Rozdział 29
*Luke*
Gdy tylko usłyszałem, jak drzwi się otwierają, pobiegłem do nich pędem. Stanąłem na korytarzu jak wryty. Summer i jej mama weszły do mieszkania z minami jakby wróciły z pogrzebu. Nie był to najlepszy na świecie widok. Nie wiedziałam co zrobić, więc stałem jak ten słup i czekałem jak one w końcu coś powiedzą. Ale nawet słowem się nie odezwały i zaczęły zdejmować swoje buty, więc ja nadal stałem tam jak taki idiota, nie wiedząc co ze sobą zrobić.
W końcu Sam uporała się ze sznurówkami i podeszła do mnie, dając mi buziaka w policzek.
- Jesteśmy już... - powiedziała, ale widząc moją minę od razu umilkła. - Coś się stało?
- Ty mi lepiej powiedz co się stało. - westchnąłem wściekle. - Siedzę tu jakieś 2 godziny i wychodzę z siebie. Potem ty piszesz mi, że jeszcze nikt nie umarł. A teraz pytasz mnie co się stało?! - krzyknąłem. Nigdy w życiu nie byłem tak zły, a zarazem zdenerwowany. Pomimo wszystko tak naprawdę w głębi duszy, bałem się jak cholera. Nawet jeszcze nie wiem czego, ale się bałem.
- Chodź Luke na górę. Wszystko ci powiem. - szepnęła cicho, posyłając swojej mamie porozumiewawcze spojrzenie. Nie mam zielonego pojęcia o co chodzi i strasznie mnie to denerwuje.
Brunetka wzięła mnie za rękę i poprowadziła do naszego tymczasowego pokoju. Otworzyła drzwi i ruchem ręki kazała mi usiąść na łóżku.
- Wolę postać. - stwierdziłem, krzyżując ręce na piersi.
- Lepiej usiądź, Luke. Radzę ci. - westchnęła głośno i zajęła miejsce na łóżku, klepiąc miejsce obok siebie, na co ja odmówiłem ruchem głowy. - No okey. To od czego zacząć... - zaczęła, ale nie pozwoliłem jej dokończyć.
- Może od początku. - rzuciłem chamsko. I wtedy jej wzrok spotkał się z moim. Większego bólu nigdy nie widziałem w jej oczach i od razu pożałowałem jak ją teraz potraktowałem. - Summer zacznij od początku. Chcę wiedzieć wszystko czego się tam dowiedziałaś. - odpowiedziałem i uklęknąłem przed nią, podtrzymując się jej kolan.
- Sama nie wiem, jak mam ci to powiedzieć... - zrobiła dość długą pauzę, ale postanowiłem jej tym razem nie przerywać i poczekać, aż sama coś powie. - Pierwsza sprawa to, że nie są to bliźniaki, a jeden maluszek... Kolejna rzecz to to, że... uff... mogę pożegnać się z tym, że urodzę nam drugie dziecko, Luke. - i tu już nie dała rady. Ogarnął nią taki szloch, jakiego jeszcze nigdy w życiu u niej nie widziałem. Niewiele myśląc od razu, zająłem miejsce obok niej i zgarnąłem ją w ramiona, kołysząc jak małe dziecko. - Z dwóch powodów... dlatego, że nie ma możliwości, że po prostu moje ciało nie da rady zajść po raz drugi w ciążę, a drugi to dlatego, że... ja... ja... mogę um-umrzeć... - i kolejna fala płaczu wstrząsnęła jej malutkim ciałkiem. Znów zacząłem tulić ją z całych siły, a dopiero po chwili doszło do mnie co właśnie Summer powiedziała.
- Jak to możesz umrzeć?! - zapytałem zdenerwowany i nawet nie protestowałem temu, że w kącikach moich oczu zebrały się łzy.
- Doktor powiedział, że jestem za słaba i mogę nie dać rady przeżyć porodu, ponieważ moje serce może nie wytrzymać. - załkała cicho, a mnie z minuty na minutę serce bolało jeszcze bardziej.
- Jak to twoje serce może nie wytrzymać Summer? - wyszeptałem, bo właśnie poczułem się, jakby ktoś mnie zastrzelił, a potem dobił czymkolwiek innym.
- Luke ja mam niewydolność lewej komory serca. Dlatego, gdy cokolwiek robię to szybko się męczę, a gdy przyjdzie czas na poród, gdzie trzeba włożyć tyle wysiłku fizycznego... Luke to jest wręcz nie możliwe, że ja to przeżyję. - i znów schowała głowę w moją szyję, a ja czułem tylko jej gorące łzy na mojej skórze.
- Summer... wiem, że chciałem dziecko, ale może je usuńmy. - powiedziałem. To dziecko jeszcze się nie urodziło, a ja nie mogę stracić Summer. Po prostu nie mogę.
- Nie, Luke. Nawet tak nie mów. To jest nasze maleństwo. Nigdy w życiu nawet o tym nie myśl, nie możemy zrobić naszej małej istotce krzywdy. - odpowiedziała i zaczęła wycierać swoje łzy rękawem swojej bluzki.
- Sam ja nie mogę cię stracić, rozumiesz?! Zbyt bardzo cię kocham. - krzyknąłem i wstałem z materaca, chodząc po pokoju i ciągnąc za swoje włosy ze złości. - Jestem taki głupi. Po co ja chciałem to cholerne dziecko. Kurwa po co?!!! - krzyczałem sam na siebie, wyrywając sobie przy tym wszystkie włosy z głowy. - To wszystko moja wina. - wyszeptałem po minucie ciszy, gdy w końcu się uspokoiłem.
Usłyszałem za sobą głośne westchnięcie zielonookiej i poczułem, jak po chwili odwraca mnie do siebie twarzą. Byłem tak załamany, że nie mogłem spojrzeć jej teraz w oczy, co jej się widocznie nie spodobało, bo uchwyciła moje policzki, tak, żebym mógł patrzeć w jej oczy. Nie mogę uwierzyć, że za kilka tygodni mogę już tych oczu nigdy nie ujrzeć. Na samą tą myśl, samotna łza spłynęła mi po policzku, na co Summer od razu ją starła.
- Lukey... To nie jest twoja wina, rozumiesz? Nie możemy teraz się za nim obwiniać, rozumiesz? Najważniejsze jest nasze maleństwo, które urodzi się za kilka tygodni. Musisz być dobrym rodzicem bez względu na wszystko. Nawet jeśli mnie już nie będzie, dobrze? - mówiła. Sama ledwo panowała nad płaczem, kilka razy jej głos się załamał. Sama była zdruzgotana tą sytuacją. 'Kurwa Luke, za jakiś czas może jej tu nie być, a ty się dziwisz, że jest zdruzgotana?' Jestem takim idiotą.
- Tylko Summer, ja na pewno nie będę mógł pokochać tego dziecka, rozumiesz? - rzuciłem ostro.
- Cicho, aniołku. Już je kochasz. Pamiętasz jak się na nie cieszyłeś lub jak potrafiłeś całymi dniami leżeć koło mojego brzucha i mówić jak bardzo ją lub jego kochasz. - zauważyła, a ja wiedziałem, że to co mówi to prawda. Niestety moja miłość do dziecka skończy się wraz z śmiercią Summer. - Chodź położymy się przyda się mi i tobie odpoczynek.
Położyliśmy się na łóżku, a ja mocno przytuliłem się do pleców Sam. Przytuliłem ją z całych siły. Przez to wszystko co się dzisiaj stało, boję się, że gdy się obudzę to jej już nie będzie.
Nie mogę uwierzyć, że możliwe jest to, że za kilka tygodni będę już sam.
*******
Pisząc końcówkę popłakałam się :'(
A teraz, żeby o tym nie myśleć... to mam pomysł na 2 ff, z którymi się jeszcze na Polskim Wattpad'zie nie spotkałam. Więc jeszcze dzisiaj napiszę Wam o co w nich chodzi, a wy odpowiecie mi czy jesteście zainteresowani, którymś z nich.
Kocham Was,
xx
- Nat :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro