Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 40

I jest rozdział!!! Cieszycie się?!

P.S Jeśli interesuję Was czemu nie było tak długo rozdziałów to na dole jest notka o tym :* 

*******

*Summer*

Usłyszałam dzwonek do drzwi i jak oparzona wstałam z kanapy. Od kluczyłam drzwi i kamień spadł mi z serca, gdy zobaczyłam w drzwiach blondynkę.

- Cler.. tak strasznie się martwiłam. Miałaś być 20 minut temu. - zauważyłam z wyrzutem w głosie.

- Wiem, przepraszam. Były takie straszne korki, że to się w głowie nie mieści. Dodatkowo ci ludzie jechali, jakby chcieli, a nie mogli i dlatego się spóźniłam. - wytłumaczyła prawie na jednym wdechu, a ja nadal czułam na sercu dużą ulgę, gdyż nie jest dzisiaj najlepsza pogoda, a ja i Clarissa umówiłyśmy się o 13, a gdy wybiła 13:10 moja panika sięgnęła zenitu. Chodzi o to, że najbardziej punktualną osobą jaką znam jest właśnie Cler, dlatego po mojej głowie chodziły myśli, że dziewczyna miała wypadek lub jeszcze inne chore scenariusze.

Przytuliłam ją do siebie najmocniej jak potrafiłam, a ona objęła mnie jeszcze mocniej i potarła moje plecy w uspokajającym geście.

- Wiem, że się teraz o wszystkich martwisz dwa razy bardziej, ale o mnie nie musisz, przecież wiesz, jak bardzo jestem uważna. - szepnęła tak cicho, że musiałam wytężyć słuch, żeby zrozumieć co dokładnie powiedziała.

- Tak, wiem, że jesteś uważna, ale ile osób przed tobą tak mówiło i leży teraz na cmentarzu. Po prostu nie chcę myśleć, że tobie mogłoby się coś... - i w tym momencie głos mi się załamał.

- Spokojnie kochanie. Jestem tu i nic mi nie jest. - zaśmiała się delikatnie, by rozładować napiętą atmosferę. - A teraz koniec dołowania się. Idziemy na zakupy. Więc do dzieła! - odsunęła się ode mnie i krzyknęła na cały głos.

- Jeśli ja i moje dziecko będziemy głusi to wiemy przez kogo. - mówiąc to posłałam jej morderczy wzrok, a blondynka nic sobie z tego nie robiąc, zaczęła mnie popędzać, bym się pośpieszyła.

+++

Dokładnie o godzinie 14 zaparkowałyśmy auto przed galerią handlową.

- No to wysiadamy i idziemy na podbój sklepów. - stwierdziła odpinając pasy.

- A co dokładnie planujesz kupić? - zapytałam wysiadając z auta razem z nią. Zakluczyła samochód i poszłyśmy szybkim krokiem w stronę wejścia.

- Hmm... pomyślmy. Muszę kupić sobie sukienkę, bo za dwa tygodnie ja i Cal idziemy na ślub do jego starszej kuzynki. A ja muszę się pokazać tam jak najlepiej, bo będzie tam cała rodzina, a ja na dobrą sprawę znam tylko Mali i jego rodziców oraz dziadków od strony mamy. Więc mało osób, a teraz będzie tam jego calusieńka rodzinka. A ty przyjechałaś ze mną jako wsparcie moralne, czy też coś kupujesz? - jej zdenerwowanie przed tym ślubem dało się wyczuć na kilometr.

- Uwierz mi będzie dobrze, ja też przed poznaniem rodziny Hemmingsa strasznie się bałam. Myślałam, że tam się rozpłacze. Naprawdę.. - przerwała mi w połowie zdania.

- Wiesz co Sam nie pomagasz mi. - po wypowiedzeniu tych słów, zaśmiała się nerwowo.

- Wszyscy cię tam pokochają, bo ciebie po prostu nie da się nie lubić. - rzuciłam na odchodne i wyprzedziłam na, żeby wejść na ruchome schody. Od razu, gdy na nich stanęłam odwróciłam się przodem do Clarissy, która miała stać za mną, ale jak się okazało stał tam uroczy brunet, który od razu się do mnie promiennie uśmiechnął. Postanowiłam jednak zgrywać głupa.

- Przepraszam, ale pomyliłam cię z kimś. - szybko powiedziałam i odwróciłam się o 180 stopni, widząc przy okazji w oddali roześmianą twarz blondynki. Zabije ją.

Gdy już prawie byliśmy na samej górze. Poczułam oddech na swoim uchu i cichy szept.

- Jeśli myślisz, że pomyliłaś mnie ze swoim przyszłym chłopakiem, to spokojnie, bo ja nim jestem. - powiedział kusząco, wprost do mojego ucha. Postanowiłam to zignorować, choć tak naprawdę miałam ochotę odwrócić się i wymierzyć mu cios prosto w policzek. Gdy tylko byłam już na górze, poczekałam na roześmianą Cler, próbując ignorować nachalne spojrzenie chłopaka, który zdążył już odejść.

- No proszę masz branie, pomimo swojego brzuszka. - to były pierwsze słowa, które powiedziała blondynka po podejściu do mnie.

- Jesteś okropna. - odparłam z wyrzutem i ruszyłam przed siebie.

- No co? - od razu podążyła moim śladami.

- Jajco. Ten chłopak był przerażający. - stwierdziłam tak, bo naprawdę był psycholem. W końcu kto normalny podchodzi do kobiety w ciąży i mówi, że jest jej przyszłym chłopakiem.

- Oj już tak nie gniewaj się. Więcej go na pewno na oczy nie zobaczysz. - odpowiedziała, a ja zrozumiałam, że zareagowałam zbyt gwałtownie i po chwili sama się zaśmiałam.

- Dobra no to teraz po sukienkę. A ty w końcu coś kupujesz, bo mi nie odpowiedziałaś. - zapytała znudzona, przyglądając się jednej z wystaw sklepowych.

- To znaczy powoli powinniśmy z Hemmingsem myśleć o wyprawce dla naszej małej księżniczki, więc wiesz. Możemy iść popatrzeć, czy jest coś godnego uwagi. - mówiłam, również przyglądając się sukienką. Jedna szczególnie wpadła mi w oko, była zwykła, krótka, błękitna z rozkloszowanym dołem i długim rękawem o raz głębokim wycięciem na plecach w kształcie litery 'V'. Tak zapatrzyłam się na piękną kreacje, że nie zauważyłam zdezorientowanego wzroku Clarissy na sobie.

- Jak to małej księżniczki? - zapytała, dając nacisk na ostatnie słowo.

- To dziewczynka. Wczoraj byłam u lekarza i na 100% jest to mała kobietka. - uśmiechnęłam się szeroko do dziewczyny, a ona ze łzami w oczach od razu mnie mocno przytuliła i piszczeć z ekscytacji.

- I jak macie imię dla niej? - odchrząknęła głośno, próbując zmienić temat, gdy zobaczyła jakie poruszenie wywołała w sklepie swoim entuzjazmem.

- Chyba. To znaczy nie do końca. Bo na początku miała być Lily, ale nie zbyt to do mnie przemawia i do Luke'a chyba też, dlatego on stwierdził, że da jej na imię Ayla, ale mi jednak to imię się, aż tak nie podoba i stwierdziłam, że chcę jej dać prześliczne imię według mnie.

- To jak mała będzie się nazywać? - zapytała śmiejąc się cicho pod nosem, z tego jaki to dla nas problem, wybrać imię dla dziecka.

- Chcę, żeby mała nazywała się Penelope Elizabeth Hemmings. - zaczęłam. - I będę o tym rozmawiać z Luke'iem, ale jeśli się nie zgodzi w co wątpię, ale gdyby jednak tak było to jak mnie już nie będzie to możesz nawet siłą to z nim to załatwić, ale tak ma się nazywać, okey? Obiecaj mi to. - powiedziałam z pełną powagą w głosie.

- Okey. - powiedziała, mocno mnie do siebie tuląc. Oderwałyśmy się od siebie po minucie i wróciłyśmy do przeglądania wieszaków.

Z każdym dniem, gdy jest co raz bliżej do porodu, zdaję sobie sprawę z tego, że naprawdę moje życie się kończy. Ale jedyne z czego się cieszę to to, że w tym samym dniu zacznie się życie mojej małej kruszynki. I mam ogromną nadzieję, że pomimo braku mojej obecność fizycznej to Luke da sobie radę i będzie cudownym ojcem.

*******

Wiem, że rozdział miał być w poniedziałek, ale niestety miałam bardzo poważne sprawy rodzinne i nie miałam ani sił ani czasu napisać rozdział. Ale już jest. 

Mam nadzieję, że wy też cieszycie się z mojego powrotu tak jak ja. Stęskniłam się za Wami, za Wattpad'em...

A teraz tak rozdziału nie było tak długo, w ogóle mojej żadnej aktywności nie było tak długo, ponieważ miałam straszny zanik weny. Przyznaje się od jakoś czerwca miałam straszny zanik weny. Nie miałam w ogóle ochoty na pisanie i coś co od dawna sprawiało mi radość momentalnie straciłam chęć by to robić. I wiele razy chciałam to przełamać i wstawiałam pojedyncze rozdziały by nie zostawiać Was z niczym. Ale chyba największy szczyt tego miał miejsce na przełomie grudnia i listopada. I miałam dni, że chciałam przestać pisać, ale wtedy myślałam o Was... na dzień dzisiejszy jest Was już 921 osób. Nawet nie wiem jak mam opisać to uczucie, które zawładnęło mną, gdy zobaczyłam ile Was już tu jest. I wtedy zrozumiałam, że pisanie przez cały czas sprawiało mi przyjemność, po prostu moje życie układało się tak, że traciłam na to chęci i wiarę w siebie i to jak piszę. Choć wiem, że nie piszę cudownie i bardzo daleko mi do perfekcji to wiem, że i tak będę to robić, bo to dla mnie przyjemność i pasja, a poza tym jesteście też Wy. I właśnie chociażby dla Was mam zamiar to robić.

Kocham Was i dziękuję, że nadal tu jesteście. Jesteście wspaniali.

xx

- Nat ;*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro