Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 44

*Summer*

W pierwszej chwili, gdy tylko się obudziłam nie miałam zielonego pojęcia co się dzieję i gdzie jestem. I dopiero po pewnym czasie dotarły do mnie wydarzenia z ubiegłego dnia. Momentalnie moje oczy zaczęły łzawić, a ja nawet nie wiem kiedy rozpłakałam się na dobre, nawet nie panując nad swoim szlochem.

Nie mogę uwierzyć, że tak po prostu mi to zrobił. Wiem, że mówiłam mu o tym, że ma sobie znaleźć kogoś innego, ale miałam nadzieję, że zaczeka z tym, aż mnie już nie będzie. Ale widocznie bardzo się pośpieszył. Ale zresztą czemu mu się dziwię. W końcu ostatnimi czasy nie mieliśmy ze sobą bliższych relacji... i teraz wszystko spadło na mnie, jak grom z jasnego nieba. Tyle razy mówiłam mu, że go kocham, a on to ignorował, uśmiechał się i mówił: 'Wiem.'. Czyli ten romans musi już trochę trwać.

Ale dlaczego w takim razie mi się oświadczał? Dlaczego zachowywał się, jakby nic się nie działo. Może po prostu się nade mną litował? Został ze mną z litości. I co teraz będzie z małą? Kto ją wychowa, skoro ja nie będę mogła?

Moje rozmyślenie przerwało pukanie do drzwi. Powiedziałam ciche: 'Proszę.' i już po chwili wyłoniła się z nich czerwona czupryna Michael'a.

- Mogę? - zapytał, patrząc na mnie nie pewnie.

- Jasne. To twój dom, więc możesz robić co chcesz. - odparłam zachrypniętym głosem, jednocześnie dając mu do zrozumienia, że nie szczędzę sobie łez tego ranka.

- Aktualnie jest to też twój dom. Masz się tu czuć, jak u siebie, Sam. - rzucił, podchodząc do łóżka i siadając na brzegu. - Nie możesz przez niego płakać. I nie mam zielonego pojęcia co w niego wstąpiło. To do niego nie podobne. Między wami było tak dobrze, tak dobrze wam się układało. Mała się niedługo urodzi... - w tym momencie mu przerwałam.

- No właśnie... niedługo. Czyli niedługo mnie tu nie będzie. I...

- Nie mów tak! Ja wierzę, że dasz radę i jesteś silna. Urodzisz prześliczną córeczkę i będziesz mogła śmiało oglądać, jak dorasta, jak chodzi do szkoły, jak podrywają ją chłopacy. Uwierz mi jestem w 100% pewny, że przeżyjesz. A lekarz to idiota, po prostu. - zaśmiał się sam ze swoich ostatnich słów.

- Michael ja... - w tym momencie też musiało mi coś przerwać, tylko tym razem był to telefon zielonookiego. Wyciągnął go z kieszeni swoich rurek i spoglądając na ekran telefonu, od razu spojrzał na mnie. - To Luke.

- Nie ma mnie tu, jeśli dzwoni w tej sprawie. - rzuciłam i siedziałam cicho, a Clifford westchnął głośno i wcisnął zieloną słuchawkę. I prawie od razu włączając głośnomówiący.

[M] - Hej stary. Co jest? - powiedział beztrosko.

[L] - Hej... słuchaj, bo jest sprawa. - zaczął i słuchać było po jego głosie, że jest zmartwiony. Nie trzeba było mnie zdradzać, idioto.

[M] - No słucham cię.

[L] - Jest u ciebie Summer?

[M] - Nie, nie ma jej, a co się stało?

[L] - Uchh... wróciłem wczoraj do domu i jej już nie było. Myślałem, że poszła do Cler czy coś, ale jej rzeczy też zniknęły i kurwa Michael... boję się, a co jak jej się coś stało?

[M] - Nie panikuj młody. Będzie dobrze. Sam to duża dziewczynka i sobie poradzi, bez względu na wszytko. Nie musisz się o nią martwić. Na pewno niedługo wróci. A teraz stary jakbyś się z nią skontaktował czy coś to daj znać, okey?

[L] - Okey. Dzięki, ale Mike...

[M] - Tak?

[L] - Jakby Summer do ciebie dzwoniła, albo byś ją widział... to powiesz mi, dobra?

[M] - Jasne Luke.

I gdy tylko rozległ się sygnał oznaczający, że połączenie dobiegło końca, oboje odetchnęliśmy z ulgą.

- I co teraz, mała? - zwrócił się do mnie, po 5 minutach milczenia.

- Nie wiem, Michael. Nie mam zielonego pojęcia.

*******

Postanowiłam sobie nowe postanowienie, że tyle ile razy nie było rozdziału... tyle razy dodam dodatkowy rozdział. Hmm... ale z góry wiem, że mi się to nie uda, bo książki mi nie starczy ;'D

Kocham Was,

xx

- Nat :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro