Rozdział 27
*Summer*
- Lukey! - krzyknęłam szukając tej wielkiej pchły po mieszkaniu.
- Hmm? - usłyszałam za sobą przez co podskoczyłam. Odwróciłam się za siebie, gdzie jak się okazało stał blondyn, szczerząc się szeroko.
- Musimy przełożyć naszą randkę. - westchnęłam głośno. A widząc jego zawiedzioną minę, serce mi krwawiło, ale niestety są sprawy pilniejsze.
- Dlaczzzegggoo? - wyjęczał, jak mały pięciolatek.
- Chciałeś dzieci to teraz masz. - zaśmiałam się, dostając od niego zdezorientowane spojrzenie. - Muszę iść do lekarza, zobaczyć czy wszystko okey. - dodałam.
- A musi to być dzisiaj? - zapytał, robiąc minę szczeniaczka.
- Lekarz miał wolny termin tylko dzisiaj o 18:30. - zauważyłam, zgodnie z prawdą i ruszyłam do naszej sypialni.
- A co takiego się stało, że musisz iść do lekarza? - mruknął blondyn, podążając za mną. Westchnęłam głośno i znów się odwróciłam w jego stronę.
- Dzwonił do mnie mój lekarz. A, że moje badania ostatnie, te kiedy dowiedziałam się, że to bliźniaki, robił jakiś jego asystent, bo on akurat był na porodówce, a mi się śpieszyło... - niebieskooki nawet nie pozwolił mi skończyć, wtrącając się w połowie mojej wypowiedzi.
- I co w związku z tym? - nadal nic nie rozumiał.
- Powiedział, że oglądał moje wyniki i coś mu nie gra. Więc powiedział, że muszę się z nim spotkać. A ja mu powiedziałam, że jestem w Londynie u mamy. No to on, że mam iść do jakiegoś lekarza, który zrobi mi te badania od nowa. A potem zadzwonić do niego i powiedzieć czy badania się zgadzają z tymi jego. Rozumiesz? - zapytałam, kończąc moją wypowiedź. Blondyn przez chwilę przetwarzał informację, ale już chwilę później pokiwał głową, że rozumie.
- Czyli dzisiaj idziemy do lekarza, a nie na randkę, tak? - zapytał dla upewnienia.
- Chcesz ze mną iść? - nie ukrywałam swojego zdziwienia.
- Tak, chcę. Mam nadzieję, że z naszymi maluszkami wszystko okey. - mruknął i przytulił się do mnie, kładąc głowę na moim ramieniu. Jego tulenie ni trwało długo, bo już po chwili ożywił się i spojrzał na mnie z nadzieją. - Ale jutro pójdziemy na naszą randkę do parku, okey? - zaśmiałam się z niego, ale pokiwałam głową tym samym się zgadzając.
- Jesteś niemożliwy. - wypaliłam nagle.
- Czemu? - zmarszczył czoło, drapiąc się po głowie, ale widać po nim było, że urywa uśmiech, co dość słabo mu wychodziło.
- Tak po prostu, głupku.
Na odchodne pocałowałam go w podbródek i ruszyłam w stronę łazienki, szykując się na wizytę.
*******
Lukey musi sobie jeszcze poczekać na jego randkę marzeń :')
A i jeśli ktoś czytał 'Another Boy' i przestał, bo nie dodawałam długo rozdziałów to zapraszam, bo już wrzucam na nim rozdziały normalnie.
Kocham Was,
xx
- Nat :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro