Rozdział 8
*Luke*
- Niestety mam też złe wiadomości. - zaczął lekarz, patrząc na nas współczująco.
Zerknęłem w stronę Summer, która spojrzała na mnie w tym samym czasie zdezorientowana, a zarazem przestraszona.
- Ale z dzieckiem wszystko okey, tak? - zapytałem. Musiałem zapytać.
- Tak. Tak spokojnie, z maleństwem jest, jak najbardziej w porządku.
- A teraz mogę mieć pytanie do Pani? - zwrócił się w kierunku brunetki.
- Oczywiście, co się dzieje? - odparła z przerażonym wyrazem twarzy.
- Czy w Pani rodzinie, jakaś kobieta miała problemy podczas ciąży, porodu lub jest bezpłodna? - zapytał doktor.
Summer chwile siedziała wpatrzona w podłogę, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Jedyne co wiem. To, że moja mama miała bardzo duży problem podczas ciąży. Mogła poronić. - odpowiedziała. - A czy to ma coś wspólnego? - zapytała zdezorientowana.
- Niestety ma bardzo dużo wspólnego. - westchnął smutno.
- Może nam Pan już powiedzieć co się dzieję? - warknęłem wściekły.
- Luke... - zwróciła mi uwagę zielonooka.
- Przepraszam. - powiedziałem, patrząc w stronę lekarza.
- Niech się Pan nie przejmuje. Rozumiem. - uśmiechnął się pocieszająco. - Jest 99% prawdopodobieństwa, że nie będzie mogła Pani zajść w kolejną ciążę. - dodał.
Zamurowało mnie i widziałem kątem oka, że Summer też. Powoli w kącikach jej oczu, zaczęły zbierać się łzy. Wiedziałem, że nie wytrzyma długo i zacznie płakać.
- Przepraszam, ale duszno mi. Mogę wyjść na zewnątrz? - zapytała cicho, łamiącym się głosem.
- Tak. Proszę. - wskazał gestem drzwi.
Sekundę potem było słychać tylko trzask drzwi przez które wyszła brunetka. Przetarłem zmęczony twarz i zwróciłem się ku lekarzowi.
- Dziękuję Panu, ale teraz Summer mnie potrzebuję. - rzuciłem, podałem rękę mężczyźnie i już kierowałem się do drzwi, gdy w ostatnim momencie mnie zatrzymał.
- Niech Pan pamięta, że jest jeszcze ten 1% szans. - uśmiechnął się przyjaźnie. - A dodatkowo niech Pan przypomni ukochanej, że za miesiąc musimy się znów zobaczyć i sprawdzić, jak się czuje dziecko. - przypomniał.
- Dobrze. Będę pamiętał. - uśmiechnąłem się najszerzej, jak było mnie w tym momencie stać i wyszedłem z gabinetu, rzucając krótkie: 'Do widzenia'.
Szybko wybiegłem z budynku, szukając wzrokiem brunetki. Dostrzegłem ją siedzącą na kamieniu przed wyjściem. Podszedłem do niej i jednym ruchem otarłem jej łzy, które i tak dalej płynęły po twarzy. Przytuliłem ją mocno do siebie i westchnąłem głośno, słysząc, jak zaczyna szlochać w moją kurtkę.
- Kochanie... - szepnęłem jej cicho w ucho.
- Wiesz co boli najbardziej? - zaczęła.
- Co?
- Pamiętasz jedną z pierwszych naszych rozmów, jak napisałam, że chciałabym mieć 3 lub 5 dzieci? - przy ostatnich słowach głos jej się załamał.
- Tak. Pamiętam słoneczko. - odpowiedziałem po cichu.
- T-to się ni-nie spełni. - zaszlochała na cały głos i jeszcze mocniej się we mnie wtuliła.
- Hej głowa do góry. - powiedziałem i chwytając ją za podbrudek, podniosłem jej głowę tak by mogła spojrzeć mi w oczy.
Serce mi się łamało, gdy patrzyłem w te jej piękne, zapłakane zielone oczka. Kocham ją całym sercem i może to okropne, że będziemy mieć tylko jedno maleństwo, ale teraz bardziej boli widok jej cierpienia.
- Może i będziemy mieli tylko jedno maleństw, ale będzie to nasz malutki skarb. A teraz nie możesz płakać i się załamywać. Oboje nie możemy. Teraz najważniejsza jest nasza kruszynka. Kocham ją całym sercem tak, jak ciebie. - wyznałem.
I dopiero teraz mogłem podziwiać jej piękny, ale nadal niestety przesiąknięty bólem uśmiech.
- Kocham cię Luke. - zaśmiała się smutno.
- Ja ciebie też kochanie. Ja ciebie też... I ciebie mój malutki skarbie też. - wyszeptałem, nachylając się nad brzuszkiem Summer i całując go przez materiał bluzki.
*******
Smutno mi. :'(
Kocham Was,
xx
-Nat
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro