Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Na zawsze

Był sobie raz śpiewak, który znalazł miejsce w sercach wrażliwych.

W całkiem młodym wieku zdobył on popularność, śpiewając tylko to co leżało mu na sercu. Nic popularnego, nic nowego i nic starego.
Piosenki były po prostu jego, a okazało się, że do wielu osób dociera jego twórczość i zapada im w pamięci.

Zbigniew był skromny, mądry i wrażliwy ale także bardzo stanowczy.

Idąc raz warszawską ulicą, gdy było już trochę ciemno i trochę mokro po deszczu, miał wrażenie że słyszy czyjś śpiew. Wracał z koncertu, swojego własnego i może po prostu się przesłyszał.

Może to drzewa?
Może ptaki?
Deszcz?
Albo duchy tych co odeszli...

Lub zwykły wiatr.

Im bliżej był starej kamieniczki, tym wyraźniej słyszał. Poprawił jasnego kucyka i zaciekawiony zajrzał w okno.
Teraz był pewny, że ktoś grał na skrzypcach.

Były to dźwięki piękniejsze od całego świata, czystsze niż łza Jezusowa, cichsze niż świerszcze na łące.
I smutniejsze niż dusza Zbigniewa.
Idealne piękno, jak jęk synargolicy wzywającej z gniazda swojego partnera.

To grał jakiś kruchy chłopak, zapatrzony w deszcz, którego już dawno nie było. Tylko krople, jak łzy spływały po szybie.

Piosenkarz artysta, pewny siebie stanął pod oknem, zerkając przez koronkową firankę na chłopaka. Nie był wiele młodszy od niego, a sam blondyn miał wtedy jakieś dwadzieścia lat.
Czarne włosy i wyzywający, zadarty nos utwierdził Zbyszka w przekonaniu, że nie ma do czynienia z aniołem.

Czy można bardziej się mylić?

Skrzypek zauważył go i na początku się speszył, ale nie zrobił tego co wszystkie płoszne dziewoje z książek i nie uciekł. Chyba rozpoznał Zbigniewa nie jako Połówkę a piosenkarza. Może fan?

Patrząc mu prosto w oczy, lecz nie otwierając okna zaczął grać na skrzypcach pierwsze nuty jego własnego utworu.
Zbigniew na początku nie rozpoznał swojego dzieła.

W tych delikatnych rękach i szlachetnym drewnie, brzmiały zgoła inaczej. Szlachetnie.
Piękniej, smutniej i bardziej tęsknie.
Skrzypek wołał o miłość w nieswojej piosence.

Wielu fanów pokazywało swoje interpretacje utworów Zbyszka, ale to nie był jakiś tam odtwórczy pokaz.

To była całkiem nowa piosenka...

***

I tak się stało, że bardzo szybko zostali parą. Fanów i pieniędzy przybywało, a Zbigniew chciał dać Edwardowi dom. Skrzypek zawsze jeździł z nim w trasy i na koncerty, wierny jak pies. Nigdy jednak już nie zagrał mu na skrzypcach. Bał się marnować czas, więc tego nie robili.

I powiedział mu wprost, że jego stan jest ciężki. Nie będzie żył długo.

- Będziesz żył pięknie. Będziesz żył ze mną. - szepnął patrząc mu w oczy.

Piękniejszej miłości świat nie widział. Artysta miał swoją muzę tuż przy sobie i to na zawsze.
Sława go nie zmieniła i został w głębi duszy tym nadmorskim chłopakiem, bardzo lubiącym plażę. Nie że względu na bikini tylko na klimat i ciszę.

A gdy cisza na plażach stała się rzadkością, ułożył o tym lekką piosenkę.

***

Gdy mieli już dom a większość świata ich zaakceptowała (na początku nie było łatwo - takie czasy.) Zbigniew był w pełni zakresu możliwości i pełen chęci do tworzenia. Miał swoją muzę tuż obok siebie.

Gdy Muza sobie spała a jej naga, mlecznobiała pierś falowała niczym morze (skryte także w jej oczach) artysta doznawał olśnienia.
Gdy Edward kładł się spać, piosenki nie było.
Gdy się budził, była.

- Może elfy mi ją przyniosły, gdy tak drzemałem? - rozbawiony oskarżeniem swego narzeczonego, że znów zarwał noc, Zbigniew zaniósł się perlistym śmiechem.

Przy Edwardzie można było zanosić się i śmiechem i płaczem. Byle był obok.

***

Zaczęły nadchodzić takie czasy, że czarnowlosy nie mógł ciągle być u boku swojej Połówki. Nie nadążał za ludźmi z zespołu, jednak Zbigniew zwalniał kroku żeby tylko być obok niego i pomagać mu chodzić.
Wkrótce zamiast niego robiła to kula.
Nie myślcie, że w oczach piosenkarza Ed był przez to brzydszy. Stał się jeszcze piękniejszy, a co najważniejsze dzięki technologii i medycynie żył dłużej niż te swoje głupie dwadzieścia lat, co je mu ktoś wywróżył...

Część druga nastąpi niebawem. Zastanawiam się nad całą książką. Czy to dobry pomysł?

Ostro inspiruję się Wodeckim.

Poproszę jakieś ładne, długie komenatrze :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro