Rozdział 35 #2/2
*Summer*
Weszliśmy do jego pokoju i rzuciłam go na łóżko, a on tylko jęknął z bólu.
Chciałam wyjść z pokoju, gdy poczułam ucisk na ręce. Odwróciłam się do Luke'a, który był przyczyną uchwytu na nadgarstku.
- Dlaczego mnie już nie kochasz? - zapytał i wydął przy tym dolną wargę, a mnie zamurowało.
- Co ci strzeliło, że cię już nie kocham głupku. - usiadłam na łóżku obok niego i pogłaskałam go po policzku, a on ułożył głowę na moich kolanach i objął mnie w pasie, wtulając głowę w mój brzuch.
- Bo byłaś z Justin'em. - odpowiedział, ściskając mnie mocniej.
- Ale na spotkaniu? O to chodzi? - zapytałam, a on skinął głową potwierdzająco, patrząc mi w oczy. Widziałam w tych jego ślicznych oczkach smutek. - On jest tylko przyjacielem Luke. On mnie nie kocha, a ja nie kocham jego. Rozumiesz głupku? Kocham tylko i wyłącznie ciebie - schyliłam się nad jego uchem i szepnęłam. - najmocniej na świecie. - pocałowałam go we włosy, a on uśmiechnął się do mnie smutno.
- Co cię gryzie Lu? - zapytałam, przejeżdżając ręką kilka razy po jego włosach.
- Widziałem ciebie i Justin'a w Starbucks'ie, jak trzymaliście się za ręce. - powiedział i jedna łza spłynęła po jego twarzy.
- Ale Lukey to nic nie znaczyło. On próbował mnie tylko pocieszyć. - odparłam, całując go w skroń.
- To dlaczego, krzyknęłaś to, gdy wychodziłaś z domu? - nadal jego smutne oczka wertowały moją twarz.
- Bo jestem głupia, okey? Kocham cię najmocniej na świecie, jak nikogo innego, więc proszę skarbie, nie kłóćmy się, okey. - odparłam, a on pokiwał twierdząco głową, ale nadal miał smutny wyraz twarzy. - Kocham cię moja blondi. - zaśmiałam się i wreszcie uzyskałam jego lekki uśmiech, który był radosny.
- Też cię kocham Sam, najmocniej na świecie. Ale to co się stało to strasznie bolało. Najpierw to co krzyknęłaś, a potem trzymanie się w Starbucks'ie za ręce. To strasznie bolało, bo przecież to mnie kochasz i to ja powinienem być na jego miejscu.
- Myszko, będzie dobrze, okey? Kocham cię. A teraz przyznaj się, śledziłeś mnie? - zapytałam podejrzliwie.
- Nie, nie śledziłem cię. - odparł.
- To co się takiego stało, że tam byłeś. Opowiedz mi wszystko. - pogłaskałam go po głowie w uspokajającym geście.
- No to było tak, że strasznie zabolało mnie to co powiedziałaś, więc stwierdziłem, że skoro poszłaś do niego to nie ma co i sam poszedłem się przejść. Aż tu nagle przechodzę obok Starbucks'a i widzę ciebie i Justin'a, jak trzymacie się za ręce i śmiejecie. Poczułem się wtedy jak nic nie warty śmieć, a dokladniej dosłownie jak gówno. Wić poszedłem do sklepu i kupiłem jedną, dużą whisky i załamany wróciłem do mieszkania, a jak okazało się, że Cal'a i Cler już nie ma to poszedłem do salonu i zacząłem pić z butelki, a gdy zobaczyłem, że jest już na dnie to film mi się urwał. - powiedział, choć nie zrozumiałam wszystkiego, bo miał swoją pijacką czkawkę, ale większość dałam radę.
- Kocham cię i Luke i nie masz czuć się, jak gówno z mojego powodu. Nigdy! Rozumiesz? Kocham cię wariacie. - nachyliłam się i dałam mu całusa tym razem w usta.
- Też cię kocham Sam. A pojedziesz ze mną jednak do rodziców? - zapytał, a jego niebieskie oczy śliczne zaświeciły.
- Jeśli nadal mnie zapraszasz. - pokiwał energicznie głową, czego później pożałował, bo jego twarz zaczęła wyrażać straszny ból. - W takim razie jasne, że pojadę skarbie. - uśmiechnęłam się, co on odwzajemnił.
Chciałam wstać i dać odpocząć blondynowi, ale znów zostałam pociągnięta za rękę.
- Sam?
- Tak kochanie?
- Nie jesteś zła za to, że się upiłem, prawda?
- Nie, nie jestem zła, bo to też moja wina. A teraz spróbuj zasnąć, kochanie. - powiedziałam, głaszcząc jego dłoń, którą trzymał mój nadgarstek od drugiej ręki.
- A będziesz spała ze mną.
- Okey.
- Czekaj chwilę, dobrze? Wezmę prysznic i się z tobą położę, okey?
- Yhmm...
Gdy znów chciałam wyjść poraz kolejny poczułam uścisk na nadgarstku. Warknęłam z podirytowania, ale gdy odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego Luke'a szybko mi minęło.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też Lu. - wyswobodziłam rękę z jego uścisku i skierowałam się do drzwi. - Za moment wracam. - powiedziałam i zamknęłam za sobą drzwi.
Nie wiem, czy komuś będzie się chciało czytać notatkę, ale naprawdę napisałam tam dość dużo dla mnie ważnych rzeczy.
*******
Proszę, nie ma dramy.
I tak poza tym szczęśliwego nowego roku. Mam nadzieję, że ten rok będzie lepszy i że spełnią się wasze marzenia. Gdy w maju zaczynałam nie pomyślałabym, że ktokolwiek będzie to czytał. Pamiętam, jak zobaczyłam jakoś po godzinie od opublikowania, że mam 1 wyświetlenie. To było takie dziwne, że jednak ktoś to przeczytał. A teraz jak widzę te wyświetlenia, votes i komentarze. To jest to takie cudowne, a jak dostaje komentarze, że komuś to się podoba, to mam łzy w oczach, bo ja nigdy nie uważałam, że mam talent i nadal uważam, że go nie mam. Jesteście cudowni za to, że poświęciliście czas i przeczytaliście moje wypociny. Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy. Jesteście najlepsi. I teraz nie piszę tego, żeby wam się podlizać. Piszę tak, bo taka jest prawda. Kocham was za to, że jesteście i, że poświęcacie swój czas, żeby to czytać. Dla was przeczytanie jednego rozdziału to chwila, a dla mnie coś cudownego.
Wiem wyszło masło maślane, ale aż się popłakałam jak to pisałam i plątałam się w słowach, więc mam nadzieję, że zrozumiecie.
Kocham was,
xx
~ Nat ;D (mam na imię Natalia, jak coś, nie wiem, czy kiedyś to zdradziłam, czy nie, ale jestem na wattpadzie już trochę i postanowiłam to zdradzić, jeśli kogoś to wogóle interesuję ;))
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro