Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19 #2/3

*Summer*

- Justin, gdzie jedziemy? - zapytałam, gdy siedzieliśmy w aucie już kilkanaście dobrych minut.

- Zobaczysz. - odparł, a na jego twarz wpłynął uśmiech.

- No weź. - walnęłam go w ramię, na co się zaśmiał. - Proooosszę...

- Próbuj i tak ci nie powiem. - bawiło go moje zachowanie.

- Pff... nie lubię cię. - powiedziałam głosem obrażonej pięciolatki, co spowodowało jeszcze większy wybuch ze strony blondyna.

- Wiem, że mnie nie lubisz. Ty mnie kochasz. - wyszczerzył się w moją stronę i znów oberwał odemnie w ramię. - No co? Mówię prawdę. - zaśmiał się.

- Ugh.. człowieku co ja z tobą mam. - westchnęłam.

- Dziecko?

- Pamiętasz o Lucas'ie Carter'rze? - nie dowierzałam.

- No tak.

- To dobrze, że chociaż ty, bo ja zapomniałam. - oboje wybuchliśmy śmiechem.

Kolejne 10 minut pokonaliśmy w ciszy. I w końcu zatrzymaliśmy się na jakimś odludziu.

- Mam nadzieję, że nie masz zamiaru mnie zgwałcić, zabić i zostawić moje zwłoki w lesie.

- Jezu, ale ty masz wizję. I nie, nie mam zamiaru ci tego robić. - zachichotał z mojej głupoty, a walnęłam sobie mentalnie w czoło.

- To czemu się tu zatrzymaliśmy? Jesteśmy w jakimś lesie nie wiadomo gdzie.

- Słońce nie denerwuj się, wszystko będzie dobrze. Jesteśmy na obrzeżach Londynu. Muszę ci coś pokazać.

- To źle brzmi Justin. - powiedziałam przerażona, a blondyn zaśmiał się złowieszczo, na co momentalnie się zatrzymałam. - Nigdzie z tobą nie idę.

- No weź. Żartuję skarbie, przy mnie nic ci nie grozi. Chodź. - wyciągnął dłoń w moją stronę.

Chwyciłam ją, a brązowooki pociągnął mnie głebiej w krzaki. Przedzieraliśmy się przez nie jakieś 5 minut, gdy moim oczom ukazała się polanka z wielkim stawem pośrodku. Normalnie jak jezioro. A obok jeziora stała stara, drewniana chata. Poszliśmy w kierunku odziwo zadbanej chatki.

- Należała do mojego dziadka. Nikt nie wie o tym miejscu, tylko ja i teraz też ty. To takie moje miejsce, gdzie mogę odpocząć od tego wszystkiego. Panuję tu straszna cisza, ale przyjemna cisza. - szepnął mi na ucho, gdy przekroczyliśmy próg domu.

Blondyn zamknął za nami drzwi. Zdjeliśmy kurtki i powiesiliśmy na wieszaki.

- Rozgość się. Usiądź na kanapie i na mnie poczekaj.

Zrobiłam tak jak kazał mi blondyn, rozglądając się dookoła. Zauważyłam, że na ścianach były zdjęcia jakiegość starszego pana i małego chłopca. Zgaduje, że to Justin i jego dziadek. Były fotografie jak łowili ryby, jak grali w piłkę tu na polance niedaleko. Widać było, że Justin naprawdę jest szczęśliwy.

- To ja i mój dziadek. - szepnął za mną Justin, obejmując mnie ramieniem.

- Nie strasz mnie. - zaśmiałam się.

- Przepraszam. - uśmiechnął się do mnie w ten wyjątkowy, magiczny sposób. - Jesteś głodna?

- Nie bardzo.

- Okey, a może masz ochotę na wino?

- Wiesz, że mam 15 lat, co nie?

- Tak wiem o tym. - zachichotał. - Chyba, że nie chcesz to nie zmuszam.

- Nie, możemy się napić.

- Okey. W takim razie zapraszam za mną.

Usiadłam na kanapie obok blondyna, który nalewał nam czerwonego napoju do kieliszków.

- Proszę. - podał mi jeden.

- Dziękuję. - wzięłam łyka i odrazu poczułam alkochol napływający mi do mózgu. Nie ukrywam mam bardzo, ale to bardzo słabą głowę do alkoholu.

Ja i blondyn wypiliśmy kilkanaście kieliszków wina. Czułam jak alkohol buzuje mi w głowie. Nagle dostałam przypływu odwagi. Miałam pomysł. Usiadłam na blondynie okrakiem, co najwyraźniej mu się spodobało, bo zamruczał i przejechał nosem po mojej szyi.

- Kocham cię Jus.

- Ja ciebie też słoneczko. - uśmiechnął się do mnie szczerze i szeroko.

Pochyliłam się nad nim i złączyłam nasze usta w pocałunku.

I to było ostatnie co zapamiętałam. Później film mi się urwał.

*******

Tak wiem zabijecie mnie, ale mogę wam zdradzić, że od 22 rozdziału dużo się zmieni!!! I nareszcie będzie po części wasz Lummer!!!

Kocham was,

xx



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: