Rozdział 21
*Summer*
- Nie... nie jest to złe... - wzięłam głęboki wdech. - Chodzi o ciążę...
- Co się stało? Skarbie mów. - powiedziała na jednym wdechu.
Wzięłam kolejny głęboki, drżący oddech.
- To będą bliźniaki. - wyrzuciłam to szybko z siebie.
Widać było po mamie, że jest kompletnie zaskoczona. Sądzę tak po jej szeroko otwartych oczach i rozchylonych ustach. Idealnie rozumiem jej reakcje. Dwa dni temu, gdy się o tym dowiedziałam zareagowałam wręcz identycznie.
- Jestem już. - usłyszałam za sobą głos blondyna.
Szybko odwróciłam się w jego stronę i posłałam mu szeroki uśmiech. Od razu go odwzajemnił, więc chyba nie słyszał co mówiłam. Usiadł obok mnie, chwytając moją rękę i patrząc na moją mamę z zdezorientowaniem.
- Coś się stało? - zapytał powoli, ważąc każde słowo.
- Nie. Nic się nie stało, a co się miało stać? - zaśmiałam się, na co blondyn zmierzył mnie pytającym spojrzeniem.
Nie wiedziałam jak mu to wyjaśnić, więc strasznie się ucieszyłam, gdy moja mama w końcu się otrząsła i zabrała głos.
- Wrócimy kochanie do tej rozmowy potem. - uśmiechnęła się ciepło. - I już Luke podaję ci kawę. - jemu również posłała uśmiech i udała się w stronę kuchni.
Niebieskooki wytrzeszczył oczy w moją stronę i nachylił się bliżej do mnie.
- Dobra, a teraz tak całkiem serio. Co tu się właściwie wydarzyło? - zapytał przerażony.
- Co masz na myśli, aniele? - zachichotałam cicho pod nosem.
- Po pierwsze ona poszła mi po kawę. Poszła sama z siebie. A po drugie, ona się do mnie uśmiechnęła. Rozumiesz? - powiedział, jakby to było coś naprawdę strasznego.
- Oj, kochanie wyolbrzymiasz. - ponownie się zaśmiałam z Hemmings'a.
- Co ci się stało? - kolejne zadane pytanie.
- Pff... nic... - mruknęłam uśmiechnięta. - A w ogóle to co tak długo robiłeś na górze? - tym razem ja pobawię się w przesłuchanie.
- Odłożyłem naszą torbę... - przerwał w połowie zdania, patrząc gdzieś za mnie.
- Proszę. - powiedziała mama, która pojawiła się z kawą zza moich pleców.
- Dziękuję. - odparł, biorąc od niej szklankę. - Potem dostałem sms'a. Okazało się, że to moja mama pyta co u nas, jak się czujemy i w ogóle. Więc zadzwoniłem do niej i porozmawiałem z nią troszkę. - dopowiedział to co mu przerwano.
I nagle stało się coś co myślałam, że nie będzie miało miejsca.
Chłopak wziął kubek w rękę, napił się. Po sekundzie zaczął kaszleć i dusić się. Szybko pobiegłam po szklankę do kuchni i nalałam do niej zimną wody z butelki. Wróciłam do stołu i podałam mu szklankę, żeby się napił. Gdy blondyn już się uspokoił spojrzałam oskarżycielsko na moją mamę.
- Co?! Nie dosypałam mu soli!!! - krzyknęła na swoją obronę, podnosząc ręce do góry.
- Ja poczułem tam, chyba... paprykę... strasznie ostrą. - stwierdził Hemmings, pijąc wodę.
- Brawo Lukey... to była papryka. Ty dobry jesteś! - zaśmiała się na cały głos moja mama.
Chłopak spojrzał na nią mrużąc oczy.
- Żebym ja kiedyś trutki na szczury, nie pomylił z cukrem. - rzucił pod nosem zdenerwowany niebieskooki.
- Hemmings. Jak to się mówi 'złego diabli nie biorą', więc mi nawet trutka nie zaszkodzi. - odpowiedziała żartobliwie rodzicielka, co ku mojej uciesze przekonało Luke i wybuchł on śmiechem.
- A no tak. W sumie racja. - stwierdził, nadal się śmiejąc.
'Czyżby w końcu zgoda?' - pomyślałam z nadzieją.
*******
To bliźniaki!!! Jedna osoba zgadła! Poprawka dwie!! A w ogóle się Lukey zdenerwował, ale wiecie nawet trutka nie zaszkodzi, więc spokojnie. ;')
Kocham Was,
xx
- Nat :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro