 °
Ból serca bywa czasem bardziej trudny do zniesienia niż zwichnięty palec czy skręcona kostka. Purple zdecydowanie właśnie tak się czuła — i wszystko z winy głupawego zakochania, które wpisało ją na karty podejrzewanych szkolnych kryminalistek. I właśnie za tę jedną małą rzecz nienawidziła, a zarazem kochała niemiłosiernie Metana Hawkingsa — nauczył ją odczuwać jakiekolwiek emocje.
— Purple. — Usłyszała stanowczy ton Violet. Zawsze wydawała się taka pewna siebie. — Przecież wiemy, że nie byłabyś w stanie zabić jakiś zjebów sto razy głupszych od siebie. — Ten komplement wywołał na twarzy dziewczyny półuśmiech. — Okej, może i kradniesz słodycze z kiosków, ale zabijać nie zabijasz.
Lauren skinęła głową.
— Fazowsze są w ogóle jakieś powalone — dodała. — Wszyscy to kompletni...
— Kretyni — dokończyła za nią Purple.
— Chciałam rzec ignoranci. — Złotowłosa, w prawdzie farbowana, uśmiechnęła się nieśmiało.
Stanęły w trójkę po środku korytarza, gdzie odgrywała się prawdziwa komedia wymieszana z dramatem i kompletną tragedią.
— Chociażby Flim i Flum. — Lauren wskazała niedostrzegalnie głową na parę siedzącą w kącie. — Codziennie piszą do siebie romantyczne listy o treści jak tam? a Flum odpisuje, że wspaniale. On to oczywiście łyka, a gdy siedzą razem, nawet ze sobą nie gadają.
Dziewczyny skinęły głową z podziwem. Lauren Smith odzywała się niezwykle rzadko, ale jak już to zawsze z ogromną gracją.
Tym razem Violet skrzywiła się lekko na widok Louise — dziewczyny nAjWiĘkSzEgO bAd BoYa.
— Widać, że jest anorektyczką. Choć próbuje zakryć to swoim sztucznym uśmiechem, pozując do tanich czasopism.
— A jej matka to jeszcze popiera — szepnęła Lauren.
Purple skinęła ciemną czupryną na koleżankę stojącą obok Louise. Była nieco pulchna, lecz niezwykle rozbawiona.
— Jej najlepsza przyjaciółka we wszystkim ją pociesza, lecz wzamian nikt nie potrafi jej pocieszyć, gdy wieczorami leży bezczynnie na łóżku, gapiąc się w sufit. — Westchnęła. Poczucie totalnej pustki musi być bardziej dobijające niż łez na policzkach.
I choć dalej korciło je do obgadywania ludzi, musiały na dosłownie moment zaprzestać, gdy stanął przed nimi niewysoki brunet odziany w bejsbolówkę.
— Charles Quentin — zaaranżowała Lauren. — Cześć.
Violet uśmiechnęła się gangstersko, kładąc ręce na biodrach. Palcem wskazującym zaczepiła o swój czarny lakierowany pasek.
— Uważa się za cholernego bad boya, a w prawdzie jest bAd dZiEcIaKiEm.
— I nas słyszy — dodała Purple.
Wszystkie trzy zamilkły, przybierając niewinne mimiki.
— Dziwaczki — mruknął, chcąc przepchnąć się między Purple a Violet, jednak na marnę. Zmarszczył brwi, jak to miał w zwyczaju, gdy był poirytowany [czyt: czyli zawsze]. — O co wam kur...
— Widzę, że ktoś tu jest nie w sosie. — Rudowłosa wyszczerzyła się wrednie. Dźgnęła go łokciem. — Co?Podskakiwałeś do trzecioklasistów, a może pierwszak znów dał ci w nos? Przyznawaj się.
Gdyby opisać jednym słowem rudowłosą drugoklasistkę zawsze ubraną w baddasowe fioletowe ciuszki, można byłoby się pokwabić o określenie — Cholernie Wredna. Ach, nie, to są akurat dwa słowa.
Violet Mulligan nie dawała sobie dmuchać w kaszę, ale innym już dokuczać lubiła. Twarz wykrzywiała wtedy w chamskim uśmieszku, a usłana piegami buźka dodawała jej tylko baddasowego uroku.
— Jeszcze jedno słowo, a ty zaraz oberwiesz w nos — rzucił obrażony.
Quentin, choć miał już bitą siedemnastkę na karku, bardzo często stroił chimery siedmiolatka lub co gorsza nabuzowanej laski przed okresem. Również był chyba najbardziej cringową postacią w całej szkole — chciał budzić respekt, dyrdem uciekając przed wkurzonymi szesnastolatkami lub typowo odbierając im drugie śniadanie, w rezultacie kończąc głową w śmietniku.
Ach, Charles, ty dziki bad boy. Strach się ciebie bać.
— Louise z nim zerwała. — Chłopak zatrzymał się, słysząc ten obojętny ton głosu. Stał cały czas tyłem do mówiącej Purple i jej dwóch przyjaciółek. — No co? Mam to gdzieś.— Wzruszyła ramionami, widząc zdziwione twarze dziewcząt. — Po prostu sekretarka mówiła o tym w "Tryskamy Optymizmem".
Charles zacisnął szczękę i odepchnął brunetkę na przeciwległą ścianę. Violet błyskawicznie wyciągnęła scyzoryk ze spodni, gdyż zszokowana Lauren nie zdążyła jej powstrzymać.
— Puszczaj ją! — huknęła, a jej brązowe oczy zabłynęły pod wpływem adrenaliny.
— Jeśli jeszcze raz o tym wspomnisz — dodał, potwierdzając nieświadomie jej słowa. — To wszyscy dowiedzą się, że zamordowałaś Parks i wszystkich innych.
Uśmiechnęła się prześmiewczo. Kretyn, pokręciła głową lekceważąco.
— I co z tego? — Ściszyła głos. Nie zabiłam ich. Dlaczego więc czuję ból? Może ból już dawno stał się częścią mojego życia, gdyby mogła wzruszyłaby ramionami, podkreślając swoje myśli. Zamiast tego patrzyła prosto w jego równie zielone oczy. Miał podobnie bladą twarz i także czarne włosy. Jednak w przeciwieństwie mimikę stroił ostrą, kiedy od niej bił spokój.
W tym samym czasie pani Grażyna
— nauczycielka chóru "Uśmiechnięta Zwłoka" — przeszła po korytarzu, uderzając w srebrzysty triangel długą pałeczką. Zignorowała Violet dzierżącą w ręku scyzoryk, wręcz uśmiechnęła się do niej z serdecznym dzień dobry, Mulligan i wyminęła, z malującym się na twarzy spokojem, trzymającego za gardło Purple Charlesa.
Oznaczało to początek drugiej lekcji.
— No to geometria, kochani — odparła ironicznie brunetka i położyła dłoń na ramieniu Quentina. Zmierzyła go długim spojrzeniem. — Nie zastraszysz mnie. Ani nikogo innego, braciszku. — Ściszyła głos, za to on rozgladnął się z obawą, że ktoś mógł ich mimo wszystko usłyszeć. Nikt całe szczęście nie słyszał.
— Zerwała ze mną dla tego twojego jebanego Metana — szepnął. Niestety nie zabrzmiał tak buntowniczo, jak chciał zabrzmieć. Choć twarz miał napiętą, Purple czuła jego przejęcie zbyt mocno. Aż samo ją zabolało, pomijając fakt, że usta, które niegdyś całowała, teraz obśliniała anorektyczna modelka Louise. — Wiem, że ich nie zabiłaś przecież. — Przyjrzała się twarzy chłopaka, zauważając, że złagodniał.
Wyciągnął z kieszeni sporą sumkę, zbliżył się do brunetki i podał jej ostrożnie pieniądze.
— Nie mów twoim starym — ostrzegł ostro. — Moim tym bardziej. — Poklepał ją bratersko po ramieniu, a następnie odszedł swoim pewnym menelskim krokiem, wbijając dłonie do kieszeni drogiej bluzy. — Szmata! — dodał głośno, tak, aby dziewczyny niczego się nie domyśliły.
Za to na twarzy Purple malował się bardzo delikatny uśmieszek. Okej, może i rodzina Quentin była bardzo próżna, a Charles bywał dupkowato — żałosny, jednak mimo wszystko jako brat na odległość spisywał się całkiem nieźle. No i zabawnie swoją drogą.
— Skończyliście się już miziać? — rzuciła Violet, zbliżając się w stronę brunetki. Choć nie chciała tego okazać, w jej oczach błysnęła zazdrość.
Lauren spojrzała ukradkiem na Purple, a Purple w odpowiedzi na Lauren. Ta pierwsza skinęła ostrożnie jasną czupryną na znak, że czas wykrzyczeć:
— O mój Boże, Violet — zaczęły. Złotowłosa piszczała swym uroczym głosikiem, natomiast głos drugiej balansował po otchłaniach obojętności. — Czyżbyś się...
I czar zgrania gdzieś zniknął.
— ...zakochała w Quentinie?! — wykrzyczała Lauren.
— ...spierdziała?
Lauren spojrzała pytająco na Purple, za to Violet wybuchnęła śmiechem.
— Nie pomyślałam, że ktoś poczuje.
° 🌼 °
Witam Was na Fazowszu. Rozgoście się, rozdajemy darmowe udka z człowieka¡ 💓
IzgaXD MagMery
żyjmy fikcją literacką, ale i wiedzcie, że Was kocham, a jak się kogoś kocha, to się nim inspiruje 😍
i nie tylko Wami
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro