Rozdział 12
*Summer*
Obudziłam się o 7. Nie mogłam spać, kręciłam się jakąś godzinę. I, gdy w końcu na zegarku wybiła 8:20, zorientowałam się, że muszę iść do szkoły. Ale przecież nie mogę skoro dziś rano mam wrócić do domu. A dobra, nie idę dzisiaj też do szkoły to, tylko dwa dni. Nic mi nie będzie.
Otworzyłam drzwi i nasłuchiwałam czy Justin już wstał. Ale spotkała mnie głucha cisza, więc na pewno jeszcze śpi. W takim razie obeszłam cały dom i pozbierałam swoje rzeczy. Wróciłam do pokoju i spakowałam wszystko do toreb.
Stwierdziłam, że potrzebuję prysznic. Wzięłam czyste ubrania i udałam się do łazienki. Szybko się z tym uwinęłam, do tego umyłam jeszcze zęby i rozczesałam włosy. Wyszłam, kierując się do kuchni, gdzie siedział blondyn. Tak jak się spodziewałam nawet na mnie nie spojrzał.
- Nie bądź taki. - podeszłam do niego.
- Ale jaki? - zapytał zimno.
- Taki oziębły w stosunku do mnie. - odparłam ze łzami w oczach. - Może nie znam cię długo, ale zdążyłam się do ciebie przyzwyczaić. Zależy mi na tobie. - on nic nie powiedział, tylko mnie przytulił. Staliśmy tak chwilę w milczeniu, które przerwał chłopak.
- Wiem, zachowuję się niedojrzale, ale boję się, że mnie zostawisz. A nie oszukujmy się mi też na tobie zależy. - mówił, gładząc mnie po plecach.
- Justin, mówię to poraz setny, że ja cię nigdy nie zostawię. - odpowiedziałam, patrząc mu w oczy.
- Wiem, ale tyle osób już odemnie odeszło, a ja nie chcę, żebyś była następna. - przytulił mnie mocniej.
- Nie będę... - pogłaskałam go po policzku i uśmiechnęłam się smutno, co Justin również uczynił.
- Jesteś najlepsza. - posłał już ten swój cudowny, szczery uśmiech.
- Wiem. - zaśmiałam się.
Staliśmy chwilę w milczeniu, wtuleni w siebie, aż nie przerwałam.
- Obiecałam, że rano do nich wrócę.
- Okey. - oderwał się odemnie.
- Justin... - przytrzymałam jego rękę, a on posłał mi tylko zdziwiony wyraz twarzy. - To, że znów z nimi zamieszkam nie znaczy, że cię zaniedbam, okey? Nadal będziemy pisać, ty będziesz przychodził do mnie, ja do ciebie. I wszystko będzie okey. - uśmiechnęłam się kojaco.
- Okey. Ale będę tęsknił.
- Ja też, ale zawsze możesz do mnie zadzwonić lub przyjechać. Jesteś u mnie mile widziany. - zaśmialiśmy się teraz oboje.
- No nie wiem, czy ten Luke będzie szczęśliwy, jak u was będę.
- A walić go. - machnęłam ręką, na co Bieber od razu zaczął chichotać. - O co ci chodzi? - zapytałam nie dokońca wiedząc co ma na myśli.
- Ja rozumiem, że jest to twój były, ale żeby mu, aż walić. To niegrzeczne Sam. - śmiał się w najlepsze.
- Żebym za chwilę tobie nie waliła, okey? - zapytałam groźnie, ale dało się wyczuć w mojej wypowiedzi nutkę rozbawienia.
- Uuuu... Będzie ostro. - wtedy oboje już nie wytrzymaliśmy i zaczęliśmy śmiać się jak opetani.
- Dobra Jus, bo mu tu tak żartujemy, a ja już powinnam być w moim mieszkaniu. - odparłam, i jak na zawołanie i mi, i blondynowi zepsuł się humor.
- No wiem. To dalej idź po torby, a ja cię zawiozę, okey?
- Okey. - pokiwałam głową i poszłam na piętro.
Wzięłam swoje dwa pakunki i zeszłam na dół, gdzie stał już gotowy brązowooki. Odłożyłam torby na chwilę. Założyłam na siebie kurtkę i buty. Justin w międzyczasie wziął moje rzeczy i poszedł do auta, mówiąc, że mam zakluczyć mieszkanie. Tak też zrobiłam i udałam się śladami chłopaka. Justin czekał na mnie pod apartamentowcem w swoim czarnym Jeep'ie. Widziałam, że robi coś na telefonie. Weszłam do środka, zapięłam pasy, a Bieber ruszył w stronę mojego mieszkania.
- Boję się. - powiedziałam, przerywajac ciszę.
- Dasz radę. Jak wejdziesz i przeżyjesz pierwsze 5 minut, to później będzie dobrze. A jak nie to zadzwoń, przyjadę zrobić porządek. - zaśmialiśmy się oboje.
*******
- A może wejdziesz? - zapytałam, gdy byliśmy już pod budynkiem.
- Może innym razem. - uśmiechnął się.
- Ale i tak kiedyś tam wejdziesz, a ja tego dopilnuję. W końcu, gdy tam wejdę, na pewno zostanę przez Cler zasypana pytaniami, kiedy cię pozna. - za samą myśl, zachichotałam.
- Okey, ale kiedy indziej. Okey?
- No okey. Widzę, że cię nie przekonam. - westchnęłam zrezygnowana.
- Następnym razem. Obiecuję.
- No dobra. To pa. - przytuliłam go poraz ostatni i wyszłam z auta.
Wzięłam swoje torby z tylnego siedzenia. I weszłam do budynku. Szybko pokonałam schody. Stanęłam przed drzwiami, mieszkania mojego i Cler, ale teraz to w sumie naszej czwórki. Powoli otworzyłam drzwi i weszłam do środka.
*******
Wiem, ten jest nudny, ale następny będzie lepszy, zdecydowanie lepszy.
Kocham was,
xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro