Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5

Gdy przysypiał usłyszał huk zamykanych drzwi i aż podskoczył wystraszony, otwierając szybko oczy.

Serce momentalnie zaczęło mu gwałtownie bić.

Gdy ktoś włączył światło, Shosuke zmrużył je pod wpływem światła.

To Yamato szybkim krokiem zbliżył się do chłopaka i kucnął obok łóżka, na którym leżał.

Ciemnowłosy popatrzył na niego przerażony. Gdyby nie miał związanych rąk, szczelnie okrył by się kocem.
Tak na wszelki wypadek...

Wiedział, że mężczyzna w każdej chwili może zrobić coś na co chłopak nie byłby przygotowany. Zresztą nigdy by nie zgadł jakie zboczone myśl siedzą w jego głowie.

- Dzisiaj kociaku jest twój szczęśliwy dzień -odezwał się brązowowłosy i uśmiechnął szeroko.

Shosuke zaskoczony uniósł brwi.

Wiedział, że odkąd tu jest, żaden dzień nie był szczęśliwy, więc co w tym miało być takiego szczególnego?

- Właśnie zostałeś kupiony -oznajmił mu radośnie mężczyzna -chociaż twój nowy właściciel to kawał szui, to nieźle za ciebie zapłacił.

Oczy chłopaka rozszerzyły się.

O czym on do niego pieprzy?! Został właśnie sprzedany! I to ma być to szczęście?!

Chociaż wiedział, że to nastąpi, to i tak nie był na to przygotowany. Zresztą kto by był...

Jego życie w ciągu kilku sekund okazało się, że jest do dupy! Jeszcze gorszej, niż w dniu w którym został porwany i trafił tu. Że już nie wspomni o tym co przeżywał każdego dnia...

Chociaż, w jednym tylko miał szczęście, że nie był gwałcony, jak większość tu uprowadzonych osób.

Ciekawe, czym sobie na to zasłużył...

- Ciesz się młody -niebezpiecznie blisko zbliżył się do niego, na co chłopak gwałtownie próbował się odsunąć, ale przeszkodą była ściana za nim i związane ręce, które utrudniały ruch.

No jest kurwa z czego!

- Musisz być grzeczny i posłuszny, bo Connor nie lubi nieposłuszeństwa. Uwielbia zadawać różne kary, które osobiście wymierza swoim niewolnikom. Już kilku z nich skończyło pod ziemią, nie wytrzymało tej tortury...

Brunet poruszył się gwałtownie.

Dziwiło go to, że mówił o tym tak spokojnie, jakby to była najnormalniejsza rzecz pod słońcem.

Oczami wyobraźni już widział siebie w trumnie i to nie był piękny widok. Wzdrygnął się. Jednak mężczyzna wcale się tym nie przejął.

To może od razu niech go zabije, wtedy skończy się ten koszmar... -przeszło mu przez głowę, ale nie wypowiedział tego na głos.

Jakoś nie miał odwagi. Chuj wie co by tym razem wymyślił. Przekonał się nie raz, że jedno jego słowo nie tak i wszystko obracało się przeciwko niemu.

- Tu miałeś jak w raju w porównaniu z tym co cię czeka u niego -ciągnął dalej mężczyzna.

Raj? O jakim raju on mówi? Przecież pobytu tu rajem na pewno nazwać nie mógł!
Codziennie bowiem słyszał przeraźliwe krzyki i płacz innych przetrzymywanych tu osób. Czasem miał wrażenie, że prędzej czy później z tego wszystkiego padnie mu na łeb. Cud, że jeszcze się to nie stało.

Nastolatek był załamany, właśnie dowiedział się, że został sprzedany i to jeszcze okazuje się prawdziwemu sadyście i gorszemu pojebowi!

- Za tydzień ludzie Connora ciebie odbiorą, także jeszcze trochę się sobą nacieszymy -wyrwał go z niewesołych myśli i znów się uśmiechnął.

- Gdzie ja... jadę? -dopiero teraz brunet odezwał się, przełykając głośno ślinę.

- Nie martw się kociaku, trafisz pod właściwy adres. A teraz coś zjedz -przysunął mu tacę z jedzeniem -bo inaczej mi się oberwie, żeś takie chuchro.

Connor był obrzydliwe bogaty, był też można by rzec stałym klientem brązowowłosego. Kupił już od niego kilku chłopaków i nie żałował przy tym na nich grosza, dlatego też Yamato wolał nie stracić tak hojnego klienta.

Poza tym, zaznaczył już na samym początku, że jeżeli ktoś dobierze się do tyłka ślicznego bruneta, policzy się z nim osobiście.
Mężczyzna może go karać za nieposłuszeństwo, ale na tym koniec.

- No jedz -popędził chłopaka -a może wolałabyś, żebym ciebie nakarmił, co? -uśmiechnął się delikatnie.

Chłopak w milczeniu przeniósł wzrok na tacę z jedzeniem. Jak w takiej chwili mógłby jeść? Łzy nabiegły mu do oczu, ale zagryzł mocno wargę, żeby powstrzymać się przed rozpłakaniem.

Musi być twardy.

Za wszelką cenę nie dać się złamać, nie dawać satysfakcji brązowowłosemu. Plan ucieczki już dawno wyrzucił z głowy, bo wiedział, że nie ma żadnych szans na to, więc po co niepotrzebnie karmić się nadzieją.

Czasem zanim zasnął, zastanawiał się jak zniesie obcy dotyk na swojej skórze, gdy zostanie sprzedany? Jak będzie mógł uprawiać seks z obcym facetem? Jak będzie mógł poddać się jego żądaniom? Czy starczy mu sił, by znosić to codziennie?

Nie zastanawiał się już dlaczego go to spotkało, czym sobie na to zasłużył.
Czasem miał wrażenie, że były takie dni, że się po prostu poddawał... że czasem wszystko było mu obojętne...

Ale i były takie, w których się strasznie bał i płakał z bezsilności.

Wciąż przerażał go Yamato. Do tego człowieka to się raczej nigdy nie przekona, za dużo krzywdy spotkało go z jego strony.

- No co jest?! -zmrużył oczy gniewnie mężczyzna -ogłuchłeś czy jakiej cholery?

- A jak mam niby to zrobić, geniuszu, przecież jestem związany! -burknął brunet, bo nagle w jego głowie zrodził się pomysł...

- A tak... racja -opamiętał się brązowowłosy -wiesz co, za bardzo jesteś wyszczekany kociaku, ale podobasz mi się. Tylko bez numerów, jasne? -popatrzył mu prosto w oczy i wziął się za rozwiązywanie sznurów.

Shosuke kiwnął lekko głową, jednak nie zamierzał spełnić jego polecenia.

Porwał go, przetrzymuje, wiele razy bił, a on może ma być teraz grzeczny? A w życiu! Może... może jednak uda mu się jakoś stąd wydostać... Niby porzucił myśli o ucieczce, ale co szkodziło spróbować...

Gdy tylko jego ręce zostały uwolnione, rzucił się z pięściami na tamtego, lecz chyba się przeliczył, bo mężczyzna miał nad nim przewagę siłową.
Był nieźle napakowany, a brunet wyglądał przy nim jak dziecko z podstawówki.

Wściekły Yamato złapał go za ręce i przycisnął do ściany.

- Słuchaj kociak, teraz to mnie wkurwiłeś! -wycedził -koniec cackania się! Za karę z chęcią bym się z tobą zabawił, ale twój nowy właściciel chyba by mnie zabił. Chciałem być miły, ale nie to nie...

Miły? Dobre sobie -zadrwił w myślach nastolatek.

- Nie jestem żadnym kociakiem! Nie nazywaj mnie tak! -szarnął się młody -i na pewno nie będę posłuszny! Zapomnij!

- Jeszcze zobaczymy -uśmiechnął się bezczelnie mężczyzna i zmrużył oczy -nie takie uparciuchy tu były i dawałem sobie z nimi radę, z tobą nie będzie inaczej. Nie powiesz mi, że te dni co tu spędziłeś niczego cię nie nauczyły?

- Puszczaj! -zaczął się wyrywać, lecz bardziej go docisnął do ściany, także chłopak teraz nie mógł za bardzo oddychać.

Próbował złapać powietrze, jednocześnie na wszelkie sposoby próbując się uwolnić.

- Spokojnie kociaku! Kara musi być -podniósł się i na nowo związał mu ręce -ale teraz nie będzie przyjemnie... -mówiąc to pociągnął go i zarzucił sobie na ramię jak worek ziemniaków.

Mężczyzna szedł szybkim krokiem. Widać, że był naprawdę wściekły.
Gdy nastolatek zobaczył gdzie idą, gwałtownie się poruszył.

Znał już to miejsce. Przez ostatnie dni był tu, można powiedzieć, częstym gościem.

To tu, w tym pokoju, pierwszy raz doświadczył ogromnego bólu. Pamiętał dokładnie ten dzień i ile czasu tu spędził.

- Proszę... ja... ja już będę grzeczny... -poprosił płaczliwym głosem wystraszony chłopak, próbując się wyrwać.

Pożałował, że spróbował uciec. To chyba był duży błąd... Bardzo duży...

- Już za późno, trzeba było myśleć wcześniej. Musisz dostać nauczkę! -przywiązał przerażonego chłopaka do ściany za ręce, dociskając mocniej sznury, na co ten krzyknął z bólu.

- Proszę... -zapłakał brunet, znów się szarpiąc, jednocześnie przecierając sobie nadgarstki do krwi.

- No i po co zadajesz sobie sam więcej bólu, nie wystarczy, że dostaniesz go ode mnie -zaśmiał się mężczyzna, wyciągając pas.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro