Rozdział 30
Jeongguk pov.
Od rozmowy z rodzicami minął jakiś tydzień. Po raz kolejny wyjechali w delegację... Ale tym razem zostawiając mnie samego. Stwierdzili, że jestem już dorosły na to, więc nie dzwonili po żadne nianie ani bliskich z rodziny.
Z Jiminem też nie rozmawiam od dwóch dni. Pokłóciliśmy się. Wprawdzie to moja wina, ale mam swoją dumę i nie będę się takimi pierdółkami przejmował.
Była godzina dziewiętnasta, w sumie już było ciemno. Siedziałem na kanapie i oglądałem horrory. Standard. W dłoni trzymałem telefon i zastanawiałem się, czy napisać Jiminowi przeprosiny na messengerze. Dwa dni, a już za nim tęsknię... Wszedłem w jego dymek chatu. Akurat siedział na naszej konwersacji i coś pisał. Może też postanowił mnie przeprosić? Mimo tego, że nie wiem za co miałby mnie przepraszać.
Jungkook ❤: Cześć Jimin... Chciałbym cię przeprosić za moje zachowanie... Zawsze stawiam na swoim i to moja wada... Mimo, że nie ma racji to i tak się kłócę... Minęły dopiero dwa dni, a ja już cholernie tęsknię, heh. Trochę mnie to śmieszy. Więc... Bardzo przepraszam. Spotkamy się jutro? ❤
W tym samym momencie i Jimin wysłał swoją wiadomość.
Jimiś ❤: Jungkook, nie mam zamiaru z tobą dłużej być. Poznałem kogoś innego w ciągu tych dwóch dni. Nie kłóci się ze mną o byle co, tak jak ty to robiłeś. Powodzenia w życiu.
/Usunięto twój pseudonim/
/Zmieniono ikonkę czatu na 👍/
/Ustawiono kolor czatu na 💙/
Serce zaczęło mi bić jak szalone. Ale jak to? Poważnie zdążył pokochać kogoś innego w dwa dni?
Jeon Jeongguk: Jimin, kochanie... Nie rób mi tego...
Kliknąłem strzałkę, żeby wysłać wiadomość...
/Nie można wysłać wiadomości/
Jak to kurwa nie można? Ponownie kliknąłem strzałkę.
/Nie można wysłać wiadomości/
Ale dlaczego...? Dlaczego mi to zrobił? Odłożyłem telefon zrezygnowany i przykryłem się kocem po sam nos. Łzy naleciały mi do oczu i swobodnie zaczęły spływać po moich policzkach... Dlaczego to zawsze ja mam takiego pecha? Jeszcze jakiś psychopata się na mnie uwziął!
W kuchni usłyszałem huk. Znowu tłuczonego szkła... Schowałem się już całkiem pod kocem i starłem łzy. Chwilę przeczekałem. Nic się dalej nie działo. Wyłoniłem głowę spod koca i spojrzałem na korytarz, który prowadził do kuchni. Powoli wstałem i niepewnie podążyłem do kuchni. Spojrzałem najpierw na... no cóż, samą ramę bez szyby, a potem na odłamki szkła leżącego na posadzce. Zamarłem, gdy zobaczyłem kolejny kamień z wiadomością. Ponownie spojrzałem na ramę okna, a potem podniosłem ten kamień.
"Widzę cię."
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro