Rozdział 19 #2/3
*Summer*
- Justin, gdzie jedziemy? - zapytałam, gdy siedzieliśmy w aucie już kilkanaście dobrych minut.
- Zobaczysz. - odparł, a na jego twarz wpłynął uśmiech.
- No weź. - walnęłam go w ramię, na co się zaśmiał. - Proooosszę...
- Próbuj i tak ci nie powiem. - bawiło go moje zachowanie.
- Pff... nie lubię cię. - powiedziałam głosem obrażonej pięciolatki, co spowodowało jeszcze większy wybuch ze strony blondyna.
- Wiem, że mnie nie lubisz. Ty mnie kochasz. - wyszczerzył się w moją stronę i znów oberwał odemnie w ramię. - No co? Mówię prawdę. - zaśmiał się.
- Ugh.. człowieku co ja z tobą mam. - westchnęłam.
- Dziecko?
- Pamiętasz o Lucas'ie Carter'rze? - nie dowierzałam.
- No tak.
- To dobrze, że chociaż ty, bo ja zapomniałam. - oboje wybuchliśmy śmiechem.
Kolejne 10 minut pokonaliśmy w ciszy. I w końcu zatrzymaliśmy się na jakimś odludziu.
- Mam nadzieję, że nie masz zamiaru mnie zgwałcić, zabić i zostawić moje zwłoki w lesie.
- Jezu, ale ty masz wizję. I nie, nie mam zamiaru ci tego robić. - zachichotał z mojej głupoty, a walnęłam sobie mentalnie w czoło.
- To czemu się tu zatrzymaliśmy? Jesteśmy w jakimś lesie nie wiadomo gdzie.
- Słońce nie denerwuj się, wszystko będzie dobrze. Jesteśmy na obrzeżach Londynu. Muszę ci coś pokazać.
- To źle brzmi Justin. - powiedziałam przerażona, a blondyn zaśmiał się złowieszczo, na co momentalnie się zatrzymałam. - Nigdzie z tobą nie idę.
- No weź. Żartuję skarbie, przy mnie nic ci nie grozi. Chodź. - wyciągnął dłoń w moją stronę.
Chwyciłam ją, a brązowooki pociągnął mnie głebiej w krzaki. Przedzieraliśmy się przez nie jakieś 5 minut, gdy moim oczom ukazała się polanka z wielkim stawem pośrodku. Normalnie jak jezioro. A obok jeziora stała stara, drewniana chata. Poszliśmy w kierunku odziwo zadbanej chatki.
- Należała do mojego dziadka. Nikt nie wie o tym miejscu, tylko ja i teraz też ty. To takie moje miejsce, gdzie mogę odpocząć od tego wszystkiego. Panuję tu straszna cisza, ale przyjemna cisza. - szepnął mi na ucho, gdy przekroczyliśmy próg domu.
Blondyn zamknął za nami drzwi. Zdjeliśmy kurtki i powiesiliśmy na wieszaki.
- Rozgość się. Usiądź na kanapie i na mnie poczekaj.
Zrobiłam tak jak kazał mi blondyn, rozglądając się dookoła. Zauważyłam, że na ścianach były zdjęcia jakiegość starszego pana i małego chłopca. Zgaduje, że to Justin i jego dziadek. Były fotografie jak łowili ryby, jak grali w piłkę tu na polance niedaleko. Widać było, że Justin naprawdę jest szczęśliwy.
- To ja i mój dziadek. - szepnął za mną Justin, obejmując mnie ramieniem.
- Nie strasz mnie. - zaśmiałam się.
- Przepraszam. - uśmiechnął się do mnie w ten wyjątkowy, magiczny sposób. - Jesteś głodna?
- Nie bardzo.
- Okey, a może masz ochotę na wino?
- Wiesz, że mam 15 lat, co nie?
- Tak wiem o tym. - zachichotał. - Chyba, że nie chcesz to nie zmuszam.
- Nie, możemy się napić.
- Okey. W takim razie zapraszam za mną.
Usiadłam na kanapie obok blondyna, który nalewał nam czerwonego napoju do kieliszków.
- Proszę. - podał mi jeden.
- Dziękuję. - wzięłam łyka i odrazu poczułam alkochol napływający mi do mózgu. Nie ukrywam mam bardzo, ale to bardzo słabą głowę do alkoholu.
Ja i blondyn wypiliśmy kilkanaście kieliszków wina. Czułam jak alkohol buzuje mi w głowie. Nagle dostałam przypływu odwagi. Miałam pomysł. Usiadłam na blondynie okrakiem, co najwyraźniej mu się spodobało, bo zamruczał i przejechał nosem po mojej szyi.
- Kocham cię Jus.
- Ja ciebie też słoneczko. - uśmiechnął się do mnie szczerze i szeroko.
Pochyliłam się nad nim i złączyłam nasze usta w pocałunku.
I to było ostatnie co zapamiętałam. Później film mi się urwał.
*******
Tak wiem zabijecie mnie, ale mogę wam zdradzić, że od 22 rozdziału dużo się zmieni!!! I nareszcie będzie po części wasz Lummer!!!
Kocham was,
xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro