Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 31

*Luke*

Poczułem jak ktoś szturcha mnie w ramię i mimo iż nie miałem ochoty wstawać, otworzyłem oczy. Ku mojemu zdziwieniu nie obudziłem się w sypialni obok Sam tylko w jakimś białym korytarzu. Był bardzo wąski i mega długi, a ściany pokrywała biała farba. Przy jednej ścianie były krzesełka, zaś na drugiej znajdowały się drzwi. Kilkadziesiąt par. Wygląd tego miejsca bardzo przypominał mi... szpital. Tylko co ja tu robię.

I dopiero teraz spostrzegłem moją zapłakaną mamę, która walczyła z kolejnymi falami swojego szlochu. Od razu podniosłem się z krzesełka na którym zasnąłem i wziąłem moją rodzicielkę w ramiona, głaskając uspokajająco po plecach.

- Kochanie? - wyszeptała, na co schyliłem się na wysokość jej ust, żeby lepiej ją słyszeć. - Tak mi przykro. - załkała i znów się we mnie wtuliła, tym razem chowając twarz w swoje dłonie.

- Czemu? - zapytałem, na co ona podniosła na mnie wzrok i pokiwała smutno głową, wycierając swoje łzy. Miałem w tym momencie naprawdę złe przeczucia.

- Summer nie dała ra-rady... - i znów wstrząsnął jej ciałem szloch, ale o własnych siłach usiadła na krzesełko. I dopiero teraz zrozumiałem co się dzieje.

- Nie wierzę w to! - krzyknąłem i z całej siły walnąłem w ścianę, z której aż lekko się pokruszyło.

- Naprawdę mi przykro, ale Sa-am walczyła do końca. Macie śliczną córeczkę. - powiedziała, wycierając nos chusteczką i uśmiechając się do mnie smutno.

- Nie wierzę w to! Sam żyje na 100%, więc nie wmawiajcie mi takich kłamstw. - warknąłem głośno.

- Luke wiem, że to trudne, ale musisz być sil-lny, rozumiesz? Dla waszej małej księżniczki, która niestety nie ma już mamy, ale ma ciebie i musisz się nią zająć. - powiedziała spokojnym głosem, choć było nadal widać, że mówienie przychodzi jej z trudem.

- Nie chcę tego cholernego dziecka!!! - krzyknąłem, waląc kolejny raz w ścianę.

I w tej chwili z jednej ze sal wyszedł lekarz i podszedł do nas ze smutną miną.

- Bardzo mi przykro. Jeśli państwo chcą można wejść i się pożegnać. - powiedział, wskazując przy tym na drzwi, którymi wyszedł.

Nie myślałem długo, tylko od razu pognałem w kierunku drzwi. Miałem wrażenie, że korytarz wraz z moim biegiem się wydłuża i oddala mnie od celu. Przyśpieszyłem i byłem już prawie przy drzwiach, gdy zatrzymałem się gwałtownie. 'Czy ja na pewno chcę tam wchodzić?'. Zapytałem siebie sam w myślach, ale zganiłem się za to i pociągnąłem za klamkę.

Wszedłem do środka. Na środku pomieszczenia była wielka biała kotara i nie widziałem czy jest tam brunetka, czy nie. Wziąłem się w garść i odsłoniłem ją. Widok,który tam zastałem rozwalił moje serce na milion kawałeczków. Summer leżała na białych pościelach. Jej ciążowy brzuszek zniknął. Podszedłem bliżej i odgarnąłem jej włosy z czoła, by wiedzieć, że to na pewno Sam, moja Sam. Niestety to była ona. Nie walcząc nawet ze sobą, wybuchłem głośnym szlochem. Czasami wręcz wyłem z rozpaczy. Jeszcze nigdy w życiu nie byłem tak załamany. Chwyciłem ją za rękę i pocałowałem w usta, a potem w czoło. Była cała lodowata i wręcz biała jak ściana.

Usiadłem na krzesełku obok niej i zacząłem znów płakać, trzymając zielonooką za rękę.

Gdy nagle gdzieś koło siebie usłyszałem cichutki szept.

- Luke...

*******

Nie to nie koniec historii. Ale chyba domyślacie się o co chodzi. A jeśli nie to poczekajcie do następnego rozdziału jutro.

Nadal źle się czuję, ale mam nadzieję, że dzisiejszy rozdział będzie lepszy, niż poprzedni.

Kocham Was,

xx

- Nat ;*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro