Rozdział 6
*Luke*
Przez cały dzień nie wiedziałem co robić. Szukałem tylko swojego miejsca, ale nic mi nie pasowało. Szwędałem się po całym mieszkaniu, a i tak uspokoiłem się dopiero, gdy wyszedłem na świeże powietrze się przejść. Gdy w końcu poczułem chłód, moje myśli się trochę wyciszyły i uspokoiły. Chodziłem po mieście przez jakąś godzinę. Przyglądałem się innym. Najbardziej zauroczył mnie widok pary, która szła z wózkiem dziecięcym, a w środku mieli małego chłopca, który śpiąc, tak słodko ssał smoczek. Było widać, że naprawdę cieszą się z maleństwa. Oboje mieli uśmiechy na twarzach i patrzyli z taką wielką miłością na synka. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak bardzo chciałbym, żeby już nie długo na miejscu tej pary była Summer i ja oraz nasze maleństwo.
Moje myśli ciągle krążyły obok tej pary i dziecka. Nie zorientowałem się nawet kiedy byłem już pod mieszkaniem. Całe szczęście Sam była już w domu, bo drzwi były otwarte.
Wszedłem i szybko ściągnęłem buty oraz kurtkę, potykając się o własne nogi.
- Summer jesteś?! - zawołałem.
- W kuchni. - usłyszałem odpowiedź.
Szybko obrałem kuchnię za cel i znalazłem tak moje szczęście, które gotowało coś na kuchence.
- Co to? - zapytałem, przytulając ją, gdy odwróciła się w moją stronę.
- Gotuję brokuła. - odparła i odchodząc odemnie, wzięła pomidora z tacki i zaczęła go kroić na desce.
- Co?
- Robię sobie sałatkę głupku. - zaśmiała się.
- Fujj. - westchnęłem.
- Ale ja lubię. - odparła.
- To jest okropne i tyle. - zauważyłem. - Jak ty to możesz jeść?
- Normalnie. Tak jak ty potrafisz zjeść całą pizzę sam. - stwierdziła.
- Fakt. - odpowiedziałem, na co usłyszałem jej śmiech. - A jak w pracy? - zapytałem, opierając się o blat.
- Bardzo dobrze. - uśmiechnęła się w moim kierunku przyjaźnie.
Nie mogę uwierzyć. Zero. Nic. Żadnego wspomnienia, że była u lekarza. Chyba by mi już powiedziała. Sam nie lubi zatajać niczego przedemną. Ale w takim razie dlaczego mi jeszcze nic nie powiedziała. Ja chcę wiedzieć czy już nie długo będę mógł podziwiać moją małą kruszynkę w wózku. Czekałem aż wreszcie wspomi coś o swojej wizycie, ale nic. Nadal zero. Stałem tam jeszcze jakieś 20 minut i czekałem aż wreszcie się odezwie. Niestety nic się takiego nie stało. W końcu nie wytrzymałem.
- Wiem, że byłaś u ginekologa i chcę wiedzieć czemu nic mi nie powiedziałaś. - wyrzuciłem szybko z siebie. - Nie lubisz zatajać przedemną faktów, a jednak to robisz. - dodałem.
- Słucham? - zapytała zdezorientowana, sięgając po łyżkę i miszając kawałki warzywa, które się gotowały.
- Wiem o wszystkim.
- Od Cler? - westchnęła i spojrzała na mnie smutno.
- Tak od niej. I chcę wiedzieć czy będę tatusiem. - powiedziałem i podszedłem do niej, spoglądając jej głęboko w oczy.
- Nie byłam u ginekologa. - odpowiedziała spokojnie.
- Jak to? - moje zdezorientowanie było napewno dla niej komiczne. - Czyli na 100% nie będziemy mieli dziecka? - padło pytanie z moich ust, które przesiąknięte było smutkiem.
- Czyli Cler powiedziała ci wszystko? - zapytała, śmiając się.
- W skrócie. - równierz się zaśmiałem, ale nadal byłem smutny i gdy ona to zauważyła szybko się odezwała.
- Nie wiem, bo idę jutro dopiero. Dzisiaj byłam tylko w pracy. Jutro mam wolne i idę na wizytę o 10:30. - odparła.
- Okey. Idę z tobą. Dobbrrzzzeee? - przeciągnęłem ostatnie słowo, robiąc minę szczeniaczka.
- Tak, możesz iść ze mną. - westchnęła.
- JEST!! - uciszyłem się.
Podbiegłem do niej i podniosłem, okręcając się z nią wokół własnej osi, a chwilę później mogłem usłyszeć jej cudowny chichot.
*******
Niedługo wszystko się okażę.
Kocham Was,
xx
-Nat :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro